Przy upale sięgającym do 35 stopni, a trwającym już od dłuższego czasu, podczas suszy zamieniającej zielone łąki na ugory — a z miasta czyniącej ruszt rozpalony, gdzie trudno o trochę świeżego powietrza — sprawa kolonii dla dzieci wyrasta nagle do najważniejszej sprawy dnia, w dzielnicy żydowskiej, pozbawionej dobroczynnego działania zieleni, dla dzieci żydowskich, pozbawionych nadziei poprawy bytu, często głodzących się, mieszkających w najokropniejszych warunkach — straszonych widmem kryzysu i upału — sprawa choćby czterotygodniowego pobytu na wsi jest kwestią życia. I oto wyłania się naglący problem — w jaki sposób wysłać jaknajwiększą ilość dzieci na wieś?
Na rozwiązanie tego problemu spieszy dzieło p. Doktorowicza, Tow. Kolonii letnich — ruchoma kolonja w Zielonce. Czem się różni kolonja w Zielonce od innych kolonii i dlaczego ma tak ważne zadanie do spełnienia? Jest to pierwszy raz w Polsce na wzór zagraniczny, a specjalnie wiedeński wprowadzona kolonia ruchoma. Na terenie i za pieniądze p. p. Doktorowicz zostało w Zielonce wybudowanych kilka drewnianych parterowych budynków na polanie — budynków, obliczonych na pomieszczenie 200 dzieci. Konstrukcja tych domków sprawia, że można je w przeciągu piętnastu minut rozebrać i przenieść na inne miejsce. Z pierwszego wejrzenia robią one wrażenie niezmiernie prymitywne: poprostu szopy bielone. Gdy jednak przyjrzeć im się bliżej, okazuje się, że dobrze pomyślanemi a prymitywnemi środkami zrobiono dla wygody dzieci dość dużo.
Kilka domków przeznaczonych na pokoje sypialne, jeden na pokój jadalny, jeden na umywalnię pomysłowo urządzoną, jeden na kuchnię, na mieszkanie dla lekarza, na domek dla gospodyń. Dzieci sypiają przy oknach otwartych, izba sypialnia przesiąknięta jest zapachem żywicznym. Te same domki pod Wiedniem budowane są w ten sposób, że przednia ściana stanowi żaluzję, która się podnosi i spuszcza w miarę potrzeby. W ten sposób dzieci są przez całą dobę na powietrzu. Nasze dzieci jeszcze nie są tak zahartowane, aby sobie można było pozwolić na ruchome ściany. Niewielki stosunkowo, w porównaniu z domkami na fundamentach koszt budowy takiej kolonji, możliwość przeniesienia jej z łatwością na inne miejsce, a tem samem zaktualizowania sprawy ofiarowywania gościny jednorocznej dla dzieci przez posiadaczy majątków ziemskich, sprawiają, że dotychczas trudna do urzeczywistnienia sprawa masowego wysyłania dzieci na wieś upraszcza się znacznie.
Bardzo ważne jest, aby kolonje znajdywały się niedaleko Warszawy — gdyż nietylko koszta podróży odgrywają tu rolę, ale rodzice niechętnie wysyłają maleństwa 4 i 5 letnie do miejscowości oddalonej, a i opieka lekarska pod Warszawą jest zawsze znacznie lepsza. Lecz grunta pod Warszawą są bardzo drogie, a o hojnych ofiarodawców wśród żydów coraz trudniej. Idea ruchomych kolonii rozwiązuje tę sprawę. Ktoś ofiarowuje drzewo na budowę ruchomych domków — inny udzieli letniej gościny — i gromada dzieci dozna dobrodziejstwa letniegopobytu na wsi.
Nad ruchomą kolonią im. Doktorowiczów objęło protektorat i opiekę Tow. Kolonji letnich. Oprócz urządzenia wnętrz, dostawy żywności, zapewnienia opieki nad dzieckiem, panie z towarzystwa całą duszą oddają się sprawie wysłania jaknajwiększej ilości dzieci na wieś. Prymitywizm ruchomych kolonii nie powinien być poczytywany za ich złą stronę: dużo słońca, obfite pożywienie, miejscowość sucha i dobra opieka — to najważniejsze dla dziecka podczas lata.
We czwartek odbyło się oficjalne otwarcie kolonii. Sakramentalne powitanie z dziećmi, podwieczorek, cukierki. Dzieci dziękują „dobroczyńcom”. Przykry moment, towarzyszący zawsze tego rodzaju uroczystościom. Może bardziej przykry dla nas, dorosłych, rozumiejących niewspółmierność tej “dobroczynności” do istotnych potrzeb, niż dla dzieci.
Na stronie mały wywiad z pensjonarjuszem. — Jak ci tu jest? Jak cię karmią? Czy lepiej niż w domu? Lakoniczna odpowiedź: “Tak” i niema prośba: “Wyjeżdżajcie już”. Wyjeżdżamy. Za chwilę zajdzie słońce. Jośki, Mośki, Srule wdychają w sypialniach zapach zielonych igieł — zapach zdrowia na cały, ciężki rok.
Nasz Przegląd
organ niezależny
1930R, nr 186

Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours