W Dreszewie nie ma Ochotniczej Straży Pożarnej

2 maja 1963 roku około godziny 14.30 w Dreszewie, powiat Wołomin, wybuchł pożar. Płomienie błyskawicznie ogarnęły wszystkie zabudowania Władysława Augustyniaka i dalej kolejno przerzucały się na sąsiednie budynki. Ogień trawił bezlitośnie wieloletni dorobek Banasiaków, Kryszkiewiczów, Manieckich, Łazickich, Mywilskich i wielu innych, których nie sposób wyliczyć, bo w płomieniach stanęła cała wieś. W ciągu paru zaledwie godzin 24 rodziny pozostały bez dachu nad głową, musiały iść na tułaczkę do sąsiadów, krewnych i znajomych, do tych, których domy szczęśliwie ocalały przed pożogą. Straty zamykają się przybliżoną kwotą 1 miliona 300 tysięcy złotych.

Dlaczego?

Tego dnia w Dreszewie walczyło z żywiołem 7 ochotniczych straży pożarnych z okolicznych wsi i miast, między innymi z Wołomina, Wyszkowa, Radzymina i innych oraz młodzieżowa OSP z Kobyłki. Około 70 strażaków ochotników porzuciło pracę, by ratować mienie sąsiadów. Warto się w tym miejscu zastanowić, czy doszłoby do tak olbrzymich strat, gdyby na miejscu w Dreszewie była jednostka OSP. We wsi jest 70 gospodarzy. Gdyby chociaż trzecia część rolników należała do OSP, to miejscowa straż na pewno byłaby zdolna zapobiec rozprzestrzenieniu się ognia nim przybędzie pomoc. Tymczasem w tym tragicznym dniu ludzie biegali niezorganizowani, każdy działał na swoją rękę, toteż niewiele można było zrobić. Przykład Dreszewa dowodzi, jak bardzo w każdej wsi jest potrzebna ochotnicza straż, a jeśli z jakiegoś powodu są trudności w zorganizowaniu straży, to powinna być przynajmniej grupa samoobrony.

Troskliwa pomoc PZU

Nazajutrz po wypadku wszyscy pogorzelcy dostali zaliczki po 500 złotych i paczki żywnościowo-odzieżowe, a w ciągu zaledwie tygodnia — wyrównanie pieniężne. Mieszkańcy Dreszewa nie mają słów uznania dla Powiatowego Inspektoratu PZU w Wołominie za sprawne i szybkie przyjście im z pomocą. Stare przysłowie mówi, że „dwa razy daje, kto szybko daje”. To prawda. Szybka pomoc PZU pozwoliła dreszewianom przetrwać najtrudniejszy okres po stracie całego dobytku i dlatego była tak cenna i przyjmowana z wdzięcznością.

Zima „za pasem”

Kiedy w sierpniu byłam w Dreszewie, stroskani mieszkańcy zarzucali mnie pytaniami. Co dalej robić, jak przyspieszyć prace budowlane, gdzie interweniować? Problem nowej, opartej na zdrowych zasadach zabudowy, rozbija się o dwa zagadnienia. Po pierwsze: chodzi o rozgęszczenie starej zabudowy, a w związku z tym o szybkie wytyczenie przez architekta powiatowego nowych placów budów, a po drugie chodzi o przyspieszenie dostaw niektórych materiałów budowlanych, głównie belek żelaznych. Opowiadali mi mieszkańcy Dreszewa o swoich niecodziennych perypetiach w sprawie zwykłych belek żelaznych. Dreszewianie słuchać nie chcą o dachach słomianych, żeby jednak pokryć dach materiałem niepalnym, musi być masywniejszy strop, a taki może być zbudowany między innymi z belek żelaznych, których, niestety, nie można dostać. Ktoś podobno widział je na składzie w powiecie, ktoś inny widział na bocznicy kolejowej. Szkoda, że tak długo wędrują do miejsca przeznaczenia.

Drugą bolączką jest tzw. palikowanie, czyli wytyczanie działek’ budowlanych przez architekta powiatowego. I tu również skarżyli się mieszkańcy na dużą opieszałość gospodarzy terenu. Zima „za pasem”, a rolnicy chodzą od gromady do powiatu i od okienka do okienka w sprawie belek i palikowania. Dobrze jest teraz koczować w stodole czy lepiance na ziemniaki, lecz co będzie w zimie?

Strażak – pismo Związku Ochotniczych Straży Pożarnych
R.25, 1963 nr 19=259 

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.