Idąc śladem naszych rewelacji o odkryciu w okolicach Warszawy źródeł solanki leczniczej i innych wód mineralnych natrafiamy na poszukiwania w okolicy Urli pod Warszawą.
Urle nad Liwcem to miejscowość letniskowa o dosyć dawnej tradycji. Położone na skraju pięknych lasów, na piaskach, nad brzegiem rzeczki, posiadają pierwszorzędne walory uzdrowiskowo-wypoczynkowe Na wiele lat przed pierwszą wojną światową właściciel dóbr okolicznych Zamoyski wybudował w lesie sosnowym kolonię letniskowych willi. Urle zdobyły sobie powodzenie, wkrótce obok letniska “hrabskiego” powstało “gospodarskie”‘, wybudowane przez okolicznych chłopów. Było i kasyno i inne urządzenia, rodziny warszawskie przyjeżdżały na całe lato, mężowie odwiedzali je w soboty i niedziele — Urle leżą przy stacji kolejowej odległej około 50 km od Warszawy.
Podczas wojny część willi pochłonęły płomienie, las w dużej części został zniszczony. Obecnie już i las odrasta i wyrosło także wiele nowych domków letniskowych. Daleko wprawdzie jeszcze do dawnej świetności, ale… Gruchnęła Wieść. że podłoże Urli, pod grubą warstwą piasków, piaskowców oraz iłów zawiera źródła wód leczniczych… Gdyby to okazało się prawdą, Urle mają wszelkie warunki, żeby stać się jedną z głównych miejscowości leczniczych regionu warszawskiego.
Polska – kraj wód leczniczych
Jedziemy na miejsce. Już z daleka ponad wierzchołkami sosen widnieje wieża wiertnicza. Dookoła wśród krzewów jałowca wyrosły domki pionierskie wiertaczy: magazyny, elektrownia, baraki mieszkalne, stołówka… Powiedzmy od razu: wieża wiertnicza w Urlach nie powstała specjalnie w tym celu, żeby tutaj szukać wód mineralnych. Wiercenie w Urlach jest tylko jednym z punktów sieci wierceń przedsiębranych na terenie całej Polski i mających na celu zebranie materiałów do przyszłych poszukiwań ropy naftowej. Jak dotychczas, nowych złóż ropy naftowej na niżu nie wykryto. Natomiast wiercenia przyniosły rezultaty, które wielokrotnie przewyższyły poniesione koszty: miedź, siarka, gaz ziemny, wody mineralne. Okazało się, że Polska jest krajem wyjątkowo bogatym w wody lecznicze, o których istnieniu dotychczas nie mieliśmy pojęcia. Wiertnictwo naftowe, posiadające najstarsze tradycje i najnowocześniejsze metody techniczne, służy swoją aparaturą zarówno celom naukowym, jak i poszukiwaniom przemysłowym wszelkich bogactw, jakie można znaleźć w skorupie ziemskiej.
Od czapki do elektroniki
Starzy wiertacze pamiętają jeszcze niemal czasy, kiedy złóż naftowych szukało się przy pomocy… rzucania czapką. (Wiertnik rzucał czapką i gdzie czapka upadła, tam wiercono.) Dzisiaj czapkę zastępują przygotowywane z góry materiały geologiczne, na podstawie których geolog wyznacza punkt wiercenia. Wiertnictwo naftowe dysponuje wszystkim, co jest najbardziej nowoczesnego w dziedzinie geologii, mechaniki, geofizyki, we wszelkich gałęziach wiedzy i techniki, mających tu zastosowanie.
Poszukiwania i badania prowadzone na terenie całej Polski odbywają się w trzech fazach. Pierwsza faza, geofizyczna polega na wykonaniu płytkich otworów, w które zakłada się ładunki wybuchowe. Specjalna aparatura akustyczna rejestruje dźwiękowe efekty detonacji i na tej podstawie można w ogólnym zarysie wyobrazić sobie budowę geologiczną głębi skorupy ziemskiej — w danym miejscu. Na tej podstawie można ustalić prawdopodobieństwa, czy w układzie mogą znajdować się złoża, interesujące poszukiwaczy. Wówczas następuje drugie stadium — głębokie wiercenia badawcze, mające na celu potwierdzenie materiałów uzyskanych geofizycznie. To właśnie stadium obserwujemy w Urlach. Dopiero następnie można rozpocząć wiercenia poszukiwawcze, a w wypadku wyników pozytywnych – eksploatacje.
Wracamy więc do Urli. Trudno powstrzymać się od niecierpliwych pytań. Zadajemy je doświadczonym geologom i wiertnikom. Jak mówią wiertnicy, w podobnych układach warstw natrafiano na złoża solanek jodowo-bromowych. Gdyby to się sprawdziło, Urle mają przed sobą przyszłość uzdrowiskową.
Wiertacze z dziada pradziada
Kierownikiem wiercenia w Urlach jest p. Michał Pony. Doświadczony to wiertnik, ma za sobą dwadzieścia osiem lat pracy. Lwowianin, rozpoczynał karierę wiertniczą w zagłębiu borysławskim, po wojnie dokonywał wierceń w różnych stronach Polski. Zresztą cała załoga składa się z wiertaczy uprawiających ten zawód od młodości, a niekiedy już od pokoleń. Wszyscy pochodzą z rzeszowskiego, jasielskiego, borysławskiego, z kolebki polskiego przemysłu naftowego. Praca wiertacza wymaga specjalnych uzdolnień, zamiłowania, znajomości narzędzi i urządzeń, wielu wyrzeczeń, niekiedy i ryzyka życia.
Wiercenie odbywa się metoda rotacyjną. W skorupę ziemską, a następnie w głębsze i coraz twardsze warstwy geologiczne wkręca się świder. Korpus świdra zbroją stalowe gryzaki, które miażdżą podłoże przy ruchu obrotowym świdra, nadawanym przez napęd elektryczny, Swider osadzony jest na rurach — obciążnikach, do których dodaje się od góry rury płuczkowe w takiej ilości, jaka jest potrzebna w miarę głębienia otworu. Cały ten przewód o ciężarze około 100 ton obraca się i wgłębia coraz dalej w podłoże, przewiercając warstwy geologiczne. Przez rury płuczkowe wtłaczana jest — przy pomocy potężnych pomp — specjalna “płuczka“, roztwór wody z iłem, zaprawiony chemikaliami, nadającymi jej odpowiednie właściwości. Wtłoczona w głąb otworu płuczka ciężarem swoim przeciwdziała ciśnieniu podziemnego górotworu, wynosi na powierzchnię powstały przy wierceniu urobek, chłodzi aparaturę oraz tworzy wokół cylindra płaszcz ochronny. Wydobywając się pod ciśnieniem z powrotem na powierzchnię, płuczka unosi urobek, wówczas oczyszcza się ją i skierowuje z powrotem poprzez rury płuczkowe do otworu wiertniczego.
Profil geologiczny
Wiercenie ma na celu nie tylko praktyczne poszukiwania, ale i obadanie dla celów naukowych układu warstw geologicznych, to znaczy profilu geologicznego, w tym celu wiertło zaopatrzone jest w specjalne urządzenie, umożliwiające wydobycie tzw. rdzenia to znaczy części przewiercanych skał. Aparat zwany rdzeniówką wgłębia się w podłoże, wykrawa wycinek skały w postaci laski, którą następnie wydobywa na powierzchnię. Po wydobyciu, poszczególne odcinki rdzenia układa się w podłużnych skrzynkach, skrzynki są numerowane i opisywane. W ten sposób uzyskujemy cały przekrój warstw geologicznych do głębokości wiercenia. Jaka to bywa głębokość? W skali światowej osiągnięto 8600 m w głąb ziemi. U Polsce – 3000 m dawno już przekroczono. W Urlach pracują urządzenia dla wierceń głębokich.
Oglądamy ułożone w skrzynkach rdzenie: ich różna spoistość, różne kolory obrazują wygląd warstw podziemnych, nigdy nie oglądanych przez oko ludzkie. Jeżeli się zdarzy, że jakiejś części rdzenia nie uda się wydobyć, to wówczas powstałą lukę trzeba uzupełnić, posługując się aparaturami geofizycznymi, opartymi na elektronice oraz izotopach radioaktywnych.
Wybuch!
I cóż dalej? Czegóż możemy się spodziewać, wiercąc coraz głębiej i głębiej świdrem wiertniczym? Może — złoża ropy naftowej! Może — podziemne solanki? Jeżeli świder natrafi na złoża ropy albo solanki znajdujące się pod potężnym ciśnieniem górotworu, to ten moment, być może tryumfalny, odkrywczy, będzie jednocześnie momentem krytycznym, chwilą wielkiego niebezpieczeństwa. Nagromadzone pod ciśnieniem płyny i gazy trysną przez otwór w górę unosząc piasek, kamienie, niekiedy powodując pożar w wieży. W tym wypadku włącza się natychmiast prewenter, urządzenie specjalne dla opanowania wybuchu i wtłacza się do otworu zwiększone ilości płuczki, której ciężar przeciwważy ciśnienie i uspokoi wzburzoną otchłań podziemną.
Ale zdarza się, że grad kamieni, wypartych z głębokości setek, czy tysięcy metrów i wyniesionych wysoko nad powierzchnię ziemi, spadnie na uzbrojone w czerwone hełmy ochronne głowy wiertaczy. W największym niebezpieczeństwie znajdzie się wówczas wiertacz pracujący wysoko na wieży, przy manipulacjach ciągnięcia i zapuszczania przewodu wiertniczego. Jeżeli płomienie ogarną wieżę, człowiek ten będzie miał tylko jedną drogę ratunku, zawczasu przygotowaną. Wskoczy do wielkiego kubła zawieszonego obok jego stanowiska i zaopatrzonego w automatyczne urządzenia uruchamiające i hamujące. W tym kuble zjedzie po długiej, ukośnie zawieszonej linie ratowniczej — na ziemię.
Czy to nastąpi? Czy wiertacze w Urlach przeżyją swój wielki dzień – dzień grozy i zwycięstwa?
MAREK SADZEWICZ
Stolica
R. 16, 1961 nr 23
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours