Zaledwie istnieć zaczęła nowa instytucya w roku bieżącym zawiązana pod nazwą „Kasy literatów i dziennikarzy w Warszawie,” a wnet ze strony społeczeństwa doznała serdecznego przyjęcia: snadź tej instytucyi uczestnicy, korporacyę ludzi pióra tworzący, zjednać sobie zdołali przez szereg długich lat sumiennej dla ogółu pracy tegoż ogółu poważanie i sympatyę. Dość wspomnieć udział publiczności w inauguracyjnym „wieczorze literackim” aby się przekonać 0 tej rzeczywistej sympatyi, jaką „literaci i dziennikarze” w Warszawie (no, i po za Warszawą) zdobyli. Jednym z wielu dowodów tej sympatyi (dowodów faktycznych i realnych) jest dar, na rzecz Kasy złożony przez Pp. Bronisława Krasuskiego, właściciela dużych posiadłości ziemskich pod Warszawą. W d. 21 marca b. r. w mieszkaniu prezesa Kasy, Henryka Sienkiewicza, na posiedzeniu komitetu odczytano ofertę pana Krasuskiego, który wystąpił z ofiarą willi (morgą gruntu) dla Kasy literackiej. Komitet Kasy dar ten przyjął i w imieniu nas wszystkich ofiarodawcy należne podziękowanie złożył.
W piękny dzień październikowy, wziąwszy moją „Migawkę* do ręki — to mój towarzysz nieodstępny. aparat fotograficzny „Kodak” – wyjechałem koleją petersburską o dwie stacye od Warszawy. W Zielonce wysiadłem i skierowałem się w stronę willi, którą w części uważam za swoją własną obecnie. Nazwałbym ją „Adamówką”, nie dlatego, broń Boże, iż sam noszę imię Adama, lecz pod wezwaniem wielkiego Adama Mickiewicza, którego pamięć zapewni willi powagę i uczyni ją dla każdego miłą i drogą.
Na wzgórku wyniosłym, skąd piękny roztacza się widok, stoi niewielka, ale ładnie zbudowana willa. Słońce oblewało ją swymi złocistymi promieniami, a cisza cudnego dnia jesiennego podnosiła jeszcze wdzięk tego miłego domku. ktory ma zaludnić ktoś z kochających naturę i wrażliwych na jej urocze piękno… Domek wykończono właśnie wewnątrz. Pokoje ładnie wytapetowane, radośnie witają przybysza. Zdają się mówić do mnie: – Zamieszkaj tu, a będzie ci w tym kąciku dobrze: sił nabierzesz, i odpoczniesz, i wyobraźnię odświeżysz. Z ganku widać w pobliżu wijącą się linię kolejową (w pół godziny jest się stąd w Warszawie), widać dąbrowę z prawej strony, zamykającą widnokrąg, a z lewej rysują się inne wille, które rosną tu, jak grzyby po deszczu.
Wsparty o ganek, puściłem wodze myśli… Dobrze tu będzie pracownikowi pióra, gdy zamieszka w willi… Nikt mu nie przeszkodzi w zajęciu; literat może tu, korzystając ze spokoju wiejskiego, uspokoić nerwy, a nawet stworzyć coś bardzo ładnego… Kto wie, wróżba moja może się spełni… Potem oddaliłem się od domku i zdjąłem jego widok, który dla Tygodnika przeznaczam…
Zdala usłyszałem świst lokomotywy, więc przyśpieszyłem kroku i, siadając do wagonu, uśmiechnąłem się mimowoli do tego domku, który tak milutko w blasku słonecznym wygląda. Po prostu: zaprasza do siebie…
Adam Dobrowolski
Tygodnik Illustrowany
R.40, nr 47 (18 listopada 1899)
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours