Jak już donosiliśmy w wczorajszym numerze naszego pisma w osadzie fabrycznej Marki w zakładach przemysłowych firmy Briggs i Posselt za rogatkami Ząbkowskiemi na 10 wiorście powstał znaczny pożar. Dla zebrania bliższych wiadomości, wysłaliśmy na miejsce pożaru naszego sprawozdawcę. Oto zebrane przezeń szczegóły.
O g. 10 w. stróż nocny, obchodząc fabryczne zabudowania, spostrzegł dym wydobywający się z poddasza jednego z budynków, i natychmiast zawiadomił o tem p. Ernesta Posselta syna, a równocześnie zaalarmował całą osadę dzwonem fabrycznym. W przeciągu kwadransa cała osada fabryczna stanęła na miejscu i z energją przystąpiła do walki ze strasznym żywiołem. Główne dowództwo nad ratunkiem wziął w ręce syn właściciela młody p. Ernest Posselt, który jest naczelnikiem fabrycznej straży ogniowej, a pomagali mu bracia pp. Wiliam i Gustaw Posseltowie i pp. Jan i Alfred Briggsowie.
Założono węże do 20 hydrantów i poczęto zalewać płonący budynek, który w przeciągu pół godziny stał cały w płomieniach. O uratowaniu togo zabudowania przy największych wysiłkach mowy już być nie mogło, chodziło więc o umiejscowienie pożaru, co się w zupełności udało. Zerwano dach nad całym płonącym budynkiem i zapobieżono dostaniu się ognia do sąsiedniego budynku w którym w chwili pożaru znajdowało się około 100 beczek oleju i kilkaset pudów wełny. Gdyby ogień dostał się do tego budynku, cała osada fabryczna poszłaby z dymem. Śmiało jednak powiedzieć można że robotnicy osady fabrycznej Marki, nocy tej cudów dokazali, bo oto gdy cała uwaga skierowaną była w stronę umiejscowienia pożaru wiatr wschodni przerzucił ogień na główny środkowy budynek sześciopiętrowy. To była chwila najkrytyczniejsza. Zdawało się, że i ten budynek stanie się pastwą płomieni. Nie tracąc drogiego czasu, p. Posselt z kilkunastu robotnikami szybko wydostali się na szczyt płonącego dachu i odrąbali paląca się część, a skierowawszy dwa hydranty w tę stronę, uratowali cały ten budynek od zniszczenia.
W ten to sposób pożar pochłonął tylko dwa budynki, jeden parterowy i jeden piętrowy. W pierwszym znajdowała się pralnia wełny i przygotowalnia, a w drugim przędzalnia i parowa maszyna o sile 500 koni, służąca zarazem do oświetlania elektrycznego. W chwili pożaru w spalonym budynku znajdowało się kilkadziesiąt tysięcy pudów wełny oczyszczonej i nowe maszyny, z których jedna w dniu pożaru została w ruch puszczona po raz pierwszy. Cały ten zapas wełny w części spalił się, a w części został zalany wodą, maszyny zaś uległy zupełnemu zepsuciu. Również w głównym budynku bardzo ucierpiały od zalania wodą maszyny. Znajdujące się w sąsiednich budynkach: farbiarnia, piekarnia, szkoła, szpital i t.d. od ognia nie nie ucierpiały, natomiast od ognia popękało kilka tysięcy szyb w głównej przędzalni.
Przyczyna pożaru na razie nie wiadoma, to jest tylko pewnem, że pożar wszczął się w pralni wełny. O ile się zdaje, ogień zaprószony być musiał jeszcze podczas dnia i wełna przez kilka godzin się tliła, aż płomień dostał się do poddasza i przepaliwszy dach, wydobył się na zewnątrz i wtedy dopiero spostrzegł go stróż nocny. Również istnieje przypuszczenie, że pożar powstał wskutek splątania się drutów, służących do oświetlenia elektrycznego.
Straty są znaczniejsze, niż by się na razie mogło zdawać, gdyż ogień pochłonął, jak już zaznaczyłem, znaczną ilość wełny już oczyszczanej, a więc najdroższej. Właścioiele, chcąc aby fabryka mogła być czynną bez przerwy, będą zmuszeni potrzebną ilość wełny oczyszczonej sprowadzić z zagranicy.
W przybliżeniu straty w wełnie i maszynach wynoszą około miljona rubli. Fabryka zatrudniała 2,500 robotników w części anglików i niemców, o ile jednak jeden z właścicieli sądzi, nikt skutkiem pożaru zajęcia nie straci, gdyż Fabryka bez przerwy w dalszym ciągu będzie czynną.
Wszystkie budynki fabryczne ubezpieczone były ogółem na 750,000 rs., maszyny zaś i znajdujący się towar na 50,000. Ponieważ jednak tak wysokiego ubezpieczenia jedno towarzystwo nie przyjmuje, więc fabrykę ubezpieczono w siedmiu towarzystwach w stosunku następującym: „Tow. Moskiewskie” 31 proc., „Warsz. Tow. Ubezp.” i proc., „I Rossyjskie” 19 proc., „II Roasyjskie” 16 proc., „Salamandra” 10 proc., „Północne” 10 proc. i „Jakor” 10 proc.
W chwili, gdyśmy opuszczali miejsce pożaru wczoraj o g. 4 pp., z tlejącej się jeszcze wełny, wydobywały się kłęby dymu, który rozchodził się w promieniu 2 wiorst. Wogóle przy pożarze czynne były 2 maszyny parowe, 20 hydrantów, 4 sikawki ręczne i 15 beczek do wody, udział zaś w ratunku przyjmowało kilkuset robotników i wszyscy majstrzy fabryczni. Wodę dostarczała w bliskości położona rzeczka, która ze zbiornikiem połączona jest kanałem murowanym.
Zaznaczyć należy, że wszystkie przybory ratunkowe nie pozostawiają nic do życzenia i niejedno miasto mogłoby pozazdrościć takiego taboru pożarnego.
J. L.
Kurjer Poranny
R. 21, 1897, no 99
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours