Przemysł a filantropia

Pociąg kolejki mareckiej zatrzymał się na przystanku Pustelnik. Z okien wagonu roztacza się widok na grupę budowli, w pośrodku których strzela kłębami dymu wysoki komin fabryczny.

— Cegielnia? — zapytuję podróżnego, który na tejże stacyi wsiadł do wagonu.

— Nie, panie — słyszę uprzejmą informacyę — te zabudowania należą do Towarzystwa akcyjnego fabryki parowej dachówek żłobionych patentowanych „Pustelnik”. Została założona w roku 1892 przez grono obywateli ziemskich, celem wyrabiania dachówek systemu szwajcarskiego, które szybko zyskały uznanie wszystkich pragnących mieć najpraktyczniejsze pokrycie dachów. Fabryka „Pustelnik”, w miarę coraz większego rozwoju, w roku 1900 przeszła na własność Towarzystwa akcyjnego z kapitałem zakładowym 700,000 rubli. Zastosowano w niej wszelkie najnowsze wynalazki i maszyny. Dziś konkuruje z dachówkami zagranicznemi, a jego wyroby zostały odznaczone najwyższemi nagrodami na wystawach przemysłowo-rolniczych w Lublinie, Berdyczowie, Wilnie, Petersburgu, a ostatnio na wystawie częstochowskiej. Jeżeli pana interesują szczegóły, zarząd i kantor fabryki w Warszawie, przy ul. Kopernika 11, nadeśle mu bezpłatnie cennik ilustrowany.

— Gustowny kiosk „Pustelnika” i gablotę w pawilonie głównym — wtrącam — widziałem na wystawie. Przytem mówiono mi, że fabryka bezinteresownie pokryła Dom Przemysłu Ludowego na wystawie.

Mój towarzysz potwierdził ruchem głowy.

— Mieszkam w tych stronach — ciągnął — i jestem dokładnie wtajemniczony w osnowy działalności nie tylko przemysłowej, lecz i społecznej zarządu „Pustelnika”. Bo, uważa pan, w czasach dzisiejszych, nacechowanych pewną niechęcią pracowników do kapitalizmu wogóle, niełatwą jest rzeczą umieć sobie zaskarbić prawdziwą przychylność sfer robotniczych. Należy podkreślić także, iż zarząd fabryki, o której mowa, z panem Janem Ułanickim, jako dyrektorem zarządzającym, w epoce krytycznej, jak obecna, umiał nader szczęśliwie połączyć względy produkcyi intensywnej z dbałością z o kulturalną korzyść rzeszy robotniczej. Mam tu na myśli wzorowo urządzoną szkołę dla dziatwy pracowników „Pustelnika”, a wiemy, niestety, w jak strasznem zaniedbaniu znajdują się latorośle większej części rodzin, pracujących w okolicach podmiejskich.

— Jest tu zatem szkoła?

— Tak. Zarząd stworzył ją własnym kosztem przed trzema laty niespełna, pierwotnie jako ochronkę. W czasie nieobecności rodziców, zajętych pracą poza domem, dziatwa robotnicza w szkole, oddanej pod opiekę specyalistek, korzysta z opieki niemal macierzyńskiej. W zakładzie tym znajduje wszystko, co sprzyja jej rozwojowi umysłowemu i fizycznemu. Ów tłum maleństw, wychowywany na „porządnych ludzi”, w przyszłości wyrośnie na pożytek społeczeństwa. Program, Ściśle stosowany do wymagań pedagogii, atmosfera rodzinna, rozrywki i obchody świąteczne tworzą całość, doskonale przystosowaną do istotnych potrzeb dziatwy tej sfery. Więc nie dziw, iż ogół pracowników „Pustelnika” żywi szczerą wdzięczność dla hojnych ofiarodawców, ożywionych chęcią przyczynienia się do dobra społecznego.

Mój wymowny nieznajomy wysiadł na następnej stacyi.

— Szczęść Boże, dobrym zamiarom! — pomyślałem.

PRZYGODNY

Tygodnik Ilustrowany
1909, Nr 39

Loading

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.