Niedaleko od Warszawy, na drodze żelaznej wiodącej z Wilna i Petersburga, stał się w poniedziałek okropny wypadek. Około godziny 6-ej rano zatrzymał się w Tłuszczu pociąg osobowy idący z Białegostoku. Ponieważ na stacji tej czekało dużo ludzi mających jechać do Warszawy, a pociąg był już pełny, więc przyczepiono do niego z tyłu jeszcze jeden powóz (wagon). Przy tej czynności latarnia służąca za znak ostrzegawczy z tyłu pociągu była zdjęta. Tymczasem również od Białegostoku szedł nowy pociąg towarowy, który miał wjechać przy stacji Tłuszczu na inną parę kolejin. Ale po przyjściu pociągu osobowego zwrotniczy Juszczyk pozostawił kolejiny nieprzesunięte i nie baczył wcale na to, że nowy pociąg się zbliża.
Na dobitek nieszczęścia pociąg towarowy jechał za prędko i podobno przybył do Tłuszcza trochę wcześniej, niż należało. Maszynista jego Iwanow nie widząc latarni ostrzegawczej na drodze pędził śmiało i parowóz z całym rozpędem wpadł na tył pociągu osobowego. Ostatni wagon, jeszcze pusty, i dwa następne, pełne ludzi, zostały rozbite na szczątki, wszystkie zaś inne wagony mocno wstrząśnięte. Jedenaście osób zostało zabitych na miejscu, osiem bardzo ciężko ranionych i z tych jedna zaraz zmarła, kilkadziesiąt otrzymało rany mniej niebezpieczne dla życia, mnóstwo zaś podróżnych jest potłuczonych lub lekko poranionych. Znalazło się między podróżnymi trzech lekarzy. Ci, chociaż sami poranieni, opatrywali innych, i wszystkich ciężej poszwankowanych wyprawiono wkrótce do Warszawy.
Ktoś, co w kilka godzin po wypadku przyjechał do Tłuszcza, tak oto pisze: „Przybyłem do Tłuszcza w południe. Stacja wygląda strasznie. Wysiadając z wagonu od razu staję na ziemi zalanej krwią ludzką. Cały nasyp przed stacją zapełniają odłamki powozów kolejowych, zgięte osie, popękane koła i strzępy skrwawione odzieży. Nieopodal stoją szczątki pociągu towarowego. Z siedemnastu jego wagonów, sześć rozbitych zupełnie spiętrzyło się i rozleciało prawie na kawały. Paki, beczki, naczynia owinięte w słomę, w części zmiażdżone, wyglądają przez połamane ściany powozów. Parowóz zupełnie zrujnowany. Spadły z niego kola, z rur zaś pogiętych wydobywa się z sykiem para. Dziwnym sposobem maszynista jego i pomocnik wyszli cało. O sto kroków, po drugiej stronie stacji, sterczą rumowiska pociągu osobowego. Dwa ostatnie powozy klasy 3-ej wtłoczone są jeden w drugi, następny prawie zupełnie rozbity, kilka dalszych też znacznie uszkodzonych. Jeden powóz klasy drugiej zawisł na sąsiednim, powóz zaś z pakunkami prawie zupełnie znalazł się w powietrzu. Parowóz pociągu towarowego pozostał nieuszkodzony.”
Między ludźmi zabitymi rozróżniono siedmiu żydów, żydówkę z małym dzieckiem, młodego wieśniaka w świcie szaraczkowej i kobietę z miejska ubraną. Najpierw poznano zwłoki mieszkańców Stoczka: Toszera czy Szoszera, Goldberga i Gebera. Dalej okazało się, że zabici są: Emilja Królowa z Łochowa, matka 6-ga dzieci, młody włościanin Dzięcioł, żydzi: Prawda, Liw i Helbort, żydówka żona Wigdora Ebla, i wiezione przez nią dziecko mieszkańca Warszawy Lipszyca. Niewiadome jest jeszcze nazwisko jednego podróżnego, który umarł od ran w drodze do Warszawy.
Najciężej ranieni są: Józef Rojek, któremu musiano odjąć w szpitalu obie nogi, Józef Szpakowski, smarownik kolejowy (ma też odjętą prawą nogę), Teodor Niekrasow, konduktor kolejowy, Moszek Bursztyn, Nejfeld, Ber Węgier, Katarzyna Deptuła, Paulina Sawola i Fajga Kuperowa.
Jednym ze sprawców nieszczęścia był zwrotniczy Juszczyk. Oprócz niego mają być pociągnięci do odpowiedzialności: maszyniści parowozu Iwanow i Kostrow, oraz naczelnik ruchu na koleji, ponieważ przyczyną nieszczęścia było to, że w Tłuszczu jest za mało pracowników i nie mogą oni podołać swym obowiązkom od czasu doprowadzenia do tej stacji nowej drogi żelaznej.
Gazeta Świąteczna
R.17, nr 883 (5 grudnia 1897)
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours