Kiedy szukaliśmy informacji o osadnikach niemieckich w powiecie wołomińskim, często nasi rozmówcy byli zdziwieni, że daną osobę uważamy za Niemca. Korygowali nasze wypowiedzi. Mówili, że interesująca nas postać czuła się Polakiem, Polką i nikt nie uważa jej za przedstawiciela narodu niemieckiego. Nie można czasami określić tożsamości narodowej, analizując drzewo genealogiczne rodziny. Tak jest w przypadku pani Heleny Sobieckiej, która czuje się Polką, a przede wszystkim wołominianką, chociaż jej matka była Niemką, a ojciec Rosjaninem.
Pani Helena urodziła się 4 lutego 1928 roku w Zenonowie (obecnie część Zagościńca), lecz emocjonalnie jest związana z Wołominem, do którego zawsze powracała, mimo przeciwności losu.
Pradziadek pani Heleny – Ludwik Zahn – był Niemcem. Mieszkał na Ukrainie. Prawdopodobnie nieźle mu się powodziło, bo jego syn – także Ludwik – postanowił w burzliwych latach rewolucji w Rosji wyprawić rodzinę do Wołomina, by kupiła tam dom. Nie dopełniono jednak pewnych formalności i wspomniana posesja (na rogu Warszawskiej i Ogrodowej) nie stała się własnością Zahnów, mimo to zamieszkali oni w Wołominie. Ludwik Zahn (syn) nigdy nie pojawił się w Wołominie. Wyprawił w podróż swoją matkę, żonę Emilię (z domu Wielhert) i dwoje dzieci: Martę (ur. 13.06.1906 r., przyszłą matkę pani Heleny) i Alfreda (ur. 1910 r.). Miał dojechać po załatwieniu formalności w rodzinnym Łucku (na Ukrainie), ale prawdopodobnie zmarł w nieznanych okolicznościach.
Prababcia i babcia pani Heleny były (z relacji świadków) eleganckimi kobietami, odznaczającymi się dobrymi manierami, lecz pozbawionymi środków do życia w czasie wojny polsko – bolszewickiej. Może dlatego zapadły na zdrowiu, zachorowały na tyfus. Zmarły w 1920 r. w radzymińskim szpitalu. Niestety nie wiadomo, gdzie zostały pochowane. Alfredem i kilkunastoletnią Martą zaopiekowała się rodzina z Warszawy. Tam Marta poznała rosyjskiego emigranta z Pskowa – Szymona Siemionowicza (ur. w sierpniu 1898 r.). Przystojny białogwardzista oczarował młodą, szesnastoletnią Martę i wkrótce się pobrali. W 1925 r. małżonkowie przeprowadzili się do Wołomina. Mieszkali też w okolicach Wołomina, np. w Zenonowie. Pan Szymon był stolarzem-inkrustatorem. On utrzymywał liczną rodzinę, ponieważ wkrótce pojawiły się dzieci: Georg (ur. w 1925 r.), Eufrozyna (ur. w 1928 r.), Aleksander (ur. w 1930 r), Maria (ur. w 1932 r.), Hans Ludwik (ur. w 1940 r.).
Pani Helena Sobiecka to drugie dziecko małżonków Michajłowów. Została ochrzczona w cerkwi na warszawskiej Pradze (chociaż matka była ewangeliczką). Nadano jej imię Eufrozyna (po babce ze strony ojca), lecz nasza rozmówczyni nie lubi tego imienia i chce, aby zwracano się do niej Helena. Uszanowaliśmy prośbę pani Sobieckiej i pod imieniem Helena występuje w naszej publikacji.
Pani Sobiecka spędziła dzieciństwo w Wołominie. Wspomina, że często chodziła na spotkania religijne do domu modlitwy wyznawców prawosławia przy ul. Piłsudskiego 8 (posesja ta zachowała się do naszych czasów). Od niej też wiemy, że przy ul. Słowackiego 12 (w domu państwa Królów) był dom modlitwy baptystów. Dalsza rodzina pani Heleny (wujostwo ze Starego Grabia), Olga (z domu Wielhert) i Karol Grünke uczęszczali tam na nabożeństwa.
W pierwszych dziesięcioleciach XX wieku Wołomin był gościnnym miastem dla przedstawicieli różnych wyznań (istniały też kościół katolicki i synagoga). Pani Sobiecka wyrosła w atmosferze tolerancji religijnej. Jednak pożycie małżeńskie rodziców pani Heleny nie układało się pomyślnie. Pani Marta była zapracowana i zmęczona wychowaniem licznej gromadki dzieci. Pan Szymon tęsknił za utraconą ojczyzną. Nieobce były im kłopoty finansowe. W październiku 1939 r. małżonkowie się rozstali. Pani Marta (ze względu na swoje niemieckie pochodzenie) wraz z dziećmi została wysiedlona do Sierpca (jak większość osadników niemieckich). Pan Szymon został w Wołominie. Kilka lat później udał się do Związku Radzieckiego, gdzie zginął w 1945 roku.
W Sierpcu pani Helena pracowała mimo młodego wieku. Sprzątała łaźnię i zajmowała się młodszym rodzeństwem, ponieważ matka była ciężko chora. 25 grudnia 1941 r. zmarła pani Marta. Osierociła pięcioro dzieci. Kilkadziesiąt lat po wojnie siostra pani Heleny (Maria), przebywając u rodziny w Niemczech, dowiedziała się od kuzynki Lotty, która była córką Karola i Olgi Grünke, że pogrzeb matki pani Sobieckiej zapamiętał pastor Schmidtke (teść Lotty). Prowadził on ceremonię. Za trumną szło tylko kilkoro dzieci, potomstwo zmarłej kobiety. Osierocona gromadka wzbudzała litość i żal.
Rzeczywiście losy rodzeństwa były dramatyczne. Najstarszy brat pani Heleny – Georg (jako siedemnastoletni chłopak) – został wcielony do armii niemieckiej i zginął 13.07.1944 r., niedaleko Kołomyi. Młodsze rodzeństwo zostało adoptowane i przybrało nazwiska swoich rodziców zastępczych. Hansa Ludwika oddano do domu dziecka. W dziwnych okolicznościach pani Helenie zmieniono rok urodzenia na wcześniejszy, dlatego nie nadawała się do adopcji. Potraktowano ją jako osobę dorosłą i musiała pracować. W 1942 r. panią Sobiecką przydzielono do pracy w Królewcu u Irmgard Rogge. Później pani Helena pracowała u Rosemarie Warmbold (żony oficera niemieckiego) w Zynten (niedaleko Królewca – obecnie Kaliningrad). Niemiło wspomina swoją chlebodawczynię. Następnie pani Sobiecka została zatrudniona u bauera. Musiała sprostać obowiązkom na miarę dorosłej osoby. Tego wymagano od niej jako Niemki należącej do Jungvolk. Przynależność do organizacji była obowiązkowa.
Z tego czasu pani Sobiecka miło wspomina tylko miasto – pięknie uporządkowaną zabudowę, zadbany rynek, świątynię górującą nad miastem położonym wśród wspaniałych lasów. Po latach pani Helena odwiedziła Zynten należący wtedy do ZSRR. Nic nie pozostało z dawnej świetności, miasto częściowo zostało zbombardowane w czasie wojny, później zdewastowane przez okoliczną ludność przy aprobacie lokalnych władz. Dawne Zynten przestało istnieć, rośnie na nim las.
Choć miasto niedaleko Królewca zachwyciło panią Sobiecką, to jednak nie miała dużo czasu na rozkoszowanie się widokiem Zynten i okolic. Ciężko pracowała i tęskniła za Wołominem, dlatego w lutym 1944 r. uciekła z Zynten do ojca. Powróciła do domu rodzinnego w Wołominie. Pomagała w szpitalu, zajmowała się rannymi żołnierzami niemieckimi. Przydała się jej znajomość języka niemieckiego, często pełniła rolę tłumaczki. Kiedy wojsko niemieckie wycofywało się z Wołomina, jeden z oficerów przypomniał sobie o młodej dziewczynie znającej język niemiecki. Dowiedział się też o przeszłości i rodzinie pani Heleny, i nakazano jej opuścić miasto wraz z wojskiem.
Pani Helena znalazła się w Innsterburgu (obecnie Czerniachowsk). Tam pracowała w kuchni Czerwonego Krzyża, która zaopatrywała niemieckie wojsko. Wzruszona niedolą polskich i sowieckich więźniów, transportowanych do obozów koncentracyjnych, dożywiała ich wbrew zakazom Niemców. Z tego powodu została zadenuncjowana i więziona do 24 grudnia 1944 roku. Kiedy do Czerniachowska przybyli Rosjanie, uwolnili więźniów (m. in. panią Sobiecką). Nasza rozmówczyni udała się do Angerburga (obecnie Węgorzewo) do siostry Marii. Tam pracowała jako asystentka dentysty wojskowego. Wiosną 1945 r. opuściła Angerburg wraz z wojskiem niemieckim i pieszo dotarła na Hel, skąd 20 kwietnia 1945 miała odpłynąć na statku do Danii. Na pokładzie znajdowali się Niemcy uciekający z Polski. Wśród huku bomb przerażeni opuszczali brzeg. Nie dotarli do wybrzeża Danii. Statek storpedowali Rosjanie. Pani Helena szczęśliwie ocalała. Do wybrzeża Danii dopłynęła innym statkiem. Później dowieziono ją ciężarówką do stacji kolejowej. W samochodzie ktoś zostawił kołdrę, którą wzięła przemarznięta pani Helena. W pociągu był tłok. Pani Sobiecka wychudzona i ledwo żywa znalazła miejsce pod ławką. Owinęła się w kołdrę i zasnęła kamiennym snem. Była tak wycieńczona, że nie obudził jej hałas i zgiełk. Tory zostały wysadzone przez duńskich partyzantów i pociąg się wykoleił. Było wielu rannych i zabitych. Pani Helenie nic się nie stało i nie zmąciło snu, aż do momentu, kiedy jakiś mężczyzna zaczął na nią krzyczeć, że spokojnie śpi, kiedy wydarzyła się tragedia.
Pani Helena dwa razy uniknęła śmierci, ocalała i dotarła do Ålborg – obozu uchodźców w Danii. Następnie przebywała w obozie dla polskich uchodźców w Viborgu. W Danii spędziła trzy lata. Jednak tęskniła za rodzinnym miastem. 30 grudnia 1948 r. powróciła do Wołomina. Był późny wieczór. Mało ludzi, ciemno. W sklepiku pani Gębickiej, przy stacji, pani Helena dowiedziała się, że przyjaciółka jej zmarłej matki nadal mieszka w Wołominie. Była to jedyna bliska osoba, która mogła pomóc pani Helenie. Na szczęście pani Sobiecka znalazła u niej schronienie. Niedługo też pojawił się dawny adorator pani Heleny – Stefan Sobiecki i wkrótce się pobrali. Pani Sobiecka z mężem kolejarzem na krótko opuściła Wołomin, lecz znów powróciła do miasta swojego dzieciństwa. Doczekała się trzech synów, wnuków i prawnuczki. Mieszka w bloku na jednym z wołomińskich osiedli i ma nadzieję, że już nigdy nie opuści swojego miasta Wołomina, chociaż często jeździ do Niemiec, ponieważ odnalazła tam rodzinę.
Po wojnie pani Helena chciała się dowiedzieć, co dzieje się z jej młodszym rodzeństwem. Niestety bardzo długo nie miała informacji o Aleksandrze, Marii, Hansie Ludwiku. Poszukiwania przez PCK nie przyniosły efektu. Pani Helena postanowiła napisać list do siostry i wysłać go na ostatni znany adres Marii, która przyśniła się jej w 1956 r. i dała powyższą wskazówkę. Okazało się, że w tamtych czasach było dużo ludzi dobrej woli. List pani Sobieckiej był przesyłany do różnych miast i wsi. W każdym miejscu pobytu siostry pani Heleny znalazła się osoba, która odsyłała list na nowy adres Marii. Koperta z mnóstwem pieczątek i adnotacji dotarła do Marii, która zamieszkała w Norymberdze. Siostry mogły nawiązać kontakt, mimo że Maria miała inne nazwisko po mężu Gippert (a w rodzinie zastępczej Ticks). Od siostry pani Sobiecka dowiedziała się, że brat Aleksander osiadł na stałe w Szwecji (w Malmö).
Były kłopoty z odszukaniem najmłodszego brata. Dopiero w latach 50. dalsza rodzina zwróciła uwagę pani Heleny na notatkę w prasie o rozgrywkach hokejowych między Polską a NRD. Na liście zawodników niemieckiej drużyny znajdowały się m. in. imiona i nazwisko najmłodszego brata pani Heleny – Hansa Ludwika Zahna. Pani Sobiecka napisała list do brata na adres klubu w NRD. Trener drużyny przechwycił list i nie oddał adresatowi. Dopiero po latach, kiedy Hans Ludwik był dojrzałym mężczyzną, a Berlin został zamknięty, trener przekazał list Zahnowi. Brat pani Heleny bardzo szybko nawiązał kontakt z siostrą. Był szczęśliwy, że odnalazł rodzinę – dwie siostry, Helenę i Marię oraz brata Aleksandra.
Interesująca jest też historia rodziny brata matki pani Heleny – Alfreda Zahna. W 1944 został on wcielony do armii niemieckiej. Stacjonował w Braniewie, ale prawdopodobnie w 1945 roku wywiózł rodzinę do Berlina. Zginął w czasie walk, osierocając czworo dzieci: Mirosława, Ryszarda, Wandę i Irmę. Potem żona Alfreda Zahna z dziećmi powróciła do Wołomina.
Po burzliwych czasach wojny, a później latach komunizmu rodzina Zahnów mogła spotykać się bez obaw. Historia życia pani Heleny i jej rodziny uczy nas, że nigdy nie można tracić nadziei. Dobrze też mieć miejsce, z którym człowiek czuje się związany uczuciowo. Dla pani Sobieckiej to właśnie Wołomin jest tym zakątkiem.
Dzięki relacji pani Heleny można zrozumieć, jak zawiłe jest określenie tożsamości narodowej. Pani Sobiecka nie wstydzi się ani nie wypiera swojego pochodzenia niemiecko-rosyjskiego. Czuje się Polką, a przede wszystkim mieszkanką Wołomina. Chyba podobnie, jak pani Sobiecka, myślało wielu osadników niemieckich w XIX w. czy na początku XX wieku. Nie zapominali o swoich korzeniach, podkreślali swoją odrębność, ale czuli się związani z naszym regionem, czego dowodem może być ich niechęć do opuszczenia gospodarstw w 1939 roku. Wiemy, że nie tylko (wspomniana wcześniej) pani Lokh nie chciała wyjeżdżać z Polski – swojej drugiej ojczyzny.
Pani Helena opowiedziała historię swojego życia z myślą o najbliższych – dzieciach, wnukach i prawnukach. Dzięki jej barwnej relacji poznałyśmy przeszłość naszego regionu i losy jednego człowieka wplecione w dzieje Europy.
Beata Lewicka
Magdalena Rozbicka
W poszukiwaniu śladów niemieckich osadników w powiecie wołomińskim
Praca zbiorowa uczniów I Liceum Ogólnokształcącego im. Wacława Nałkowskiego w Wołominie
pod kierunkiem mgr Beaty Lewickiej i mgr inż. Magdaleny Rozbickiej
wykonana w ramach Europejskiego Programu Edukacyjnego SOKRATES-COMENIUS
Apostolicum, rok 2003
+ There are no comments
Add yours