Na drodze z otchłani

O dobrą wiorstę od stacji Struga na kolejce Mareckiej, zakryty gęstą ścianą zagaju, przytulił się niepozorny wyglądem, a doniosły tem, co się dzieje w jego wnętrzu, „Dom pracy” — dobry dom dla tego dziecka bruku i ulicy i występku, na którem ciąży już surowa ręka pisanej w kodeksach sprawiedliwości. Warszawa ma tych małych, bezdomnych wykolejeńców — legjon. Co świt i co ranek wypełzają z ciemnych, zatęchłych suteren, z nor, gdzie gnieżdżą się „kątem” — z Czerniakowskich, Solców i Powiśla, by rozsypać się po śródmieściu — i żyć. Głód, chłód, nędza — to szkoła przemysłu, jak zdobyć chleb i utrzymać egzystencję; głód i nędza — to droga do kradzieży, występku — i więzienia.

W życiu tego dziecka ulicy jest tragedja — całego społeczeństwa. Perfumowana filantropja i drukowana dobroczynność przechodzi koło niego, zakrywając twarz ręką… A więzienia notują ich coraz więcej, coraz więcej przybywa ludzi z determinacją zbrodni, wytrychu i brauninga…

Na to dziecko z przeszłością, a bez jutra, zwrócił uwagę ,,Patronat nad osobami opuszczającemi więzienie” i korzystając z pokaźnej ofiary, jaką zdobył, urządzając w roku zeszłym „kwiatek”, założył w Strudze „Dom pracy” dla dzieci, karanych już kryminalnie. Dom — o niezmiernej pożyteczności! Wydzierżawiwszy na trzy lała zdała od letnisk, w lesie kawał gruntu z dwoma posesjami, urządził tam Patronat zakład poprawczy, do którego, jak powiedzieliśmy, przyjmowane są wyłącznie dzieci, bądź stojące na progu więzienia, bądź toż już wypuszczone z niego.

Cel — poprawa, system — łagodność, odgrodzenie dobrem słowem, umiejętnem postępowaniem, murem przeszłości od — teraźniejszości. I istotnie, niezwykle dzieje się w tym dobrym „Domu pracy” w Strudze. W środowisku, gdzie skupiły się najburzliwsze, nieokiełznane charaktery, gdzie pojęcie „twoje” utożsamia się z „mojem”, gdzie każdy z tych małych pensjonarzy ma za sobą przeszłość bogatą w kodeksie kryminalnym — jest rygor, ale niema presji, niema surowego oblicza zakładu poprawczego, niema systemu, przypominającego, że „tyś z więzienia!”. Natomiast jest praca, swoboda, ciepło domu, którego żaden z tych tragicznych małych ludzi nigdy prawie nie zaznał i — najdodatniejsze rezultaty.

W obszernych, czystych salach urządzono warsztaty tkackie, sypialnie, pokój do zabawy, pogadanek, nauki. Między dwoma domkami — ogród i gimnastyka. Systematyczność, jak w zegarku: latem o 6, zimą o wpół do siódmej wstawanie, pacierz — i gimnastyka. Potem praca na warsztatach — i śniadanie. Do 12 znów tkactwo, wyrób słomianek, plecionkarstwo — i obiad. Chwila odpoczynku, zajęcia do 3 i pół po obiedzie, praca w ogrodzie, godzina, dwie zabawy — i spoczynek. Ale wszystko to odbywa się bez przymusu, bez tego żelaznego rygoru, lecz ze śmiechem, z pogodą i ochotą. Mali pensjonarze, których jest obecnie 7, pracują już sami na siebie: bielizna i bluzy to praca ich rąk; zbiory przyrodnicze, zielnik, slöjd — to zabawa; czerstwy, zdrowy wygląd —skutek dobrego odżywiania i hygjenicznych warunków.

„Dom pracy” przywiązuje ich tak skutecznie, że kiedy zdarzył się wypadek, iż dwuch wychowańców, sprzykrzywszy sobie początkowo pobyt, uciekło, — w parę dni powrócili, ze łzami prosząc o przyjęcie. Wrażliwa dłoń kobieca, która nimi kieruje, umie patrzeć w to spaczone głowy i serca — nie drażniąc, lecz łagodząc. Do nauki rzemiosł jest instruktor, a chociaż widzi się w „Domu pracy” jeszcze pewne braki, jeszcze to i owo nie urządzone i zorganizowane, jednak, zważywszy, że istnieje on dopiero rok — zasługi jego są niemałe.

Terminu dla pensjonarzy niema. Wówczas, kiedy zakład widzi, że poprawa jest wszechstronna, że pojęcia i charakter uległy radykalnej zmianie, wypuszcza w świat, nie przestając otaczać opieką. „Dom pracy” chce im dać przedewszystkiem pracę, do której ich wprawia; więc bada i patrzy uważnie, do czego który zdradza chęć i zamiłowanie: a są tam talenty i inteligencja nieprzednie: jeden marzy o karjerze muzycznej, drugi o pracy na roli, inny o własnym warsztacie. O powrocie do przeszłości — żaden.

„Dom pracy” nie ma ogrodzeń, nie ma krat, ani wysokich bram. Panuje tam swoboda i ten właśnie system zaufania, wiary w tego człowieka, w którego nikt nie wierzył, pobudzanie jego ambicji i honoru — co za bogaty materjał dla psychologji tych dusz wykolejonych i spaczonych! A wszak są tam 16-letni chłopcy, zawodowi złodzieje, uprawiający kradzieże w pociągach i — utrzymujące swoje kochanki w pierwszorzędnych hotelach! Są tam dzieci o dojrzałych pojęciach socjalnych, o krzywdzie, jaka panoszy się na świecie, o teorji pięknie brzmiących, pustych frazesów i szyldzikowem miłosierdziu…

„Dom pracy” niweluje tę olbrzymią różnicę społeczną i socjalną, między ludźmi z tej i z tamtej strony… Taki jest ten dobry dom w Strudze. Warto, aby społeczeństwo zajęło się nim bliżej i miast budować więzienia — budowało takie „Domy pracy” — dla tego legjonu dzieci urodzonych przez przypadek i żyjących dla wiecznej tragedji.

Czesław Xawery Jankowski

Goniec Poranny
1912, no 531

 

Więcej tego autora:

+ Nie ma komentarzy

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.