napad reczaje

Zabójcy z Ręczaj zidentyfikowani po stu latach

Sprawa zabójstwa wójta gminy Ręczaje z roku 1917 to temat intrygujący, choć znany raczej lokalnie i to wyłącznie dzięki pomnikowi postawionemu w miejscu, w którym zginął urzędnik. Napis na nim głosi: “Tu legł z ręki zbrodniczej 12-X-1917 Ś.P.  Paweł Kurek – wójt gminy Ręczaje. Cześć jego pamięci”. Do dziś sprawcy tego czynu pozostawiali nieznani, ale… jeden z nich w 2010 roku ujawnił się sam, podając przy okazji personalia swoich towarzyszy. Sprawy nie ułatwiał fakt, że czas zatarł w jego pamięci nazwę miejscowości, w której dokonali napadu.

Wśród obszernych wspomnień wstępem do interesującego nas tematu wydaje się ten fragment:

Po ogłoszeniu aktu 26-go listopada nie widzieliśmy już dla siebie odpowiedniego pola „do pracy” w Lublinie i zdecydowaliśmy z się całym Oddziałem Lotnym przenieść do Warszawy. Nie pamiętam już, jakie motywy mną wówczas kierowały, kiedy zaproponowałem swym współtowarzyszom z Oddziału Lotnego utworzenie organizacji dla walki zbrojnej z Niemcami i na jakim etapie po określaniu się listopadowych celów Niemiec fakt ten nastąpił. Wiem natomiast, że moja propozycja wydała się moim współtowarzyszom w tym stopniu naturalna i zrozumiała, że nie zachodziła w ogóle potrzeba jakichkolwiek dyskusji. Wprost przez przypadek wypowiedziałem pierwszy myśl, która tkwiła już w głowach wszystkich. Sądzę, że przyczyn tej jednomyślności szukać należy w fakcie, iż w naszej grupie, tak zresztą jak w całym obozie Piłsudskiego, nie było orientacji na…, lecz świadomość istnienia trzech wrogów, o kolejności walki z którymi decydował jedynie układ warunków. Gdy warunki do podjęcia walki z Niemcami, w naszym rozumowaniu, dojrzały, walkę tę podjęliśmy. (…) Oczywiście, dla wprowadzenia w życie naszych zamierzeń trzeba było przede wszystkim środków. Zdobyć je mogliśmy tylko na nieprzyjacielu. Nie było jednak mowy, aby można było je zdobyć pod firmą PPS, którą widzieliśmy jako przyszłą bazę naszego działania. Trzeba było się zdobyć na walkę anonimową. Powiedzieliśmy sobie, że w wypadku wsypy figuralnie występować będziemy jako bandyci.

Autor szybko przechodzi do szczegółów akcji:

Do akcji „Piotr” wybrał mnie – działałem wówczas pod pseudonimem „Szymon” – i Landego – pseudonimu nie pamiętam. Obiektem akcji miały być pieniądze z przymusowej, o ile sobie dobrze przypominam, karnej rekwizycji koni w powiecie radzymińskim, ulokowane w kasie gminnej we wsi, nazwy której już nie pamiętam. Pojechaliśmy kolejką do Radzymina i następnie piechotą do owej wsi. Gdy przybyliśmy na miejsce zapadał zmierzch. Zgodnie z dyspozycją „Piotra” ja wpadłem do budynku kasy gminnej, gdzie znajdowała się kobieta z kilkuletnim synkiem, a „Piotr” z Landym poszli po wójta, aby zmusić go do otworzenia kasy. Gdy go prowadzili na miejsce, wyrwał się i zaczął uciekać. Skoro na okrzyki stój nie zatrzymał się, Landy na rozkaz „Piotra” strzelił za uciekającym trafiając go, po czym – po wydobyciu klucza – „Piotr” wpadł do kasy, pozostawiając Landego na straży, na zewnątrz. Kasy nie udało się jednak otworzyć kluczem i trzeba było założyć ładunek dynamitowy dla jej rozbicia. Po zapaleniu lontu nastąpił wybuch, który zrobił wielką dziurę, poprzez którą opróżniliśmy kasę z pieniędzy. Poprzedni strzał i wybuch, który z pewnością słychać było na wiele mil, zaalarmował całą wieś. Chłopi – trzymając się zresztą w przyzwoitej odległości i nie pokazując się w polu widzenia – zaczęli hałasować. Wypadliśmy z „Piotrem” z budynku i następnie we trójkę dopadliśmy chłopskiego konia z wozem, który akurat stał w pobliżu, wskoczyliśmy na niego i popędziliśmy na przełaj, w kierunku Warszawy, omijając celowo Radzymin. Przy tej szalonej jeździe, w jakimś miejscu drogi, wóz rozbił się i musieliśmy go porzucić a resztę drogi przebyć na piechotę. (…) Już w mieście wsiedliśmy w pierwszą napotkaną dorożkę i wysiedliśmy w jakiejś przyzwoitej odległości od jednego z naszych konspiracyjnych lokali. Po przybyciu na miejsce przeliczyliśmy nasz łup. Było około 100 marek. Suma ta w ówczesnych warunkach zapewniała nam swobodę działania na dłuższy okres czasu.

Opisywany przebieg akcji zgadza się z relacją prasową właściwie w każdym szczególe, oprócz… wysokości zrabowanej kwoty. Wśród mniej dla nas istotnych szczegółów autor podaje jeszcze jedno nazwisko – prawdopodobnie mieszkańca Ręczaj lub okolic:

W obserwacji i przygotowaniu terenowym akcji brał udział Mizikowski. Był to gospodarz małorolny, pszczelarz, o nastawieniu politycznym bliższym raczej ruchowi ludowemu (Zaraniu), aniżeli PPS. Miał on do nas później lekkie pretensje, że nie porozumieliśmy się z nim co do terminu akcji. Dałaby ona podobno dużo większy efekt finansowy gdybyśmy nieco poczekali.

Co skłoniło autora do wyjawienia prawdy? Wyrzuty sumienia? A może… próżność?

Umowy naszej co do zachowania akcji w tajemnicy w pełni dotrzymaliśmy. Relacja ta jest pierwszą wzmianką o tym zdarzeniu i jego charakterze. Tajny termin podjęcia przez PPS bojowej akcji przeciw Niemcom był więc o kilka miesięcy wcześniejszy od podawanego.

Osobną sprawą jest tożsamość autora wspomnień i uczestnika napadu na kasę gminy Ręczaje: jest to urodzony w 1891 roku Wacław Fabierkiewicz, późniejszy naczelnik Wydziału Ogólnej Polityki Finansowo-Gospodarczej w Ministerstwie Skarbu, w latach 1929 -1933 dyrektor Departamentu Ceł w Ministerstwie Skarbu, dyrektor biura ekonomicznego w Zarządzie Miejskim m. st. Warszawy, poseł Sejmu III kadencji.

Cytowane fragmenty wspomnień: Rocznik Lubelski, T. XXXVI.

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.