Jest za piętnaście dwunasta. Centrum miasta jak wymarłe, tylko ulicą Warszawską i równoIegłymi do niej arteriami, środkiem jezdni ciągną w stronę peryferii grupki rozgorączkowanych ludzi. Niektórzy, zwłaszcza młodsi, gestykulują zawzięcie, zaperzeni, podekscytowani. Postronny obserwator z powodzi słów wyławia najczęściej jedno — huragan…
Ten huragan, choć wywołuje tyle emocji i niepokoju, nie niszczy, nie demoluje, nie zabija. Przeciwnie — buduje i wychowuje. Skutecznie rozładowuje jesienną nudę podwarszawskiego miasteczka. Dzięki niemu „niedziela w Wołominie”, którą trudno chyba porównywać z atrakcjami niedzieli np. w wiedeńskim Praterze, właśnie w samo południe zyskuje swój kulminacyjny akcent. O dwunastej walczy bowiem pierwszoligowy beniaminek 20-tysięcznego miasteczka — KS „Huragan”. Drużyna siatkarska klubu, który zainicjował i doprowadził do końca z pomocą WKKFiT budowę pięknego ośrodka sportowego. który wychował i wychowuje całe pokolenie sportowców nie tylko wysokiej klasy, ale — co już rzadziej spotykane — głęboko przywiązanych do własnych barw i własnego miasta.
Przyznam szczerze, że zawsze czułem dziwny sentyment do tych szumnych. patetycznych choć może i pretensjonalnych nazw małomiasteczkowych klubów sportowych — do tych wszystkich Błyskawic, Naprzodów, Gromów. Jakże pasjonowały mnie te bratobójcze zmagania piłkarzy „Huraganu” z Wołomina i „Wichra” z sąsiedniej Kobyłki. Zmagania, w trakcie których zdarzały się nawet tak tragikomiczne ekscesy fanatycznych kibiców. jak podłożenie pewnego razu pod koła samochodu wołomińskiej drużyny… deski nafaszerowanej wystającymi gwoździami. Te wieloletnie walki o awans do wyższych klas, w których rozczarowania były, niestety, chlebem bardziej powszednim niż sukcesy…
Mazowieckie, a więc dalekie od zamożności śląskiego, czy pomorskiego. miasteczko i… ektraklasa! Obok Szczecina, Warszawy, Katowic, Gdańska, Krakowa — Wołomin! Takie zestawienia nie tylko szokują, one dają człowiekowi potężny ładunek optymizmu. Budząc jednocześnie pragnienie odkrycia sił decydujących o sukcesie — z pozoru sądząc — outsidera, w walce ze sportowymi potentatami. Nie, tej ligowej niedzieli nie mogłem spędzić gdzie indziej niż właśnie tu, w Wołominie.
Dział się to na początku lat dwudziestych. Miejscowa dzika drużyna o dumnie brzmiącej nazwie „Huragan” zwyciężyła konkurencyjny zespół „Korona”. Zgodnie z umową nowo powstały klub przyjął więc nazwę zespołu triumfatorów. Tak oto w 1923 r. narodził się klub sportowy „Huragan” – Wołomin.
Nie zamierzam tu wgłębiać się w historię tej grupy podwarszawskich entuzjastów sportu, chcę tylko wspomnieć, iż przed wojną piłkarze walczyli w lidze okręgowej, a po wojnie przez dziesięć lat paradowali w trzecioligowych ostrogach. Rozwijała się też sekcja l.a., która obok sekcji podnoszenia ciężarów rozpocząć ma ponownie pracę w nadchodzącym roku. Jednak nie te dyscypliny i nie B-klasowa koszykówka dominują dziś w powiatowym Wołominie. Wszystkich konkurentów pobiła na głowę siatkówka.
13 tytułów mistrza województwa, 2 Federacji Kolejarz do której klub dziś należy, udział w finale tegorocznej Spartakiady, liczne starty za granicą, mecze z reprezentacją francuskich kolejarzy, z reprezentacją narodową Włoch, II liga, zwycięstwo w walkach eliminacyjnych o wejście do ekstraklasy no i wreszcie upragniona I liga. Dodajmy do tego: druga drużyna w A klasie, kobiety w A klasie, zespół juniorów, kilkudziesięcioosobowa szkółka siatkarska. Oto aktywa powstałe w mieście dopiero od 1962 r. dysponującym halą sportową. Aktywa zespołów, które przez wiele łat trenować musiały w sąsiedniej Zielonce. Rembertowie, ba niekiedy nawet w Żyrardowie.
Jerzy Cudny brylował przez wicie lat w piłkarskiej drużynie. Po ciężkiej kontuzji wycofał się z czynnego życia sportowego. Ale właściwie nie, tak naprawdę to właśnie wtedy, już po trzydzieestce rozpoczął dopiero prawdziwie czynne życie sportowe. Organizował pięściarzy i lekkoatletów, prowadził piłkarzy. Nie przejmował się nieporozumieniami, nie obrażał się gdy zdarzało się, iż owoce jego pracy dyskontują inni. Dla niego sport stał się niemal wszystkim, zaś nad wszystkimi sportowymi pasjami zatriumfowała siatkówka. Jej pozostaje wierny od 15 lat.
— Panie redaktorze, moi krewni przestali nas odwiedzać. Na dobrą sprawę to oni nieomal nie znają mojego męża. Wszystkie niedziele w klubie, soboty w klubie, klub w świątek i piątek — mówi p. Danuta, przygotowując obiad dla najstarszej córki Ewy, którą dziś jeszcze czeka… A-klasowy mecz.
Tak, dziś jest i świetny trener — mgr Piotrowski, dziś jest hala i ośrodek sportowy WKKFiT kierowany przez prezesa „Huraganu” p. Zbigniewa Samojluka, dziś wiceprezes klubu p. Tadeusz Rosochacki może projektować w oparciu o ośrodek rozwinięcie towarzyskiego życia klubowego. A wtedy, piętnaście lat temu, byli tylko dwaj zapaleni działacze: Jerzy Hajduk i Jerzy Cudny, no a wkrótce później dołączył do nich pierwszy trener zespołu i zawodnik w jednej osobie Borys Tokarski.
Gdybym próbował dziś zadać sobie pytanie dlaczego właśnie wołomiński „Huragan” znalazł się w ekstraklasie, musiałbym szczerze odpowiedzieć — wbrew wszelkim racjonalnym przesłankom. Tyle czynników było przeciw nim: i nie najlepsza sytuacja finansowa, i rozproszenie zawodników w różnych miejscach pracy i wręcz tragiczne przez wiele lat warunki treningowe.
Czy dziś zresztą jest wiele łatwiej? Liga to nie przelewki, trenować trzeba minimum cztery razy w tygodniu. W sobotę i niedzielę rozgrywki, a więc częste wyjazdy, na które nieraz w związku z kłopotami finansowymi klubu zawodnicy przeznaczają część własnego urlopu wypoczynkowego. A z drugiej strony doba, która ani rusz nie chce mieć więcej niż 24 godziny. Pobudka o 5—6 rano, dojazd do pracy, zaraz zaś po południu powrót na trening. Kapitan zespołu Albin Perzanowski od… 18 lat grający w klubie i mający na swoim koncie przeszło tysiąc meczów pracuje w Markach i Zielonce. Jego rówieśnik Jan Sasin, również startujący od 15 lat w barwach Huraganu — pracuje w Warszawie. Zbigniew Herbik — aż w Ożarowie za Warszawą. Gdy dodamy, iż połowa członków drużyny to ludzie żonaci, wychowujący dzieci, pracujący często na kierowniczych stanowiskach, będziemy mieli odpowiedź — jaką cenę przychodzi im płacić za swoją sportową pasję i dlaczego jest to zespół tak zwarty, tak scementowany, zespół ludzi nie idących na łatwiznę, nie szukających protektorów. którzy dysponują mieszkaniami, dobrze płatnymi posadami, całą otoczką spotykanego jeszcze tu i ówdzie pseudo-sportowego „dolce vita”.
To dobrze. że wołomiński Huragan stał się szkołą świetnej siatkówki. Ale jeszcze lepiej, iż ten klub działający w jakże trudnym środowisku olbrzymiego powiatu, który nie cieszy się bynajmniej najlepszą sławą wśród funkcjonariuszy MO, stał się szkolą charakterów, wierności kolegom i klubowi. W tegorocznej dyskusji czy sport wychowuje “Huragan” głosuje nie słowem, lecz czynem. Głosuje — Tak!
Krzysztof Blauth
Sportowiec
Nr 50, 8 grudnia 1964
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours