Na wsi przez cały rok – plany Granzowa

O ile powietrze wiejskie staje się dusznem dla rolników z zawodu, o tyle coraz więcej nabiera uroku dla tych, którzy oddychają niem tylko przez kilka tygodni w roku. Wielkie miasta wyrzucają na lato tysiące rodzin z wnętrz swoich na świeżą murawę wiejską. Jest to częściowem zrównoważeniem prądu, centralizującego wszystko w wielkich ogniskach życia i nadającego im coraz większe rozmiary. Inteligencya i kapitały spływają wszelkiemi drogami do wielkich miast. Niechże przynajmniej cząstkę tego odda miasto wsi w ciągu lata.

Nieraz zastanawiano się nad sposobami zapobiegania szkodliwym następstwom tego prądu. Jednym z takich, sposobów jest budowanie domków wiejskich w pobliżu miasta. Dzienniki warszawskie doniosły niedawno, że w Wołominie pod Warszawą, ma stanąć za inicyatywą p. Granzowa, całe zbiorowisko domów mieszkalnych, które ludziom pracującym w Warszawie umożebnią przemieszkiwanie na wsi przez rok cały. Co zaś ważniejsza, przedsiębiorstwo to zorganizowane ma być w ten sposób, iżby rodzina, zamieszkująca dom taki, mogła, spłacając należytość ratami, nabyć go z czasem na własność.

Natychmiast odezwały się głosy, krytykujące ten pomysł. Dowodzono, że miejscowość nie przedstawia wiele dogodności, że warunki kupna będą dla nabywców uciążliwe w porównaniu z możnością nabycia ziemi w bezpośredniem sąsiedztwie, i że wobec tego na powdzenie całego planu liczyć nie można.

Nie oglądaliśmy obszaru, na którym ma stanąć osada p. Granzowa, nie porównywaliśmy projektu amortyzacji, naszkicowanego w dziennikach, z rzeczywistemi cenami ziemi pod Radzyminem. O słuszności czynionych zarzutów wyrokować nie chcemy. Wiemy tylko, że ile się stanie, jeżeli niedostatki, jakie zamiar p. Granzowa mieć może, staną się przyczyną zaniechania samego pomysłu. Sądzimy, że w właściwą ujęty formę, mógłby on być pożytecznym. Warszawa należy właśnie do owych ognisk, wabiących ku sobie ludność i rozrastających się kosztem wsi i miast mniejszych. Ze względu na zdrowie jej mieszkańców byłaby taka tranzlokacya krokiem zbawiennym. Wszak mamy dziś już ogromne dzielnice, nie posiadające ani kawałka trawnika. Dalszy rozrost miasta pogorszy tylko te stosunki. Skoro więc pewna liczba rodzin, nie porzucając zarobku, może przenieść się w warunki pomyślniejsze, należy jej życzyć, by nic temu nie stanęło na przeszkodzie.

A może to życie w domkach wśród ogrodów, pod cieniem sosen lub brzóz, wpłynie i na usposobienie mieszkańców. Jeżeliby te zmienione warunki bytu rozbudziły zamiłowanie przyrody i wywołały zwrot ku zwyczajom sielskim, powitalibyśmy to życzliwie. Wiek XIX przetwarza narody z właściwą sobie szybkością w wielkie gromady mieszczuchów. Nie pogniewamy się, gdy na tem polu nastąpi częściowa reakcya.

Tadeusz Smarzewski
Ateneum – pismo naukowe i literackie
wyd. i red. H[erman] Benni. (1895) T. 3 (79) z. 9
fragment artykułu

Więcej tego autora:

+ Nie ma komentarzy

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.