W prasie wczorajszej ukazała się maleńka, petitem drukowana wzmianeczka która pod prostemu słowami kryła treść więcej, niż ponurą. Donoszono tam, że inspektorzy polskiej Ligi ochrony zwierząt w asyście kandydatów na inspektorów policji dokonali inspekcji w Wołominie. Rezultaty? Cztery osoby ukarano za dręczenie… drobiu. Opieczętowano dwa chore konie. Skonfiskowano siedem sztuk zepsutych wędzideł, które kaleczyły koniom pyski. Zabroniono systemu używanego Wołominie do łapania psów.
Rozpatrzmy pokolei te przewinienia.
Dręczenie… drobiu
Nie wiemy dobrze, w jakich okolicznościach się ono odbywało, ale chodziło tu zapewne o bestialskie znęcanie się n ad zabijanemu kurami, kogutami, czy kaczkami. Znam osobę, dziś już całkiem dorosłą, która blednie i wzdryga się na wspomnienie pewnego swego przeżycia z dzieciństwa. Była wówczas dwunastoletnią może dziewczynką, gdy w jej obecności zarżnęło kurę: po ucięciu ptakowi głowy, wrzucono kurę do torby papierowej i polecono dziewczynce zanieść to kucharce. Dziewczynka mocno zaciskając rękę na torbie, biegła co sił do kucharki, ale po drodze stało się coś okropnego: kura bez głowy zaczęła w zamkniętej torbie rzucać się w pośmiertnych drgawkach. Lodowaty dreszcz przebegł dziewczynkę po plecach: bała się puścić torbę, żeby na Własne oczy nie zobaczyć kury bez głowy w potwornym tańcu. Teraz jest dorosłą kobietą, ale nigdy nie zapomni tego strasznego przejścia, kiedy to poraź pierwszy w życiu zetknęła się z barbarzyńską zwierzęcością ludzką.
Co robiły owe cztery osoby, skazane za dręczenie drobiu? Jakie bestialskie sposoby wymyślały dla pozbawienia życia nieszczęsnych stworzeń, które miały im potem służyć za pożywienie? O tem wzmianka nie mówi. I poco? Sposoby tortur możemy sobie wyobrazić doskonale. Trudno nam sobie tylko wyobrazić tych, którzy je wymyślali. Mieszkają zapewne, w małym domku wołomińskm, za szybami ozdobionemi bielą muślinowych firanek i rozjaśnionemi zielenią doniczek. Prowadzą zapewne spokojny, cnotliwy tryb życia tysięcy im podobnych. Nie uważają się za żadnych zwyrodnialców i sadystów i nawet może nimi nie są. Ale dręczyli drób i to tak, że aż ich zato skazano.
Chore konie
„Opieczętowano dwa chore konie”. Wzmianka nie dodaje, ale tego się należy domyślać, że te dwa chore konie zmuszano do pracy. Dlatego je opieczętowano. Ktokolwiek widział na ulicy takiego chorego konia, zmuszonego do wyciągania ciężaru ponad jego siły; ktokolwiek zajrzał w zapłynięte łzami i materją oczy takiego dręczonego zwierzęcia; ktokolwiek spojrzał choć raz na oblany potem i wstrząsany dreszczami gorączki zapadnięty grzbiet koński, na kości wystające jak szkielet nad dziurami boków — ten tego widoku nie zapomni.
Chore zwierzę, zmuszone do pracy, to jak dziecko, nad którem silniejsi sprawują potworną przemoc. Takich chorych koni było w Wołominie dwa. Było ich może więcej, tylko dwu nie zdążyli ukryć ludzie przed okiem surowej i dobroczynnej inspekcji.
Zepsute wędzidła
Siedem sztuk zepsutych wędzideł kaleczyło koniom pyski. Ta niewinna napozór historyjka przedstawiała się zapewne całkiem poprostu. Właściciel konia widział, że wędzidło jest zepsute, zardzewiałe czy kolące, widział nawet głębsze, czy powierzchowniejsze skaleczenia koło końskiego pyska, ale cóż tam? Nowe wędzidło czy napraw a starego musi kosztować, a cierpienia konia czyż warte są tych kilku złotych? Więc, z całym spokojem i cierpliwością patrzył właściciel koma na to, jak z rany koło pyska sączy się krew, jak dokuczliwe muchy obsiadają skaleczone miejsce i jak zepsute wędzidło żłobi coraz gorszą ranę, przysparzając zwierzęciu coraz więcej cierpień. Patrzyłby na to i po dziś dzień, gdyby nie komisja, która wędzidło poprostu zabrała.
System łapania psów
A teraz ostatnie przestępstwo odkryto w Wołominie. W sławetnym tym grodzie panował przedziwny system chwytania psów. Czyściciel, jak się to mówi oficjalnie, a poprostu hycel, złapawszy psa w worek, lub na stryk, trzyma go trzy dni, oczywiście na głodno czekając, aż się ktoś po psa zgłosi. Gdy to nie następuje, psa zarzyna się, jak powiada raport, „bez ogłuszania”. Poprostu bierze się psa prawem silniejszego i nie patrząc w jego oszalałe ze strachu oczu, zarzyna się go nożem. Temu bestialstwu ma być teraz położony kres.
Ludzie czy zwierzęta
Tak brzmiał raport komisji w Wołominie, raport, drukowany drobnym petem pomiędzy wieloma innemi wiadomościami. Może ktoś powiedzieć: “Stępieliśmy tak, że nie wzrusza nas już nędza ludzka, więc jakże żądać, by wzruszała nas nędza zwierzęca”? Ale rozumowanie jest fałszywe. Nie chodzi tu już nawet o psa, kurę czy konia, nie chodzi o te stworzenia, ani o ich cierpienia. Chodzi o człowieka, o tego człowieka, który zyskując prawo silniejszego nad słabszym, obchodzi się z żywemi stworzeniami, jak z martwemi przedmiotami Taki człowiek, który zmusza do pracy chorego konia, torturuje przed zabiciem kurę, czy patrzy spokojnie jak wędzidło żłobi rany w ciele końskiem, jest z kategorii tych istot, które z zimną krwią mogą popełnić zbrodnię, bo nie czują pełnej wagi cierpienia i nie ceną skarbu czyjegoś zdrowia i życia.
Tu leży głębszy sens inspekcji Ligi ochrony zwierząt w Wołominie. Tu leży przyczyna, dla której o tej sprawie należałoby nietylko pisać drobnemi czcionkami, ale krzyczeć wielkim, przejmującym głosem.
K.B.
Dobry Wieczór! Kurier Czerwony
ilustrowane pismo codzienne
R. 13 (6), 1934, nr 296
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours