Zabawy ludowe – Zabawa w Jasienicy – Z czem wracają nasi uchodźcy?
(…) Popsuły też tegoletnie deszcze ludziom wiejskim i miejskim niedzielne zabawy. A tych zabaw, chociaż to czas wojny, w Polsce teraz bez liku. Niema numeru gazety prowincjonalnej, w którejby się nie zapowiadała jakaś uroczystość lub zabawa, to po miasteczkach, to po wsiach. Okazje zawsze się trafią. Trzeba się uważnie tym zebraniom, zjazdom i zabawom przyglądać, by ich sens głębszy zrozumieć. Napozór mogłoby się bez tych zgiełkliwości obyć, a jednak nie może się obyć. Dawniej lud nasz bawił się w karczmie. Tara pił, gawędził, hulał i hasał. Teraz karczma niemal znikła z widowni. Pić zresztą niema co, chyba cienkie, coraz cieńsze piwo, bo wódka strasznie droga. Potajemne gorzelnie, których jest wiele, są w możności dostarczać alkoholu tylko nałogowym amatorom gorzałki. To jedno. Dawniej lud bawił się sam z sobą i wśród siebie. Teraz nareszcie zaczyna się w swych zabawach łączyć z inteligencją. I to właśnie szczególnie ważne. Znika też, a raczej zanika stopniowo wyodrębnienie różnych sfer narodu. To drugie.
Inteligencja coraz wyraźniej i coraz szczerzej bierze udział w pracy i zabawie ludu. A lud już się nie boczy na „panów”, owszem, poczyna się garnąć do nich. (…) Ale cel zabawy – to nietylko marki. Nawet te marki grają tu rolę podrzędną. Wytłómaczył mi to p. Adolf Witowski, właściciel Jasienicy w pow. radzymińskim, znany, ceniony i szanowany działacz społeczny w swej okolicy. Właśnie zeszłej niedzieli byłem u niego w parku na takiej strażackiej zabawie. Chciałem zobaczyć: jak się taż bawią różne stany razem. Różne stany, tak, bo byli na tej zabawie księża, byli też z ziemiaństwa okolicznego, była inteligencja miejska z Tłuszcza, był wreszcie lud miejski i wiejski. Jak się to ta zabawa odbywała składnie i ładnie!
Orkiestra strażacka ze wsi Jasienicy przygrywała do tańca; tańczono i w ogrodzie i na werandzie dworskiej. Włościanie z mieszczanami hasali, aż ziemia jęczała. Spacerowali sobie razem po ogrodzie. Tłoczyli się do stolików z loterjami fantowemi. Ale żadnej awantury, żadnej zwady, żadnego pijaństwa — nic z dawnej karczemności.
— Widzi pan — mówił mi p. Witowski — tak się włościaństwo cywilizuje, tak się też drobne mieszczaństwo zespala z włościaństwem. Tak się jednem słowem demokratyzuje naród, Te tam marki, co za karty wstępu się zbiera na rzecz straży, to bagatela. To pretekst. Rzecz główna, żebyśmy się zbierali razem, boć żyć i pracować i działać musimy razem. Na tych zabawach ludzie różnych stanów przyzwyczajają się do współżycia. Zacierają się w obyczaju, który się rodzi, różnice społeczne i klasowe, zanika nieufność wzajemna. A o to głównie chodzi. Dziś zabawa, jutro wspólna praca, a pojutrze wspólne być musi rozwiązywanie zadań, ogół narodu obchodzących.
Ileż racji świętej w tych słowach!
Zachód słońca: koniec zabawy. Strażacy ustawili się w szeregi i przy dźwiękach muzyki wymaszerowali z ogrodu. Za strażakami pociągnęła miejska i wiejska publika. Wszystko odbyło się, jak na komendę. Naprawdę, tylko szczerze popracować nad tym naszym ludem, a będziemy go wkrótce mieli ogładzonym i uobywatelonym.
Ale trzeba rzetelnie pracować. Pracować — znaczy dawać inicjatywę spraw i przedsięwzięć dobrych; pracować — znaczy: paraliżować zło. Teraz gromadami wracają nasi uchodźcy z wędrówek przymusowych po Rosji. Jedni wracają z pieniędzmi, inni ze zdartem zdrowiem, inni w nędzy ostatecznej, a inni wreszcie z „ideami” bolszewickiemi. Tak jest, z „ideami”! O tem właśnie na pomienionej zabawie w Jasienicy opowiadał rai rzeczy bardzo ciekawe ks. Sadowski, proboszcz z Klembowa.
— Ten radykalizm społeczno-obyczajowy — rzekł na zakończenie — który teraz tam w Rosji jest praktykowany, przenosi się i do nas. Ci, co ztamtąd wracają, to inni ludzie. Oni już nas niezupełnie rozumieją; oni się już dziwią: że to tak jest u nas. Oni mają pełne głowy „wolnościowych idei”. Tak mówią. To ich słowa. Teraz trzeba te naleciałości z nich wypleniać. A jak to czasami trudno! Oni przecież mają gotowe argumenty, gotową krytykę i co gorsza… praktykę. Do ich umysłów i serc nie zawsze trafiają dawniej używane zaklęcia i słowa. Trzeba słów innych…
Otóż to — pomyślałem sobie — trzeba innych metod postępowania…
M—k
Kurjer Warszawski
wydanie wieczorne
R. 98, 1918, nr 221
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours