Znaczenie Bohdana Wodiczki dla współczesnej kultury muzycznej
Szczególne zadania artystyczne i społeczne dyrygenta w powojennej Polsce widział Wodiczko w ścisłym związku z dramatyczną sytuacją kraju po 1945 r. Szczyt kariery Wodiczki przypadł na czas powojenny, gdy Polska zniszczona przez koszmar wojny znalazła się w zasięgu oddziaływania totalitaryzmu komunistycznego. Krajem rządziła powstała w 1948 r. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i jej władze. Znajdujący się u steru rządów komuniści wykazywali początkowo pewną elastyczność w sprawach gospodarki i kultury, troszcząc się przede wszystkim o stopniową likwidację przeciwników politycznych i utrwalenie swej władzy. Jednak nie zapomniano i o tak ważnym składniku kultury i życia ludzi, jakim była sztuka. W pierwszych latach PRL-u prowadzono otwartą politykę w kulturze, rządził nią początkowo Jerzy Borejsza (prezes wydawnictwa „Czytelnik”). Chętnie witał on każdego, nawet kiedyś zażartego przeciwnika komunizmu, kto chciał swym nazwiskiem zaświadczyć o liberalizmie władz. W ówczesnym czasie zaczynała swą niszczycielską działalność cenzura; była ona dotkliwa, ale głównie w zakresie problematyki bezpośrednio politycznej.
W tym okresie, jak podają czołowi historycy, m.in. Tymowski, Kieniewicz i Holzer: „pisarzom, artystom i dziennikarzom przyznawano hojną ręką niewielkie, choć w materialnie ciężkich warunkach najważniejsze przywileje, najpierw dodatkowe przydziały żywności czy artykułów przemysłowych, później – pierwszej kolejności mieszkania”.[160] Wydawać by się mogło, że w Polsce socjalistycznej życie artystów było łatwe, że byli grupą uprzywilejowaną. W pierwszym dziesięcioleciu powojennym opinia taka mogła wydawać się słuszna. Po kolosalnych stratach wojennych, dotyczących w przeważającej części inteligencji – brakowało w Polsce dobrych pedagogów i ludzi kultury – każdy wykształcony człowiek był na wagę złota. Nie wykształcono jeszcze „komunistycznych intelektualistów”, a ci najbardziej potrzebni byli w partyjnym aparacie ideologicznym.[161] Stopniowo artyści, tak jak i pozostała część społeczeństwa, stawali się ofiarami pacyfikacji lub „operacji prewencyjnych”. Komuniści poprzez zastraszanie i rozciąganie kontroli nad całym społeczeństwem (także nad tymi grupami i środowiskami, które nie tylko nie zamierzały jakichkolwiek działań opozycyjnych, ale mniej lub bardziej gorliwie popierały władzę), chcieli wprowadzić w życie system socjalistyczny. Artyści i ludzie nauki byli władzy szczególnie potrzebni po to, by ją legitymizować. Krytyka władzy i ustroju była niedopuszczalna. Skrupulatnie np. pilnowano intelektualistów i artystów, by zapobiegać ich współpracy z jakimikolwiek ośrodkami niezależnej kultury (rozgłośniami, prasą zagraniczna czy wydawnictwami emigracyjnymi).[162] Wznoszono zwolna mur dzielący kraje Europy środkowo-wschodniej, będące w orbicie wpływów ZSRR (w tym tez Polskę) od reszty świata.
Czasy PRLu oznaczają pełna kontrolę nad zakresem kultury dozwolonej i propagowanej. Podział na kulturę dobra i złą (czytaj niemiłą władzy) dotyczył także sztuki. Propagowano na szeroka skalę te jej przejawy, które władza uznała za sprzyjające. We wspomnianej pracy (Tymowski, Kieniewicz, Holzer) tak charakteryzowano ten proces: Z bezprecedensową energią starano się również upowszechnić literaturę, plastykę, muzykę, film, teatr i architekturę. Wydawano masowo i tanio książki, organizowano wystawy i pokazy, subwencjonowano ceny biletów, aby w zakładach pracy, niemal za darmo i pod naciskiem, skłaniać pracowników do ich nabywania. Dawało to tylko częściowe efekty, choć zwłaszcza wśród młodzieży utrwaliło z czasem nawyki zainteresowania kulturą. Propagowane treści kultury odpowiadały doktrynalnym zaleceniom. Upowszechniano klasykę, z wyjątkiem dzieł przepojonych wyraźnie duchem religijnym, jawnie konserwatywnych lub krytycznych wobec Rosji czy Rosjan. Jeszcze więcej wysiłku wkładano w popularyzowanie osiągnięć współczesnych artystów, o ile odpowiadały one wymaganiom tzw. realizmu socjalistycznego, były <<narodowe w formie, a socjalistyczne w treści>>. Poza naśladownictwami sztuki ludowej obowiązywały konwencje realizmu, choć z ustępstwami na rzecz klasycyzmu i monumentalności. Z historii przekazywano w dydaktycznym ujęciu przejawy walki klasowej” lub przedstawiano ciągłe udręki niższych grup społecznych. Najwięcej wsparcia otrzymywali jednak twórcy zajmujący się współczesnością. Ich obowiązkiem była afirmacja działań partii, demaskowanie wewnętrznych i zewnętrznych wrogów klasowych. Tajemnicą duszy artysty można jedynie wyjaśnić, że oprócz młodych i niedoświadczonych twórców pokusom realizmu socjalistycznego uległo wielu wybitnych artystów.[163]
Na kształt kultury polskiej zasadniczy wpływ miała polityka kulturalna ZSRR. Nasz kraj był zamknięty na kontakty z kulturą zachodnią; wszystko podlegało kontroli partyjnej. Na „przedstawienia” teatralne czy do opery przychodzili najwięksi dygnitarze państwowi i partyjni. Wodiczko wspomina taką sytuację: „Na Nowogrodzką na każdą premierę przychodzili: Cyrankiewicz, Rapacki i wielu innych polityków z rządu. Wystawiłem kiedyś „Kawalera srebrnej róży” i w czasie przerwy idę do loży rządowej. Pytam, jak się panom podobało, a na to, Rapacki mówi: <<Dyrektorze, Pan nas rozpaskudził>>, dlaczego? <<Bo to już nam się tak bardzo nie podobało>>. Galiński z kolei mówi mi: <<Proszę Pana, ja tego nie znałem, ja tego nie rozumiałem, ale siedziałem jak przymurowany.>> I to było właśnie najwspanialsze, że nawet u ludzi tak dalekich od sztuki można było pobudzić artystyczną wrażliwość.”[164]
Nie były to łatwe czasy dla ceniącego współczesność dyrygenta, który chciał przybliżyć jak najszerszej widowni najwybitniejsze dzieła kultury muzycznej, a swoich słuchaczy rozmiłować w muzyce. Choć świetność Wodiczki przypadła na lata powojenne, to jednak był to muzyk, którego duchowość i osobowość ukształtowana została w czasach wolnej Polski okresu międzywojennego. W czasie okupacji, w wolnych chwilach tkwił Wodiczko w domu „z nosem w partyturze”: „łykał partyturę za partyturą, robił wyciągi fortepianowe, zastanawiał się nad sposobami dyrygowania”.[165]
Bohdan Wodiczko jako dyrygent i kierownik orkiestry
Obok bogatych, ambitnych, przemyślanych koncepcji repertuarowych ugruntowanych zamiłowań muzycznych Wodiczko miał wszechstronne plany organizacyjne dotyczące głównie warsztatu pracy, zwłaszcza dyrygenta i jego pracy z orkiestrą. Bohdan Wodiczko miał swoją wizję, jeśli chodziło o warsztat pracy z orkiestrą. Uważał, że kształcenie zespołu dokonuje się głównie w oparciu o starannie wyselekcjonowany materiał repertuarowy, którego głównym kryterium doboru powinien być stopień dyscypliny rytmicznej, jaką dany utwór narzuca orkiestrze. Rozróżniał trzy podstawowe etapy edukacji zespołu:
- Muzyka baroku
- Muzyka klasyczna
- Muzyka współczesna (Wodiczko miał tu głównie na myśli klasykę współczesności – „wielką rytmiczną odnowę”).[166]
Epokę romantyzmu Wodiczko zostawiał na sam koniec, gdyż wiedział, że najpierw zespół musi dojrzeć do przyjęcia muzyki, która narzuca najmniejsze rygory, a dopuszcza szeroką dowolność i swobodę wykonawczą.[167]
Jeśli chodzi o wykonywanie muzyki, to w najszerszym rozumieniu tego słowa obejmuje ona wszystkie przejawy muzycznego zachowania, a w węższym znaczeniu tego słowa dotyczy sytuacji, w której uczestniczy dana grupa, a podjęte przez nią działania muzyczne są realizowane z pełną świadomością zaprezentowania muzyki słuchaczom tak, by wydobyć jej sens, styl i konstrukcję, co pozwala na jej zrozumienie i przeżycie.[168] Takie właśnie rozumienie pojęcia wykonawstwa – interpretacji muzyki – Bohdan Wodiczko starał się przekazać zespołowi, z jakim pracował. Uważał, że najbardziej zabójczą rzeczą dla orkiestry jest obracanie się przez dłuższy czas w tym samym kręgu stylistycznym i granie ciągle tych samych utworów, dlatego też zmienność repertuaru (też sposobu pracy z danym utworem) powinna stać się podstawowym warunkiem utrzymania dobrego poziomu wykonawstwa w zespole.[169] Jak wspomina sam Wodiczko: „W żadnej orkiestrze młody muzyk nie chce grać wciąż tego samego, chce się rozwijać. Obecnie cała reszta starych muzyków odeszła… ich miejsce zajmują ludzie młodzi i powstał problem: orkiestry w połowie są młode, ale kto ma tych młodych uczyć?[170]
Muzycy odczuwają też potrzebę nowości i odświeżania, a także wybiegania poza krąg tzw. żelaznego repertuaru, dlatego też, jak wspomina sam Wodiczko: „po pierwszym, wstępnym etapie szkolenia orkiestry jako główną zasadę należy przyjąć: jak najwięcej utworów w jak najkrótszym czasie”.[171]
Bohdan Wodiczko był swojej pracy całkowicie oddany, wszystko co robił, starał się realizować z wielką precyzją i zaangażowaniem. Lubił eksperymentować i na przykład narzucał często zespołowi szybkie tempo pracy, ale miał w tym jakiś przemyślany plan. Uważał, że jeżeli w ciągu jakiegoś czasu przyzwyczai się wykonawców do szybkiej pracy, to staną się oni bardziej giętcy i wzrosną ich możliwości (to pewnego rodzaju „trening” sprawności, jak tłumaczył sam Wodiczko). Jeśli taka praca zaczyna podobać się zespołowi, to znaczy, że szef orkiestry pełni także rolę wychowawcy, i to nie tylko w stosunku do zespołu, ale też słuchacza. Jeżeli kierownik orkiestry ma sprecyzowaną linię repertuarową, to może wychować sobie słuchacza o określonym smaku estetycznym.[172]
Według Bohdana Wodiczki zespół powinien być maksymalnie chłonny i operatywny, ale warunkiem zaistnienia takiej orkiestry muszą być doskonali muzycy. Adekwatnie do tego twierdził, że jednym z kryteriów doboru repertuaru może być niedomaganie jednej z grup instrumentalnych i dlatego też radziłby wówczas dla celów ćwiczebnych wybrać utwór, w którym eksponowana by była dana grupa instrumentów. Ponadto uważał, że warunkiem prawidłowego; rozwoju orkiestry jest wyłanianie z niej mniejszych zespołów kameralnych, które dawałyby regularne koncerty.[173]
Praca z orkiestrą u Wodiczki polegała przede wszystkim na jasnym i logicznym wytłumaczeniu swojej koncepcji dzieła i na przekonaniu muzyków, że powinno się grać tak a nie inaczej. Najważniejszym zadaniem, wręcz ideałem powinna stać się tzw. „interpretacja obiektywna”, pozbawiona nadmiernej subiektywności, głęboko przemyślana, poddająca emocje kontroli rozumu i wiedzy muzycznej. Siła oddziaływania talentu, muzykalności i osobowości Wodiczki, warunkująca dobry kontakt z orkiestrą, była u Wodiczki tak naturalna, że nie potrzebował on żadnych efektów sztucznego wzmacniania swego oddziaływania na muzyków.[174]
Bohdan Wodiczko był dyrygentem zarówno nowoczesnym, jak i współczesnym. Termin „nowoczesność” stał się już bardzo zużyty i wieloznaczny, dlatego idąc za Pociejem możemy zadać sobie pytanie: czym jest nowoczesność w sztuce muzycznej interpretacji? To pojęcie samo w sobie może być mylące, ponieważ sugeruje „postęp”, czyli coś, co w ogóle nie powinno zaistnieć w sztuce muzycznej. Istnieje natomiast potrzeba nowości i odkrywania, taki pionierski niepokój, potrzebny tak bardzo dla rozwoju kultury. Nowoczesność w sztuce odtwórczej to postawa odkrywcy, który jest nastawiony na docieranie do wartości nowych, nieznanych, cennych, po to, by je propagować i rozpowszechniać.[175] Pojęcie współczesności zostanie omówione, a raczej bardziej doprecyzowane, przedstawiając po trochu sylwetkę Bohdana Wodiczki, ponieważ już wcześniej termin ten został zdefiniowany. Zarówno osobowość Wodiczki, jego postawa wobec muzyki jak i sztuka są odbiciem atmosfery, w jakiej przyszło mu żyć i pracować. Jego dyrygencka sylwetka, która jest wyrazista i ostro zarysowana, bardzo mocno wrosła w to wszystko, co wówczas nazywano „problematyką współczesną”, czy „problematyką epoki”. Postawa współczesna nie musiała być równoznaczna z pojęciem postawy aprobującej, a wręcz przeciwnie, mogła zawierać w sobie element niezgody na zło i brzydotę, niewole i tchórzostwo, łatwiznę i bylejakość. Jak uważa Pociej — sylwetka współczesna zawsze była i będzie postawą buntowniczą wobec danej rzeczywistości.[176]
Naszkicowane tu cechy osobowości artystycznej Wodiczki są kluczowe dla zrozumienia jego dokonań i stanowią punkt wyjścia dla określenia, jakim typem dyrygenta on był. Jak mówi sam Bohdan Wodiczko na świecie istnieją dwa typy dyrygentów i dwa rodzaje kariery dyrygenckiej. Jedni starają się robić karierę tzw. „błyskawiczną”, do której potrzebny jest bardzo łut szczęścia, szczególny talent i poparcie otoczenia. Drugą grupę natomiast stanowią ci, których kariera, a może nawet sława powstaje pomału i z mozołem. Oni nie oglądają się na doraźne czy natychmiastowe efekty, ale pracują z myślą o przyszłości środowiska, w jakim działają. To właśnie ta druga grupa pozostaje w historii, oni ją współtworzą dzięki swej bezkompromisowej postawie, z jaką kształtują indywidualny styl wykonawczy swojego zespołu.[177] Bohdan Wodiczko zalicza się do drugiej grupy dyrygentów, która pomału i z wielkim zaangażowaniem dąży do zrealizowania wcześniej zaplanowanych przez siebie ambitnych zadań, nie zważając na trudności i przeszkody, jakie mogą występować na drodze do osiągnięcia sukcesu.
Wodiczko objaśniając tzw. „błyskotliwą karierę” uważał, że daje ona tylko rozgłos, pieniądze i sławę, ale był jej przeciwnikiem. Wyrabia ona co prawda znakomite opanowanie partytury, szybką orientację, blichtr, a także dyrygowanie „pod publiczność”, ale ma ona niewiele wspólnego z normalnym rozwojem artysty. Taka kariera prowadzi jedynie do „sztucznego” opanowania dzieła, ale nie wnosi nic głębszego w duszę artysty. Bohdan Wodiczko podaje różnorodne przykłady tego typu kariery. Mówił, że, w ówczesnych czasach można policzyć na palcach jednej ręki zespoły symfoniczne na Zachodzie, które mają ustalony harmonogram pracy, tzn. odpowiednią ilość prób i stałych dyrygentów, dla których poziom danego koncertu jest ważniejszy od takiej czy innej krytyki i warunków finansowych. Zauważa też, iż orkiestry mają co najwyżej dwu lub trzygodzinne próby, niezależnie od repertuaru. Wodiczko wspomina: „Znam wypadki, gdzie jeden z wielkich dyrygentów, właśnie z tej grupy <<błyskotliwej kariery>> „ poprowadził wszystkie dziewięć symfonii Beethovena w przeciągu sześciu dni”.[178] Zdanie jego na temat tak szybkiej kariery jest jednoznaczne: „Nigdy w to nie uwierzę – choćby to był największy talent i najlepsza orkiestra, – że koncert prowadzony przez <<gwiazdę>> jest w takim wypadku na dobrym poziomie muzycznym”.[179] Bohdan Wodiczko uważa, że polski dyrygent, który jest przyzwyczajony w kraju do solidnej pracy, wyjeżdżający na gościnne występy nie może zrobić kariery w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest przekonany o tym, iż dyrygent w głębi duszy zawsze wraca z takim pewnym niedosytem artystycznym, ale także z pełną teczką dobrych recenzji. Wodiczko mówi, iż: „Taką <<karierę>> mógłbym i ja zacząć robić, — ale mi to nie odpowiada. i jeśli w przyszłości nie dostanę zespołu, z którym mógłbym pracować według mego stylu przy odpowiedniej ilości prób – to raczej dam spokój i zajmę się pedagogiką”.[180] Stosowna „kariera i sława” dyrygenta według Wodiczki powinna być rezultatem pracy artysty w danym środowisku; to wychowywanie słuchacza na dobrze wykonanych i ciekawych koncertach, to budowanie zespołu na trwałych podstawach, zespołu przyzwyczajonego do muzykowania i do tworzenia wspólnej koncepcji artystycznej.[181] Jeśli ktoś potrafi swoją pracą i energią zainteresować dużą ilość słuchaczy, ściągnąć do sali koncertowej ludzi, którzy nigdy nie widzieli orkiestry i wzbudzić entuzjazm dla słuchania muzyki, to jest to chyba prawdziwa kariera dyrygenta, którą starał się realizować Bohdan Wodiczko. Nie można być koncertmistrzem siedząc wyłącznie tylko za biurkiem, trzeba być przede wszystkim praktykiem.[182] Jak wspomina Jerzy Maksymiuk: „fascynował mnie Wodiczko, który umiał w sekretny sposób zmieniać orkiestrę, jej poziom. Lubił duże kontrasty białe – czarne. Także niezwykły porządek i precyzję”.[183]
Wodiczko miał też własną wizję, jeśli chodzi o kształcenie młodych dyrygentów. Jego zdaniem było nie do pomyślenia, żeby młody człowiek kończąc szkołę muzyczną otrzymywał – jako zadanie zawodowe – premierę Mozarta w Teatrze Wielkim. Uważał, iż powinien istnieć jakiś okres asystentury, terminowania. Ci młodzi niedoświadczeni ludzie przygotowywali sobie kilka utworów po to, by wyjechać za granicę i zarobić pieniądze. Jednak, jak sądził Wodiczko, wielu z nich nie nadawało się do zawodu dyrygenta. Rozwój wszelki następuje etapami i najpierw można mówić o młodości i zręczności, ale potem musi rosnąć prestiż i fachowość. Jeśli młody dyrygent staje przed złym zespołem, to nie robi żadnych postępów i fikcją jest to, że ci młodzi ludzie odnosili za granicą sukcesy. Zresztą Wodiczko sam zaznacza: „jak trzeba być dojrzałym i dorosłym człowiekiem, żeby stając przed orkiestrą, przed grupą muzyków, którzy mają przeciętnie po 40 lat, zmusić ich do podporządkowania się koncepcji dyrygenta?”.[184] Dyrygentura jest jednym z niewielu zawodów, gdzie decydującą rolę grają dojrzałość psychiczna i osobowość. Można być świetnym pianistą w wieku dwunastu lat, ale nie dyrygentem, który gra ciągle na „żywych organizmach”. Wodiczko wspomina: „pamiętam, grałem w Oslo symfonię Honeggera. Tam bardzo trudne wejście mają altówki, jednak muzycy umówili się ze mną, że sami przygotują ten fragment. Przychodzę następnego dnia na próbę, dałem wejście i nie zrobiłem żadnego ruchu, jedynie pomyślałem, co się dzieje z altówkami? W tej samej chwili usłyszałem, jak wszystko się poprawiło.”[185] Na tym właśnie polega dojrzałość wewnętrzna dyrygenta, który bez znaków może oddziaływać na zespół.
Bohdan Wodiczko mówi także o „języku” dyrygenta, jakim musi się on porozumiewać z orkiestrą. Prawdziwy dyrygent powinien umieć porozumieć się nawet z najsłabszym zespołem, tam gdzie wszystko „trzeba pokazać”. Wodiczko główny nacisk kładł na maksymalną czytelność i wyrazistość gestu. Uważał, iż początkujący dyrygent nie powinien się wstydzić swojego gestu, a wręcz przeciwnie powinien wypróbowywać wszystkie dostępne środki, jakie ofiarowuje mu bogaty język dyrygentury, by stopniowo pewne chwyty odrzucać lub utrwalać. Jak twierdzi Wodiczko dyrygent powinien przystępować do próby z własną i dokładną wizją utworu. Jego metoda polegała na ujęciu naturalnego rozwoju zdolności w ramy pewnej dyscypliny i na nadaniu odpowiedniego kierunku ewolucji młodego adepta sztuki. To wszystko opierało się o umiejętność sprawnego kierownictwa nad zespołem. [186] Funkcja dyrygenta sprowadzała się więc do prawidłowego odczytania informacji z partytury i na natychmiastowym przekazaniu tych wiadomości orkiestrze. W oparciu właśnie o taki fundament sprawnego działania dyrygenta powinien wyrastać i funkcjonować cały kunszt dyrygentury: funkcja i jej rola, a także sylwetka doskonałego dyrygenta.[187]
Bohdan Wodiczko był znakomitym dyrygentem, obdarzonym niezwykłą zdolnością kształtowania orkiestry niejako od podstaw i doprowadzenia jej do wyżyn doskonałości.[188] Dyrygent powinien tylko „uruchomić” dzieło i czuwać czy proces odtwórczy przebiega prawidłowo. Jego zadaniem winno być właściwe odczytanie partytury, a następnie jak najmądrzej nią pokierować. Bohdan Wodiczko był wspaniałym i wielkim dyrygentem, ale jego wielkość polegała właśnie na tym, że był po prostu sobą, nigdy nie dał po sobie poznać, jakim jest wielkim człowiekiem. Teraz dopiero zauważamy, ile wniósł w polską kulturę muzyczną, kiedy już od 20 lat go nie ma. Sam Maksymiuk mówi o tej niezmierzonej wielkości Bohdana: „Wodiczko zdobył się dla mnie na gest, na jaki byłoby stać niewielu dyrygentów — oddał mi swój koncert w Carnegie Hall. Wiedział, że to dla mnie wielka szansa, dla niego jeszcze jeden koncert, który niewiele zmieni w jego życiu”.[189]
Wkład Bohdana Wodiczki w powojenną kulturę muzyczną Polski
Bohdan Wodiczko był jednym z najwybitniejszych znawców muzyki i dyrygentów, a zarazem wielce zasłużonym dla rodzimej kultury artystą. Był pionierem muzyki współczesnej w Polsce.[190] Choć działał w niełatwych dla artystów czasach PRL-u, to miał on nieprzeciętne osiągnięcia. Miał solidne przedwojenne wykształcenie muzyczne i ogólne zdobyte w szkołach dwudziestolecia międzywojennego. W pełnym tego słowa znaczeniu można go nazwać artystą współczesnym. Sam tworzył niewiele, ale starał się, aby Polska powojenna ze swoim życiem muzycznym nie odbiegała od innych krajów europejskich. Wodiczko odświeżył i zmodernizował starą formę koncertu. Zainteresował publiczność nowymi nieznanymi utworami, często bardzo trudnymi w odbiorze. Starał się przede wszystkim wprowadzać do programów utwory muzyków współczesnych, takich jak Szymanowski, Lutosławski, Malawski, Bacewiczówna czy Szabelski. Jego zasługa dla współczesnej Polski i Europy była tym większa, iż do każdego niemal koncertu włączał jakiś utwór polski, a nawet jeden raz w miesiącu poświęcał cały koncert muzyce polskiej.[191] Dzięki temu muzycy, którzy tworzyli w tym czasie, mieli szansę, że ich dzieła wejdą do programów koncertowych, że będą żyły na scenach operowych i estradach filharmonii. Ponadto przybliżał Polakom dzieła, które powstawały na Zachodzie i w ZSRR. W swoich koncertach umieszczał najwybitniejsze dzieła: Bartoka, Prokofiewa, Hindemitha, Szostakiewicza, Honegera, Poulenca, Strawińskiego i Schönberga. Miał przed sobą jasno wytyczony plan: chciał zaznajomić jak najszerszą rzeszę słuchaczy z najwartościowszą muzyką, głównie XX w.[192]
O wielkości, ale też i o kontrowersyjności postaci Wodiczki niech zaświadczą fragmenty rozmów zanotowanych przez Zygmunta Mycielskiego: lubię czasami stać przy schodach, którymi wychodzą ludzie z koncertowej czy teatralnej sali. Słyszy się wtedy strzępy rozmów. Znajomi spieszący się do szatni chwytają za ręce i mówią jakieś jedno zdanie, a czasami parę słów tylko. Oto kilka takich próbek: 30 IX 1955, godzina 21:27. Jeden z najbardziej znanych muzyków w Polsce: “Czy słyszałeś kiedy tak wspaniałe wykonanie I Symfonii Beethovena? Nareszcie mamy orkiestrę i dyrygenta, który coś robi”. Zaraz potem — inny spośród najbardziej znanych muzyków w Polsce: “Kiedy zniszczysz Wodiczkę? To skandal. Nie można dopuścić do tego, żeby on tu dyrygował”. Z pewnością jeden z najwybitniejszych muzyków w Polsce: “Rewelacyjny koncert. Ale Szostakowicza nie można słuchać”. Muzyk, który jest przekonany, że jest najwybitniejszym itd. “Genialny ten Szostakowicz. Nareszcie coś słyszymy, a nie tylko Czajkowskiego i Brahmsa”. Inny muzyk. Chyba też najwybitniejszy: “On zniszczy orkiestrę. To dla nich za trudne” “Widziałeś coś podobnego? Program bez romantyków, bez polskich dzieł.” “Nareszcie program. On nauczy nie tylko orkiestrę, ale przede wierzyć w Warszawę.” “Przestanę chodzić na koncerty, jeżeli Wodiczko…” itd.[193]
Wodiczce zależało nie tylko na tym, aby Polacy poznali twórczość muzyków współczesnych bądź przypomnieli sobie dzieła klasyków, ale co najważniejsze – zależało mu na najwyższym poziomie wykonawczym, który słuchaczom pozwoli zachwycić się prezentowaną muzyką, pokochać ją i przyswoić ja sobie. Dlatego też bardzo dużo czasu poświęcał na próby, aby orkiestra Filharmonii Narodowej osiągnęła poziom prawdziwie europejski, aby mogła odnosić sukcesy nie tylko w kraju, ale i za granicą.[194] Był patriotą w dosłownym tego słowa znaczeniu, przez całe życie chciał pracować przede wszystkim na rzecz Polski, aby w niej rozwijać kulturę muzyczną. Jak wiemy pracował także i w Islandii, tam też jest uważany za bohatera narodowego, a każdy mieszkaniec Reykjaviku wie, kim był Wodiczko. A jednak ten artysta zrezygnował z „ciepłej posadki” w tym kraju, aby pracować na rzecz Ojczyzny. Działalność w kraju traktował on jako swoisty imperatyw kategoryczny.[195] Wracał i pracował dla kraju, choć był w nim często niezrozumiany i można rzec „prześladowany”. Szczególnie nie układało mu się z ówczesnymi urzędnikami, ponieważ dla nich był za nowoczesny; w artykule Andrzejewskiego, który w okresie PRL-u został skreślony przez cenzurę można przeczytać: „Przeciwnicy Wodiczki twierdzą, że ma ciężki charakter i jest trudny we współpracy. Rzeczywiście, z urzędnikami zrutynizowanymi i bez pojęcia o muzyce oraz z artystycznymi miernotami lub z weteranami wokalistyki, którzy wciąż chcieliby śpiewać, współpraca Wodiczki nie układa się dobrze, jest w swoich ocenach surowy i wymagający, może nawet apodyktyczny, zawsze jednak otwarty na to, co nowe i twórcze, poszukujący w sztuce osiągnięć maksymalnych”.[196] Zdarzało się nawet tak, że podczas jego koncertów pewna grupa ludzi wychodziła.[197] Prawdopodobnie było to spowodowane tym, iż w tym czasie to, co zachodnie było zakazane. Kraje socjalistyczne były oddzielone tzw. „żelazną kurtyną” od kultury europejskiej. Wodiczko był do tego stopnia w pewnych kręgach niepopularny, że podczas jubileuszu Filharmonii Narodowej poświęcono mu tylko jeden koncert.[198]
A jednak prawdziwa wielkość nie boi się upływu czasu ani zawistnych ludzi. O wielkości Wodiczki oraz o tym, że myślał on przede wszystkim o odbiorcy i o jego edukacji kulturalnej świadczy nawet układ programu na afiszach. Zawsze były one nie tylko świetnie przemyślane, ale też skomponowane i zawsze atrakcyjne.[199] Tadeusz Szyłłejko o jego repertuarze pisze: „Mój szacunek dla Wodiczki między innymi i z tych powodów wynika: że on wciąż szuka, wygrzebuje partytury, wciąż odkrywa nam coś nowego, coś, co nie powinno być zapomniane. Wytrwały szperacz, który by przejrzał programy jego koncertów, zdumiałby się ilością dzieł, które przedstawił Wodiczko polskiemu słuchaczowi po raz pierwszy – dzieła Bartoka, Strawińskiego, Chaczaturiana, Hindemitha, Messiaena, Liebermanna, Martinu, Brittena, Janaczka, Caselli, Blachera – oto wspaniała lista polskich, jakie nam w swoim czasie dał Wodiczko.”[200]
Artysta ten dał się też poznać jako wielki społecznik; niezależnie od tego, że był wybitnym muzykiem i dyrygentem, posiadał też ogromny talent organizatorski.[201] Umiał zjednać sobie muzyków: tak wspomina jeden z członków jego orkiestry atmosferę, jaka w niej panowała: „Może dwie – trzy osoby u nas nie zgadzają się z nim, inni wręcz go uwielbiają… dziś przed koncertem jeden się upił, myślałem, że go rozszarpią. Komu, jak komu, ale JEMU nie można zrobić takiego świństwa… Na ostatniej próbie, przed Strawińskim, byliśmy strasznie spięci, nic nie wychodziło, wtedy on zaczął opowiadać nam o Strawińskim, o swoim stosunku do niego… co tu się oszukiwać przecież to wszystko tylko jego zasługa. To wszystko on robi.”[202]
Jak widać była nie tylko wspaniała atmosfera w zespole, ale także szacunek do dyrygenta, a to wszystko sprawiało, że orkiestra mogła i chciała się rozwijać przygotowując coraz to trudniejsze dzieła, szczególnie muzyków współczesnych. Wysoki poziom muzyków nie był bez znaczenia dla słuchaczy, mogli oni słuchać dzieł wykonanych z najwyższym kunsztem i smakiem artystycznym, co powodowało, że odbiorca nie nudził się na koncertach, co więcej, chciał tą muzykę chłonąć i poznawać. Na jego koncertach nie było oklasków i próśb o bis jak mówi Szyłłejko „lecz wielka, spontaniczna manifestacja wszystkich zgromadzonych na sali, na cześć naszego wielkiego dyrygenta
i animatora życia muzycznego”.[203]
Mówiąc o działalności społecznej Wodiczki nie sposób tu pominąć jego zasług, jakie włożył w powstanie „Warszawskiej Jesieni”. Należy też w tym miejscu wspomnieć o jego wielkim przedsięwzięciu, jakim była „Opera viva”. Gdyby nie ten projekt wielu młodych Polaków nie miałoby okazji zetknąć się ze sztuką przygotowaną w tak mistrzowski sposób, a przy tym poznać tak znakomity repertuar.[204] Nie można mówić o wkładzie Wodiczki w powojenną kulturę Polski nie podkreślając tego, iż był on świetnym pedagogiem. Spod jego ręki wyszło wielu muzyków, o których Polska nie zapomniała i będzie pamiętać długo.[205]
Podsumowaniem rozważań niech będą dwa cytaty, które bardzo dobrze odzwierciedlają wielkość Wodiczki i jego wkład dla kultury polskiej. Polska sama pogrzebała swą wielka szansę kulturalną. „New York Times” napisał, że w Polsce może utrzymać się Teatr Grotowskiego na 50 miejsc, Pantomima Wrocławska na 150 miejsc i może trwać przez tydzień „Warszawska Jesień”. Ale dwutysięczna widownia pozostaje już pod ścisłą kontrolą urzędników przywiązanych do wyobrażeń o realistycznym teatrze dla szerokich mas. Skoro więc w Polsce „ktoś zrobił rzecz tak niezwykłą, jak odrodzenie sztuki operowej i musiał odejść, to znaczy, że przekroczył obowiązujące granice estetyki”.[206]
Pozbawienie Wodiczki możliwości pracy istotnie było dramatycznym i fatalnym dla polskiej kultury posunięciem władzy zatroskanej o pełną kontrolę nad sztuką. O jego zasługach dla popularyzacji najlepszej muzyki i o dramatycznym niezrozumieniu jego dokonań tak pisano: „Być może nie był Wodiczko osobliwością dyrygencką najwyższej miary, ale nie miał z pewnością równego sobie dyrektora opery. Nikt nie stworzył tak ciekawego teatru, który fascynował nie tylko widzów polskich. Nikt też nie miał takiego wyczucia w stosunkach ze swymi współpracownikami. Bezbłędnie wyczuwał kiedy i w stosunku do kogo należy być serdecznym, a kogo obdarzyć wzrokiem „zimnej ryby”. I dla takiego człowieka zabrakło miejsca w Polsce. Powoli gasł, wycofywał się z aktywnego życia. Doszła do tego tragiczna śmierć syna, choroba i w końcu sam odszedł. Niczego mu los nawet pod koniec życia nie oszczędził.[207]
Kalendarium
15 lipca 1912 Warszawa przychodzi na świat Bohdan Wodiczko.
lata szkolne – kształcił się w Szkole Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w zakresie skrzypiec, fortepianu, a także waltorni.
1936 – 1939 – studia w Konserwatorium Warszawskim.
1939 – zyskuje dyplom z dyrygentury.
1940 – 1941 – przez 2 lata uzupełnia swe studia w Pradze w zakresie teorii i prowadzenia chórów.
1942 – 1943 – spędził w Warszawie, pracując gdzie się dało jako pianista. Ratował się jak wszyscy podówczas warszawscy muzycy.
1944 (czerwiec) – uwięziony podczas łapanki ulicznej i wywieziony do obozu karnego w Świnoujściu, a następnie w okolice Renem Onde.
1945 – 1950 – prowadzi orkiestrę Filharmonii Bałtyckiej, jest wykładowcą Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Sopocie.
1950/1951 – pracuje w Filharmonii Łódzkiej.
1954 – obejmuje stanowisko pierwszego dyrygenta i kierownika artystycznego Filharmonii Krakowskiej.
1955 – 1958 – zostaje dyrektorem Filharmonii Narodowej, w tym okresie prowadzi również klasę dyrygentury w PWSM w Warszawie i Poznaniu.
1958 – dostaje wymówienie.
1958 – 1960 – to lata, w których Wodiczko był zmuszony dyrygować operetkami, kontynuował też działalność pedagogiczną.
1960 (marzec) – odnosi wielki sukces dyrygując „Cudownego Mandaryna” w Operze Bałtyckiej.
Latem 1960 – Wodiczko wyjeżdża do Islandii, gdzie zostaje dyrektorem i pierwszym dyrygentem Filharmonii w Reykjaviku.
1961 – 1965 – pełni funkcję dyrektora Opery Warszawskiej.
1965 – 1968 – Wodiczko ponownie w Islandii.
1968 – działa jako dyrygent renomowanej Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach.
Lata 70 – działa w Filharmonii Łódzkiej.
Dalsze koleje życia Bohdana Wodiczki nie są udokumentowane, wiemy, że pod koniec życia chorował i wycofał się z regularnej działalności zawodowej.
12 V 1985 – śmierć Bohdana Wodiczki w Warszawie.
[160] M. Tymowski, J. Kieniewicz, J. Holzer, Historia Polski, op. cit., s. 310.
[161] Tamże, s. 311.
[162] Zob. S. Courtois, N. Werth, J. L. Ranne, A. Raczkowski, K. Bartosek, J. L. Margolin, Czarna Księga Komunizmu, Zbrodnie, terror, prześladowania, Warszawa 1999, s. 354 – 361.
[163] M. Tymowski, J. Kieniewicz, J. Holzer, Historia Polski, op. cit., s. 310.
[164] M. Nowak, Zabraknie nut, op. cit., s. 9.
[165] Zob. S. Kisielewski, Bohdan Wodiczko, [w:] „Ty i Ja”, op. cit., s. 17.
[166] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 24 – 25.
[167] Tamże.
[168] J. A. Sloboda, Umysł muzyczny, Warszawa 2002, s. 80.
[169] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 25.
[170] T. Szyłłejko, Postawiłem na młodzież, op. cit., s. 6.
[171] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 25.
[172] T. Szyłłejko, Postawiłem na młodzież, op. cit., s. 2.
[173] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 26.
[174] Tamże, s. 5.
[175] Tamże, s. 7.
[176] Tamże, s. 10.
[177] B. Wodiczko, Bohdan Wodiczko mówi o karierach współczesnych dyrygentów i swej działalności w Islandii, [w:] „Ruch Muzyczny”, nr 3, 1967, s. 4-5.
[178] Tamże, s. 4.
[179] Tamże, s. 5.
[180] Tamże.
[181] Tamże, s. 6.
[182] B. Wodiczko, Dyrygenci orkiestry i trochę statystyki,[w:] „Ruch Muzyczni”, nr 11, 1973, s. 4.
[183] E. Piasecka, Maksymiuk na maksa, Izabelin 2002, s. 59.
[184] M. Nowak, Zabraknie nut, op. cit., s. 11.
[185] Tamże.
[186] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 37.
[187] Tamże.
[188] B. Pociej, Dyrygenci orkiestry i trochę statystyki, op. cit., s. 2.
[189] E. Piasecka, Maksymiuk na maksa, op. cit., s. 58.
[190] T. Kaczyński, Przypomnienie Bohdana Wodiczki, [w:] „Ruch muzyczny”, nr 8, 1999, s. 8.
[191] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 20.
[192] Tamże, s. 23.
[193] Z. Mycielski, Notatki o muzyce muzykach, Kraków 1961, cyt. za B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 27.
[194] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 26.
[195] Tamże, s. 30.
[196] J. Andrzejewski, Wodiczko, [w:] „Ruch muzyczny”, nr 8, 1993, s. 7.
[197] Zob. T. Szyłłejko, Nasz Wodiczko, op. cit., s. 24.
[198] Tamże.
[199] Tamże.
[200] Tamże.
[201] B. Pociej, Wodiczko, op. cit., s. 17.
[202] T. Szyłłejko, Nasz Wodiczko, op. cit., s. 4.
[203] Tamże.
[204] T. Szyłłejko, Postawiłem na młodzież, op. cit., s. 3.
[205] B. Pociej, Bohdan Wodiczko, op. cit., s. 36.
[206] M. Komorowska, Bohdana Wodiczki Teatr pięknej utopii, op. cit., s. 2.
[207] J. Węsławski, Jeden cel dyrektora. Bohdan Wodiczko we wspomnieniach muzyka,[w:] „Scena Operowa”, nr 2, 1994, s. 38-39.
+ There are no comments
Add yours