Spytałem dr. R., jednego z najczynniejszych członków Tow. opieki nad nerwowo i umysłowo chorymi, którego niespożytej energii zawdzięczać należy powstanie schroniska dla spokojnych chorych umysłowych w Drewnicy.
— Jakże stoi sprawa schroniska?
— Właśnie jutro mamy podpisać protokuł odbiorczy przeróbek, dokonanych w zakładzie. Rzeczoznawcami będą takie powagi w zakresie budowniczym, jak prof. Tołwiński i bud. Domaniewski. Wyjeżdżamy o 9 rano kolejką Marecką. Radzę panu przyłączyć się do nas i naocznie przekonać się o wynikach naszych zabiegów.
Jakoż przedwczoraj stawiłem się o godzinie wyznaczonej na dworcu kolejki i wspólnie z pp. Tołwińskim, Domaniewskim i dr. R. podążyłem do Drewnicy.
Korzystam z kilkunastominutowej jazdy, aby się dowiedzieć o szczegółach natury finansowej.
— Ileście panowie włożyli w Drewnicę?
— Za wieczystą używalność dwunastomorgowej przestrzeni wraz z zabudowaniami, które poddaliśmy gruntownej przeróbce, wypłaciliśmy zarządowi schroniska dla dzieci żołnierskich 10,000 rb.; koszt przeróbek wyniósł 7,600 rb.; na różne zaś utensylia, niezbędne dla przyjęcia początkowo 40 chorych wydaliśmy 1,100 rb. Czyli ogółem wydatkowaliśmy dotychczas 18,700 rb.
— Oglądałem kiedyś budynki owe i wartość ich nawet na oko wydała mi się znacznie większa.
— Nie myli się pan, gdyż podług ostatniego szacunku do wzajemnego ubezpieczenia rządowego wartość ich oceniono na rb. 31,198.
— Ilu chorych może pomieścić zakład?
— Stu dwudziestu, oczywiście w przyszłości; obecnie będziemy mogli przyjąć najwyżej trzydziestu, dla tylu bowiem tylko chorych mamy odpowiednią ilość łóżek, pościeli i bielizny, w części kupionych, w części zaś ofiarowanych przez życzliwych dla naszej instytucyi.
— Słyszałem, że kilkanaście pań zajmowało się szyciem bielizny dla chorych?
— Istotnie ofiarność publiczna przyszła nam bardzo z pomocą, ale więcej liczymy na nią w przyszłości, brak nam jeszcze bowiem |wielu niezbędnych rzeczy, jak np. poduszek i materaców dla chorych, pozatem statków kuchennych, jak: rondli, saganów, garnków i i t.p., a także narzędzi rolniczych do uprawy ziemi przez chorych, a więc pługa, brony, radła, grabi, motyki, sieczkarni, wozu
i t.p.
— W jaki sposób przewozić będziecie chorych?
— Do stacyi Drewnicy kolejką, a od stacyi do zakładu końmi. W tym celu właśnie nasz wice-prezes, ks. Konstanty Lubomirski, ofiarował nam parę rumaków, które śmiało zaprządzby można do powozu spacerowego: może znajdzie się jaki dobroczyńca, który i bryczką nas obdarzy. Tymczasem tej ostatniej udzielają nam łaskawie siostry z zakładu sierot, z którym sąsiadujemy.
Ale oto jesteśmy już w Drewnicy. Od stacyi do schroniska kwadrans drogi pieszej. Paru z nas wsiada do bryczki, inni, korzystając z pogody, udają się do miejsca przeznaczenia pieszo. Okolica dość malownicza i zaludniona. Przy lasku smerekowym szereg domków letnich, hen dalej przy stacyi kolei Petersburskiej — szkoła leśna. Przechodźmy około przytułku dla chłopców sierot W.T.D.
Jeszcze kilka minut drogi i stajemy przed zabudowaniami schroniska, ogrodzonemi wysokim parkanem na przestrzeni 4½ morgów. Pozostałe 7½ morgów, przeznaczonych pod uprawę ziemi, ogrodzonych będzie w przyszłości.
— Te dwa wielkie budynki o jednakowym typie, kryte blachą, przeznaczone są wyłącznie dla chorych — jeden dla mężczyzn, drugi dla kobiet, — objaśnia nas uprzejmy cicerone, dr R. Rozkład w nich zupełnie jednakowy.
Wchodzimy do pierwszego. Dwa pierwsze pokoje, oddzielone korytarzem od sali ogólnej, przeznaczone są dla chorych z inteligencji. Tuż obok duża sala, przedzielona na dwie części: mniejsza —to sypialnia dla 8—10 chorych, mogących pracować w polu i w ogrodzie, w większej urządzone będą warsztaty. Po za tą salą długi korytarz z wejściami do czterech pokojów, z których jeden mieści wannę i umywalnię, drugi przeznaczony dla pięciu ciężko chorych, którzy nie będą mogli opuszczać łóżka; trzeci — izolator ze specyalnemi urządzeniami; czwarty wreszcie – szatnia z szafami na bieliznę i ubranie. Dalej wielka sala, bardzo widna, o 14 oknach, 40 łokci długa, 20 szeroka — to sypialnia dla 80 chorych. I znowu dwa mniejsze pokoje, każdy o trzech oknach, dla ośmiu chorych z inteligencyi.
— Proszę zauważyć, że wszystkie sale skanalizowaliśmy systemem Chambeau, objaśnia dalej dr R., i że do każdego pawilonu przeprowadzono wodociąg. Teraz proszę panów do pralni.
Obszerny budynek mieści w sobie pompę do czerpia wody, kotlarnię, z której rozprowadza się wodę ciepłą i zimną do użytku praczek. Podwójną podłogę zaopatrzono w kanał ściekowy; oddzielne pokoje przeznaczono na maglarnię i prasowalnię, tudzież na mieszkanie dla praczek.
Inny znów budynek — to kuchnia dla zakładu z dużym piecem angielskim i piekarnią. W tym też budynku mieści się podręczna śpiżarnia, duży o 4 oknach pokój dla kucharek pokój dla służby zakładu z oddzielną kuchenką. Cały szereg budynków kończą stajnia, obora, spichlerz i stodółka.
Wogóle trudno sobie wymarzyć lepszej miejscowości z odpowiedniemi urządzeniami dla nieszczęśliwych chorych, jak Drewnica, którą po wielu poszukiwaniach wynalazł dr R. i o którą dobił targu po kilkumiesięcznych pertraktacyach.
— Czy zgłaszają się już kandydaci? — spytałem.
— Mamy już przeszło 200 błagalnych podań, z których zaledwie 30 uwzględnić na razie możemy.
— A cóż będzie z resztą?
— O tem zdecyduje ofiarność publiczna. Wszystko będzie zależało od środków, jakie uzyskamy. Liczymy bardzo na to, że różne instytucye przedsiębiercze, zatrudniające setki ludzi, zrozumieją doniosłość naszego schroniska i że w poczuciu własnego interesu wejdą z nami w taką umowę, jak np. zarządy kolei Wiedeńskiej i Nadwiślańskiej, które stale płacić nam będą za pewną ilość łóżek, przeznaczonych dla chorych oficyalistów.
— Czy wszystkie roboty wykończono podług umowy, — rzucam pytanie pp. budowniczym, po dokładnem z ich strony obejrzeniu robót?
— Muszą być wykonane jeszcze pewne poprawki, — odpowiada mi prof. Tołwiński, — ale to kwestya już tylko dni kilku.
L. P.
Gazeta Polska
R. 72, 1903, nr 85
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours