Urodziłem się nad Cienką (VI)

Pamięć przywołała dawne obrazy. Oto zagłębiona w terenie rzeczka z brzegami porośniętymi krzewami i drzewami olchy lekkimi zakrętami zmierzająca w kierunku Dzięciołów a dalej Tłuszcza. Na zakrętach rzeczki pod drzewami dołki z głębszą wodą. Tam między korzeniami drzew chowały się sumy, a nawet Szczupaki. A kiełbie kręciły się wszędzie. W tych miejscach z głębszą wodą, latem, chłopcy wszyscy kąpali się. Można było nawet utopić się. Kiedyś utopił się Gieniek (tak właśnie mówiło się — „Gieniek”) Stępowski, kilkunastoletni epileptyk, syn gajowych (“gajowi” — patrz wyżej — to gajowy i jego żona). Pamiętam jak w białej, lnianej płachcie nieśli bezwładne, zgięte w kabłąk ciało.

Urodziłem się nad Cienką (V)

Jadów, dom Ludwika Wiśniewskiego

Jadowski dom w typie drewnianego, parterowego dworku (istnieje do dziś choć w stanie podupadłym) z dwoma pokoikami na poddaszu i jednym w mansardzie z wyjściem na taras będący jednocześnie dachem werandy, od śmierci Dziadziusia w 1942 r. zamieszkiwany był przez wnuka Jego siostry, lekarza Antoniego Perłowskiego z rodziną. Ten młody wówczas kuzyn (od kilkunastu lat już nieżyjący) objął po Dziadziusu placówkę lekarską w Jadowie. Po wejściu armii sowieckiej w domu tym schronili się też bezdomni kuzyni Brudniccy z pobliskiego majątku z Berki spalonego w czasie działań wojennych.

Urodziłem się nad Cienką (IV)

stryjki ulasek oldaki
stryjki ulasek oldaki

Miejsce na wzniesieniu, gdzie stał dom, ziało czarnym dołem dawnych piwnic, a na jego dnie tliły się jeszcze spopielałe szczątki domu i jego wyposażenia. Nad nim unosił się lekki jasny dymek. Drzewa wokół domu, stojące bliżej, spaliły się doszczętnie, stojące dalej były czarnymi zwęglonymi kikutami, sterczącymi na tle nieba. Ocalały natomiast krzaki bzu, gęstwiną otaczające alejkę dojazdową, biegnącą poniżej wzniesienia, na którym stał dom.

Urodziłem się nad Cienką (III)

Czesław Rozmirski
Czesław Rozmirski

Któregoś dnia przejeżdżający drogą motocyklowy patrol niemiecki zauważył nasz schron. Pojazd zatrzymał się i kilku Niemców podeszło do wejścia. Jeden z nich z okrzykiem ,,Banditen! Banditen!” sięgnął po granat. Wtedy Ojciec wytłumaczył mu po niemiecku, że tu nie ma żadnych bandytów, tylko chore kobiety i dzieci, czym go uspokoił i odwiódł od pierwotnego zamiaru. Po chwili Niemcy odjechali. Faktycznie w schronie była chora kobieta – i to bardzo. Tą kobietą była nasza Mama, która od pewnego czasu walczyła z jakąś dziwną chorobą, jakimś zatruciem organizmu objawiającym się ranami na nogach. Teraz leżała w schronie z czterdziestostopniową gorączką.

Urodziłem się nad Cienką (II)

W międzyczasie Niemcy zaczęli się już rozkwaterowywać. Zajęli teren koło stodoły, podwórze, ogród, cięli gałęzie do maskowania samochodów. Wprowadzili się do domu pensjonatowego. Od razu też przystąpili do mycia. Mama musiała im wydać wszystkie miednice, jakie były we dworze. Zachowywali się przyzwoicie. Nikomu krzywdy nie robili. Prosili Mamę o mleko. Ich felczer udzielał naszym ludziom pomocy. Okazało się, że są z batalionu saperów dywizji pancerno-motorowej SS “Wiking”. Rozpoczęli swoje “normalne” wojenne zajęcia. Słyszeliśmy jak wycinają drzewa nad rzeczką. Mówili że niedługo przyjdzie tu wojsko frontowe, będzie tu bitwa i radzili, żeby ewakuować się z nimi na północ.

Urodziłem się nad Cienką (I)

Były też wśród pensjonatowych gości osoby szczególnie miłe gospodarzom i nam – dzieciom. Taką osobą była nasza ukochana Ciocia Oleńka (Aleksandra Jasińska-Nowicka), malarka, później nazwana “Ciotkuszem”. Przyjeżdżała wiosną lub latem i mimo ciężkich przeżyć, jakich doznała uciekając ze Lwowa przed wywózką do enkawudowskich łagrów, a potem do warszawskiego piekła, potrafiła natchnąć wszystkich humorem i optymizmem. Zawsze zostawały po jej pobycie jakieś miłe obrazki, a zwłaszcza portrety dzieci, nie tylko dworskich ale i wiejskich.