Na tablicy (ul. Ogrodowa 1A w Wołominie) poświęconej nauczycielom ziemi wołomińskiej, zamordowanym przez hitlerowskiego okupanta w latach 1939-1945, umieszczono dwanaście nazwisk. Wśród nich znajdują się Anna Zawadzka i Bronisław Zawadzki. Dziś, po prawie 27 latach od chwili odsłonięcia tej tablicy wiem, że żona Bronisława miała na imię Aleksandra i była nauczycielką… swoich pięciorga dzieci: Marysi, Mundka, Wandy, Sabiny i najmłodszego Stefanka. Była rodzoną siostrą: Anieli, Eugenii, Stanisławy, Karola, Wacława i Telesfora Badetków. I to nazwisko rodowe Aleksandry – „Badetko” było dla mnie drogowskazem prowadzącym do odnalezienia jej dzieci. Marysia Wawrzynowska i Mundek już nie żyją. Sabina mieszka w Pyrzycach, a w Warszawie Wanda i Stefan, dzięki którym poszerzyłam biografię ich rodziców.
Leonarda Badetko przy ulicy Legionów 1 w Wołominie prowadziła jadłodajnię, do której przychodzili różni goście. Aleksandra pomagała matce w prowadzeniu interesu m.in. z Heniem Wołomińskim – bezdomnym chłopcem, znalezionym przez policjantów w pociągu. Henryk Wołomiński – późniejszy krawiec, stał się „członkiem ich rodziny”. Prawdopodobnie w jadłodajni Aleksandra poznała Bronisława Zawadzkiego. Młodzi zakochali się w sobie. Jednak ojciec Aleksandry, Franciszek Badetko znalazł jej innego kawalera, bogatego rzeźnika z ulicy Miłej. Już nawet trwały przygotowania do wesela. Ale panna rozmyśliła się. W prasie lokalnej napisano: „Choć świnie zabite, wesela nie będzie”. Niezręczną sytuację próbował ratować swat, ale Aleksandra stanowczo odmówiła.
W 1924 roku, wraz z powstaniem parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Wołominie, Aleksandra rozpoczęła nowe życie. W tym kościele poślubiła Bronisława Zawadzkiego. Tu odbywał się chrzest ich dzieci. Zawadzcy zamieszkali przy ulicy Legionów 1 w Wołominie w rodzinnym domu Aleksandry, w niedługim czasie przeprowadzili się do własnego, przy ulicy Legionów 3. Dziś na ich posesji utworzono klomby kolorowych kwiatów, nad którymi górują m.in. drzewa sadzone przez Zawadzkich. Jednym z nich jest głóg – stary, zmurszały, ale każdej wiosny obsypany różowymi kwiatkami. Ile już było tych wiosen? Na pewno około siedemdziesięciu trzech…
24 sierpnia 1943 roku Aleksandra Zawadzka została aresztowana. Świadkiem tego zdarzenia była jej czternastoletnia córka. Do dziś p. Wanda Szymczak pamięta, jak „przed dom przy ulicy Legionów 3 w Wołominie zajechały samochody żandarmerii niemieckiej celem aresztowania ojca, za którym rozesłano list gończy. Ojca nie było w domu, toteż żandarmi rozpoczęli przesłuchiwanie matki. Z podwórka wprowadzili ją do pokoju, w którym akurat byłam. Przerażona matka zdążyła mi powiedzieć, abym uciekała. Została sama ze swoimi oprawcami, którzy żądali ujawnienia miejsca pobytu ojca. Słyszałam głośne rozmowy i strzały, potem wszystko ucichło, a gdy wróciłam do mieszkania matki już nie było, a na ścianie pozostał portret ślubny rodziców ze śladami postrzałowymi. Ten portret Stefan przechowuje do dziś”.
Potem Wanda i pozostałe dzieci dowiedziały się, że matka była więziona w Alei Szucha i na Pawiaku jako zakładniczka do czasu dobrowolnego zgłoszenia się ojca – Bronisława Zawadzkiego. Ponieważ to nie następowało, 5 października 1943 roku została przewieziona do obozu w Oświęcimiu (KL Auschwitz) i oznaczona numerem 64531. Została stracona 26 grudnia 1943 roku. Dopiero wtedy dzieci dowiedziały się, że ich ojciec – prawy, szlachetny, bezgranicznie oddany ideałom zawodowym i społecznym prowadzi również tajną działalność, a to bezkompromisowe oddanie walce z okupantem było przyczyną ich tragedii.
Bronisław Zawadzki na wiele lat przed nadaniem mu pseudonimów: „Stanisław Badowski” i „Kot” był bardzo pilnym uczniem, pasjonatem historii, szczególnie historii Polski. Po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego w Warszawie, odbywał służbę wojskową w Modlinie. W stopniu porucznika przyjechał do Wołomina i w roku szkolnym 1937/1938 rozpoczął pracę przy ulicy Warszawskiej, w 7-klasowej żydowskiej Publicznej Szkole Powszechnej Nr 3, z polskim językiem nauczania. Wcześniej pracował także w wołomińskich powszechnych szkołach publicznych nr 1, 2 i 4. Jednocześnie studiował zaocznie fizykę i historię.
Nie stronił od prac społecznych. W miejskim magistracie pełnił funkcję ławnika, a także często pomagał interesantom w pisaniu podań. W 1934 roku był jednym z sześciu członków pierwszego Zarządu Koła Związku Rezerwistów w Wołominie. Ponadto brał aktywny udział w różnych uroczystościach, np. 22 maja 1938 roku Związek Właścicieli Nieruchomości Chrześcijan miasta Wołomina i jego okolic, zorganizował uroczystość poświęcenia krzyża ustawionego na ulicy Legionów róg Lipińskiej. Wówczas po nabożeństwie w kościele parafialnym, poczty sztandarowe w asyście mieszkańców przemaszerowały pod krzyż, gdzie nastąpiło poświęcenie i przekazanie krzyża duchowieństwu i miastu Wołomin przez prezesa Związku – Bronisława Zawadzkiego, (14 maja 2011 r., w miejsce starego, zmurszałego krzyża, postawiono nowy, który został poświęcony i uroczyście przekazany mieszkańcom Wołomina).
Przed wrześniem 1939 roku Zawadzki należał do Stronnictwa Ludowego. Po wybuchu II wojny światowej włączył się w nurt pracy konspiracyjnej. Należał do Armii Krajowej. Z ramienia i rozkazu dowództwa tejże organizacji zajmował się zdobywaniem broni dla wojska polskiego w podziemiu, co wymagało wielkiej odwagi i ofiarności, ponadto zajmował się zbieraniem składek od członków AK. Był oficerem sztabu obwodu ZWZ „Rajski Ptak”(Radzymin). W czasie okupacji zgłosił się do ZWZ, organizował oddziały wojskowe, instruował i ćwiczył je.
W 1943 roku Bronisław Zawadzki został zdekonspirowany i gdy żandarmi przyszli po niego do domu, był w terenie. Po przyjeździe do Wołomina został ostrzeżony, nie poszedł do domu i w ten sposób uniknął aresztowania. Gestapowcy nie doczekawszy się Zawadzkiego, aresztowali jego żonę, Aleksandrę i nie patrząc, że miała malutkiego synka przy piersi, wywieźli ją w Aleje Szucha, potem na Pawiak, a stamtąd do Oświęcimia – Brzezinki, gdzie w krótkim czasie zamordowali. Zawadzki po aresztowaniu żony, natychmiast chciał zgłosić się do gestapo z prośbą o jej uwolnienie, ale krewni, przyjaciele, a nawet starsze dzieci stanowczo mu to odradzili. Aresztowanie żony było dla niego wielkim ciosem. Dzieci pozostały same, w ciężkich warunkach materialnych. Myślał o nich, potajemnie opiekował się, czuwał nad nimi, ale do domu nie przychodził. Przyjaciele organizowali ich spotkania poza domem, często nawet poza Wołominem, np. w Nowej Wsi. Bywało i tak, że w lecie przychodził wraz z towarzyszami (m.in. z kolegą Gliwą, także żołnierzem AK) nocą do Nowej Wsi. Zmęczeni głodni, po kolacji rzucali się na rozesłaną na ziemi słomę, by w jednej chwili zasnąć, ale przy najmniejszym szeleście zrywali się na równe nogi. Skoro świt ostrożnie i cicho znów wracali do lasu. Zawadzki miał skromne wymagania, nocował gdzie się dało, ciągle musiał być czujny, bo nieustannie był tropiony i poszukiwany listem gończym. Tęsknił za dziećmi, a szczególnie za półtorarocznym Stefankiem. Pomocą w codziennym życiu dzieci byli krewni Badetkowie i nauczyciele z Wołomina, a całą ostoją rodziny była najstarsza Marysia, sama zresztą również zaangażowana bardzo czynnie w pracę konspiracyjną.
Mimo tych nieszczęść i trudności Zawadzki pracy konspiracyjnej nie przerwał, tylko zmienił nazwisko na „Stanisław Badowski”. Jednak w Budziskach koło Łochowa 10 października 1943 roku został przez gestapo aresztowany. Było to w czasie jarmarku, podczas którego miał zbierać składki od członków AK. Wraz z nim był kolega Piotr Rostkowski, namawiający Zawadzkiego, by wrócił do Wołomina, ten jednak nie chciał, wierząc, że nic złego mu się nie stanie. Niestety, został zatrzymany przez żandarmów, a na pytanie, co robi na obcym terenie – odpowiedział, że przyjechał kupić kierat w fabryce maszyn rolniczych w Ostrówku, gdzie pracuje jego kuzyn, który obiecał mu ułatwić ten zakup. Żandarmi jednak zatrzymali go na posterunku, aby skontaktować się z kuzynem i sprawdzić wiarygodność jego słów. Zawadzki miał dowód osobisty na zmienione nazwisko. Gdy na drugi dzień okazali kuzynowi fotografię i zapytali o nazwisko, ten zaskoczony, podał prawdziwe. I to przesądziło o losie Bronisława. Żandarmi przewieźli go z Budzisk do aresztu powiatowego w Sokołowie Podlaskim, skąd miał być przewieziony w Aleję Szucha w Warszawie. Wyjazdu nie doczekał, gdyż dokładnie wtedy miał miejsce nieudany napad na starostę Sokołowa Podlaskiego. W odwecie za ten napad 27 października 1943 roku Bronisław Zawadzki wraz z dziewięcioma innymi zakładnikami został związany, wyprowadzony na rynek i rozstrzelany. Tuż przed śmiercią zdołał krzyknąć do zgromadzonych na rynku ludzi, aby zawiadomili krewnych i dzieci, że za chwilę zginie. Po jego śmierci, nieznana rodzeństwu kobieta przyniosła zegarek ich ojca jako dowód, iż informacja o jego śmierci jest prawdziwa.
Bronisław Zawadzki (prawdopodobnie) pochowany został wraz z towarzyszami śmierci we wspólnej mogile w Rozbitym Kamieniu. Piszę „prawdopodobnie”, ponieważ wśród nazwisk rozstrzelanych mężczyzn, nie ma Bronisława Zawadzkiego, jest natomiast nazwisko mężczyzny, który zginął w innej egzekucji i innego dnia.
W pamięci ówcześnie pracujących nauczycieli pozostał jako bardzo dobry, szczery i uczynny kolega, gorący patriota, wierzący, że trud i walka, poniewierka i tułaczka Polaków zostaną kiedyś uwieńczone wolnością Ojczyzny. Sam tego nie doczekał, choć bardzo pragnął i do końca nie wyzbył się nadziei. Dzieci Aleksandry i Bronisława Zawadzkich, ich współmałżonkowie, wnuki budują obraz rodziców i dziadków na podstawie wspomnień. Odwiedzają mogiłę w Rozbitym Kamieniu, na parafialnym cmentarzu w Kobyłce (kw. A1) odwiedzają grób dziadków Badetków z symboliczną tablicą swoich rodziców, odwiedzają kościół Matki Bożej Częstochowskiej w Wołominie, w którym umieszczona jest tablica ku czci poległych i pomordowanych żołnierzy Armii Krajowej. Tu, wśród 60 nazwisk, pod pozycją 53. widnieje: Zawadzka Aleksandra, a pod 54. Zawadzki Bronisław. Przy ulicy Ogrodowej 1A, przed tablicą poświęconą nauczycielom poległym w latach 1939-1945 kładą kwiaty i palą znicze. Odwiedzają też mogiły swoich najbliższych i najserdeczniejszych opiekunów pani Ireny Habermanowej i Bolesława Pławskiego, ponadto Stefan Zawadzki od niedawna odwiedza mogiły swoich rodziców chrzestnych na Cmentarzu Bródnowskim: Piotra Rostkowskiego i Sabiny Malikowej (żony Jana), o których istnieniu dowiedział się dopiero w ubiegłym roku. Odwiedzają Wołomin i z łezką w oku patrzą na swoje podwórko przy nieistniejącym dziś numerze „3” ulicy Legionów.
Tygodnik Wieści Podwarszawskie
nr 24-25/2012
+ There are no comments
Add yours