urle scaled e

Spokojnie nad Liwcem

Inaczej niż w podgórskich wsiach letniskowych nad Popradem w woj. krakowskim, które odwiedziłem w ub. roku, kształtuje się sytuacja w letniskowych wsiach nad Liwcem, w woj. warszawskim. Wioski nad Popradem awansują dopiero do rangi letniskowych. Miejscowych gospodarzy zachęca się do przyjmowania turystów i letników na sezon. Udziela im wszechstronnej pomocy spółdzielczość wiejska. Tej zachęty nie potrzebują wsie letniskowe nad Liwcem, m.in. Urle. Są tam w tym względzie zakorzenione od dziesiątków lat tradycje.

Gospodarze znad Liwca potrafią dobrze eksploatować naturalne warunki środowiska, piękno tamtejszego krajobrazu. Potrafią śpiewać przy tym, jak to mówią, koncertowo —żądać za nieumeblowany pokoik 3,5—4 tys. zł na czas sezonu, a nawet jak słyszałem 20 tys. zł za 3-osobowy domek.

Warunki naturalne są wspaniałe. Przeszło tysiąchektarowy, pachnący żywicą kompleks leśny, czyste, płytkie wody Liwca sięgające dzieciom do kolan, w sam raz do brodzenia i pluskania się, dalej korzystny mikroklimat nie ustępujący, zdaniem specjalistów pediatrów, warunkom w Rabce, sprzyjający więc zdrowiu najmłodszych. Wody Liwca, wpadającego do Bugu udało się utrzymać w czystości dzięki zakazowi lokowania deglomerowanych z Warszawy zakładów przemysłowych, które miały chrapkę na ten region — oraz innych. Wody Liwca wprawdzie udało się ustrzec przed zanieczyszczeniem ściekami fabrycznymi, stwarzając raj dla dzieci i wędkarzy. Nie udało się, niestety, zapobiec zaśmiecaniu plaż i brzegów oraz łąk przybrzeżnych nad Liwcem. Tysiące biwakujących, zwłaszcza w niedziele i święta turystów i wczasowiczów zostawia kupy śmieci, odłamków szkła z butelek po piwie i krajowej whisky. Są liczne przypadki okaleczeń. Młodocianych pacjentów kuruje szpitalik w pobliskim Jadowie — od stycznia siedziba urzędu gminnego, któremu podporządkowane są Urle wraz z 26 innymi wioskami.

Czekając w grupie interesantów na rozmowę z sekretarzem jadowskiego urzędu gminnego Z. Guźlińskim, przypomniał mi się następujący fragment z sienkiewiczowskich Szkiców Węglom: „w kancelarii wójta gminy wsi Barania Głowa cicho było jak makiem siał. Tylko muchy bzykały”… W jadowskiej kancelarii gminnej muchy nie bzykały, panował nieprzerwany ruch, drzwi nie zamykały się. Jadów, liczący blisko 2 tys. mieszkańców, formalnie wieś — faktycznie miasteczko (prawa miejskie utracił Jadów przeszło 100 lat temu za udział jego mieszkańców w powstaniu styczniowym) poza wspomnianym szpitalikiem na dwadzieścia kilka łóżek, (czym rzadko która wieś może się pochlubić) ma ośrodek zdrowia, aptekę, dwie szkoły, dzielną ochotniczą straż pożarną, kilkanaście sklepów, kilkadziesiąt usługowych warsztatów rzemieślniczych, magazyny artykułów do produkcji rolnej, placówkę nowoczesnej gospodyni zorganizowaną przez miejscowy GS — poza tym trzy spędy żywca tygodniowo, dwie piekarnie mechaniczne, mleczarnię, rozlewnię wód gazowych i… jedną taksówkę. Większość dorosłej ludności Jadowa pracuje w zakładach powiatowego Wołomina, w Kobyłce, Wyszkowie, Łochowie, najwięcej zaś w Warszawie.

Piszemy szczegółowo o gminnym Jadowie, który w czasie półrocznej egzystencji, uporządkowawszy z grubsza lokalne sprawy energicznie zabrał się do likwidowania zaniedbań w swoich wsiach letniskowych. Brak przemysłu na tym terenie próbuje się rekompensować rozwiniętą bazą letniskową, która może dźwignąć ekonomicznie ten słabo na ogół zagospodarowany mikroregion rolniczy.

Wróćmy do Urli, które przed pierwszą wojną światową były modną miejscowością wypoczynkową. W Urlach istniały wtedy liczne pensjonaty, restauracje z dancingami, hotel, a nawet niewielkie kasyno gry. Miejsca rozrywkowe, atrakcyjne imprezy kulturalne były magnesem ściągającym rzesze warszawiaków. Ze zniszczeń wojennych niewiele udało się w Urlach uratować. Pozostała „goła” wieś i przepiękna natura — las, woda i powietrze.

Urle ostatnio próbują dźwignąć się z dna, w którym się znalazły. Zorganizowano liczne kolonie dla młodzieży. Czynne są, jak je tu nazywają, półprywatne pensjonaty, ściślej pseudopensjonaty, głównie dla dzieci. Liczące niespełna tysiąc mieszkańców Urle w sezonie pęcznieją jak nadymająca się żaba z bajek Krylowa, która chciała zrównać się z wołem. W lipcu i w sierpniu Urle liczą przeszło 10 tys. ludności, w niedziele i święta około 15 tysięcy. Wieś letniskowa Urle nie mogąc konkurować z potentatami w dziedzinie relaksu — z miejscowościami nadmorskimi, bądź na pojezierzu mazurskim itd. wyspecjalizowała się. Postawiła na dzieci, na obsługę młodocianych relaksowiczów. Potrzebny jest w związku z tym, jeśli nie hotel, to chociażby namiastka hotelu, w którym rodzice odwiedzający dzieci mogliby przenocować. Przewiduje się prowizorkę — dostępne dla wszystkich domki campingowe.

Reaktywowane od niedawna „Towarzystwo Miłośników Urli” w swoim statucie deklaruje m. in., że oddziaływać będzie na rozwój tej miejscowości poprzez budowę dróg, oświetleń ulicznych itp., głównie czynami społecznymi. Przewiduje się budowę domu kultury. Ponadto Towarzystwo pragnie wpajać w młodzież umiłowanie przyrody, ochronę zadrzewień, lasów i liwcowych wód, utrzymanie ich w czystości itd.

Urle — miejscowość letniskową zaniedbaną od lat — należy dźwignąć społecznym wysiłkiem. Powinny znaleźć się z powrotem w rzędzie znanych letnisk krajowych — odzyskać rangę, stać się ponownie czym były — płucami niedalekiej Warszawy. Dobre chęci i najlepsza wola społeczna nie wystarczy jednak do zbudowania 6-kilometrowej drogi asfaltowej, niezbędnej do połączenia letniskowych wiosek wokół Urli, utworzenia wielkiego kompleksu letniskowego dla tysięcy dzieci. Do tego potrzebna jest pomoc przedsiębiorstw oraz instytucji, które zorganizowały w Urlach placówki wypoczynkowe dla swoich pracowników oraz ich dzieci. Potrzebne są obok ulepszonych dróg, miejsc noclegowych, zakłady gastronomiczne. Jedyny tu zakład „Urlanka” prowadzona przez jadowski GS nie wystarcza, przyjemna, przewiewna „Urlanka”, smacznie gotująca odnowiona ostatnio, wzbogacona dwukrotnym w tygodniu dancingiem tylko w skromnym zakresie może zaspokoić potrzeby turystów, którzy żeby dotrzeć do jej stolików, pokonać muszą piaszczyste drogi, które do niej prowadzą.

Ignacy Gawryluk

Życie Radomskie
11 lipca 1973
nr 164

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.