W dniu wczorajszym w wydziale 2-gim tutejszego sądu okręgowego przyszła na stół sprawa nader rzadko w ogóle zdarzająca się w praktyce sądowej, a w danym wypadku oburzającemi szczegółami budząca pełne zgrozy i wstrętu wrażenie. Dowiodła ona, po raz nie wiemy który, do jakiego stanu zezwierzęcenia dojść może w swoich złych instynktach, grzęznący w ciemnocie i demoralizacji nasz prosty dobroduszny ludek, jeśli podobne zbrodnie, wśród okoliczności, przypominających starą, a wiecznie powtarzającą się historję szekspirowskiego króla Leara, nie należą wszakże wśród niego do rzadkości (przypominamy tu analogiczną niedawno osądzoną sprawę we Włocławku). Na lawie oskarżonych zasiadł włościanin ze wsi Krawcowizna, w powiecie Radzymińskim, Antoni Ołówek, pod zarzutem usiłowania pozbawienia życia ojca swojego 70-letniego starca, Franciszka Ołówka (art. 9 i 1449 k. k.).
Okoliczności sprawy wedle aktu oskarżenia, opartego na danych śledztwa pierwiastkowego, przedstawiają się pokrótce jak następuje: Dnia 15-go marca r. b., Franciszek Ołówek idąc do sądu gminnego do Nowo-Mińska na sprawę, wytoczoną przezeń synowi Antoniemu za czynną obelgę, wymierzoną przeciwko sobie, w lesie rudzenkowskim, około 2-ej z południa spotkał syna Antoniego, który zwrócił się doń ze słowami: „Napijmy się tatulu wódki”. Stary Ołówek spostrzegłszy w ręku syna buteleczkę z płynem, którym na kilka dni przedtem, groźbą, iż go zabije, tenże oparzył mu boleśnie nogi i podejrzewając go o złe względem siebie zamiary, rzucił się do nóg syna… Okrutny jednak syn siłą starał się wlać do ust płyn ów przez zaciśnięte w rozpacznym wysiłku zęby ojca, powaliwszy go na ziemię, gdy zaś mu się to nie udawało, począł w zapamiętałości rozcierać płyn ów gryzący ręką po twarzy ojca. Straciwszy nadzieję, by tym sposobem pozbawić go życia, począł starca nogami i pięśćmi kopać i bić po twarzy, piersiach i głowie, chcąc tym sposobem skończyć ze swoja ofiarą. Rozpaczliwe krzyki i jęki starca sprowadziły na miejsce walki przechodzącego w pobliżu włościanina wsi sąsiedniej Perzanowskiego, a następnie i dwóch innych, których zjawienie się położyło kres oburzającej scenie, przyczem jej sprawca zdołał umknąć niepostrzeżony. Na pół żywy starzec, oskarżając zaraz na miejscu, co i przed sędzią śledczym powtórzył, syna Antoniego, dostawiony został do sąsiedniej karczmy w stanie godnym pożałowania.
Zeznania świadków stwierdziły jaknajgorsze obchodzenie się obu synów a zwłaszcza Antoniego ze starym ojcem, od czasu jak tenże oddał w ich ręce gospodarstwo i grunta. Odmawiano mu zaspokojenia najważniejszych potrzeb życia, wyganiano z domu, bito, obchodzono się według słów świadków „jak ze psem”. Antoni zwłaszcza, odznaczający się bardzo złą we wsi reputacją w ogóle pastwił się nad nim niemiłosiernie, grożąc mu pozbawieniem życia, aby na niego już więcej do sądu na skargę nie chodził.
Dla braku miejsca zmuszeni jesteśmy pominąć wiele okoliczności sprawy, nadmieniając tylko, iż oskarżony tłumaczył się swojem alibi, co wszakże nader słabo popierały zeznania niektórych świadków. Na śledztwie sądowem ojciec oskarżonego cofnął swoje pierwotne zeznanie, twierdząc, że „syn mu nic nie winien” i nie wie, czy on był sprawcą napadu, gdyż jako stary, głuchy i „głupi” już z powodu podeszłego wieku, nie wie, co się z nim działo wtedy, ani wiedział co przed sędzią śledczym zeznawał, rzuciwszy na syna oskarżenie jedynie pod wpływem podejrzenia, jakie się w jego słabym umyśle zrodziło… Wszyscy świadkowie zupełnie stwierdzili pierwotne zeznania, a ekspertyza orzekła, iż, sądząc z pozostawionych śladów, płyn ów gryzący należy uważać za truciznę, która wprowadzona do organizmu w większej ilości mogła pozbawić życia, blizny zaś od pobicia i złamaną wskutek tegoż rękę u starca zaliczyć należy do kategoryj lekkich uszkodzeń nie prowadzących za sobą poważnych następstw dla zdrowia.
Sąd po wysłuchaniu wniosków tow. prokuratora Szebeko, podtrzymującego oskarżenie w całej rozciągłości i mowy wyznaczonego z urzędu obrońcy adw. przys. Leszczyńskiego, skazał podsądnego po pozbawieniu praw na 9 lat robót ciężkich w twierdzach i osiedlenie następnie w Syberji.
K. Ł.
Kurjer Warszawski
R.64, nr 183a
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours