Ś. p. ks. Henryk Łebkowski

Z Cygowa (dekanatu radzymińskiego). — „A przyjedź, proszę cię, z mową na mój pogrzeb.” Tak mówił na pewien czas przed swoją śmiercią kolega seminaryjny, ks. Henryk, do niżej podpisanego, gdy go ten w jego ciężkiej chorobie odwiedzał. Telegramy zwiastowały, że ks. Henryk nie żyje. Umarł 2 stycznia r. b. a 30 tegoż miesiąca po nabożeństwie głównem, odprawionem przez dziekana, ks. kanonika Kozłowskiego, stanąłem na ambonie, aby zadość uczynić prośbie zgasłego kapłana.

Ś. p. ks. Henryk urodził się 15 grudnia roku 1864, we wsi Łebkach, powiatu ciechanowskiego, z Jana i Wiktoryi z Kocięckich, małżonków Łebkowskich, szlacheckiej rodziny, z dawien dawna osiadłej w Łebkach. Wzięty do Warszawy przez znanego kapłana Towarzystwa Dobroczynności, ojca Filipa, Bernardyna, swego stryja, uczęszczał do gimnazyum II-go, poczem w roku 1883, pamiętnym przybyciem do Warszawy Najdostojniejszego naszego Arcypasterza oraz objęciem regensury w seminaryum metropolitalnem przez ks. kanonika Wł. Magnuskiego, wstąpił do tegoż zakładu. Skromny, pracowity alumn powiększył szeregi kapłańskie w roku 1888, naprzód jako wikaryusz w Jeżowie, później w Łęczycy, następnie u ś. Trójcy w Warszawie, skąd awansowano go na wikaryat św. Aleksandra.

Zdrów, silny, a sympatyczny kapłan, w owym czasie przytulił do siebie młodszego brata, również kapłana, ś. p. Felicyana, który z zawiązkiem gruźlicy, opuściwszy wikaryat kucieński, zamieszkał przy Henryku. I odtąd datuje się upadek sił ks. Henryka. Robak gruźliczny czynił dzieło zniszczenia, któremu nie zaradziło mianowanie ks. Henryka proboszczem naprzód w Zerznie, w sąsiedztwie Pragi, ani wyjazd do Meranu, ani ostatnie probostwo w Poświętnem, urzędownie Cygowem zwane, dokąd wraz z bratem, jako wikaryuszem, przybył po to, by brata w roku 1898 pochować i samemu ledz do grobu wspólnego. Ciężko chorował. Na parę lat przed śmiercią msze ś. odprawiał zimą w mieszkaniu, latem w kościele, tylko czytane — od 13 zaś miesięcy wcale się z plebanii nie wydalał, przy ołtarzu stać nie mógł, przeto zasilany był Eucharystyą ś. co niedziela i święto przez wikaryuszów, którym, w liczbie czterech przez cały czas pobytu ks. Henryka na probostwie cygowskiem posługę czyniącym, należy się publiczna, serdeczna podzięka. Lud tu widocznie niedobry. Niechętnie przyjął chorego proboszcza, niechętnie słuchał jego głosu, wyczekiwał jego śmierci, i gdy te nastąpiła — rzecz dziwna — zachował się z dziwną obojętnością. Gdym przybył nocną porą, dążąc na pogrzeb, na stacyę Tłuszcz, otoczyło mię paru kmiotków, zawodowych wożniców, ofiarując swoje usługi w odwiezieniu za cenę 8 złotych. Wtem przysuwa się kobiecina pewna i rzecze: — To dobrodziej jadą na pogrzeb! Właśnie mąż mój wyjechał po mnie, a mieszkamy tuż pod Poświętnem, moglibyśmy jegomościa zabrać. — A ile byście chcieli? — Droga pożal się Boże! tak choćby dwa rubelki. — Były i łzy, — to łzy rodziny, przyjaciół, licznie przybyłych, oraz garstki kolegów i sąsiadów. Przy wprowadzeniu do kościoła w przeddzień pogrzebu uczcił zmarłego sąsiad i kolega, ks. Mikołaj Bojanek, zaś na cmentarzu pożegnał imieniem obywateli, kapłanów, rodziny i grona życzliwych sąsiad i kolega ks. Józef Zimiński. I wznosi się na cmentarzu w Poświętnem pomnik proboszcza z wikarym, dwóch braci, którzy za życia grób sobie uczynili i stosownym napisem opatrzyli. Requiescant in pace.

Ks. Wł. Żaboklicki

Przegląd Katolicki
Nr 12, rok 1902

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.