Szwadron kawaleryi nieprzyjacielskiej w rynku

Przed wieczorem odkomenderowano nasz szwadron, który drogą ku Dobremu się posunął. Uszliśmy z milę drogi w tym kierunku, kiedy w lesie nas zatrzymano, kazano zsiąść z koni, karmić konie i żołnierzom się pożywić. Rozpalono  pospiesznie ognie i wzięto się do gotowania. Miejscowość była dogodna, drzewo i woda znajdowały się w bliskości; tu staliśmy kilka godzin, nareszcie kapitan, zwoławszy nas oficerów, wyjaśnił plan wycieczki, a raczej napadu, jak i mieliśmy zrobić. Rzecz się tak miała: w miasteczku Jadowie stać miał szwadron kawaleryi nieprzyjacielskiej w rynku, placówkę miał wysuniętą przed miasto i rozstawione widety; chodziło zatem o to, by go z dwóch stron zaatakować. Kapitan dał rozkaz porucznikowi Brzosce, by zatrzymawszy się w ukryciu, później gościńcem zwolna postępował z plutonem jaknajciszej; kapitan zaś miał obejść dalej z tyłu ów posterunek z 3-ma plutonami, a gdy trębacz da sygnał do ataku, by równocześnie porucznik Brzoska galopem z frontu na placówkę uderzył.

Przewodnik siadł na małego konika i zrównał się z kapitanem. Maszerowaliśmy jakąś wąską drożyną w las, mrok się zrobił zupełny, a że z lancami trudny marsz po lesie, kazano więc wziąść broń do flanku. Tak maszerowaliśmy około godziny, nareszcie, ukazało się przecież pole, a niedaleko łuny ognisk w miasteczku. Pospieszaliśmy, ile było można. Jeszcze do miasteczka nie doszliśmy, gdy się już dały słyszeć strzały. Kapitan, nie chcąc narazić Brzoski na walkę o nierównych siłach, kazał zatrąbić do ataku. Galopem puściliśmy się do miasta, ale już szwadron wrogów był w zupełnej rozsypce. Jako łup, dostało nam się 17 koni i 3 ludzi, którzy, jak się zdaje, sami dobrowolnie oddali się w niewolę, bo podczas ciemnej nocy łatwo im się było schronić. Było w tern spotkaniu kilku żołnierzy nieprzyjacielskich rannych, czy zabitych, trudno było wśród nocy sprawdzić, czas też naglił do pośpiechu.

Nie zatrzymując się, otrzymał jeden pluton rozkaz zabrać powodowe konie i maszerować naprzód, a kapitan z 3 plutonami trzymał aryergardę na wypadek pościgu. Przewodnik prowadził najbliższą drogą do gościńca, z którego zeszliśmy. Rano przyszliśmy pod Dobre, znużeni całonocną poniewierką i stanęliśmy na oznaczonem dla pułku miejscu. Tu wzięto się spiesznie do paszenia zmęczonych koni, a że i furgony tu zastaliśmy, o furaż i żywność nie było kłopotu i spiesznie je wybrać było można, bo szwadrony naszego pułku jeszcze nie nadeszły z pod Liwa.

Co do naszej nocnej wyprawy, okazało się w sprawozdaniu, że porucznik Brzoska, maszerując zwolna ku miastu, spotkał patrol ztamtąd wysłany, a po wymianie strzałów, wiedząc, że nastąpi atak z przeciwnej strony, popędził za ustępującym patrolem, który razem z placówką w nieładzie wpadł do miasta. A gdy i z przeciwnej strony atak nastąpił, ujrzeli się Moskale otoczonymi, a nie namyślając się długo, wszystko poszło w rozsypkę. A rozsypali się tak zręcznie dlatego, że stali tu we dnie, znali kierunek dróg i z tej przyczyny małe stosunkowo ponieśli straty. Z naszej strony było tylko dwóch żołnierzy lekko rannych.

Winienem tu nadmienić, że cała ta nocna wyprawa mogła nas wiele straty kosztować, bo posterunek, na który napadliśmy, stanowił szwadron konno-litewskiego pułku ułanów, który tak mało różnił się w umundurowaniu, że nawet wśród dnia możnaby go wziąść za nasz pułk, i siedział na koniach także kasztanowatych, łatwo zatem mogło się wydarzyć, że wśród ciemnej nocy albo błędnych świateł, byłoby zaszło zamieszanie i swoi między sobą mogli się byli wykłuć; szczęściem więc było, że poszli w rozsypkę i nie przyszło do starcia.

Nadeszły nasze szwadrony zmęczone, ponieważ od dnia wczorajszego z koni nie zsiadały, pełniąc różną służbę obozową. Wzięto się przedewszystkiem do żywienia koni, kazano rozpalić ognie i gotować posiłek. Nie było czasu do stracenia, bo już w oddaleniu słyszeć się dawały strzały armatnie. Strata w dniu wczorajszym pod Liwem wynosiła 2 ludzi i 3 konie, w niepotrzebnej asekuracyi, jak się to wyżej powiedziało. Z nocnej zdobyczy, której nam szczerze winszowano, rozdzielono po szwadronach konie, a wzięci do niewoli żołnierze zaraz się do pułku zwerbowali. Ze zaś mieliśmy straty w dniu poprzednim w zabitych, a nasz szwadron wskutek nocnej wyprawy miał dwóch rannych, znalazły się luki do ich pomieszczenia, Odchodziły furgony, a nasi ranieni żołnierze prowadzili przy nich powodowe konie pod dozorem naszego dawnego wachmistrza, któremu także z tej zdobyczy dostał się koń, a właśnie bardzo go potrzebował.

Usuwały się wszelkie pociągi pospiesznie, bo już i strzały ręcznej broni słyszeć się dawały; pokazywały się oddziały nasze różnej broni z lasu i zajmowały wskazane stanowiska. Przeszły dwa bataliony 8-go pułku liniowego przed nami, z któremi powitaliśmy się serdecznie, bo od początku byliśmy razem. Wszystkie siły ciągnęły na lewo i ustawiały się na polach Dobrego, a my trzymaliśmy lewe skrzydło.

Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów byłego wojska polskiego
Leopold Szumski
1892

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.