Bogactwo rocznic historycznych w 1994 r. sprawiło, że jedna z nich – 50-lecie wyzwolenia Wołomina – przeszła zupełnie nie zauważona. Dla wołominiaków pamiętających jednak te lata było to wydarzenie wielkiej wagi. Po ponownym zdobyciu Wołomina przez Niemców 3 sierpnia 1944 r. w mieście zapanował terror hitlerowski. 15 sierpnia cała ludność miasta została wysiedlona za tory kolejowe, do osiedli Sławek, Wołominek i Górki Mironowskie. Uchylający się od przesiedlenia byli natychmiast rozstrzeliwani, w najlepszym wypadku wysyłani do obozów pracy w III Rzeszy. Wszyscy młodzi mężczyźni zdolni do pracy fizycznej byli zatrzymani podczas przechodzenia przez tory i kierowani do pracy przy budowie niemieckich fortyfikacji polowych. Natomiast podejrzani o współpracę z armią radziecką podczas bitwy pancernej o Wołomin i Radzymin byli rozstrzeliwani.
1 września Niemcy wypędzili na zachód całą ludność Wołomina, opieszałych lub ukrywających się przed ewakuacją – rozstrzeliwali. Wołomin przekształcił się na silnie ufortyfikowany ośrodek oporu 9 i 2 armii niemieckich broniących linii Sokołów Podlaski-Stanisławów-Wołomin. Przez długi okres Rosjanie jednak nie nacierali, wstrzymani bowiem zostali rozkazem Stalina, który nie zamierzał pomagać Powstaniu Warszawskiemu. Dopiero w końcu sierpnia na froncie przed Warszawą coś drgnęło. Dowódca i Frontu Białoruskiego marsz. Konstanty Rokossowski na polecenie Kwatery Głównej opracował plan natarcia na Wyszków i Pułtusk, by przy współdziałaniu z II Frontem Białoruskim rozbić znajdujące się w międzyrzeczu Wisły i Bugo-Narwi siły niemieckie i podjąć natarcie na linię Narwi i Wisły na północ od Modlina. Zgodnie z jego rozkazem 70 armia radziecka miała wyzwolić Radzymin, a 47 – Wołomin. 28 sierpnia jednostki 47 armii zbliżyły się do Wołomina, w dwa dni później oddziały 70 armii zdobyły Radzymin. W rejonie Wołomina broniły się oddziały dywizji “Totenkopf” i 1 dywizji kawalerii węgierskiej. Niemcy bronili się uporczywie, zdawali sobie bowiem sprawę, że Wołomin jest kluczową pozycją na drodze Rosjan do Warszawy.
O walkach pod Wołominem pisał płk. Timofiej A. Dołbanosow, dowódca 1281 pułku piechoty 47 armii. Jego relacja, zapewne ocenzurowana w dawnym ZSRR, z pewnością upiększa przebieg walk, jest jednak dokumentem historycznym o znacznej wartości. Oto co pisał radziecki dowódca.
O świcie mieliśmy wznowić natarcie. Do mojego pułku przydzielony został pułk artylerii samobieżnej i pułk artylerii ciężkiej. Celem natarcia była wieś Krzywica koło Mińska Maz. a następnie Wołomin odległy od nas o 30 km. 20 sierpnia po krótkim przygotowaniu artyleryjskim pułk wspólnie z oddziałami przydzielonymi przełamał obronę nieprzyjaciela na południe od Krzywicy, opanował ją i rozwinął natarcie w kierunku Wołomina. Zawiązały się krwawe walki trwające 12 dni. Dopiero 3 września, po odparciu 20 kontrataków, pułk uchwycił północny skraj Wołomina. Przed nami znajdowała się ostatnia linia obrony Niemców. Trzy transzeje wykopane do pełnego profilu, z rowami łącznikowymi, stanowiskami ogniowymi i schronami (Resztki tych okopów można do dziś znaleźć w lasach między Wołominem a Czarną – L. P.). Dowództwo dywizji dążyło za wszelką cenę do opanowania tej pozycji i zdobycia miasta prosto z marszu. Jednakże żołnierze byli śmiertelnie zmęczeni. Potrzebowali jakiegoś moralnego wsparcia i specjalnej zachęty. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy, że atak poprowadzą osobiście dowódca pułku i jego zastępca do spraw politycznych.
Atak z początku rozwijał się pomyślnie. Dość szybko udało się opanować pierwszą transzeję nieprzyjacielskiej pozycji. Teraz trzeba było zdobyć drugą i trzecią i całkowicie złamać opór wroga, lecz niespodziewanie przed nami w niewielkiej fałdzie terenowej pokrytej krzewami pojawiły się niemieckie czołgi. Szły na pełnych obrotach. Zrozumiałem, że Niemcy przygotowują się do kontrataku, że będą usiłowali wyrzucić nas z pierwszej transzei. Jeżeli udałoby się nam odeprzeć kontratak i zmusić nieprzyjaciela do odwrotu, mielibyśmy szansę wjechać na hitlerowskich plecach do miasta. Wydałem rozkaz do odparcia czołgów. Wszystkie przeciwpancerne środki miały zająć stanowiska, a pododdziały piechoty czekać w gotowości do podjęcia walki wręcz. Dookoła słychać było szczęk odłamków i ostry świst kul. Z transzei wyskakują Niemcy, najpierw pojedynczo, potem gęstą tyralierą, wyrównują szyk w marszu i szybkim krokiem zbliżają się do nas. Nadszedł czas. Wydałem rozkaz do ataku i wyskoczyłem z transzei. Rozglądam się: w lewo i w prawo ode mnie sunie długa linia tyraliery. “Hurra!” krzyknąłem i pobiegłem w stronę niemieckiej tyraliery. Setki głosów zawtórowało. Wyprzedzają mnie już żołnierze z lewej i prawej strony, znajduję się jakby w pierścieniu.
Atak skończył się pełnym sukcesem. Chodzę po zdobytej transzei, strzepuję ze spodni i munduru grudy błota i ziemi. Z satysfakcją zapalam papierosa. Nagle bliski wybuch targnął powietrzem. W oczach mi pociemniało i otoczyła mnie czarna mgła. Z ciemności wyłania się twarz mojego zastępcy do spraw politycznych. Mówi coś do mnie, czego nie rozumiem i pokazuje ręką w stronę nieprzyjaciela. Nowy silny wybuch i znów ciemna mgła i niesamowity dźwięk w uszach. Straciłem przytomność. Odzyskałem ją dopiero w batalionie medycznym.
Bohaterem bitwy był st. sierżant Szagien Sarkistan, który granatami unieruchomił dwa niemieckie czołgi. Tego dnia Niemcy stracili w sumie siedem czołgów. Z opisu Dołbanosowa wynika, że cała walka rozegrała się w laskach między Nową Wsią a Czarną. Stąd Rosjanie wkroczyli do Wołomina. Było to 6 września 1944 r. Okupacja niemiecka w Wołominie dobiegła końca.
Wieści Podwarszawskie
R.4, 1994 nr 44 (194) (6 XI)
+ There are no comments
Add yours