grabicz

Mewy i czołgi

Historia ta, która nas zaprowadzi na daleką wyprawę poza granice kraju, jest prawdziwa, jak wszystko co przekażę w tych szkicach. Bohaterem opowieści będzie człowiek, który uratował życie dziesięciu innym ludziom. Uratował, sam ryzykując, że zginie. Postawił swoje życie na wadze z ich dziesięcioma istnieniami. Ratując ziemską egzystencję dziesięciu obcych sobie ludzi, narażał życie kilkunastoletniej żony, brata i rodziców. Taka jednak była konieczność, taki wybór, taki los życia. Trzeba było chwycić w ręce karabin i skierować lufę przeciwko tym, którzy mordując i niszcząc, chcieli tworzyć nową okrutną Europę. Karabinem Adama w tej bitwie było jego własne bohaterstwo.

6 sierpnia 1944 roku Adam Wrześniewski, mieszkaniec Kobyłki koło Warszawy ruszył z wędką o wschodzie słońca na dzikie jeziora torfowisk. Pełno w nich było tłustych, smacznych sumików kanadyjskich. Bitwa czołgów, która od 30 lipca toczyła się między Kobyłką, Radzyminem, Wołominem, Ossowem a Okuniewem, w dniu 5 sierpnia zakończyła się klęską radzieckiego 3. korpusu pancernego gwardii 2. armii pancernej gwardii. Adam o świcie sprawdził, czy w pobliżu nie ma czołgów hitlerowskich i kryjąc się przy ziemi ruszył na torfowiska. Nie było wówczas tu lasu, który obecnie rośnie między kolonią Stefanówka a torfowiskami. Nie było także na potorfowych jeziorach rezerwatu przyrody, ale nad ich wodami, jak dzisiaj, unosiło się tysiące białych mew. Adam usiadł za krzakami, zarzucił haczyk wędki i wówczas zobaczył poruszającą się na grobli postać radzieckiego żołnierza. Przyjrzał się uważnie i naliczył ich jeszcze pięciu. W każdej chwili mogły tu nadciągnąć czołgi hitlerowskie. Niemcy lornetując z wieżyczek łatwo wykryliby uciekinierów. Adam zapalił papierosa. Wkrótce usłyszał szept idący po wodzie.

– Pan, pan, kurit jest?

Wstał, podniósł wędkę i ruszył w ich stronę. Na grobli zatrzymał go młody lejtnant. Adam podał mu papierosy i wyjaśnił, że tu dłużej nie mogą się ukrywać. Ofiarował im kryjówkę na stryszku własnego domu. Uwierzyli mu, zaryzykowali, powierzyli mu własne życie. Było ich dziesięciu. Lejtnant Sasza i dziewięciu czołgistów z 3. korpusu pancernego gwardii. Adam kazał im ostrożnie przekraść się do uliczki, przeskoczyć ją i schować się wśród drzew ogródka. Pokazał im drogę na strych domu. Musieli wspiąć się po pionowej drabince. Weszli szybko jak koty, wyłuskali sęki w deskach drewnianej ściany, aby mogli w razie potrzeby włożyć w dziury lufy pistoletów. Nikt ich nie zauważył. W południe ojciec, matka, brat Tadeusza żona Kazimiera wyruszyli za tory kolejowe, do spokojniejszej dzielnicy Kobyłki, Antolek. Adam został pod pozorem, że musi nakarmić króliki. Ugotował czołgistom ich pierwszy obiad i umówił się z nimi, że będzie im codziennie przynosił jedzenie.

Klęska była chwilowa. Od wschodu dobiegało dudnienie artylerii radzieckiej. W dniach 30 lipca – 6 sierpnia, na bliskich podejściach do Pragi doszło do jednej z największych bitew pancernych, jakie miały miejsce na ziemiach Polski latem roku 1944. Po stronie niemieckiej brało udział 450 czołgów i dział pancernych. Stanu ilościowego radzieckich czołgów 2. armii pancernej gwardii w chwili rozpoczęcia działań pod Warszawą nie udało się ustalić. Wiadomo jedynie, że w dniu 18 lipca 1944 roku armia ta posiadała 808 czołgów i dział pancernych, a po zakończeniu walk w rejonie Pragi (6 sierpnia) tylko 383 wozy bojowe. Największe straty poniósł 3. korpus pancerny gwardii 2. armii pancernej gwardii. Po bitwie tej w korpusie pozostało zaledwie 59 czołgów i dział pancernych (Włodzimierz Wołoszyn “Na warszawskim kierunku operacyjnym” MON 1964 r. str. 65 i str. 72). Błyskawiczne uderzenie 2. armii pancernej gwardii od Wisły po Okuniew przez 8. korpus pahc. gwardii i 16. korpus panc. gwardii a zwłaszcza przez 3. korpus panc. gwardii w paśmie od Okuniewa i Stanisławowa po Słupno, Aleksandrów, Radzymin i Wolę Rasztowską, wprowadziło w błąd dowódcę grupy armii Środek feldmarszałka Walthera von Modela i dowódcę jego 9. armii, wytrawnego czołgistę gen. Nicolausa von Vormanna a także komendanta Armii Krajowej gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego. Wszyscy oni sądzili, że jest to zasadniczy kierunek uderzenia wojsk 1 Frontu Białoruskiego, wielka ofensywa radziecka, której celem jest błyskawiczne zdobycie prawobrzeżnej Pragi i lewobrzeżnej Warszawy. Każdy z nich w dniach 30 i 31 lipca wydał znamienne rozkazy dla dalszego biegu wypadków.

Dowództwo niemieckie rzuciło do walki z radzieckim 3. korpusem pancernym gwardii pięć swoich doborowych dywizji pancernych, osłabiając przez to nie dość silnie broniony front na linii Wisły od Otwocka i Góry Kalwarii po Dęblin i Puławy. Gen. Bór-Komorowski, wbrew ostrzeżeniom swego dowództwa podjął odpowiedzialną, tragiczną w konsekwencji, kosztującą przeszło ćwierć miliona istnień ludzkich, decyzję rozpoczęcia zbrojnego powstania narodowego zanim wkroczą do Warszawy radzieckie wojska marszałka Konstantego Rokossowskiego.

30 lipca zmechanizowane oddziały 3. korpusu panc. gwardii zajęty Ossów, Kobyłkę, Wołomin, Radzymin. Wbiły się ostrym klinem w pozycje 73. dywizji piechoty, wzięły do niewoli zaskoczonego tym gwałtownym manewrem jej dowódcę, gen. lejt. Franka. Nie udało się jednak czołgom radzieckim sforsować potężnych umocnień, które broniły dojścia do Warszawy Wśród pagórów rembertowskiego poligonu wojskowego oraz w paśmie stupięćdziesięciometrowych wzgórz, ciągnących się od linii kolejowej Warszawa-Białystok przez Górę Horową i Górę św. Antoniego, obok starej miejscowości Chór (dawna pisownia Nur) i strategicznej szosy Warszawa-Białystok, obok Słupna i Aleksandrowa, w stronę wideł Bugu i Narwi koło Serocka. Linię tych fortyfikacji Niemcy zaczęli budować przezornie na wiosnę roku 1940, jak gdyby przewidując bieg wydarzeń historii. Wśród zalesionych wzgórz ukryte byty tam potężne betonowe bunkry, na przedpolach stały żelazne przeciwczołgowe zapory, “jeże”, ciągnęły się pola minowe, rowy przeciwczołgowe, palisady, zapory z drutu kolczastego, spirale typu “Bruno”.

30 lipca, gdy do Kobyłki wjechały pierwsze czołgi radzieckie, Stanisław Kalisiak, szef sekcji saperów AK w Kobyłce ustawił na rynku przed kościołem biało-czerwoną flagę. W ślad za nią wywieszono narodową flagę polską na pięknej barokowej wieży kościoła. Wieża ma pięć pięter a flaga sięgała prawie od jej szczytu po parter. Ostre lipcowe promienie słońca odbijały się od długiego pasma czerwieni. Wieża wówczas jedyna, bo drugą strąciła w roku 1794 artyleria idącego na Pragę feldmarszałka Aleksandra Suworowa, wznosiła się ponad zielenią drzew, widać ją było ze wszystkich wsi i dzielnic należących do Kobyłki, z Jędrzejka, Marety, Maciołek, Choru, Nadmy, Piotrówka, Nadarzyna, Kobylaka, Turowa, Ossowa, Antolka, Sosnówki, Grabicza, Stefanówki. Można ją było dostrzec z sąsiednich wołomińskich Mironowych Górek a może nawet ze wzgórz Wołominka i z dachów domów Wołomina. Na pewno także ze stupięćdziesięciometrowej Góry Horowej, na granicy Zielonki, koło Chóru, gdzie jeżyły się zapory przeciwczołgowe i skąd, z betonowych bunkrów, przedpole walki obserwowali artylerzyści niemieccy.

Flaga wisząca na wieży kościoła wabiła niemieckie messerschmitty. Krążyły nad kościołem, wściekle ostrzeliwując symbol polskiej niepodległości. Chłopcy z miejscowych oddziałów AK jechali na czołgach radzieckich w stronę Nadmy, Choru, Maciołek. Informowali czołgistów, pokazywali im drogę, byli pewni, że z armią radziecką przedrą się przez hitlerowskie fortyfikacje i wkroczą triumfalnie na Pragę i do Warszawy. Nie wiedzieli, że z rejonu wojskowego poligonu rembertowskiego w stronę Kobyłki, Ossowa, Wołomina wyruszyła już część desantowo-pancernej dywizji, Fallschirm-Panzer Division “Hermann Göring”, najsilniejszej dywizji pancernej Wehrmachtu. Przy końcu lipca przybyła ona z Włoch, mając w swych szeregach 15 tysięcy wypoczętych żołnierzy oraz przygotowanych do walki 147 czołgów i 92 działa pancerne. Nie wiedzieli, że szosą Warszawa-Białystok pędziły w stronę Strugi i Radzymina główne siły hitlerowskiej 19. dywizji pancernej, od Wyszkowa na spotkanie 19. dywizji pancernej zbliżała się do Radzymina 4. dywizja pancerna SS a do Wołomina, od wschodu, od strony Tłuszcza i Stanisławowa, ciągnęły główne sity 5. dywizji pancernej SS “Wiking” i 3. dywizji pancernej SS “Totenkopf”. Feldmarszałek von Model i generał von Vormann zastosowali manewr oskrzydlający bohaterski 3. korpus pancerny gwardii 2. armii pancernej gwardii, pewni, że niszcząc go przy pomocy pięciu potężnych dywizji pancernych, doprowadzą do całkowitej strategicznej klęski wojsk marszałka Konstantego Rokossowskiego. Wierzyli jeszcze w to, gdy 31 lipca główne siły radzieckiej 8. armii gwardii zmieniły nagle kierunek natarcia z północnego na zachodni i 1 sierpnia sforsowały Wisłę, tworząc przyczółek pod Magnuszewem. Dopiero 2 sierpnia obserwując błyskawiczny rozwój wydarzeń dowództwo niemieckie grupy armii Środek uświadomiło sobie, że zostało wprowadzone w błąd przez dowództwo 1 Frontu Białoruskiego, którego główne uderzenie wojsk skierowane jest nie na Warszawę, ale na przyczółek na Wiśle pod Magnuszewem, między rzekami Pilicą a Radomką.

3 sierpnia feldmarszałek von Model wydał rozkaz wycofania z walki z 3. korpusem pancernym gwardii 19. dywizji pancernej i przerzucenia jej nad Pilicę, do rejonu radzieckiego przyczółku. Polecił także przeprowadzenie mocniejszego nacisku oskrzydlającego radziecki 3. korpus pancerny, przede wszystkim siłami 4. dywizji pancernej SS i siłami desantowo-pancernej dywizji “Hermann Göring”. Czołgi obu dywizji pancernych uderzyły z wielkim impetem, spychając radzieckie czołgi na rubież Ossów, Stefanówka, Leśniakowizna, Górki. Znajdującym się w okrążeniu czołgistom radzieckim zabrakło materiałów pędnych, zaczęło brakować amunicji. Nastąpiła największa tragedia żołnierza, który nie ma czym strzelać do atakującego wroga.

5 sierpnia bitwa w rejonie Kobyłki i Wołomina zaczęła milknąć, a 6 sierpnia nastąpiło oficjalne jej zakończenie. Dywizja desantowo-pancerna “Hermann Göring” została przetransportowana nad Pilicę w celu zlikwidowania przyczółka pod Magnuszewem. Tego sa-mego dnia 1 armia Wojska Polskiego została przegrupowana do rejonu Magnuszewa i przejęła obronę części przyczółka, walcząc pod Studzienkami. Można by na tym zakończyć tę historię, lecz tu dopiero ma ona początek. Wtedy bowiem zaczęła się tragedia wielu osób cywilnych i żołnierzy. Hitlerowcy zemścili się za wiszącą na wieży barokowego kościoła biało-czerwoną flagę, za pomoc czołgistom radzieckim, jakiej udzielali im chłopcy z AK. Hitlerowskie oddziały SS spaliły część wsi Kobyłka i rozstrzelały kilkanaście osób. Wielu młodych cofało się przed hitlerowcami na radzieckich czołgach. Zginęli razem z czołgistami. Wielu czołgistów ukrywało się w piwnicach domów, na strychach, w grobowcach starego cmentarza w Kobyłce. Bohaterów ratowali bohaterowie.

Miesiąc później, 6 września odezwały się radzieckie działa w Wołominie. Zbliżała się 47. armia radziecka. Dywizje jej 129. korpusu piechoty 9 września zajęły Kobyłkę i Ossów. Czołgi i piechota atakowały te same co 3. korpus pancerny gwardii hitlerowskie linie obronne, ciągnące się od Wesołej, przez Górę Horową i Górę św. Antoniego przez Słupno w kierunku Serocka.

Przeszło miesiąc Adam Wrześniewski i jego żona Kazimiera, narażając życie nosili jedzenie dla swoich czołgistów. Trzydzieści kilka dni napięcia, odpowiedzialności za cudze życie. Raz, gdy Adam wszedł po drabinie na stryszek, nagle na jego spokojnej uliczce Żytniej, zjawiły się trzy hitlerowskie stalowe tygrysy. Czołgiści hitlerowscy weszli do ogrodu, narwali jabłek, spenetrowali cały parter domu, powybijali szyby w oknach, strzelili z parabellum do kotnej królicy, wrzucili ją do czołgu i odjechali w stronę Wołomina. Nie wiedzieli, że dziewięciu czołgistów trzyma ich na muszkach pistoletów. Dziewięciu, bo lejtnant Sasza nie żył od tygodnia. Pewnego dnia w nocy zszedł do ogrodu, rwał jabłka, wsłuchiwał się w huki szrapneli radzieckich. Rozrywały się w pobliżu, a jeden rozerwał się w ogrodzie Adama. Pochowali Saszę w sypkiej ziemi długo nie podlewanego warzywnika.

9 września, gdy do Kobyłki wkroczyły oddziały 47. armii, przewieziono Saszę na cmentarz żołnierzy radzieckich na ryneczku koło kościoła. Potem na wielki cmentarz żołnierzy radzieckich w Warszawie. Dziewięciu uratowanych przez Adama czołgistów ruszyło na front. Jechali czołgami, mając w oczach zachód słońca, nad Odrę, do Berlina. W ślad za nimi podążył i Adam w szeregach 1. samodzielnej brygady moździerzy ludowego Wojska Polskiego. Po zwycięstwie, po powrocie do kraju, został murarzem, później sztukatorem. Gdy przechodzimy ulicą Piękną w Warszawie, gdy wstępujemy kupić książkę do księgarni na Pięknej, podnieśmy oczy i spójrzmy na rysujące się na szczycie domu białe rzeźby artysty rzeźbiarza Leona Machowskiego. Ten symbol życia, budując MDM, trzydzieści lat temu ustawił na tle niebieskiego nieba Adam Wrześniewski

Jerzy Grygolunas
Stolica, 11.07.1982, nr 17

Więcej tego autora:

1 Comment

Add yours
  1. 1
    Tomek

    Ciekawa historia pod kątem ziemi wołomińskiej i mało znanej oraz zbadanej bitwy pancernej. Można by myśleć, że uratowanie, pomoc rosyjskim czołgistom to nie do końca czyn godny pamięci, szczególnie w dzisiejszych czasach i sytuacji politycznej. Jednak to bohaterski akt, w tamtych czasach narażający całą rodzinę, bliskich na niechybną śmierć. Ta historia pokazuje ,że warto pomagać drugiemu człowiekowi mimo wszystkiemu wbrew- jestem dumny z Pana Adama szczególnie, że to mój dziadek….

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.