Z jednej wsi w gminie Ręczajach pod Warszawą piszą do nas:
Mieliśmy tu we wsi od lat 30-tu żyda, który trudnił się niby handlem, ale przytem siał rozpustę pomiędzy naszą młodzieżą. W końcu postanowiliśmy jednomyślnie usunąć go i tegośmy dokonali. A doiliśmy do tego takim sposobem. Miał on sklep we własnym domu. Otóż od roku nikt do niego nie zajrzał. Sklep, rozumie się, upadł, a żyd-sklepikarz, nie mając żadnego dochodu, zmuszony był nietylko handel zwinąć, ale i dom sprzedać. A my kupiliśmy ten dom i obróciliśmy go na szkołę, która była oddawna pożądana. I dołożyliśmy wszelkich starań, kosztu i pracy, aby szkołę urządzić i otworzyć, i zdawało się nam, że będziemy z tego zadowoleni. Niestety, inaczej się dzieje.
Przysłał nam inspektor szkolny nauczycielkę, która była tylko gościem u nas, bo przebywała więcej w Warszawie, niż w naszej szkole, troszcząc się tylko o to, żeby w czasie właściwym wziąć płacę. Przebyła tak półtora roku i odeszła od nas we wrześniu przeszłego roku. Zwróciliśmy się z prośbą do inspektora szkolnego o przysłanie nam innego nauczyciela. Przysłał nam dnia 9-go grudnia przeszłego roku nauczycielkę i szkoła była czynna aż 10 dni, do d. 19 grudnia. Tego dnia nasza nauczycielka wyjechała do rodziny. Czekając długo na jej przyjazd i nie mogąc się doczekać, zmuszeni byliśmy wkońcu zwrócić się z prośbą do inspektora. Wtedy dopiero na rozkaz inspektora przyjechała nasza nauczycielka i zaczęła zaraz dopytywać się o zaległą płacę.
Oto przykład, jak bardzo brak nam ludzi sumiennych, którzy dbaliby naprawdę o spełnianie obowiązków i nie chcieliby darmo wyzyskiwać rządu i społeczeństwa.
S. K. i J. K.
gospodarze z pod Wołomina
Gazeta Świąteczna
wychodzi w Warszawie na każdą niedzielę
R. 42, 1922, no 10 (2144)
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours