Szczęśliwym zdarzeniem dla Radzymina było osiedlenie się na stałe z rodziną około roku 1900 Juliana Frydrychewicza, warszawianina energicznego, światłego i pełnego zapału do pracy społecznej obywatela, dobrze sytuowanego materialnie. Dr. Łagowski na 41 stronie monografii przezeń napisanej zaznacza: Pan Julian Frydrychewicz, współwłaściciel młyna parowego na Pradze, wspólnie z księdzem Zefirynem Gutowskim mają przyrzeczony od dziedzica dóbr radzymińskich plac pod budowę ochronki (obecnie zwanej przedszkolem).
Tymczasem widzimy Frydrychewicza prezesem Zarządu Towarzystwa Pożyczkowo Oszczędnościowego i członkiem Zarządu Straży Ogniowej Ochotniczej. Pierwszą zrealizowaną inicjatywa społeczną Juliana Frydrychewicza było założenie w Radzyminie w 1904 roku, przy wydatnym udziale ówczesnego nauczyciela szkoły Teofila Burtatowskiego, Koła Macierzy Szkolnej, dzięki czemu wprowadzono w szkole nauczanie w języku polskim oraz zorganizowano kursy dla analfabetów cieszące się dużym powodzeniem u dorosłych. Do zorganizowania zbożnego zamiaru budowy ochronki Frydrychewicz zabrał się z całą energią, ale zamiast do dziedzica dóbr w sprawie obiecanego planu pod budowę zwraca się do grona współobywateli społeczników: Klemensa Cieślika, Antoniego Rudzińskiego, Tomasza i Władysława Grotów, Pawła Lisieckiego Józefa Łagowskiego, Ludwika Pstrzocha, Józefa Rossy oraz Józefa i Andrzeja Żmijewskich i przy ich pomocy udaje mu się uzyskać uchwałę ogółu mieszczan – rolników m. Radzymina o zrzeczeniu się przez nich praw serwitutów z części osady Gródź i oddaniu jej na własność Towarzystwu Pożyczkowo Oszczędnościowego jako plac pod budowę ochronki. Uzyskawszy po zatwierdzeniu uchwały plac, Frydrychewicz zwraca się do ogółu obywateli po dobrowolne składki na budowę. Wobec w większości wypadków zgłaszania bardzo drobnych składek jak 20, 30 lub 50 kopiejek (1 kopiejka = 2 grosze) prawdopodobnie nie obyło się bez zaangażowania przez poborcę J. Frydrychewicza własnego funduszu.
Niżej podpisany autor niniejszego pamiętnika, jako ostatni prezes likwidator Banku Spółdzielczego Kredytowego w Radzyminie, był w posiadaniu księgi i listy składek, przez co miał możność poznać genezę budowy ochronki. Niestety, te ciekawe dokumenty jaki i inne w czasie ostatniej wojny zaginęły…
Wiadomo wszystkim, jakie w czasach carskich, w czasach ucisku politycznego, były warunki oświaty w Kraju, przez co przy budowie ochronki patriocie Frydrychewiczowi i współdziałającym z nim społecznikom marzyły się szersze idee. Uzyskawszy od ówczesnych władz zezwolenie na budowę oraz środki pieniężne, po zatwierdzeniu planu, sporządzonego gratis przez powiatowego architekta, inż. Ambroziewicza, Frydrychewicz z całym zapałem przystępuje do budowy. Oczywiście ochronka od razu była zaprojektowana i wybudowana z podwyższeniem na scenę, budką na suflera, z salą teatralną (widownią), kilku pokojami na parterze i na piętrze, oraz tamże salą zebrań, Dzień, a właściwie wieczór 20 maja 1907 roku, czyli data otwarcia ochronki dla ogółu w Radzyminie pozostanie w pamięci na zawsze. Widownia pełna publiczności, nastrój uroczysty, wytężony słuch…
Na podium (scenie) w półkole rozsiadły się dzieci, przed nimi rozłożone książki, zeszyty, wycinanki. W pośrodku za półkolem nauczycielka czyta, a starsze dzieci za nią powtarzają: Kto patrzeć umie i czuć, ten widzi jak piękną jest ziemia. Piękna jest ona pod śniegu całunem i w wiosny zieleni i pod złożonymi lata łanami i wśród mgieł i deszczów i jęków wichrowych jesieni. Najpiękniejszą jest ona w harmonii natury z dusza ludzką, przejawiającą się w jej pracy, w czynach wzajemnej miłości i t.d. Utwór ten został specjalnie ułożony przez p. Kobylińską, gościa rejentostwa p.p. Korniłowiczów w Radzyminie.
Motywacja potrzeby ochronki (przedszkola) dla dzieci była warunkiem ułatwiającym w owe czasy otrzymanie od władz zezwolenia na budowę gmachu, ale zaraz ulokowano w nim przeniesione skondinąd Towarzystwo Pożyczkowo Oszczędnościowe, w którym obdarzony pełnym zaufaniem ogółu Julian Frydrychewicz, można powiedzieć był wszystkim, od prezesa do księgowego włącznie. Wkrótce potem obok gmachu ochronki wybudowano na skladnice pasz i zboża dla potrzeb rolników duże magazyny, w których obecnie po przysposobieniu, mieści się Mleczarnia Okręgowa.
Orientując się, że zaistniała sprzyjająca koniunktura, ponieważ naczelne władze finansowe w Petersburgu są przychylnie usposobione do rozwoju drobnych instytucji bankowo-kredytowych z racji, iż główną ich klientelą są rolnicy i rzemiosło, Frydrychowicz, w myśl spowodowanej przez niego uchwały Walnego Zgromadzenia Towarzystwa Pożyczkowo Oszczędnościowego, bezpośrednio zwrócił się z podaniem do Ministra Finansów, a po jego odmowie na imię cara o zezwolenie na otwarcie przy Towarzystwie Pożyczkowo-Oszczędnościowym dla członków tegoż Towarzystwa biblioteki fachowej.
Podobno prawdziwa sensacją było, gdy do gubernialnych władz administracyjnych w Warszawie, celem doręczenia go Towarzystwu Pożyczkowo-Oszczędnościowemu w Radzyminie, nadeszło z Petersburga pożądane zezwolenie. No, ale zezwolenie otrzymane, bibliotekę otwarto i panny Helena i Maria Frydrychowiczówny wraz z broszurami o gryce i rzepaku rozdawały dzieła Henryka Sienkiewicza, Władysława Reymonta i Stefana Żeromskiego. Jak się o tym dowiedziała dalsza okolica, kierownicy placówek finansowych zamęczali Frydrychewicza, domagając się informacji, jak on tego dokonał.
Od tego czasu ochronka, siedziba przeróżnych zespołów i organizacji, stała się dla martwego Radzymina kuźnią pracy społecznej, krzewicielką oświaty i kultury. W okresie, gdy powstał w kraju ogólny zryw do zakładania sklepów spółdzielczych “Społem”, Julian Frydrychewicz zamierzał również na ten cel wybudować dom. Nawet posiadał już budulec i plany budowy, ale upatrzył pod budowę plac, którego nie można było uzyskać, więc musiał zaniechać budowy.
Różnorodna działalność obywatelska Juliana Frydrychewicza stała się głośną pobudką i zachętą dla wielu do naśladowania, toteż była ona sola w oku władz rządowych. Dla bezpośredniego zapoznania bliżej tego mocarza czynu przybył z Warszawy wydelegowany szef kancelarii gubernatora. Wynikiem tej wizyty było stawienie się osobiste Juliana Frydrychewicza u gubernatora barona Korfa. Przy przedstawieniu się gubernatorowi Frydrychewicz z miejsca naraził się na jego gniew przez życie zwrotu “panie baronie”. Ja dla pana gubernator, nie baron – rzekł z mocą gubernator. Podobno był tak obrażony na Frydrychewicza za wszystko, że zagroził mu wysiedleniem za obręb gubernii. Frydrychewicz pewny, że dotychczas nic nie uczynił przeciw prawu, wysłuchał pouczeń gubernatorskich i spokojny wrócił do domu.
Niestety, tego udzielnego obywatela patriotą zmogły wojny, niszcząc jego osobiste zasoby finansowa i zmusiły na starość ciężko pracować jako kasjer i księgowy w miejscowym Zarządzie Miejskim.
Julian Frydrychewicz przez długie lata wydatnie, bezinteresownie pracował dla społeczeństwa, zaniedbując jakoby nawet sprawy bytowe swoje i rodziny. Ogólnie szanowany zmarł, pozostawiając po sobie pamięć zasłużonego obywatela.
Pamiętnik Stefana Garbulskiego
Dzięki Wam odkrywam z pasją Radzymin i pobliskie Zawady, gdzie mieszkam, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA WASZA ŚWIETNĄ PRACĘ i TE ARTYKUŁY ORAZ DAWNE ZDJĘCIA, które są niesamowite!!!