Dzień 26 sierpnia 1972 pozostanie w pamięci każdego miłośnika sportu na długie lata. Tego bowiem pięknego, słonecznego dnia oczy całego świata zwrócone były na “Olimpia-stadion” w Monachium. Wspaniałą paradę sportowców, poprzedzającą ich zmagania o medale przeżywaliśmy wszyscy. O czym myśleliśmy widząc grupę naszych ulubieńców przechodzących przed kamerami? Oczywiście o medalach! Posypały się one obficie. Było wiele niespodzianek, a to przecież jest przywilejem sportu. Złote medale Witolda Wojdy, Władysława Komara, Jana Szczepańskiego oraz piłkarzy – to momenty szczególnych wzruszeń. Widząc złote medale sami, choć na chwilę, marzyliśmy o sławie, rekordach i zwycięstwach. Na lekcjach wychowania fizycznego zaczęliśmy dawać z siebie więcej niż dotychczas. Zaczęliśmy konfrontować swoją sprawność fizyczną z marzeniami. Były to sprawdziany surowe, przygotowywane przez prof. Daniela Nowaka. który właśnie tego olimpijskiego lata zaczął pracę w naszej szkole. Każda lekcja pozwalała nam poznać i przeżyć coś nowego, Jedno dobrze wykonane ćwiczenie czy celny rzut do kosza dawały nam zadowolenie i odpoczynek.
Mimo trudnych warunków lokalowych (chłopcy mieli WF na hali “Huraganu”, dziewczęta w szkole) profesor zorganizował dwa szkolne turnieje: siatkówki dla dziewcząt i koszykówki dla chłopców. O potrzebie takiej inicjatywy świadczył fakt, że uczestnictwo w turnieju zgłosiły wszystkie klasy, a sprawa wygrania meczu była punktem honoru. Mecze dziewcząt odznaczyły się urodą, wdziękiem i humorem (może dlatego kibiców nigdy nie brakowało). Równolegle do turniejów dziewcząt chłopcy rozgrywali mecze. Walczyli jak lwy (bez przesady). Każdy występ przeżywali bardzo głęboko (szczególnie ci startujący w grupie, gdzie poziom był bardzo wyrównany). Wynik prawie każdego spotkania był ustalany w ostatnich minutach, co powodowało dodatkowe emocje. Zimowe miesiące tego roku nie wiały nudą. To byłą zima młodych, roześmianych chłopców i dziewcząt, zadowolonych, że nareszcie mogą dobrze wypocząć.
Wiosną 1973 roku nasz sport szkolny wypłynął na szersze, wojewódzkie wody – rozpoczęliśmy mecze w międzyszkolnych zawodach w siatkówce i koszykówce chłopców. Pierwsi grali koszykarze. 1 kwietnia garstka zawodników i sięgających im do ramion (albo jeszcze niżej) kibiców wyruszyła wypożyczonym autokarem na podbój Wyszkowa. Posiadaliśmy również własny serwis prasowy obsługujący czynnie działającą gazetkę sportową. Filarami drużyny byli: Zbigniew Ałaszkiewicz, Krzysztof Mikulski oraz Jarosław Ostrowski, zawodnicy KS Huragan. Chłopcy to obyci w swoim sportowym fachu, rutynowani, których byle co i kto nie nastraszy. Napawało to optymizmem. Podróż upłynęła szybko i wesoło. Chyba nikt nie myślał o meczu. Cieszyliśmy się, że jedziemy, że słońce świeci, że wiosna idzie… Humory nie opuszczały nas nawet tuż przed meczem, w szatni. Zawodnicy wyszli rozluźnieni, weseli, bez tremy. Z miejscowym Technikum Budowlanym wygraliśmy 34:7. Wracaliśmy więc w humorach wręcz niespotykanych. Wszystkie inne sprawy, troski i kłopoty zeszły na dalszy plan. Ważny był odpoczynek, oderwanie się od codziennego, trochę monotonnego żywota.
Tydzień później nasi siatkarze podejmowali drużynę z Liceum Ogólnokształcącego z Piaseczna. Również w tym meczu podporą drużyny byli uczniowie naszego liceum trenujący w KKS Huragan: Dariusz Kielak oraz Włodzimierz Ciuk. Mecz był dramatyczny oraz bardzo zacięty. Pierwsze dwa sety łatwo wygrali goście, co było dużym zaskoczeniem. Naszej drużynie brakowało zgrania. Nie “wychodziły” atomowe ścięcia oraz szczelny blok. Profesor Nowak nie tracił jednak dobrej myśli, podobnie zresztą jak kibice. Rozpoczął się trzeci set. Na początku zdobyliśmy kilka punktów przewagi i wtedy, przy żywiołowym dopingu, w naszą drużynę wstąpił nowy duch. Przyspieszyli akcje, które nabrały dynamiki, skuteczności, fantazji i rozmachu. Wygraliśmy tego seta 15:11. W czwartym secie przeciwnicy nie byli w stanie nawiązać z nami chociażby równorzędnej walki. Wygraliśmy do ośmiu. Remis! Po około dwóch godzinach walki mecz rozpoczynał się od początku. Na sali nie było nikogo, kto nie odczuwał dreszczyku emocji biegnącego po plecach, gdy “nasi” zdobywali punkt po punkcie. Nie było straconych piłek, wszyscy dawali z siebie cały zasób sił, ubogiego doświadczenia i niespożytej emocji. ten set to popis naszej szkolnej siatkówki. Wygraliśmy seta, wygraliśmy mecz. Radościom i owacjom nie było końca.
29 kwietnia koszykarze pojechali do Ciechanowa walczyć o prawo gry w finale wojewódzkim. Tym razem kibiców była spora grupka, ale jakoś pomieściliśmy się w autokarze. Znowu było wesoło i radośnie, choć każdy z nas wiedział, że wygranie choć jednego z czekających nas dwóch meczy będzie dużym sukcesem. Trafiliśmy bowiem na bardzo silne zespoły: z Ciechanowa oraz z Ostrowi Mazowieckiej. Początek nie był zbyt przyjemny, bowiem jednego z naszych czołowych zawodników nie dopuszczono do gry, ponieważ jego legitymacja szkolna była “zniszczona” (według nas nie było to wcale tak bardzo zgodne z prawem). Troszeczkę podenerwowani zawodnicy weszli na boisko, rozpoczął się pierwszy pojedynek. Chłopcy tracili punkt za punktem i mimo ogromnej ambicji wiele nie mogli zdziałać. Nasi trenerzy (prof. Daniel Nowak oraz trener koszykarzy z Huraganu – p. Ryszard Zahn występujący z nami “gościnnie”) robili co mogli, ale i oni, niestety, nie pomagali. Z Liceum Ogólnokształcącym z Ostrowi Mazowieckiej przegraliśmy 94:43. Po dwóch godzinach odpoczynku przystąpiliśmy do drugiego pojedynku. teraz z Liceum Ogólnokształcącym z Ciechanowa. Historia znowu się powtórzyła. Zbyt silni byli przeciwnicy. Prezentowali dobrą kondycję, technikę, a także górowali wzrostem. Przegraliśmy… Myliłby się ktoś, kto myślałby, że wracaliśmy w ponurych nastrojach. O nie! Było wesoło – jak nigdy. Dowcipy sypały się z nas jak z worka bez dna, nasz śpiew słychać było chyba na milę wokoło. Nie należy się załamywać i przejmować porażkami. Ktoś wygrywa, ktoś przegrywa, raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Trudno. Naszym następcom radzimy też śmiać się jak najczęściej i nie dopuszczać do siebie ponurych myśli, to najlepszy sposób na przeżycie porażek.
Siatkarze kariery większej też nie zrobili. Zawiadomienie o meczu półfinałowym przyszło na 24 godziny (!) przed jego terminem. Na zebranie drużyny i zorganizowanie autobusu było stanowczo za późno. Przyjęliśmy to ze spokojem, ale tak nie powinno być.
10, 11 i 12 maja w szkole odbywały się egzaminy maturalne, aby nie przeszkadzać starszym kolegom i koleżankom wyszliśmy na boisko gościnnego KS Huragan. Przez trzy dni każdy nadający się dla nas kawałek ziemi był wykorzystany. Odbywały się najprzeróżniejsze mecze: siatkówki, koszykówki, piłki nożnej. Pierwszy raz w tym roku ukazała się nam “królowa sportu” – lekka atletyka. Zabrakłoby miejsca na opisanie nawet tych najciekawszych konkurencji, więc powiem tylko, że bawiliśmy się doskonale, pogoda dopisała. W organizacji zawodów pomogli Profesorowie liceum, za co im bardzo dziękujemy.
Na dwa dni przed spotkaniem piłkarskim Polska-Anglia, 4 czerwca, uroczyście obchodziliśmy Dzień Święta Sportu. Deszczowa pogoda pokrzyżowała nam szyki – nie mogliśmy przeprowadzić trójmeczu lekkoatletycznego pomiędzy reprezentacjami klas pierwszych, drugich i trzecich. Mimo to był to dzień naprawdę niezapomnianych przeżyć. Najpierw na hali Huraganu odbył się mecz koszykówki chłopców pomiędzy klasą IIa i resztą szkoły. Wygrali chłopcy z drugiej klasy posiadający bardziej wyrównaną drużynę. Potem przeszliśmy na boisko piłkarskie, gdzie wszyscy z zapartym tchem oglądali najpierw mecz dziewcząt: klasy pierwsze pokonały 1:0 resztę szkoły, a potem mecz tegorocznych absolwentów liceum i resztę. Wygrała “reszta świata” 4:2. Rozbawieni i chyba zadowoleni z siebie zeszliśmy po raz drugi do hali, gdzie odbył się finał turnieju koszykarskiego pomiędzy klasą IIa a reprezentacją klas IVa i c. Zdecydowanie wygrali drugoklasiści i oni zdobyli zaszczytny tytuł mistrzowski. Zawody miały uroczysta oprawę: rozdawano dyplomy, był nawet komentator informujący licznych kibiców o tym, co, gdzie, jak i dlaczego.
Dwa dni później obchodziliśmy jeszcze większe święto: Polska pokonała Anglię 2:0! Niespodzianka? Owszem, ale byłoby ich więcej, gdyby sportem szkolnym zajmowano się zawsze serio, nie tylko w kilku ubiegłych latach. Uczestnicząc w zawodach i meczach szkolnych nie tylko rozwijaliśmy się fizycznie. Nabraliśmy również doświadczenia w sprawach współżycia między ludźmi, roli sportu w życiu codziennym oraz tego, że sami tez możemy coś zrobić, tylko trzeba tego mocno chcieć.
Piotr Olbryś
kl. 4a
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours