Mówi się wiele i czyta o skutkach wojennego zniszczenia na różnych terenach Polski, niewiele zaś wie się o tym, co się dzieje pod sarnę Warszawę, w miejscowościach i osiedlach położonych na lewym brzegu Wisły, w bliskim promieniu stolicy. Gmina Kobyłka, widziana w skali średniego zniszczenia, niech służy za przykład.
Kobyłka to nie byle osada! Wiele możnaby napisać o jej odległej i dawnej przeszłości. Dość powiedzieć, że w okresie niepodległości Kobyłka zmieniła się z osady wiejskiej na 14 tysięcy mieszkańców liczące osiedle ludzi, dojeżdżających codziennie do Warszawy — do biur i fabryk, że pięknie rozbudowała się i korzystając z 36-ciu przed wojną par pociągów podmiejskich, zakwitła życiem niepozbawionym uroku i korzyści.
Wojna wywołała duże spustoszenie w Kobyłce. W ciągu czterech lat okupacji ubyło 1.200 mieszkańców, ale najtragiczniejsze przejścia sprowadził wrzesień 1944 r. Kobyłka w ciągu 6-ciu tygodni znajdowała się na bezpośrednim terenie walk i zdarzało się np. że z jednej strony zagrody rzygał ogniem czołg niemiecki, a z drugiej nacierał kolos sowiecki. Gorsze jednak od ognia bitewnego skutki sprowadziła zarządzona przez Niemców zbrodnicza ewakuacja mieszkańców w stronę Modlina. Wśród zgliszcz i ruin, przeoranych czołgami i przegrodzonych rowami strzeleckimi ogrodów zostało w Kobyłce, już po powrocie wielu wysiedleńców, zaledwie 3.400 mieszkańców, trwających w nędzy i rozpaczy, zdanych na żywot płochliwy w ciągu dalszych 4 miesięcy — aż do 12 stycznia 1945 r. — w bezpośrednim sąsiedztwie odległego o 6 — 10 km frontu.
W okresie tym substancja majątkowa Kobyłki uległa skurczeniu. Piąta część zagród i domów została w całości zniszczona. Uległ znacznemu uszkodzeniu piękny, z połowy 18 wieku pochodzący, kościół pojezuicki. Na 675 zagród chłopskich 425 zostało zupełnie zniszczonych, 173 w 60 proc., wszystkie pozostałe w 10—30 proc. Padł również ofiarę łupu niemieckiego prawie wszystek inwentarz żywy. Spośród 875 krów, 309 jałówek, 650 koni i 800 świń ocalało zaledwie 34 krowy, 23 konie i bodaj tylko jedna świnia, w głębokiej przechowana piwnicy wraz z jej chlebodawcę. Najbardziej ucierpiały chłopskie sołectwa: Maciołki i wieś Kobyłka, których ludność, z małymi wyjątkami, żyje obecnie w ziemiankach.
Przy małym zainteresowaniu się władz nędzą kobyłecką zniszczenia zostały zatarte tylko w drobnej części i np. stan inwentarza żywego wzrósł zaledwie do 230 krów, 42 jałówek i 56 świń. Ziemia użytkowa, której Kobyłka posiada 1.346 ha, została wyzyskana zaledwie w 20 proc., gdyż przy 90-procentowym ubytku narzędzi rolniczych nie było czym, a tu i ówdzie komu, jej uprawiać. W tych warunkach przed zarządem gminy wyrosło zbyt trudne do wypełnienia zadanie. Nędzy i bezrobociu trudno zaradzić. Zarobków na miejscu brak, bo ani jedna z czterech kobyłeckich cegielni, które przed wojnę zatrudniały 1.000 ludzi, dotąd nie funkcjonuje, a zaledwie rozpoczęły się (po uruchomieniu jakiej-takiej komunikacji) wyjazdy na zarobek do Warszawy, pech chciał, że stały się one nierealne wobec zimowych redukcji w BOS-ie, SPB i przedsiębiorstwach prywatnych.
Nawet kosztów administracji gminnej nie można normalnie pokrywać i urzędnicy gminy pracuję na… kredyt. Jednym słowem nędza i niedobór w kwocie ponad 300 tys. złotych w okresie do 1.4 do 31.12 ub. roku. Najuciążliwszą lukę w budżecie gminnym spowodowały wydatki na milicję ob. 21 milicjantów utrzymywała gmina po dzień 16 czerwca 1945 r. Subwencja wydziału powiatowego na ten cel w kwocie 15 tys. zł. stanowiła zaledwie 5 proc. wydatków, które gmina musiała realizować do wysokości 305 tys. zł. Akurat tyle wynosi deficyt. Trudno się dziwić zatem, że wójtowi Kobyłki uśmiecha się przyrzeczenie, iż kwota ta, z której będzie można pokryć zaległe pensje urzędników i honorowe, że tak powiem długi gminne, ma być gminie zwrócona.
Gazeta Ludowa
2 marca 1946
nr 61
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours