MDS

Jan Olszewski (1907-1992)

„W latach trzydziestych XX wieku podjął pionierską działalność nad zmianą oblicza polskiej szkoły i wiejskiego środowiska swoich uczniów. W czasie okupacji hitlerowskiej uczył w jawnej szkole oraz prowadził wraz z żoną Sylwiną tajne nauczanie i aktywną działalność konspiracyjną. Wykazał się wielkim patriotyzmem, odwagą, dzielnością i dyscypliną żołnierską. Przeżył niejedną groźną chwilę. Dzięki wyjątkowemu szczęściu, przypadkowi, a może pomyślnym zbiegom okoliczności przeżył na polskiej ziemi piekło wojny i okupacji.

Poprzez cechy i walory swego umysłu i charakteru, jak pomysłowość, upór i wytrwałość w załatwianiu spraw, opanowanie i życzliwość, niezwykle sugestywnie oddziaływał na środowisko i zjednywał ludzi dla swych planów i zamierzeń. W szkole stworzył zwarty i wartościowy kolektyw nauczycielski, w którym panowały stosunki przyjaźni i zaufania. Pracę szkoły oparł nie na nakazach i zakazach, ale na zasadzie świadomej dyscypliny, wzajemnym poszanowaniu i wzajemnej pomocy wśród nauczycieli.

Posiadał wrażliwość na niedolę ludzką i wysoko rozwinięty instynkt opiekuńczy. Troszczył się o warunki bytowe nauczycieli, emerytów, zwłaszcza niezaradnych życiowo, służył im dobrą radą i wszechstronną pomocą. Swą ludzką postawą, troskliwością i życzliwością zasłużył na pamięć, wdzięczność i szacunek”1

Jan Olszewski, po odejściu na emeryturę, na 21 kartkach napisał swój życiorys. Zawarł w nim wiele informacji na temat życia rodzinnego i oświatowego, które było jego (jak się okazało) przeznaczeniem. Pozostawił też gorzkie wspomnienia z lat powojennych…

„Mój życiorys”2

I. Data i miejsce urodzenia oraz pochodzenie społeczne.

Urodziłem się 9 kwietnia 1907 roku we wsi Wiercień powiat Bielsk Podlaski w rodzinie chłopskiej. Rodzice – Kazimierz Olszewski i Karolina Olszewska z Olszewskich mieli około 12 ha ziemi rozrzuconych w 17 kawałkach na obszarze przynależnym do dwóch sąsiednich wsi. Dzieci było ośmioro, np. Antoni, Albin, Wiktoria i Kazimiera. Ja byłem z kolei piątym dzieckiem.

II. Z jakim przygotowaniem ogólnym i pedagogicznym przystąpiłem do pracy (kiedy, w jakiej szkole)?

Pracę zawodową rozpocząłem 16 listopada 1930. roku w 7-klasowej Szkole Powszechnej w Małkini, powiat Ostrów Mazowiecka, z przygotowaniem ogólnym i średnim zawodowym. Miałem ukończoną 2-klasową Szkołę Powszechną w Wiercieniu, 2-letnią Państwową Preparandę Nauczycielską w Bielsku Podlaskim i Państwowe Seminarium Nauczycielskie w Świsłoczy, powiat Wołkowyski. Byłem już wtedy w wojsku, miałem 23 lata. Roczną służbę wojskową odbyłem w 9. Batalionie Podchorążych Rezerwy w Berezie Kartuskiej w okresie od 29 listopada 1929 do 15 sierpnia 1930 roku. Seminarium ukończyłem w czerwcu 1929 roku.

III. Jakie kolejno zajmowałem stanowiska w pracy zawodowej, w jakich instytucjach i miejscowościach i jaką prowadziłem działalność (warunki pracy w szkole i w środowisku, trudności, osiągnięcia)?

W Małkini pracowałem jako nauczyciel cztery lata. Warunki pracy były dość dobre. Stosunki koleżeńskie ułożyły się poprawnie. Kierownik o dużym doświadczeniu otoczył mnie staranną opieką pedagogiczną, również nie miałam trudności ani z nauczaniem, ani z wychowaniem. Dobrze tu było pracować. W trzecim roku pracy złożyłem egzamin praktyczny i zacząłem przygotowania do egzaminu na studia. Niestety, po czterech latach pracy w Małkini zostałem z urzędu przeniesiony do sąsiedniej, odległej o 5 kilometrów, 2-klasowej Szkoły Powszechnej w Glinie na stanowisko kierownika szkoły. Tu pracowałem do 31 sierpnia 1948 roku z dwukrotną przerwą na studia (I – roczna i II – trzyletnia).

Przeniesienie się „na własną prośbę“ do szkoły wiejskiej, zaniedbanej od lat, potrzebującej bardzo dużego wkładu pracy zmusiło mnie do odłożenia planu dokształcania się na termin późniejszy. Potrzeba było zakasać rękawy i wziąć się do pracy i nadrabiać braki i zaległości z lat poprzednich.

Warunki pracy w tej szkole były bardzo trudne. Zastałem dwie izby lekcyjne, małe, ciemne i zimne. Jedna 30 m2, druga 24 m2, obie w starych, chłopskich chałupach. Szczególnie ta pierwsza była bardzo zimna. Ściany spróchniałe (drewno), futryny i ramy okienne zgniłe, dwa małe okienka. Izba „nadawała się” chyba tylko na szkołę dla dzieci, bo dorośli nie wytrzymali i wcześniej wyprowadzili się do innego budynku. Żadnej szafy, ani pomocy naukowych nie było. Nie było też i miejsca na pomoce. Cały inwentarz szkolny to 27 ławek, dwa stoliki, dwie tablice i globus tak zniszczony, że napisy na nim były już nieczytelne. W podobnym stanie była mapa Polski, w dodatku pogryziona przez myszy i dwa portrety: jeden Prezydenta Ignacego Mościckiego, drugi Marszałka Józefa Piłsudskiego.

Dzieci w wieku obowiązku szkolnego w rejonie było ponad 200, uczniów zaś zapisanych 93, a frekwencja tych zapisanych 60%.

Do rejonu szkolnego należały trzy wioski: Glina, Sumiężne i Klukowo. Ludność tych wsi była uboga. Gleby liche. Tereny typowo mazowieckie, gdzie laski i piaski poprzegradzane były mokradłami. Ponadto rozdrobnione gospodarstwa i niska kultura rolna nie stwarzały warunków do choćby zadawalającego wyżywienia ludności. Toteż mieszkańcy rejonu szukali dodatkowej pracy przy robotach leśnych, na Polskich Kolejach Państwowych w Małkini, chwytali się rzemiosła, handlu drzewem – kradzionym z lasów państwowych, itp.

Były to lata kryzysu gospodarczego, kiedy jajko kosztowało 3-4 grosze, 1 kg masła – 1,80 zł, a 1 kg cukru – 1 zł, paczka machorki – 60 groszy, komplet podręczników do V czy VI klasy – 13 zł. Dzieci były niedożywione, anemiczne, chorowite, zmęczone pasionką, rannym wstawaniem, opieką nad młodszym rodzeństwem, pracą w gospodarstwie domowym, a nawet lżejszymi pracami polowymi, jak: suszenie siana, wykopki, itp. Był więc kłopot z nauką takich uczniów i z ich frekwencją, z brakiem podręczników, oraz z rodzicami, którzy często nie rozumieli jeszcze potrzeby nauki dla swojego dziecka, a posyłali je do szkoły tylko z obawy przed karą, a nie z obowiązku rodzicielskiego. Słychać było często utarte powiedzonko: „On ta księdzem, ani urzędnikiem nie będzie, to i po co mu ta tyle nauki”. Częsta zmiana nauczyciela do 1934 roku nie wpływała również budująco na wartość i potrzebę szkoły w tym środowisku.

Niski stopień organizacyjny szkoły był również jedną z przyczyn uniemożliwiających normalną pracę szkoły. Od chwili jej powstania, to jest od 1917 roku aż do 1933 roku szkoła była 1-klasową. Pracowała w tym czasie tylko jedna siła nauczycielska, a że warunki lokalowe szkoły i mieszkaniowe nauczycielki oraz stosunek ludności do szkoły i nauczycielstwa były jak najgorsze, przeto żadna nauczycielka nie zagrzała tu miejsca, po roku, najwyżej dwóch latach, wyjeżdżała.

Aby szkoła w tym środowisku mogła wydajnie pracować i osiągać wyniki chociaż dostateczne, trzeba było usunąć przynajmniej główne przyczyny utrudniające jej pracę. Trzeba więc było poprzez współpracę z rodzicami zwiększyć frekwencję, dać szkole lepsze pomieszczenie, zaopatrzyć ją w sprzęt, pomoce naukowe i bibliotekę, a uczniów w podręczniki szkolne i materiały piśmienne. Trzeba było podnieść stopień organizacyjny szkoły oraz zmienić stosunek urzędu gminnego do spraw oświaty i wychowania i zmusić do łożenia większych sum na rzecz oświaty.

Po tej linii właśnie potoczyła się praca od 1933 roku. Nawiązano kontakt z domem rodzicielskim, sporządzono dokładny wykaz dzieci w wieku szkolnym. Opornych rodziców w stosunku do obowiązku szkolnego oddano Dozorowi Szkolnemu w Małkini i dopilnowano ściągnięcia nałożonych kar. Umożliwiono uczniom tańsze kupno materiałów piśmiennych w nowo zorganizowanej spółdzielni uczniowskiej. Rozpoczęto dożywianie biedniejszych uczniów i zaopatrzenie ich w obuwie i palta. Uruchomiono i zwiększono bibliotekę szkolną. Zwiększono stopień organizacyjny szkoły najpierw do 2-klasowej w roku szkolnym 1933/1934, a po dwóch latach do 3-klasowej, zaopatrzono szkołę w najniezbędniejsze pomoce szkolne. Zwiększono powierzchnię małej izby z 24 m2 do 40 m2. Wynajęto trzeci budynek na izbę szkolną. W 1936 roku zorganizowano bibliotekę podręcznikową, najpierw dla klasy piątej i szóstej, w następnych latach dla klas młodszych. Uczniowie klas V i VI wypożyczali komplety podręczników za roczną opłatą 4 zł, uczniowie klas III i IV za 3 zł, drugoklasiści za 2 zł, pierwszaki za 1 zł. Wszyscy rodzice opodatkowali się na ten cel po 50 groszy rocznie. Za te pieniądze zakupywane były nowe komplety na miejsce zniszczonych lub zmienionych. Z tej biblioteki korzystali uczniowie mimo surowego zakazu ich używania przez okupanta przez cały czas okupacji, a nawet i po wyzwoleniu, aż do czasu ukazania się nowych książek szkolnych. Ukoronowaniem tych prac było wzniesienie nowego, własnego budynku szkolnego, który przetrwał szczęśliwie okupację i górował nad innymi budynkami mieszkańców rejonu szkolnego.

Udało mi się tego wszystkiego dokonać w ciągu pięciu lat dzięki przede wszystkim współpracującymi ze mną koleżankami, prężnemu Komitetowi Rodzicielskiemu i nawiązaniu ścisłej współpracy nie tylko z rodzicami uczniów, ale z całym środowiskiem, poprzez świetlicę powszechną dla młodzieży pozaszkolnej oraz z osobami starszymi.

Mimo ukończonego WKN w 1938/1939 roku czułem jeszcze braki w swoim wykształceniu i dlatego już w 1945 roku zaplanowałem studia, które ukończyłem w 1948 roku w Instytucie Pedagogicznym Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie.

Następne lata związane z głębokimi przeżyciami, z cierpieniami moralnymi i fizycznymi, aż do uniewinnienia, to jest do 1958 roku włącznie, uważam za stracone dla rodziny, dla mnie i dla społeczeństwa.

Otóż, z dniem 1 września 1948 roku zostałem mianowany nauczycielem Państwowego Liceum Pedagogicznego w Radzyminie. Niedługo dane mi tu było pracować, bowiem 23 marca 1949 roku na skutek fałszywego oskarżenia zostałem aresztowany przez władze bezpieczeństwa i po prawie dwuletnim śledztwie zostałem skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na 8 lat pozbawienia wolności, utratę mienia i pozbawienie publicznych i obywatelskich praw honorowych na 4 lata. Konsekwencją tego wyroku było wydalenie, przez Wydział Oświaty Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie, z państwowej służby nauczycielskiej wraz z pozbawieniem wszelkich nabytych praw w służbie państwowej.

Po złożeniu przeze mnie skargi rewizyjnej, Najwyższy Sąd Wojskowy wyrok anulował całkowicie i przesłał akta sprawy Wojskowemu Sądowi Rejonowemu do ponownego rozpatrzenia. Na ponownej rozprawie karę zasadniczą zmniejszono do 6 lat więzienia, kary dodatkowe zostawiono w poprzednim wymiarze.

Byłem w dalszym ciągu niezadowolony, gdyż sam zdawałem sobie doskonale sprawę, że jestem niewinnie ukarany i zaskarżyłem drugą rewizję wyroku. Tym razem sprawę prowadził sędzia Sądu Najwyższego. Karę więzienia zmniejszył do 4 lat, a kary dodatkowe pozostawił bez zmiany. Mając zamkniętą drogę do wnoszenia dalszych skarg rewizyjnych karę tę odbyłem w całości. Po powrocie z więzienia złożyłem podanie do Wojewódzkiej Komisji Rehabilitacyjnej przy Wydziale Oświaty Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie o rehabilitację i umożliwienie mi powrotu do zawodu nauczycielskiego.

Komisja uznała stawiane mi przez sąd zarzuty za niesłuszne. Ponadto zaleciła mi wniesienie odwołania do władz sądowych, a sama miała się zwrócić do Wojewódzkiego Wydziału Oświaty w Warszawie o zatrudnienie mnie zgodnie z kwalifikacjami.

Powołując się na decyzję Komisji Rehabilitacyjnej złożyłem podanie przez Wojewódzki Wydział Oświaty do Ministerstwa Oświaty o wyrażenie zgody na zatrudnienie mnie w szkolnictwie, a do Ministerstwa Sprawiedliwości prośbę o nadzwyczajną rewizję wyroku. W odpowiedzi na moje podanie Ministerstwo Oświaty poleciło Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego zatrudnić mnie na poprzednim stanowisku iw miarę możliwości w tej samej szkole, to jest w Liceum Pedagogicznym w Radzyminie. Podziękowałem za pracę w tym Liceum, poprosiłem o pracę w Wołominie i tu zostałem zatrudniony w Szkole Podstawowej nr 1 na stanowisku zastępcy kierownika szkoły. Ministerstwo Sprawiedliwości skierowało moją prośbę o rewizję wyroku do Sądu Najwyższego, który uznał poprzednie trzy orzeczenia za błędne i przesłał do Sądu Wojewódzkiego dla Województwa Warszawskiego z obszernym uzasadnieniem swej decyzji i wnioskiem o ponowne i wnikliwe rozpatrzenie mojej sprawy. Sąd Wojewódzki w końcu 1958 roku całkowicie mnie uniewinnił.

Po uprawomocnieniu wyroku złożyłem wniosek o odszkodowanie za niesłuszne cierpienia w czasie śledztwa i pobytu w więzieniu. Odbyła się więc jeszcze jedna rozprawa sądowa, na której zapadła decyzja przyznająca 50.000 złotych jako symboliczną kwotę odszkodowania – „z uwagi na słabe jeszcze możliwości skarbu państwa polskiego”.

Z więzienia wróciłem 24 marca 1953 roku chory, o lasce. Na razie odpoczywałem po silnym zapaleniu stawów obu nóg. Trudno mi było znaleźć pracę z taką przeszłością, a ja z dziećmi głodowałem. Dopiero 1 września 1953 roku zostałem zatrudniony w Państwowym Domu Dziecka w Wołominie na stanowisku księgowego i jednocześnie w Szkole Podstawowej nr 2 w Wołominie na stanowisku sekretarza. W Domu Dziecka pracowałem tylko do 30 czerwca 1954 roku, gdyż zakład ten uległ likwidacji. Jako sekretarz szkoły pracowałem cztery lata, bo po uzyskaniu rehabilitacji zostałem zatrudniony w Szkole Podstawowej nr 1 w Wołominie na stanowisku zastępcy kierownika szkoły, a od 1965 roku na stanowisku kierownika tej szkoły. Działalność moja w Wołominie uwidoczniła się po otrzymaniu pracy w szkole. Najpierw współpracowałem z ówczesnym kierownikiem szkoły kol. Michałem Mlonkiem, a od 1965 roku – jako już samodzielny gospodarz zaplanowałem oprócz normalnej pracy szkolnej następujące zadania:

  1. Ułożyć przyjacielskie, koleżeńskie stosunki z całym gronem nauczycielskim.
  2. Rozwinąć współpracę z Komitetem Rodzicielskim.
  3. Przejąć pomieszczenia po Narodowym Banku Polskim (NBP) i umieścić tam bibliotekę, magazyn pomocy naukowych, klaso-pracownię śpiewu i izbę harcerską.
  4. Pobudować salę gimnastyczną.
  5. Dotychczasową salę gimnastyczną przebudować na klaso-pracownię zajęć praktyczno-technicznych dla chłopców.
  6. Dotychczasową salę zajęć praktyczno-technicznych dla chłopców przerobić na takąż dla dziewcząt.

Przy realizacji tych zamierzeń miałem dużo trudności, ale wytrzymałości więcej i dlatego swoje plany zrealizowałem. Jedynie budowy sali gimnastycznej nie dano mi dokończyć, bo musiałem przejść na emeryturę z dniem 31 sierpnia 1972 roku mając 62 lata życia.

IV. Jakie równocześnie prowadziłem prace społeczne? Jakie w nich pełniłem funkcje i jakie uzyskałem osiągnięcia?

Najwięcej czasu poświęciłem pracy społecznej na terenie szkoły w Glinie i w Wołominie. W Małkini opiekowałem się jedynie drużyną harcerską przez okres czterech lat.

W Glinie za pracę społeczną uważam:

  1. Pracę w świetlicy powszechnej.
  2. Na kursach wieczorowych.
  3. Na uzupełniającym szkołę podstawową.
  4. W bibliotece podręcznikowej.
  5. Przy budowie szkoły.
  6. W tajnym nauczaniu i zbrojnym ruchu oporu.

Świetlicę powszechną dorosłych zorganizowałem w 1934 roku i kierowałem nią do 1939 roku. Zebrania świetlicowe odbywały się raz w tygodniu. Podawane tu były tygodniowe wiadomości z kraju i ze świata, czytane artykuły z pism i nowelki, wygłaszane pogadanki na tematy aktualne, rolnicze, ogrodnicze i sadownicze. Poza tym dla chętnych do dyspozycji były gry towarzyskie, jak: warcaby, domino, chińczyk, szachy, itp. Na zebrania mogli przychodzić wszyscy za wyjątkiem dzieci szkolnych. Większość uczestników stanowili byli wychowankowie szkoły i młodzież starsza. Przy świetlicy zorganizowany był Zespół Chóralno-Teatralny, który przygotowywał program na wieczorki okolicznościowe, opracowywał i wystawiał sztuki teatralne. Świetlica miała swoją własną bibliotekę i aparat radiowy. W tej to „świetlicy” kształtowały się poglądy społeczne młodzieży, zmieniały się poglądy starszych.

Przy świetlicy organizowane były kursy wieczorowe dla dorosłych II i III stopnia w latach 1934–1938. Program obejmował materiał kursów wieczorowych wydanych przez Kuratorium Okręgu Szkolnego w Brześciu nad Bugiem. Uczestnikami kursu II stopnia byli wychowankowie szkoły, którzy ukończyli III lub IV klasę. Program kursu III stopnia odpowiadał poziomowi pełnej szkoły powszechnej. W roku szkolnym 1937/1938 istniał przy świetlicy kurs dla analfabetów, to jest kurs I stopnia.

Zaraz po wyzwoleniu zorganizowałem kurs uzupełniający dla tych, którzy mieli ukończoną klasę piątą. W wyniku końcowego egzaminu kurs ten ukończyło 16 osób i otrzymało świadectwa ukończenia szkoły powszechnej. Jedna osoba tylko otrzymała świadectwo ukończenia klasy szóstej. To był wielki sukces szkoły. 16 osób otrzymało możliwość startu dalszego kształcenia się w szkołach zawodowych, w średnich ogólnokształcących, albo możliwość zatrudnienia. Kraj w tym czasie bardzo pilnie potrzebował takich ludzi.

Podręczniki szkolne w latach trzydziestych były w stosunku do możliwości nabywczych chłopa bardzo drogie. Większość rodziców nie mogła sobie pozwolić na kupno książek szkolnych, szczególnie kłopotliwą była ta sprawa w dwuletniej klasie VI, w której uczniowie musieli dwa razy kupować podręczniki do tej samej klasy. Raz dla kursu A, raz dla kursu B. Dla rodziców sprawa ta nie była jasna. Wydawało się im, że w jednej klasie winny być jedne podręczniki bez względu na rok nauki. Komplet podręczników dla klasy V i VI kosztował 13 – 14 złotych, co w rozumieniu chłopa równe było prawie 1,5 kwintala żyta. Ze względu na tę niewspółmiernie wysoką cenę książek zorganizowałem wraz z Komitetem Rodzicielskim w 1937 roku “wypożyczalnię podręczników szkolnych” na następujących zasadach:

  1. Komitet zakupuje dla każdej klasy tyle kompletów ile klasa liczy uczniów. Najpierw dla klas starszych.
  2. Fundusze na ten cel uzyskuje się z:
    1. wpisowego, wpłacanego przez uczniów wszystkich klas,
    2. opłat za wypożyczenie podręczników,
    3. zarobionych pieniędzy przez uczniów starszych klas na sadzeniu drzew leśnych,
    4. dochodów Spółdzielni Uczniowskiej.
  3. Zakupione podręczniki są własnością szkoły.
  4. Prawo wypożyczenia podręczników ma każdy uczeń.
  5. Za wypożyczenie podręczników ustala się co roku minimalną opłatę.
  6. Użytkowanie książek przewiduje się na 3 – 4 lata.
  7. Za świadome zniszczenie książki winny wpłaca całkowitą jej wartość.
  8. Bardzo biednym uczniom wypożycza się bezpłatnie.
  9. Opłata za wypożyczenie kompletu nie może przekraczać 1/3 jej wartości.

Ta biblioteka – wypożyczalnia dała bardzo dużo korzyści rodzicom. Zmniejszyła wydatki na potrzeby szkolne, nauczycielom ułatwiła pracę, uczniom naukę. Szkoła zdobywała także zaufanie i autorytet w środowisku, zadowolenie z lepszej frekwencji i lepszych wyników swej pracy.

Zagadnienie budowy szkoły wypłynęło z braku odpowiednich warunków lokalowych szkoły i mieszkaniowych nauczycieli oraz z wypływających z nich słabych wyników nauczania i wychowania. Sprawa ta nurtowała przede wszystkim grono nauczycielskie szkoły, bo najwięcej na nim odbijały się skutki tych warunków pracy: przeziębienia i choroby, praca w pomieszczeniach dusznych, ciasnych i zimnych, bieganie nauczycieli po śniegu i błocie z budynku do budynku w czasie przerw międzylekcyjnych. Z drugiej strony stale wzrastająca liczba uczniów i to coraz w szybszym tempie stwarzała coraz większą ciasnotę w szkole. Ta groźna sytuacja skłoniła mnie do wysunięcia na czoło zagadnień sprawę budowy szkoły. Po dłuższym zastanowieniu się obmyśliłem następujący plan działania: znając negatywny stosunek sekretarza gminy do spraw szkolnych i oświatowych wiedziałem, że rozmowy z urzędem nie dadzą pożądanych rezultatów. Poszedłem, więc inną drogą. Na paru zebraniach rodzicielskich, następnie na dwóch zebraniach ludności całego rejonu przedstawiłem w czarnych barwach katastrofalny aktualnie stan szkoły.

„Włożyłem kij w mrowisko”. Dyskusja była bardzo burzliwa. Poczekałem parę miesięcy aż szanowni mieszkańcy rejonu oswoili się z tym niebywałym dla nich problemem. Gdy sprawa budowy szkoły już przycichła zwołałem w dniu 27 grudnia 1935 roku nadzwyczajne zebranie wszystkich mieszkańców rejonu. Na to zebranie zaprosiłem wójta i przedstawiciela Dozoru Szkolnego z Małkini. Z nimi omówiłem sprawy i zjednałem dla sprawy. Ustaliliśmy sposób postępowania. Rozpoczęło się zebranie. Przemówiłem ja, wójt i przedstawiciel dozoru. Tym razem dyskusja była nieco cichsza, ale bardzo długa. W rezultacie ustalono budowę szkoły. Podpisano zaraz rezolucję pod adresem Zarządu Gminnego w Małkini żądając natychmiastowego rozpoczęcia budowy szkoły w Glinie. Na poparcie swych żądań zebrani opodatkowali się na ten cel po 1,50 zł z morga i po 2 zł od rodziny bezrolnej oraz ofiarowali całą nie fachową robociznę przy budowie i zwózkę materiałów. Wybrano zaraz Komitet Budowy Szkoły z wójtem na czele. (…) Z zebrania wyszedłem zmęczony, ale zadowolony.

Było jeszcze wiele trudności, pokonane jednak zostały wszystkie i nowy budynek stanął w 1939 roku.

W okresie okupacji zorganizowałem i prowadziłem tajne nauczanie. Mimo zakazu dzieci korzystały ze wszystkich podręczników z biblioteczki podręcznikowej. Do Schulratu odesłałem tylko stare, zniszczone podręczniki. Tajna nauka dotyczyła szczególnie przedmiotów zakazanych: języka polskiego (literatury), historii i geografii. Uczniowie byli wyuczeni jak mają zachować się w wypadku wizytacji czy kontroli i co mają robić z książkami. Rodzice zaś czuwali.

Do ruchu oporu wstąpiłem w listopadzie 1939 roku, do ZWZ, który przemianowano nieco później w Armię Krajową. Zostałem przydzielony do Obwodu „Osa”, Sekcja Propagandy i Informacji. Załatwiałem jednak wiele innych spraw, a mianowicie: odbierałem i rozprowadzałem prasę podziemną, przechowywałem wraz z żoną partyzantów i broń, a po wyleczeniu kierowałem ich na miejsce przeznaczenia. Gromadziłem materiały opatrunkowe, ułatwiałem członkom ruchu oporu przeprawę przez Bug, przechowywałem ściganych przez gestapo Polaków. Żona również należała do AK i dlatego razem współpracowaliśmy.

W czasie okupacji i zaraz po wyzwoleniu zorganizowałem dożywianie najbiedniejszych dzieci i uczniów.

Do prac ważniejszych społecznie na terenie Wołomina zaliczam:

  1. Kwatermistrzostwo w Hufcu ZHP w Wołominie w okresie 1 IX 1962 – 31 V 1969.
  2. Pełnienie funkcji kuratora sądowego dla nieletnich w okresie 1 IX 1958 – 31 VIII 1969.
  3. Budowę sali gimnastycznej.
    Podobnie jak w Glinie przygotowałem rodziców, zorganizowałem Komitet Budowy Sali Gimnastycznej w takim momencie, kiedy była największa ciasnota w szkole. 1200 uczniów, 32 oddziały. Obie szatnie zmieniłem już na klasy. Gdy komitet zebrał już 200.000 zł, wystąpiłem do Wydziału Oświaty o materiały i wstawienie do planu budowy tejże sali. Olbrzymie trudności pokonałem przy wyszukaniu wykonawcy. Łatwiej było zebrać 200.000 zł, niż znaleźć wolne przedsiębiorstwo budowlane. Dokumentację wykonałem w czynie społecznym, 10.000 sztuk cegły zwieziono również w czynie społecznym. Przyjęło wreszcie budowę Przedsiębiorstwo Remontowo-Budowlane z Marek. Robota nie szła, tylko „wlokła się” aż do obrzydzenia. Denerwowało mnie to. Przedsiębiorstwu nie zależało na tej robocie, więc pracowało z przerwami. Ale w końcu budynek stanął z centralnym ogrzewaniem, z umywalkami, prysznicami i szatniami. Sala ta miała 180 m2 powierzchni. Dawna sala miała 48 m2. W niej mieści się obecnie sala zajęć praktycznych dla chłopców, z warsztatami i narzędziami. W dawnej sali zajęć praktycznych chłopców pracują teraz dziewczynki. Udało się zrealizować plan.
  4. Przejęcie pomieszczeń po Narodowym Banku Polskim (NBP). Na trzy lata przed wyprowadzeniem się NBP z siedziby, którą była część budynku szkolnego, poczyniłem starania o przejęcie tego pomieszczenia przez szkołę. Na paru zebraniach Rady Miejskiej w Wołominie rozwinąłem propagandę wśród radnych argumentując niebywałą ciasnotę w szkole. W wyniku tego, mimo silnego oporu przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej, zapadła uchwała przekazania wspomnianego pomieszczenia szkole. Gdy bank wyprowadził się do nowego, własnego budynku, dopilnowałem z pomocą Wydziału Oświaty realizacji wspomnianej wyżej uchwały. Mimo wielu instytucji zabiegających o ten lokal, otrzymała go szkoła. Przeprowadziłem remont i małą adaptację. Umieściłem tu bibliotekę, czytelnię, pracownię wychowania muzycznego, magazyn pomocy naukowych i izbę harcerską. Dotychczasowe pomieszczenie po bibliotece zamieniłem na izbę szkolną (klasę). Poprzez budowę sali gimnastycznej i remont pomieszczeń po NBP powiększyłem powierzchnię użytkową szkoły o około 500 m2. Do tego czasu szkoła pracowała na trzy zmiany, teraz na dwie zmiany. Wychowanie fizyczne odbywa się już normalnie. Cieszyłem się z tego, mimo że postawiono mi zarzut, że niepotrzebnie remontowałem pomieszczenia po NBP skoro nie miałem pieniędzy. Ja zaś miałem i mam jeszcze pismo z podpisem i stemplem Wydziału Oświaty polecające przeprowadzenie remontu i mówiące, że pieniądze są już przelane na konto MRN. Ha! Do władzy zawsze należy ostatnie słowo.
  5. Od 1 września 1957 roku przyjąłem funkcję skarbnika Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej. Z początku mało było członków, mały fundusz pożyczkowy, niewiele pożyczkobiorców i małe pożyczki. Z czasem jednak Kasa się rozrosła, liczba członków doszła do 1500 osób, zwiększył się kapitał, dodatkowo doszedł dział pożyczek budowlanych, także i roczne obroty doszły np.: w roku 1969 – 12 milionów; w roku 1971 – 14 milionów. Dziś są jeszcze większe. Przez 12 lat funkcję skarbnika pełniłem społecznie. Od 1 września 1969 do 31 czerwca 1973 roku, to jest przez cztery lata otrzymywałem wynagrodzenie w wysokości 400 zł miesięcznie, a od 1 lutego 1973 do 1974 roku – 750 zł. Od tego czasu znowu stanowisko skarbnika pełnię społecznie.
  6. Od 1 września 1965 do 1972 roku pełniłem funkcję skarbnika Powiatowej Rady Zakładowej ZNP otrzymując 500 zł, potem 750 zł, od 1972 roku – społecznie. 7. Od 12 grudnia 1972 roku jestem prezesem Ogniska Nauczycieli Emerytów w Wołominie. Ognisko to obejmowało do 31 grudnia 1975 roku swym zasięgiem teren całego byłego powiatu, obecnie teren tylko Wołomina. Przy ognisku zorganizowałem Klub Nauczycieli – Emerytów również w zasięgu byłego powiatu. Klub ten nadal i dziś obejmuje wszystkich nauczycieli z byłego powiatu. Pracę tę pełnię społecznie.

V. Jakie studia dodatkowe ukończyłem i w jakich warunkach (jakie, gdzie, kiedy)?

Po czterech latach ciężkiej pracy w Szkole Powszechnej w Glinie wróciłem myślą do swego planu dokształcania się. Zdawało mi się, że wszystko, co można było zrobić dla szkoły – zostało dokonane. Budowa szkoły była w toku. Praca nauczycieli mogła już dawać lepsze wyniki. Wobec tego przygotowałem się do egzaminu na Wyższy Kurs Nauczycielski. Egzamin zdałem. Dostałem urlop płatny za zwrotem kosztów zastępstwa i 1 września 1938 roku zacząłem studiować w Warszawie. Mieliśmy trochę oszczędności, resztę z poborów żony dokładaliśmy i rok minął szybko. Żona zastępowała mnie w kierowaniu szkołą. Co drugą niedzielę przyjeżdżałem do domu, aby pomóc żonie w załatwianiu spraw szkolnych. WKN skończyłem z wynikiem dobrym. To zachęciło mnie do dalszych studiów. Zaraz po wyzwoleniu złożyłem podanie i zostałem przyjęty do Instytutu Pedagogicznego ZNP. Ukończyłem go w czerwcu 1948 roku.

Po uzyskaniu rehabilitacji w 1958 roku zapisałem się na Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego dla zrobienia magisterium. Niestety, trzyzmianowa praca w szkole uniemożliwiła mi przygotowanie się do egzaminu z ostatnich czterech przedmiotów i napisanie pracy magisterskiej.

VI. Jakie losy przechodziłem w czasie wojny i okupacji?

31 sierpnia 1939 roku zgłosiłem się do macierzystego 71. pp. w Zambrowie. 1 września rano o godzinie 300 przeżyłem już nalot niemieckich bombowców na koszary pułku. Eskadry bombowców płynęły jedna za drugą i przerywały mundurowanie się i zbrojenie. Dopiero pod osłoną nocy dokończono mundurowania i zbrojenia i batalion ,,Żbik” wyruszył nocą na front w kierunku Różan nad Narwią. Oddział mógł poruszać się pod osłoną nocy, w dzień notoryczne bombardowania nieprzyjacielskie uniemożliwiały przemarsz Oddziałów. Pod Różanem brałem udział w bojach trwających trzy dni. Następnie zostałem przydzielony do tzw. „kolumny śmierci”, zadaniem której było powstrzymanie nieprzyjaciela za wszelką cenę przed Andrzejewem. Batalion po trzech dniach bohaterskiej obrony został doszczętnie zniszczony przez wroga. Może kilku zaledwie żołnierzy uratowało się. Wśród tych szczęśliwców znalazłem się ja. Od tego momentu w zasadzie nie brałem już udziału w bojach. Wraz z rozbitkami różnych formacji cofałem się na wschód. Jedynie na drodze z Łochowa do Węgrowa Niemcy nas zaskoczyli z przodu. Zamknęli drogę odwrotu. Trzeba było się przebić. Na rozkaz pułkownika nieznanej jednostki wszyscy rzuciliśmy się i rozbiliśmy tę placówkę. Było to wieczorem i w lesie, więc niewiele widziałem tylko słyszałem jęki żołnierzy. Niemcy mieli karabiny maszynowe, my tylko ręczne. Od tej pory było już tylko nie cofanie się, ale ucieczka. Wreszcie pod Mińskiem Mazowieckim w lesie stał na szosie kpt. Piorun – nie wiem czy to było jego nazwisko, czy pseudonim – i ogłaszał: „Kto chce walczyć z wrogiem proszę do lasu na lewo. Kto nie chce, może iść dalej”. Zboczyłem do lasu. Tu stało już dużo żołnierzy, wozów, koni, dwie armatki – jedna polówka, druga przeciwlotnicza. Kapitan zorganizował batalion i poprowadził go. Nie wziął on jednak w żadnym boju udziału. Bombowce niemieckie to uniemożliwiły. W miejscowości Świdniki spotkaliśmy sztab dywizji kpt. Pioruna, który został z dywizją. Naszej delegacji sztab dywizji odpowiedział: „Nie mamy dla was prowiantu, więc nie możemy was przyjąć”. Szedłem więc luzem, wraz z olbrzymim tłumem żołnierzy różnych broni. Tak dotarłem pod Zamość. Tam przyleciały dwa polskie samoloty, wylądowały na ściernisku i jeden z pilotów ogłosił rozkaz naczelnego wodza: „Wojna skończona, wracajcie do swoich domów”. Było to 24 września 1939 roku. Wracaliśmy więc i pojedynczo i w małych grupach. Ja również szedłem w grupie kilku żołnierzy, którzy trzymali się mnie, gdyż nie umieli kierować się do swoich domów. Po drodze były miasta, miasteczka, wsie, folwarki: Wojsławice, Wojcieszowice, Parczewo, Łęczna, Biała Podlaska potem Baranowicze, Stołpce. Stamtąd zwrot na Białystok – Łapy, przeprawa przez Narew – Czyżew – Małkinię. Do domu dotarłem 12 października 1939 roku, cały, zdrowy i żywy.

Zaczęła się okupacja. W listopadzie uruchomiłem szkołę i zacząłem zarabiać na kilogram masła, tj. 250 złotych. W tym też miesiącu Związek Walki Zbrojnej nawiązał ze mną kontakt. Przystąpiłem do tajnej organizacji. Spełniałem różne zadania, o których wspominałem już w punkcie IV.

Przytoczę tu tylko kilka faktów:

Pierwszy przykład. Gdy pociąg warszawski o godzinie 2000 przejedzie most na Bugu przed Małkinią i wjedzie do lasu – oknem wypadnie paczka. Ja miałem podjąć ten pakunek. Pociąg przejechał, paczki nie zauważyłem (ciemna noc listopadowa z siąpiącym deszczem). Chodziłem, szukałem – na próżno. Wyszedłem na wysoki nasyp myśląc, ze może tu spadła. Wtem błysnęło światło latarki i ,,halt” dwóch banszuców – podeszło, zrewidowało, wypytało. Wyłgałem się. Zagrozili, obiecałem, że więcej nie będę chodził w nocy po torach. Wróciłem do domu. Głęboka noc. Obudziłem żonę. Poszliśmy oboje. Doprowadziłem do potrzebnego nam miejsca. Żona poszła na drugą stronę nasypu, ja czekałem. Zdawało się, że już bardzo długo czekam. Wreszcie wróciła z towarem. Wróciliśmy do domu nad ranem.

Drugi przykład. Staszek – ranny w rękę partyzant jest w części mieszkalnej budynku szkolnego. Pewnego dnia jedzie ,,buda” – samochód z Niemcami. Zatrzymuje się przed szkołą. Spojrzałem na żonę. Blada jak ściana. Pobiegłem do Staszka – otworzyłem drzwi – krzyknąłem „zwiewaj”. Znał drogę ucieczki. Za minutę był już w zbożu. Odetchnęliśmy. „Buda” postała na drodze parę minut, zawróciła i odjechała ze 200 metrów. Niemcy wysypali się, z karabinkami i pistoletami z wozu i weszli w podwórze chłopskie. Za dwie godziny Staszek znowu był w mieszkaniu.

Trzeci przykład. Schulrat wchodzi na wizytację do szkoły. Zapraszam go do swojej klasy V. Wiem, że dzieci książek już w tej chwili nie mają. Jestem spokojny. Przeszedł po klasie, między ławkami, postawił dwa pytania dzieciom: „Czy zbieracie zioła?”, „Czy macie pismo «Ster»?”. A potem: „Pokaż swoją torbę?”. Dziewczynka wyciągnęła teczkę, otworzył, zajrzał i wyciągnął z niej podręcznik do historii Polski. Spojrzał na tytuł, przewrócił parę kartek, zajrzał na koniec. Na ostatniej stronie – biały orzeł wielki jak strona kartki. Spojrzał na mnie. „Skąd to masz?” – zapytał dziecka. „Na strychu znalazłam i przyniosłam do szkoły zapytać się, czy można taką książkę czytać”. Podszedł do mnie i bardzo grzecznie poprosił o pożyczenie tej książki obiecując, że odda po przejrzeniu w domu. Pożyczyłem. On nie dotrzymał słowa – nie oddał. Był to Volksdeutsch ze Śląska, hern Blaszczyk vel Błaszczyk. Ja zaś długi czas myślałem ze strachem, że będę aresztowany.

Czwarty przykład. 12 sierpnia 1944 roku zjawił się u mnie goniec AK z rozkazem stawienia się w umówionym dniu i miejscu w pełnym rynsztunku bojowym. Leżałem wówczas chory, z gorączką. Na pięcie lewej nogi miałem duży ropień. Pokazałem mu nogę i powiedziałem: „Patrz bracie, nie mogę buta założyć, zamelduj to komendantowi obwodu”. Zastąpił mnie pseudonim ,,Lis”. 16 sierpnia Niemcy odeszli, a 17 dowiedziałem się, że pluton AK, w którego akcji miałem uczestniczyć został doszczętnie rozbity. Niemcy z karabinów maszynowych wysiekli wszystkich, co do jednego. Nikt z tej zasadzki nie wrócił żywy. Dzięki przypadkowi ocalałem i żyję dziś jeszcze. Małym synkiem dowódcy tego plutonu o pseudonimie „Lis”, którego przejechało koło wozu przez głowę zaopiekowałem się i umieściłem w zakładzie dla Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie na Placu Trzech Krzyży. Stracił on bowiem mowę i słuch. W zakładzie nauczono go porozumiewać się z ludźmi. Tu ukończył szkołę podstawową i nauczył się zawodu.

VII. Jakie obecnie zajmuję stanowisko i gdzie?

Jestem już emerytem, zawodowo nie pracuję. Pełnię tylko funkcje społeczne: nadal jestem skarbnikiem Rady Zakładowej, skarbnikiem Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej o zasięgu całego, byłego powiatu, prezesem Ogniska Nauczycieli Emerytów ZNP, sekretarzem TOP w Wołominie.

VIII. Jakie otrzymałem nagrody i odznaczenia oraz wyróżnienia i inne formy uznania? (kiedy, za co i przez kogo nadane)?

Od Kuratora Okręgu Szkolnego w Brześciu nad Bugiem podziękowanie i 50 złotych tytułem renumeracji za pracę społeczno-oświatową w rejonie szkolnym Glina (Świetlica Powszechna) – 1937 rok. W latach 1957–1964 częste nagrody po 500 lub 600 złotych z Wydziału Oświaty w Wołominie za wydajną pracę zawodową i społeczną. W latach 1965–1972 co roku otrzymywałem takie nagrody po 500 złotych. Poza tym przez cały czas kierowania szkołą otrzymywałem dodatek specjalny w wysokości 200 złotych miesięcznie. W 1965 roku otrzymałem uznanie i podziękowanie Ministra Oświaty Wacława Tułodzieckiego „za wzorową i owocną pracę na polu oświaty i wychowania w Polsce Ludowej”. Kilka razy otrzymałem podziękowanie za pracę społeczną i postawę obywatelską w akcjach wyborczych do Sejmu i Rad Narodowych. Podziękowania te pochodziły od Komitetu Powiatowego PZPR, Frontu Jedności Narodu, Prezydiów Miejskiej i Powiatowej Rady Narodowej w Wołominie. Odznakę honorową Ruchu Przyjaciół Harcerstwa oraz Odznakę Rady Głównej Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa, tzw. Odznakę Pamięci Narodowej otrzymałem w 1966 roku za wzorową pracę w tych instytucjach. W 1969 roku otrzymałem Złotą Odznakę ZNP za pracę w Oddziale Powiatowym ZNP i Kasie Zapomogowo-Pożyczkowej. W 1970 roku – Złoty Krzyż Zasługi od Rady Państwa. Odchodząc na emeryturę w 1972 roku otrzymałem podziękowanie z Wydziału Oświaty i Rady Zakładowej ZNP w Wołominie za owocną i długoletnią pracę pedagogiczną.

IX. Jakie publikacje opracowałem dotychczas i które z nich zostały wydrukowane?

Kończąc Instytut Pedagogiczny ZNP w 1948 roku napisałem pracę dyplomową pt. „Monografia szkoły w Glinie”. Pracę oceniono jako bardzo dobrą. Nie zdążyłem jej wydać przed aresztowaniem. Po powrocie z więzienia miałem inne, pilniejsze sprawy do załatwienia. Dziś praca ta ma jedynie historyczne znaczenie.

X. Uwagi dowolne o mojej pracy zawodowej i społecznej.

W Wydziale Oświaty nie pracowałem. Ze zwierzchnikami stosunki moje układały się zawsze poprawnie. Jedynie na propozycję przeniesienia się ze szkoły w Małkini do szkoły w Glinie wyraziłem inspektorowi swoje niezadowolenie. Ze współpracownikami i podwładnymi również udawało mi się zawsze stworzyć przyjazną atmosferę. Ważniejsze problemy w pracy zawodowej i społecznej opisałem dość szczegółowo w punktach III i IV.

Jan Olszewski zmarł 2 lutego 1992 roku. Pochowany został na cmentarzu wołomińskim (kwatera P-26–113).

Bibliografia:

B. Olszewski, Wspomnienie o rodzicach, Wołomin, maj 2012; J. Olszewski, Mój życiorys, Wołomin 1972.

  1. S. Dąbrowska, Blaski i cienie jednego życia, „Życie Powiatu Wołomińskiego”, 2004 nr 9.
  2. J. Olszewski, Mój życiorys, Wołomin 1972.

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.