Smolla pno!

W koszarach i w sztabie Brith-Trumpeldoru

Ruch hitlerowski w Niemczech wywołał w Polsce gorączkową pracę w żydowskim obozie t.zw. rewizjonistów, która ujawniła się głównie w kierowanej przez Włodz. Żabotyńskiego organizacji „Brith Trumpeldor”. Ma ona na celu uformowanie kadr wojska żydowskiego. Jak się te kadry przygotowuje, można było zobaczyć zimą w wojskowym obozie „bejtarczyków” w Zielonce. Mieścił się on w murowanych barakach p. Doktorowicza przy jego cegielni, które działacz ten przeznaczył na żydowskie koszary.

Było wówczas rojno w Zielonce. Odziane w bronzowe mundury plutony „bejtarczyków” wyczyniały pod komendą kapitana angielskiego, również „bejtarczyka” p. Halperina, przeróżne zwroty i ewolucje wojskowe. Ludność miejscowa z niedowierzaniem spoglądała na żydowskich kadetów, jak powszechnie ich zwano, a o uszy odbijały się słowa komendy hebrajskiej: dom — baczność, amotnoach — spocznij, iminna pno—w prawo zwrot, smolla pno — w lewo zwrot i t.d.

Jeden z przyszłych oficerów żydowskich, rozpiąwszy bluzę na znak, że się nie boi mrozu, czapkę na bakier zesunąwszy — śmiało mi w oczy patrząc, jak przystało na… madriha (po hebrajsku — oficer), wykładał mi urywki ideologji Bejtaru:

— Narazie jest nas tu tylko stu, ale to już jest coś. Szkoda, że nie wolno nam karabinów mieć. My przecież wobec Polski lojalni i prędzej czy później przyjdzie i na to pozwolenie.

— A do wojska polskiego Bejtarczycy mają ochotę iść? — pytam madriha, który mi świecił przed oczyma mundurowemi guzikami z wyobrażeniem siedmioramiennego świecznika żydowskiego.

— Uś! Jeszcze jak. I jakby to dobrze było, gdyby Polska pobiła się z Niemcami! Ale narazie — sza! My młode pokolenie żydowskie musimy przerobić psychologikę żydowską. Żyd musi być śmiały, bezczelny, on musi wiedzieć, co on jest, jemu nic można pluć w twarz. No, tak czy nie?

Latem odbywał się kurs podoficerski w Otwocku t.zw. samalin (po hebrajsku — podoficer). Było tam podobno około 200 kursistów. Oba kursy powtórzą się w przyszłym roku, a w sztabie „Brith Trumpeldor” przygotowuje się plan urządzenia podobnych kursów — madrihim i samalin
w Wilnie i we Lwowie.

Warto zatem zajść do sztabu bejtarczyków, który mieści się w dużym lokalu przy ul. Granicznej 1. Obraz ciekawy. Wszędzie napisy tylko hebrajskie. Przy drzwiach stoi tęgi bejtarczyk, który prowadzi przed komendanta do trzeciego pokoju. Wszędzie ruch gorączkowy. Przy biurkach, gęsto rozstawionych, sami młodzi sztabowcy — piszą, kombinują, mocno swą pracą zajęci. Za chwilę rozmawiam z samym komendantem. Jest to młody bejtarczyk o ruchach cywilnych. Podaje mi chętnie cyfry, broszury i pisma bejtarowe. Do rozmowy miesza się zapewne jego adjutant, potem drugi, wreszcie przedstawiają mi ogorzałego gościa, który przybył z Palestyny. Rozmowa jest bardzo chaotyczna. Komendant opowiada z dumą:

— Na 63.000 zorganizowanych bejtarczyków 42.000 jest w Polsce. Niema już większego miasteczka, gdzieby nie było naszego oddziału. Wszystkich oddziałów w Polsce jest 840, najwięcej w województwach wschodnich: w Malopolsce wschodniej 162, w Wileńszczyźnie 53, w Nowogródzkiem 42, w Poleskiem 44, w Warszawie 106, w Kieleckiem 65. Istnieją oddziały w Gdyni, Tczewie, Poznaniu, Gnieźnie.

Do rozmowy miesza się jeden z adjutantów, podsuwając wychodzący w Szanghaju miesięcznik bejtarowski „The Jewish Call” z lipca ub. roku… 5694.

— Nasza organizacja obejmuje już cały świat, ale najlepiej rozwinęła się w Polsce — 70 proc. W Rumunji mamy 9 tysięcy bejtarczyków, na Łotwie 6 tys., na Litwie i w Czechosłowacji po 3-4 tys. Starsze pokolenie żydowskie nie zawsze rozumie nasze cele, ale — pan rozumie — do nas należy przyszłość. Widzi pan, w Chinach także istniejemy, a w Mandżuko oddziały nasze wchodzą w skład armji państwowej.

— To zapewne i w Polsce chcielibyście wchodzić w skład armji państwowej?

— Czemu nie? Robimy starania, narazie o to, by oddziały „Brith Trumpeldor” uznano jako oddziały przysposobienia wojskowego. Idzie to bardzo ciężko. Na kursie madrihim w Zielonce nie zezwolono na ćwiczenia karabinami, zamiast karabinów używali kursiści pałek. Gdzieniegdzie np. w Kobryniu nasze oddziały mają lokalne zezwolenie na prowadzenie P. W. ale naszem staraniem jest uzyskanie wszystkich praw przysposobienia wojskowego dla całości „Brith Trumpeldor'”.

— Byłyby to zatem kadry autonomicznego wojska żydowskiego w Polsce? — wtrącam uwagę bez dalszych wniosków.

— No, tak, jak już jest w Mandżuko. My przecież chcemy być zawsze lojalnymi wobec Polski. Nasz główny cel — to przecież żydowskie państwo narodowe w Palestynie, dokąd wysyłamy naszych wyćwiczonych bejtarczyków.

Z pobieżnego obliczenia, otrzymanego w sztabie Bejtaru, wynika. że od roku 1926 wysłano do Palestyny 200—300 bejtarczyków, co stanowi niecałe pół procent w stosunku do ich obecnej ilości. Reszta tkwi w Polsce i lojalność swą stwierdza dążeniem do utworzenia autonomicznego wojska żydowskiego, narazie w drodze uzyskania dla Bejtaru praw przysposobienia wojskowego, mogącego ćwiczyć otrzymanymi od wojska karabinami pod kierunkiem oficerów i podoficerów polskich, oczywiście najchętniej żydów i bejtarczyszyków. Jednem słowem, jak w Mandżuko…

Kursiści — madrihim i samalin – są w stałej ewidencji sztabu bejtarowego. Z tych, którzy ukończyli kurs zimowy w Zielonce, 25 pracowało latem w cegielni p. Doktorowicza, hartując się fizycznie i przełamując w sobie żydowski wstręt do pracy fizycznej.

— My, z Bejtaru musimy być w każdej pracy dzielni — tłumaczył mi pewien młody madrihim o twarzy od słońca ogorzałej, półinteligent, żywo i energicznie giestykulując czerwonemi od cegły rękami. Inni kursiści ćwiczą się przed wyjazdem do Palestyny, zajmując narazie miejsce robotników chrześcjan: w Kostopolu (fabryka dykt), w Klesowie (huta szklana), w Łucku i t.d. A marzeniem wszystkich madrihim i samalin jest doczekanie takiej chwili, by (zawsze w perspektywie rychłego wyjazdu do Palestyny) odbyć na placu J. Piłsudskiego w Warszawie wielką rewję swoich oddziałów, autonomicznie wchodzących w skład armji państwa polskiego i w chrzęście karabinów sprawdzić swą siłę. Rewiję taką mogłaby zakończyć komenda Żabotyńskiego: — Amot noach! — Spocznij!

Tadeusz Opioła

ABC – pismo codzienne
1934, nr 266

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.