Powieść mego życia

Ferdynand Hoesick
Ferdynand Hoesick

Wakacje w roku 1879, 1880, 1882 spędziłem na wsi, w Wołominie, na prawym brzegu Wisły, o 16 wiorst od Warszawy, tuż przy pierwszej stacji kolei warsz.-petersburskiej. Wołomin był to majątek starych Ehestadtów, dzierżawiony przez ich zięcia a mojego wuja, Gustawa Granzowa, stale przez nas “wujaszkiem Guciem” nazywanego. Czym Mickuny dla Słowackiego, a Szafarnia dla Chopina, tym dla mnie był Wołomin; a jeżeli wieś polska jako najczystszy, najbardziej lechicki wytwór obyczaju polskiego, jako rdzennie polskie środowisko i otoczenie, dające możność ciągłego i bezpośredniego stykania się z ludem, nie może pozostać bez silnego wpływu na serdeczne przywiązanie się do ziemi rodzinnej, do ojczyzny, to w moim życiu odegrał tę rolę Wołomin.

Niemieckie poniedziałkowanie w Markach

Niemcy dobrze już podcięci szukali koniecznie jakiejś sposobności, aby zrobić awanturę, jakoż zbliżyli się do spokojnych robotników i kazali im się z karczmy wynosić, twierdząc, że gdzie oni się znajdują, teraz wszyscy inni winni ustąpić, bo oni są jako niemcy panami świata. Robotnicy dumnego wezwania nie usłuchali, wówczas niemcy przez gwałt wyrzucili ich z karczmy, przed progiem której nastąpiła bijatyka.