Echa letnie

Weszło u nas w zwyczaj, że korespondencje z różnych letnisk i uzdrojowisk piszą się „w całej pełni sezonu”, kiedy „życie” w nich wre, a korespondenci nie mogą dać sobie rady z opisem zabaw i balów, z wymienianiem osób, przyczyniających się do ożywienia sezonu. Boć takie przeważnie tematy poruszane bywają przez nich. Zdaniem naszem każde letnisko, każdy zakład zdrojowy lub klimatyczny powinien być oddany pod wszechstronną, krytyczną ocenę po ukończeniu „gorącego” sezonu, ażeby publiczność mogła sobie wytworzyć należyte pojęcie o tem, czy warto było wogóle i czy warto na rok przyszły poświęcać pieniądze, nieraz z wielkim trudem zaoszczędzone, by do danej miejscowości jechać na wypoczynek i „po zdrowie”.

Chcę zachęcić do tych refleksji i sam rozpoczynam od Urli. Urle jest to miejscowość, położona o 1½ godziny jazdy koleją petersburską od Warszawy przy stacji, a raczej przystanku, zwanym Platformą hr. Zamoyskiego, i posiada z górą 200 domków, rozrzuconych mniej lub więcej gęsto po lesie sosnowym, po obu stronach plantu kolejowego na przestrzeni kilkudziesięciu włók. Od strony północnej okala tę miejscowość niewielka rzeka Liwiec.

Inicjatywę do stworzenia z Urli letniska, które dzisiaj mieści około 3,000 osób i staje się jednem z większych w kraju naszym, dał właściciel dóbr, hr. Zamoyski, stawiając w swych lasach kilkadziesiąt domków drewnianych, krytych papą. Domki te, a zwłaszcza domki chłopskie, stawiane na wzór hrabiowskich, niestety nie odpowiadają elementarnym wymaganiom praktyczności i hygjeny. Przedewszystkiem są bardzo przewiewne, gdyż sklecone są z desek, pomiędzy któremi szpary pozatykane są mchem. Nie zabezpieczają przeto wcale od zimna, zwłaszcza, że pieców na ogół nie posiadają. W niektórych tylko domkach spotykamy piece ceglane, bielone. Tymczasem podczas lata zimnego i dżdżystego, jak np. w sezonie ubiegłym, dzieci w tych „pokojach”, zwłaszcza w nocy, marzły i przeziębiały się. Ktoś dowcipny powiedział, że „leżąc w nocy w domku urlańskim można w noc pogodną liczyć gwiazdy na niebie”. Twierdzenie to, doprawdy, zbyt wiele przesady nie zawiera. Szpary w suficie i zaciekanie sufitu należą do zjawisk częstych. W kilku nowych domkach „hrabiowskich” dach jest kryty dachówką. Chłopi, budując domki, starają się wyzyskać je jak można najwięcej i domek oddzielny przeznaczają dla dwóch rodzin, dając każdej rodzinie dwa „pokoje” ze wsuniętą w środek domu kuchnią. Rzecz prosta, że zapachy z kuchni płyną szczelinami do wszystkich „pokojów”. Cienkie deski rozdzielają więc dwie sąsiadujące rodziny. Akustyka takich domków, o wprost parapetowych ściankach, nie pozostawia nic do życzenia, lecz uniemożliwia spokój i ciszę.

Ceny domków są nadzwyczaj wysokie. Domki „hrabiowskie” o dwóch pokojach kosztują 100—120 rubli, o trzech 150—175 rubli. Chłopskie domki na dwie rodziny kosztują 160—200—240 rubli. Domek więc, którego budowa kosztowała chłopa z 600—800 rubli, przynosi mu w sezonie 200— 240 rubli! Czyli, że chłop kapitał, wydany na budowę domku, amortyzuje w ciągu trzech lat. Ależ to wprost lichwiarski procent! Ceny domków „hrabiowskich” są niestałe i podnoszone bywają zupełnie nieprzewidzianie.

W domkach, zarówno hrabiowskich, jak chłopskich, brak jakiegokolwiek umeblowania. Nawet o najniezbędniejszych utensyljach domowych (łóżka, szafy, umywalnie, dzbany i t. d .) niema mowy. Np. kilka desek z drzwiami, ustawionych w rogu ściany, spełnia rolę szafy. Jako łóżka służyć mają z desek zbite tapczany (prycze).

Urle położone są nizko i grunt mają piaszczysty, łatwo przepuszczalny, jednakże tu i owdzie w lesie, przy plancie, widzimy niewysychające bagna i bagienka. Stąd mnóstwo komarów, które w tym sezonie nadzwyczaj się uprzykrzały. Wieczorem odbywała się istna pogoń w celu wypędzenia ich z mieszkania, inaczej uniemożliwiały one sen. Jeżeli do komarów dodamy muchy, a następnie, zwłaszcza w starych domkach chłopskich, pluskwy i myszy, to przyznać musimy, że o spokojny sen letnikowi było bardzo trudno. Wiele osób w tym sezonie skarżyło mi się, iż źle sypiają. Jedna z pań opowiadała mi, że myszy wyrządziły jej poważne straty w garderobie.

Jakem wspomniał, Urle położone są nizko, woda zaskórna sięga wysoko, skąd płytkość studni. Woda w Urlach stanowi wciąż przedmiot rozmyślań gospodyń, zwłaszcza matek, mających drobne dzieci. Prawie wszystkie studnie, z wyjątkiem kilku nowych systemu abisyńskiego z pompami, są to typowe chłopskie studnie z drewnianemi ścianami, wiecznie nieprzykryte, z wiszącym nad niemi żórawiem. Woda w studniach nadzwyczaj brudna; w każdej zaczerpniętej szklance widać gołem okiem mnóstwo drobnych i kilka większych żyjątek, sprawiających wprost obrzydzenie. Pije się wodę po wyrzuceniu tworów dostrzegalnych, połykając oczywiście mnóstwo niewidzialnych drobnoj ustrojów. Wobec takiej wody o biegunkę u dzieci bardzo łatwo.

Również zasługują na surową krytykę ustępy, zbudowane jako kabinki w odległości 20—30 kroków od domu. Piękny las jest usiany niemi. Ponieważ nie są starannie zasypywane proszkami, pochłaniającemi woń i nie są oczyszczane, przeto zwłaszcza w drugiej połowie sezonu wprost uniemożliwiają spacer po lesie, zatruwając swą wonią powietrze. We wrześniu np. czuć było w lesie w niektórych miejscach więcej siarkowodoru i tym podobnych gazów, niż balsamicznej woni sośniny.

Z produktów spożywczych tylko o mleko łatwo. Jest ono dość dobre i tanie (5 kop. kwarta). O dobre masło trudno. Cały handel prowjantami, zwłaszcza mięsem i jarzynami, znajduje się w ręku kilku przekupniów żydów, którzy dowożą wprawdzie z sąsiedniej osady Jadowa produkty żywności do domów, lecz dostarczają tego, co chcą, i po takiej cenie, jaką sami ustanowią. Stąd ceny mięsa bywają stale wysokie i mięso dostarczane bywa zwykle w lichym gatunku; cielęcinę sprzedają tylko na ćwiartki lub półćwiartki, jarzyny rozwożą raz na kilka dni. Rzeźnia na miejscu i jeden lub dwa sklepy z dobrem mięsiwem stanowią potrzebę naglącą. Sklep kolonjalny, wobec tylu zamożnych odbiorców, robiłby wprost znakomite interesa. Dziś ojcowie rodzin przywożą takie prowjanty, jak kawa, herbata, cukier, masło w niedzielę, gdyż w dwóch czy w trzech drobnych sklepikach niczego w lepszym gatunku dostać nie można.

Letnisko tak duże, jak Urle, liczące z górą 3000 letników, nie ma poczty. Listy roznosi przedsiębiorca chłop, który jeździ po nie do następnej stacji Łochowa, lub otrzymuje je w drodze łaski na przystanku. Za list dostawiony pobiera 5 kop. Za list, odbierany na przystanku, płaci się 3 kop. Tak poważna liczba letników, sądzimy, ma prawo żądać, ażeby choć na czas sezonu letniego ustanawiano w Urlach urząd pocztowy.

Również potrzebny jest odpowiedniejszy gmach pod przystanek. Stacja „Platforma” w Urlach w sezonie zeszłym dała kolei, jak mi mówiono, dwadzieścia kilka tysięcy rubli dochodu z biletów sprzedanych na „Platformie”. Jest to dochód tak poważny, że powinien zobowiązywać zarząd kolei petersburskiej do wybudowania lepszego pomieszczenia dla pasażerów, wyczekujących na spóźniające się często pociągi, tembardziej że niedzielny ruch jest bardzo duży. Setki osób przyjeżdżają do Urli na niedzielę. Podwyższenie na większej przestrzeni terenu przy wysokim plancie kolejowym jest niezbędne. Dziś pasażerowie muszą wdrapywać się na stopnie, lub zeskakiwać z wysokości co najmniej dwóch łokci. Sam przystanek mało zabezpiecza od wiatru i deszczu, a tem mniej od zimna.

I rozkład jazdy w tym sezonie był nieodpowiedni. Jadąc do Warszawy z Urli, trzeba było wyjeżdżać zrana o godz. 7-ej; następny pociąg szedł o godz. 1 m. 15 po poł. Pierwszy oczywiście był za wczesny, drugi zbyt późny. Sądzimy, że pociąg, wychodzący z Urli o g. 8—8½ zrana, byłby bardzo pożądany.

W Urlach jeden z domków „hrabiowskich” był obracany przez ostatnie sezony na dom zabaw. Bawiono się, jak o tem donosiły korespondencje ze szczegółowem wymienianiem wodzirejów, ochoczo. Należy poczytać za pewną zasługę inicjatorom zabaw, że umieli w ten sposób „ożywić” sezon; zasłużyliby sobie na większą wdzięczność, gdyby te zabawy i tańce urządzali nie w niewielkim pokoju, gdzie się formalnie duszono, lecz na świeżem powietrzu, w lesie. Szkoda przecież zdrowia młodzieży, marnowanego przez te nocne tańce w takich warunkach. Wycieczki popołudniowe, zabawy na polankach byłyby o wiele właściwsze i zdrowsze.

Wiemy dobrze, że brak egzekutywy, brak obowiązujących statutów dla uzdrowisk i letnisk, czegoś, na wzór komisji klimatycznych za granicą, utrudnia wprowadzenie w czyn niektórych ze wspomnianych wyżej punktów. Lecz inicjatywę w tym kierunku powinna wziąć na siebie administracja dóbr hrabiowskich, a wtedy chłopi pójdą za jej przykładem. W razach ważnych (ustępy, studnie) uciekać się należy jako do władzy wykonawczej, do zarządu gminnego.

Urle mają wszelkie dane, ażeby stać się jednem z lepszych i przyjemniejszych letnisk w kraju naszym. Muszą jednak zaprowadzić szereg ulepszeń, na razie choćby tych, o których mowa, inaczej chylić się będą ku upadkowi. Już nawet w tym roku, w porównaniu z rokiem zeszłym frekwencja była mniej liczna i pewna liczba domków była nie wynajęta.

A upadku Urli należałoby istotnie żałować!

St. Kop.

Kurjer Warszawski
R. 83, 1903, nr 269

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.