Przystanek kolejowy w Klembowie istnieje już od ponad 110 lat. Jego historia nie tyczy się wyłącznie kolejnictwa – to opowieść przede wszystkim o ludziach, ich życiu i losie. Jest to historia zwykłej codzienności, tragicznych wypadków a także niewyjaśnionych morderstw. Wszystko rozpoczęło się w 1862 roku, wtedy to otwarta została Droga Żelazna Warszawsko-Petersburska, czyli linia kolejowa biegnąca dziś z Warszawy przez Wołomin, Klembów, Tłuszcz i dalej w stronę Białegostoku. Początkowo była to kolej jednotorowa o szerokim, znanym z Rosji, rozstawie szyn.
Miejscowa ludność różnie reagowała na nowoczesną, jak na owe czasy, technikę. We wspomnieniach Pani Krystyny Kinel znajduje się zabawna historia opowiedziana autorce przez jej babcię – Juliannę z Pędziaków Radzką: “W dniu kiedy pierwszy pociąg przejeżdżał przez Klembów mieszkańcy okolicznych wsi zbiegli się żeby zobaczyć co to takiego. Kiedy pociąg zbliżał się, przeraźliwie gwiżdżąc, część ludzi uciekła krzycząc: “antychryst”, część upadła na ziemię zasłaniając dłońmi twarz a babka Julianna i kilka innych osób przyglądało się cudacznej maszynie.”
Stacja w Klembowie była pierwszą, która powstała pomiędzy Wołominem i Tłuszczem. Pierwsze informacje o próbie jej założenia pochodzą z 1900 roku, o czym donosi Kurier Warszawski: “W lesie (…) 3 wiorsty (od miejscowości – przyp. KB) Klembów jeszcze w roku bieżącym ma być otwarty przystanek pasażerski.” Przystanku prawdopodobnie nie udało się otworzyć, ponieważ “Kurier Warszawski” z lutego 1902 roku informuje co następuje: “na prośbę gminy Klembów do zarządu kolei petersburskiej o otwarcie przystanku pomiędzy stacjami Wołomin a Tłuszcz (…) zarząd kolei zawiadomił urząd gminny, że przystanek może być otworzony z warunkiem poniesienia wydatków przez gminę wspomnianą. Ponieważ gmina zgadza się ponieść potrzebne wydatki, otwarcie przystanku nastąpi prawdopodobnie jeszcze w roku bieżącym”. Wszystko wskazuje na to, że i tym razem nie udało się spełnić tego zamiaru, gazety o stacji kolejowej w Klembowie milczały aż do stycznia 1909 roku kiedy udało się ją w końcu uruchomić: “nowy przystanek (…) nosić będzie nazwę Górki.” Dlaczego Górki, a nie Klembów albo Ostrówek? Józef Wojdyna tłumaczy tę kwestię w swych wspomnieniach: “przystanek (…) nazywał się “Górki”, a to z uwagi na to, że szło się przez las sosnowy po małych górkach.” Nadanie nazwy stacji kolejowej pochodzącej nie od miejscowości w której się znajduje a od ukształtowania terenu było z pewnością nieco kłopotliwe dla podróżnych nie znających trasy. Nie był to jedyny problem, dosyć szybko stwierdzono, że miejsce w którym przystanek został usytuowany jest nieprzemyślane, na co dowodem jest tekst który ukazał się w “Nowej Gazecie”: “Przystanek Górki (…) czynny od 17 stycznia roku bieżącego jest w bardzo niewygodnym położeniu, tj. nie ma do niego dojazdu i pasażerowie zmuszeni są okrążać parę wiorst końmi by się dostać do stacyi. (…) Mieszkańcy wiosek okolicznych (…) są pozbawieni dogodnej komunikacyi. Mieszkańcy tych wiosek, którzy swoim kosztem przystanek ten urządzili postanowili przesunąć go o dwie wiorsty w stronę Wołomina naprzeciw majątku Pasek.” Nie udało się tego zrobić, przystanek pozostał na swoim miejscu jeszcze przez około 15 lat.
Powstanie “Żelaznej Drogi” i stacji kolejowej to zdecydowanie jedne z najważniejszych wydarzeń w historii gminy, w szczególności dla miejscowości leżących blisko kolei. Rozkwitał Klembów, powstał Ostrówek, całe pokolenia po dziś dzień korzystają z możliwości które dała kolej.
Na kolei odnotowywano dużą ilość wypadków, wiele niestety tragicznych. Na podstawie, najczęściej dość skąpych w informacje notek prasowych, można wysnuć wniosek, że najpowszechniejszą przyczyną tych wydarzeń była zwykła nieostrożność spowodowana często brakiem obycia z nowoczesną techniką. Jeśli ofiara wypadku przeżyła, przewożona była przeważnie do Szpitala pw. Przemienienia Pańskiego na warszawskiej Pradze.
Po odzyskaniu niepodległości rozstaw szyn został zmniejszony do standardu obowiązującego w Polsce do dziś, zmieniono również nazwę stacji na Klembów (można spotkać się także z zapisami “Kłębów”). Dlaczego Klembów skoro stacja znajduje się, co prawda na obrzeżach, ale jednak w Ostrówku? Tu znowu z pomocą przychodzi Józef Wojdyna: “przystanek kolejowy, chociaż znajduje się na terenach Ostrówka, otrzymał nazwę Klembów z uwagi na to, że stacja Ostrówek już była na tej trasie za Łochowem. Był tam Ostrówek z fabryką maszyn rolniczych.”
Przystanek w Klembowie nie miał żadnej wiaty czy innego schronienia przed deszczem, na co skarżyli się pasażerowie. Dopiero około 1920 roku, staraniem Józefa Gołębiowskiego, zbudowano prowizoryczne drewniane perony i murowaną budkę dróżnika. Dziś to miejsce nie jest w żaden sposób oznakowane, ale nie brak mieszkańców naszej gminy którzy potrafią wskazać gdzie znajdowała się tzw.: “stara stacja”. Położona była w Dębinie, nieco ponad kilometr w stronę Jasienicy od współczesnego przystanku kolejowego, w tym samym miejscu w którym wcześniej usytuowany był przystanek Górki. Nie wiadomo kiedy dokładnie stacja została przeniesiona w obecne miejsce, ale można przyjąć, że było to w 1925 roku, na co wskazuje ogłoszenie zamieszczone w Kurierze Warszawskim dotyczące sprzedaży willi w letnisku Ostrówek “koło nowego przystanku kolei wileńskiej”. Pan Józef Wojdyna opisał wygląd stacji: “budynki stacyjne to kasa biletowa i towarowa z poczekalnią (…) Pośrodku peronu była letnia drewniana poczekalnia i lokum dyżurnego ruchu oraz telegraf. Jednym z dyżurnych był p. Szydłowski.” Obok stacji znajdowała się bocznica kolejowa, przeznaczona dla pociągów towarowych. Położona była naprzeciw budynku w którym dziś znajduje się min.: biblioteka i bank. Lata w których istniała są trudne do oszacowania, z pewnością spełniała swoją funkcję jeszcze co najmniej kilkanaście lat po wojnie.
Ceny biletów kolejowych z Warszawy Wileńskiej do stacji Klembów od 1 października 1938 roku zostały ustalone następująco:
– miesięczny – 21,60 zł
– tygodniowy – 6,10 zł
– robotniczy tygodniowy – 4,45 zł
– szkolny miesięczny – 10,80 zł
Już w pierwszych dniach II wojny światowej niemiecki samolot zrzucił bombę na pociąg w okolicy stacji. Bombardowanie, szczęśliwie, było niecelne i nikt nie odniósł obrażeń. Józef Wojdyna wspomina: “dojazdy do Warszawy były bardzo ciężkie i trudne. Na dobę chodziły tylko dwa pociągi do stolicy i dwa z powrotem. Pociągi jeździły na Dworzec Wschodni, Wileński był zamknięty (w 1941 roku – przyp. KB). Ciasnota była nie do opisania. Jazda odbywała się na stopniach wagonów.” (…) “W czasie okupacji tą linią wożono Żydów do Treblinki. Zdarzało się, że w lesie-Dębinie niektórzy wyskakiwali z wagonów.” Skok z pociągu niósł za sobą duże niebezpieczeństwo, od samego upadku można było stracić życie, zdarzało się także, że Niemcy strzelali za uciekinierami. Wspominał o tym Stanisław Opłotny, torowy mieszkający w Ostrówku, który widział w trakcie wojny wiele ciał leżących przy torach: “ciała miały rany postrzałowe, często połamane ręce i nogi”. Zdarzały się również udane ucieczki, niejednokrotnie mieszkańcy naszej gminy pomagali uciekinierom dostarczając im żywności czy ukrywając ich. W czasie okupacji miały miejsce niestety także haniebne historie, znanych jest bowiem dwóch mieszkańców naszej gminy którzy, z jakże żenującej chęci wzbogacenia się, żerowali na tych biednych ludziach. Jeden z nich został postrzelony przez partyzantów, ale udało mu się wylizać z odniesionych ran.
W listopadzie 1943 Oddział Specjalny AK pod dowództwem Józefa Marcinkowskiego ps.” Wybój” przeprowadził na stacji pozorowany zamach na właściciela sklepu z Klembowa, żołnierza AK – nieznanego niestety z nazwiska. Cała historia zaczęła się dzień wcześniej: żołnierze “Wyboja” udali się do Klembowa w celu zlikwidowania komendanta miejscowej policji granatowej. Na przyszłą ofiarę partyzanci Marcinkowskiego oczekiwali na zapleczu sklepu wspomnianego mieszkańca Klembowa. Po wykonaniu wyroku AK-owcy wrócili na swoje kwatery a do Klembowa przyjechała niemiecka żandarmeria z Radzymina i zabrała właściciela sklepu na przesłuchanie. Szczęśliwie został on wypuszczony tego samego dnia, jednakże dalej groziło mu niebezpieczeństwo ze strony okupanta. “Wybój” powiadomiony o akcji żandarmów postanowił uwiarygodnić AK-owca z Klembowa w oczach niemieckich władz. O umówionej godzinie sklepikarz kupił bilet w kasie i pod odejściu od niej został zatrzymany przez jednego z partyzantów. Zatrzymany, jak było to ustalone, rzucił się do ucieczki. Żołnierze Marcinkowskiego strzelali tak by nie trafić “zbiega”, jeden z nich dodatkowo rzucił granatem. Ludzie na stacji, przestraszeni, zmuszeni byli położyć się na peronie. Ogólną wesołość ludzi “Wyboja” sprawił fakt, że jednym z pasażerów który musiał paść na peron był… komendant Obwodu AK “Rajski Ptak” – kpt. Edward Nowak ps. “Jog”, który nie został powiadomiony o tej akcji, za co “Wybój” otrzymał podobno ostrą reprymendę.
Akcje o podłożu zbrojnym nie zakończyły wraz z przegnaniem Niemców. W grudniu 1944 roku nieopodal starego przystanku zastrzelony przez komunistów został ks. Leon Milewicz. Mordercy klembowskiego wikariusza, związanego z Armią Krajową, jak napisał w swej książce ks. Henryk Drożdż, podobno zostali rozliczeni. Na stacji i w jej okolicy dokonano także dwóch zabójstw których sprawcy i motyw nigdy nie zostały ustalone: w 1946 roku (bądź w 1947) w budce dróżnika na stacji zabity został milicjant – Franciszek Kania. W lipcu 1950 roku na ścieżce leśnej biegnącej od stacji do Ostrówka zamordowanych zostało dwóch mężczyzn: Kuberski i Kozak. Obydwaj mieszkali w Ostrówku, Kuberski kupił dom po p. Pietraszewskiej a Kozak przebywał z żoną i dzieckiem na letnisku w domu p. Wojtowicza. Gdy zostali znalezieni Kuberski jeszcze żył, zdążył oświadczyć, że “strzelali wojskowi”. Niewiele udało się ustalić na temat tych morderstw, przynajmniej oficjalnie nikt nigdy nie poniósł żadnych konsekwencji za te zabójstwa.
Jak zauważył w swych wspomnieniach Józef Wojdyna, po wojnie bliskość stacji kolejowej nadal odgrywała olbrzymią rolę dla naszej gminy. Trzeba było odbudować Warszawę, potrzebowano każdej pary rąk, zarówno fachowców jak i robotników niewykwalifikowanych. Dziś, wraz z rozwojem motoryzacji, kolej nie jest może tak istotna jak kiedyś, nadal jednak dla wielu ludzi jest nieodłączną częścią życia.
Na koniec chciałbym podziękować wszystkim którzy przyczynili się do powstania tego artykułu przekazanymi relacjami i konsultacjami, Paniom: Marioli Kubuj, Barbarze Marczewskiej, Janinie Przyłuckiej, Elwirze Sawickiej-Wojdynie oraz Panu Tomaszowi Gołębiowskiemu.
Wykaz źródeł
- Chojnacki Mieczysław, Losy oddziału specjalnego ogniomistrza “Wyboja”, Sierpc 2014.
- Dobry Wieczór! Kurier Czerwony ilustrowane pismo codzienne. R. 12 (5), 1933, nr 195
- Drożdż Henryk, Gdy wiatr żagle rwał, a On przy nas stał…, 2014.
- Engelking Barbara, Jest taki piękny słoneczny dzień…
- Gołębiowski Tomasz, Ich życie
- Goniec Wieczorny, 1909, nr 146
- Kurjer Polski. R. 31, 1928, nr 240
- Kurjer Poranny. R. 53, 1929, nr 309
- Kurjer Poranny. R. 62, 1938, nr 270
- Kurjer Warszawski. R. 80, 1900, nr 190
- Kurjer Warszawski. R. 82, 1902, nr 53
- Kurjer Warszawski – wydanie poranne. R. 108, 1928, nr 239
- Kurjer Warszawski – wydanie wieczorne. R. 105, 1925, nr 184
- Nowa Gazeta – poświęcona wszelkim zjawiskom życia społecznego. R. 4, 1909, nr 258
- Relacja pisemna Krystyny Kinel
- Relacja pisemna Stanisławy Sawickiej
- Relacja pisemna Józefa Wojdyny
- Relacja ustna Tomasza Gołębiowskiego
- Relacja ustna Janiny Przyłuckiej
- Słowo: pismo polityczne. R. 28, 1909, nr 6
- Słowo: pismo polityczne. R. 28, 1909, nr 85
+ There are no comments
Add yours