Przedsiębiorstwo Elektryfikacji i Technicznej Obsługi Rolnictwa „Eltor” w Wołominie zasięgiem swych robót obejmuje województwa: stołeczne warszawskie, ciechanowskie, ostrołęckie, płockie, siedleckie a także, częściowo skierniewickie, radomskie i olsztyńskie. Załoga — ponad 1200-0s0bowa, plac budowy dość rozległy. Zakres wykonywanych robót to budowa i przebudowa sieci elektrycznej, naprawy, a także świadczenie usług w rozbudowie sieci kanalizacyjnej — odwierty, instalacja urządzeń wodociągowych w zagrodach, doprowadzanie energii elektrycznej niezbędnej przy mechanizacji obór, chlewni i innych budynków gospodarczych, słowem pośrednio przyczynianie się de podnoszenia produkcji rolnej. Organizacja partyjna liczy 85 towarzyszy, z tego około połowa pracuje w terenie.
Nietypowi
W Wołominie mówią, że załoga „Eltoru” jest nietypowa, bo nawet w sytuacjach trudnych zachowuje się inaczej niż wszyscy. W czasie gdy „solidarnościowa” fermentacja osiągała swoje apogeum — u nich (aczkolwiek wielu należało do tego związku) pracowano normalnie. Dyskutowano. Przecież wtedy nie sposób było milczeć. Nie było to jednak gardłowanie kosztem roboty. Wtedy właśnie, w 1981 roku powierzyli towarzysze jednogłośnie funkcję pierwszego sekretarza POP Zenonowi Żyżyńskiemu. W samym głosowaniu była także pewna nietypowość, bowiem tow. Żyżyński już uprzednio, to jest w latach 1970—1977 pełnił tę funkcję. W okresie powszechnego wyrzucania wszystkich, gdy często zmieniano ludzi tylko dla samej zmiany, ta jednomyślność towarzyszy w powierzeniu partyjnego steru człowiekowi doświadczonemu świadczyła o rozwadze.
Pozostali na swych stanowiskach także partyjni dyrektorzy przedsiębiorstwa. Zarówno dyrektor naczelny mgr Jerzy Orman, jak jego dwaj zastępcy — mgr Leonard Tumanowicz i inż. Bogdan Manewski przyszli do „Eltoru” w latach pięćdziesiątych. Przeżyli wojnę i jej okropności, ale byli jeszcze ludźmi młodymi i w pełni sił. Podobni do nich stanowili podstawowy trzon załogi. Potem przychodzili nowi i wrastali w zakład na trwałe.
Z ludźmi — po ludzku
W “Eltorze” mówią, że dyrektor Jerzy Orman oddziałuje na ludzi… spokojem. A przecież wyegzekwowanie od pracowników posłuchu, dyscypliny, zdobycie autorytetu u podwładnych kojarzy się nam zazwyczaj z grzmiącym głosem i twardym charakterem szefa.
— Towarzyszu dyrektorze — na czym polega sztuka wychowania załogi?
— Przede wszystkim to nie żadna sztuka lecz cały zespół oddziaływań wychowawczych. Byłbym nieskromny twierdząc, że wychowanie załogi już w pełni nam się udało. Jest to przecież proces ciągły i nieustanny, na lata. Przy tym człowiek nie jest statyczny, ulega ciągłym przemianom zależnie od sytuacji społecznej, gospodarczej, od wpływu otoczenia nie tylko w miejscu pracy. Najważniejszą — moim zdaniem — sprawą jest wpojenie w ludzi przeświadczenia, że dobra praca nie jest przymusem, lecz koniecznością wynikającą z ich świadomej woli. Jeśli w czasie najgłębszego — moralnego i ekonomicznego — kryzysu produkcja w naszym przedsiębiorstwie nie uległa załamaniu, to był to chyba najpomyślniej zdany przez załogę egzamin. Osiąganiu poziomu dojrzałego robotnika musi towarzyszyć jednak przeświadczenie, że jego praca jest należycie przez zwierzchników docenianą. Jest to bardzo ważny element. Podobnie jak ważną sprawą jest poszanowanie poczucia godności robotnika oraz wzbudzenie w nim przeświadczenia e opiekuńczej roli zakładu. Proszę mi wierzyć — pracownicy “Eltoru” zwracają się do nas nie tylko w sprawach dotyczących produkcji…
— Wytwarzanie takiej atmosfery nie przebiega jednak samoistnie. Kłoś musi to oddziaływanie inspirować.
— Ależ oczywiście. Tym „kimś” jest przede wszystkim organizacja partyjna, ale nie tylko. Jest to także cały zespół bezpartyjnych, dobrych, solidnych pracowników przedsiębiorstwa, przeważnie o długoletnim stażu. Najaktywniejsi znaleźli się w samorządzie pracowniczym i w kierownictwie związku zawodowego. Wszelkie ważne dla zakładu decyzje poddawane są społecznej konsultacji.
Do rozmowy włączają się: sekretarz POP Zenon Żyżyński i zastępca kierownika działu produkcji (członek KMG) Jerzy Dzięcioł. Sypią się przykłady. Co się konsultuje? A choćby zakładowy system wynagrodzeń, wszelkie nagrody, premie, odznaczenia, przeszeregowania, podział funduszu zysku, przydział mieszkań. Decyzje niełatwe. Ot, choćby ta ostatnia: o to samo mieszkanie ubiega się operator dźwigu i kobieta technik-elektryk. Oboje są dobrymi pracownikami, oboje mają trudne warunki mieszkaniowe. Ma się nad czym zastanawiać i aktyw związkowy, i samorząd pracowniczy. Albo wprowadzanie reformy płacowej, czy potrącanie składek na NFOZ. W tej ostatniej sprawie 120 delegatów załogi postanowiło jednogłośnie: potrącać 0,25 proc. od zarobków. Nie zawsze jest taka jednomyślność: oto np. przyłapano paru pracowników „na rauszu”. Administracja proponuje: ukarać, związek zawodowy mówi — nie. Kto ma rację? Sprawa do rozważenia.
Tzw. stanem uzwiązkowienia można się tutaj pochwalić. Wśród wołomińskich zakładów — u nas wskaźnik procentowo jest najwyższy: 730 członków, w tym 90 procent to robotnicy. |
Krajowi, miastu, sobie
W pierwszym kwartale br. — mimo ostrej zimy — wydajność pracy w “Eltorze” wyniosła 105 procent. Nie byłoby to żadną rewelacją, gdyby załoga pracowała w zakładzie zwartym, w ogrzanej hali produkcyjnej, a nie w warunkach trudnych, terenowych, często na powietrzu. Pracy około 90 brygad nie nadzoruje na co dzień dyrektor zakładu. Oni wiedzą, że wynik tej pracy będzie oceniany co miesiąc, na otwartym zebraniu partyjnym i raz w kwartale na zebraniu przedstawicieli załogi. Na co dzień są z nimi brygadziści i kierownicy budów.
Od lat też trwa współzawodnictwo pracy między brygadami i kierownictwami budów. Ostatnio pierwsze miejsce wśród 88 — zajęła brygada Stanisława Sztyburskiego z oddziału rejonowego w Mławie. Dali największą produkcję budowlano-montażową. Tow. Sztyburski pracuje w zakładzie 25 lat.
Jan Kurowski, brygadzista-elektromonter z Garwolina wprowadził swą brygadę do pierwszej dziesiątki najlepszych. Ale zasługuje na uwagę jeszcze z innych względów: wstąpił do partii w najtrudniejszym, 1981 r., obecnie jest działaczem związkowym. Jedyny partyjny wśród pięciu garwolińskich brygad. Łatwego życia nie ma, ale który z pionierów dobrej sprawy miewał łatwe życie?
Kierownik oddziału rejonowego w Siedlcach — Jerzy Skomorucha — miał w ubiegłym roku poważny powód do zmartwienia. We współzawodnictwie między oddziałami musiał ustąpić dotychczasowego, pierwszego miejsca lepszym. Siedlczanie zajęli miejsce czwarte. Teraz podwajają wysiłki — może uda się odzyskać utraconą pozycję w roku bieżącym?
Oddział rejonowy w Sierpcu, którym kieruje Jan Domarecki — oprócz niezłych wyników produkcyjnych cieszy się opinią oddziału bardzo dbającego o porządek i o ludzi. W ubiegłym roku przyjęto tu do partii jednego kandydata. Za to oddział rejonowy w Żurominie, pod kierownictwem Walentego Goszczyńskiege zdobył w roku ubiegłym pierwszą nagrodę wśród zakładów pracy woj. ciechanowskiego za czystość, estetykę i zadrzewienie.
A przecież w brygadach nie pracują tylko fachowcy z długoletnim stażem. Jest wielu młodych, nowych, jak to mówią całkiem “zielonych”. Bywa, że brygadzista robi, a oni tylko patrzą, bo jeszcze nie potrafią. Dopiero po wielu dniach, miesiącach wciągają się w robotę albo odchodzą, jak wszędzie. Z ludźmi trzeba stanowczo, konsekwentnie lecz spokojnie — poucza dyrektor Orman — słowem i własnym przykładem. Autorytet u ludzi zdobywa się fachowością i solidną postawą, a nie sztucznym dystansem. U dyrektora Ormana i jego zastępcy Manowskiego telefony w domu czynne całą dobę, a drzwi gabinetów otwarte dla wszystkich. Można przyjść w każdej chwili, dzwonić w kłopotliwych sytuacjach, nawet w nocy. “Eltor” pracuje na rzecz wsi, ale wygospodarowano czas, aby zrobić coś i dla samego Wołomina. W ramach modernizacji sieci elektrycznej zelektryfikowano w ubiegłym roku osiedle domków jednorodzinnych “Sławek”, przeprowadzono oświetlenie ulicy Świerczewskiego, Alei ZMP, dokonano modernizacji sieci na ul. Sikorskiego.
Robią także coś niecoś i “dla siebie”. W kolejce po mieszkania pracownicy “Eltoru” nie zajmują miejsce uprzywilejowanych. Postanowili, choć częściowo, sami temu zaradzić. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wznieśli własnymi siłami, od podstaw, w ramach budownictwa spółdzielczego, cztery budynki, po 20 mieszkań w każdym. 60 procent mieszkań miała prawo przydzielać dyrekcja “Eltoru”, pozostałe — spółdzielnia z uwzględnieniem członków tegoż zakładu. Za wykończenie bloku na osiedlu Hibnera (woda, światło, gaz, kanalizacja) otrzymali 5 mieszkań. W Kobyłce włączyli się do budowy osiedla międzyzakładowego, gdzie uzyskano 4 mieszkania. W innych województwach działają podobnie: zamiast czekać i utyskiwać, zdobywają mieszkania własną pracą. Dodatkowy czynnik wychowawczy, integrujący załogę.
Opieka socjalna zasługiwałaby na szczególną uwagę. Pomoc kredytowa i materiałowa dla pracowników budujących domki jednorodzinne, wczasy (wszystkie zgłoszenia realizowane są w stu procentach), kolonie dla dzieci, systematyczna opieka nad emerytami, pomoc w przypadkach losowych — to tylko niektóre z długiej listy świadczeń. Pomoc ta ma charakter czysto ludzki, jest to rzeczywiście ratunek w potrzebie. Kiedy np. Andrzej Rydzewski z Sokołowa uległ ciężkiemu wypadkowi — zakład pracy wystarał się 0 mieszkanie w Siedlcach, a koledzy zebrali dla niego 120 tysięcy złotych na urządzenie mieszkania.
W czasie naszej rozmowy do dyrektora przyszedł 94-letni emeryt — Adam Grygolunas. Czerstwy jeszcze, opalony staruszek (do dziś uprawia wodny sport): przepracował w energetyce 45 lat, od przeszło 20 lat jest na emeryturze ale utrzymuje stały kontakt ze swoim zakładem.
— Jestem samotny — mówi, a tutaj przychodzę jak do najbliższej rodziny, Wszystko mi w mieszkaniu naprawią, dwa razy do roku organizują wycieczki, na spotkaniach dają medale, wszystkie święta spędzam w sopockim “Złotym Kłosie” z każdą sprawą mogę się do dyrekcji zwrócić i wiem, że z kwitkiem me odprawią. Czyż może być lepsza rodzina?
Leonarda Tykocka
Życie partii
nr 17/450
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours