Sosnowiec był brudny, zadymiony i zakurzony. Latem nie można było tam dzieci trzymać. Rodzice moi postanowili przeto nabyć gdzieś coś, co mogłoby stać się letniskiem. Ojciec chciał ulokować się w okolicy Sosnowca, matka ciągnęła do Warszawy. Jak zresztą zwykle w domu bywa, zwyciężyła kobieta. Wybór padł na Wołomin leżący po prawej stronie Wisły, 17 kilometrów od Warszawy. Na początku XX wieku parcelowano tam folwark zwany Wołominkiem. Ojciec mój kupił działkę z maleńką stróżówką i postanowił wybudować tam willę. Matka nazwała ją “Dolą”.
Wołomin ma swoją długą historię. W kotlinie na północo-wschód od Warszawy rozciągały się przed wiekami piękne bory, przecinane z rzadka łachami wydm piaszczystych, będących pozostałościami doliny pra-Wisły. W borach tych — w wielkiej części Radziwiłłowskich — rozrzucone były dwory i dworki szlacheckie. Najstarszym osiedlem dworskim był Radzymin, który już w 1475 roku otrzymał prawa miejskie. Pochodzenie nazwy Radzymina jest natury mało pochlebnej. Podobno przez długie lata gnieździli się tam zbójcy, którzy napadali i grabili podróżnych. Stąd powstał zwrot: ,,Radzę minąć”, a od niego nazwa Radzymina.
Dziewięć kilometrów od Radzymina spotykano niekiedy drugą gromadę zbójców mniej niebezpiecznych. Ktoś rzucił przestrogę: “Wolę minąć” i tak powstała w końcu XV wieku nazwa wsi drobnoszlacheckiej — „Wolumino”.
Z dworem w Wołominie sąsiadował folwark Wołominek. Tam zrodziła się druga wersja nazwy Wołomina. Podobno jakiegoś rycerza tak zachwyciły lasy i wydmy Wołominka (a może czyjeś piękne oczy!), że wykrzyknął: “Woła mnie!” I stąd Wołomin.
Muszę przyznać, że druga wersja bardziej mi odpowiada. W latach dwudziestych, gdy Wołominek był pięknym letniskiem, niejednokrotnie wołał mnie, przyzywał do siebie. Pamiętam dzień, gdy na wycieczce w Neapolu, na Posillipo – opiewanym przez poetów, ku zgorszeniu obecnych krzyknęłam: — Mam już dość tej lazurowej farbki! Chcę wracać do Wołomina!
Do naszego dziecięcego życia Wołomin wniósł czary. Miałam cztery lata, gdy siedząc na ramionach wuja i szarpiąc go radośnie za czuprynę, dowędrowałam do skrawka ziemi, w którą miałam wrosnąć sercem. Już w następnym 1903 roku została ukończona budowa domku dostatecznie dużego, aby dla nas były pozostawione na lato pokoje, a kilka innych mogło być jeszcze wynajmowane letnikom. Odtąd w Wołominie spędzałyśmy czas od czerwca do września. Zaczęło się zrastanie z życiem przyrody.
Dom nasz stał w lesie, w otoczeniu młodziutkich sosenek i śmiesznych, drapiących chojaczków, z których można było formować salony i jaskinie. Hodowaliśmy “własne” drzewka pielęgnowane z nasienia. Ileż to było płaczu w całym domu, gdy któregoś ranka krowa zjadła mój ukochany maleńki chojaczek. Nieomal każdy krzak z najbliższych domu jako nasz “osobisty znajomy” był związany z opowieścią o mieszkających tam krasnoludkach i dobrych wróżkach. Duszków złych nie było w Wołominie, nie miały prawa dostępu.
W miarę jak dorastałyśmy, czary stawały się głębsze. Wśród wydm piaszczystych, leżących za laskiem w pobliżu domu, znalazło się siedem wierzchołków. Nazwałyśmy je Siedmiowzgórzem. Najwyższy, rozległy szczyt Siedmiowzgórza krył w naszej wyobraźni Zamek Świętego Graala. Tam odprawiałyśmy nasze codzienne młodzieńcze modlitwy, pełne tęsknoty i wiary. Tam uczyłyśmy się rozumieć mowę chmur płynących po niebie w blaskach zachodzącego słońca.
Alicja Dorabialska
“Jeszcze jedno życie”
Warszawa 1972
I
Autora wspiera Wołomin Światłowód
Nazwy Wołomina i Radzymina pochodzą od innych zbitek staropolskich słów.