Obielony i wygładzony śniegiem, olbrzymi pl. Dreszera wydaje się chyba jeszcze większy, niż w rzeczywistości. Gdzieś prawie w środku sterczy patyk pekaesowego przystanku. Dalej przysadzista bryła pomnika, na nim czarna tablica z napisem ze złotych liter: „W Jadowie 11.VII.1932 r. chłopi wystąpili przeciw wyzyskowi i uciskowi obszarników i kapitalistów. Od kul policji padli…” — tu 4 nazwiska mieszkańców okolicznych wsi. Plac noszący imię generała, który się tu w Jadowie, w 1889 r. urodził, zmieni się w przyszłości w skwer i plac zabaw dla dzieci. Wtedy też wyrosną na nim pawilony handlowe i pawilon Domu Książki, stacja PKS („no raczej przystanek”), a obok kawiarnia („ale to już w dalszej przyszłości”).
Dziś plac jest pusty. Przy otaczających go uliczkach mieści się apteka, remiza ochotniczej straży pożarnej, w niej zaś klubo-kawiarnia i świetlica. Obok kino. Grają film czechosłowacki „Gdzie twoje miejsce”. Prezydium GRN przycupnęło w cieniu kina — kino od frontu, prezydium z tyłu (prezydium wpuściło kino do swojej sali obrad). Sąsiedni narożnik placu Dreszera zajmuje szpital rejonowy. Mówią o nim: właściwie nie tyle szpital, co większa izba porodowa. Stary, ciasny, bez potrzebnego zaplecza. Założył go niegdyś dr Wiśniewski w baraku kupionym za własne pieniądze. Z czasem na miejscu baraku wybudowano obecny szpital — im. dra Wiśniewskiego. Za kilka lat szpital ma przestać być szpitalem, na razie jednak nikt nie chce o tym słuchać. Może i słusznie. Budowa szpitala powiatowego w Wołominie ma ruszyć dopiero w 1968 r., a nic się chyba tak nie wlecze, jak inwestycje służby zdrowia.
Na przeciwległym krańcu placu, ściśnięta w małym dzierżawionym budyneczku — przychodnia rejonowa. Może nie wydawałaby się aż tak mikroskopijna, gdyby nie sąsiedztwo kościoła, który góruje nad placem. Jest okazalszy od szkoły, i od poczty, i od posterunku MO, i od nowej agronomówki, i od remizy z wieżyczką.
Wieś kościelna Jadów już w XV wieku był wsią parafialną, a prawa miejskie otrzymał w 1823 r. Niedługo się nimi zresztą cieszył, w 1853 r. już je utracił. O Jadowie Jego mieszkańcy mówią: kiedyś to tu było miasto, potem osada, a teraz wieś. Chciano przekształcić Jadów w osiedle, ale ta możliwość odpadła, nie będzie już osiedli, osiedla zmienią się teraz w miasta. Więc Jadów pozostanie wsią, bo gdzie mu tam do miasta. Z tymi niespełna dwoma tysiącami mieszkańców? i czterokilometrową odległością od kolei?
We wsi Jadów przeważają robotnicy i inteligencja pracująca. Większość z nich dojeżdża do pracy (z dalszych wsi również). PKSem do Urli, a stamtąd pociągiem do Ostrówka, do huty szkła w Tłuszczu, do Wołomina i Warszawy. Jeżdżą od 4 rano. Jadów pustoszeje. Dopiero koło godziny 15—16 autobusy zaczynają wyrzucać na placu Dreszera gromady wracających. Chyba, że są zaspy. Wtedy autobus nie chodzi.
Wzmianka w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej informuje, że Jadów stanowił „własność rodziny Zamoyskich, którzy w XVIII-XIX w. zbudowali tu zakłady sukiennicze, papiernię i tkalnię bawełnianą: proces uprzemysłowienia J. nie osiągnął większych rozmiarów i zakończył się po 1831…”. Po 136 latach wszelki ślad po uprzemysłowieniu i przemyśle zaginął. Produkcję reprezentuje wytwórnia wód gazowych i rozlewnia piwa, prowadzona przez największą tutejszą instytucję — GS. Perspektywy? Prezydium GRN ich nie widzi. Nawet warszawska deglomeracja nie pomoże, bo każdy zakład pracy szuka dostępu do kolei, a Jadów go niema. Najbliższa stacja wyładunkowa mieści się w Łochowie, ok. 10 km od Jadowa. Nowe zakłady pracy powstają w Radzyminie, Tłuszczu, Wołominie. W Jadowie nie powstanie żaden.
— Jadów jeszcze tylko targi ratują — mówi Krystyna Wierzba, sekretarz prezydium.
Zgodnie z tradycją co środę ściągają ludzi z całej okolicy. Handluje się na nich wszystkim, ostatnio nawet używanymi meblami. Raz na kwartał odbywają się jarmarki. Targi ożywiają Jadów, wnoszą do niego ruch i rozgwar, a także pieniądze. Z opłat placowych wpływa ponad 200 tys. zł rocznie. To największy dochód własny GRN.
180 tys. zł w studni i palmy
Na przemysł nie ma co liczyć. Pracy na miejscu dla wszystkich nie starczy. Ludzie będą więc nadal jeździć do miasta i wracać do Jadowa-sypialni. Będą do niego przywozić wzory miejskiego życia, rosnące potrzeby i wymagania. Czy Jadów sprosta tym wymaganiom, potrafi zaspokoić potrzeby? O tym mówi się w prezydium skomplikowanym językiem powieści współczesnej: w czasie przyszłym i w trybie warunkowym. Jeśli spółdzielnia budowy domków jednorodzinnych ze Słonecznej rzeczywiście wiosną rozpocznie roboty, za 2—3 lata poprawi się sytuacja mieszkaniowa. Obecnie jest trudna, np. z 6 pracujących w Jadowie lekarzy, tylko jedna lekarka mieszka na miejscu. W PGR, którym kieruje jej ojciec, ma powstać 26 domków, po 150 tys. zł każdy. Jeśli w tzw. ramach czynów społecznych uda się zebrać połowę funduszów na budowę ośrodka zdrowia, będzie szansa wyprowadzenia wreszcie przychodni i apteki z dzierżawionych dotychczas, bardzo kiepskich budynków. I ludzie przestaną zazdrościć zwierzakom, które już mają do dyspozycji nową, ładną lecznicę.
Jeśli starczy inicjatywy i pieniędzy (miejscowych i państwowych), Jadów będzie miał wodociąg. Na razie ma kilka studni. Z tego 3 publiczne. Odwiert czwartej zakończono w maju 1966 r. i prędko go zamknięto. Ludzie zastanawiają się, kto i gdzie — w powiecie czy województwie — wpadł na pomysł utopienia w studni przeszło 180 tys. zł (tyle kosztował odwiert). Wiedzą, że na hydrofornię nie ma pieniędzy i co najmniej do 1970 r. ich nie będzie. Gdyby chociaż zrobić prowizoryczne ujęcie studni, byłby z niej przynajmniej jakiś pożytek. Widok zamrożonych na kilka lat 180 tys. zł denerwuje zwłaszcza w Jadowie, gdzie pieniędzy ciągle na coś brak i gdzie odległość od stolicy powiatu odczuwa się bardzo dotkliwie: — bo my jesteśmy daleko od Wołomina. 38 km szosą. Na samej granicy. Taki ogon powiatu.
Na najistotniejsze sprawy — zatrudnienie, budownictwo mieszkaniowe, komunikację, urządzenia komunalne i socjalne — miejscowa władza ma stosunkowo najmniejszy wpływ. Za sukces poczytuje się odnowienie lokalu Prezydium i założenie w nim centralnego ogrzewania. No i Urząd Stanu Cywilnego wygląda wreszcie tak, jak powinien: dywan, palmy, wyściełane fotele, patefon. W zeszłym roku zawarto w nim 50 ślubów. Zgłoszono też 470 urodzeń i 78 zgonów.
13 szkół
W Jadowie, w którym tylu rzeczy brak, a na tyle innych przyjdzie długo poczekać, jest przecież coś, co go wyróżnia spośród wielu podobnych mu miejscowości. Jadów jest stosunkowo bogaty w lekarzy. Ten ogon powiatu ma szpital i przychodnię rejonową. Właśnie obecność kilku lekarzy umożliwiła podział pracy i powierzenie jednemu z nich wyłącznie opieki nad okolicznymi szkołami. Co więcej, nie lekarzowi przypadkowemu, lecz jednemu z nielicznych w województwie specjaliście higieny szkolnej. W dodatku związanemu z Jadowem od 20 lat. Dr Halina Gębicka zna tu niemal wszystkich. Czuje się potrzebna. Właśnie na wsi, gdzie małych dzieci przez całą zimę nie wypuszcza się z zamkniętej na cztery spusty chałupy, gdzie przychodzące do szkoły siedmiolatki prezentują klasyczne zmiany pokrzywicze (świadectwo błędów w chowaniu niemowląt), gdzie do lekarza jedzie się dopiero wtedy, kiedy dziecko jest już “naprawdę” chore. Skoro więc dzieci nie przyjeżdżają do lekarza, lekarz jeździ do dzieci.
Ma ich pod bezpośrednią opieką 2400, a w opiece konsultacyjnej jeszcze ok. 1000 z rejonu sąsiedniego ośrodka zdrowia. W 13 szkołach, rozrzuconych w promieniu 7—8 km. Niby niedaleko, ale drogi parszywe. Dr Gębicka tłucze się po nich 2 dni w tygodniu własną “Warszawą” i z własnym mężem (również lekarzem) jako kierowcą.
Stare i nowe
Szkoły są różne. Tylko 2 ośmiolatki w Kukawkach i Sulejowie mieszczą się w nowych budynkach, a szkoła w Urlach w starym z nową dobudówką. Reszta w bardzo złych warunkach. W niektórych jest tak ciemno, że o badaniu wzroku nie ma mowy. W innych ciasnota uniemożliwia lekarzowi pracę. Taka np. 4-klasowa szkółka w Wymysłach gnieździ się w jednej izbie ponurej chałupy. Gdzie i jak badać?
Od września jest już gdzie. Trzeba było dużej fantazji i uporu, żeby wywojować ten niewielki lokal, zdobyć pieniądze na jego remont i niezbędne wyposażenie. Dr Gębickiej i uporu, i fantazji starczyło. Dziś dzieci z małych, starych szkół, w których zupełnie nie ma warunków do przeprowadzenia okresowych badań, ściąga się do poradni. I właśnie ta poradnia, na tle sennego trochę i jakby przygaszonego Jadowa, wydała mi się czymś rzeczywiście optymistycznym. Dzięki poradni ponad 3 tys. dzieci wiejskich co najmniej raz w roku ogląda lekarz! Słabsze w razie potrzeby oddaje w ręce specjalistów.
— Jak pani doktor zaczęła u nas pracować — mówią nauczycielki jadowskiej szkoły, w której mieści się poradnia — od razu mnóstwo dzieci dostało okulary. Z początku nie chciały ich nosić, wstydziły się. Pewnie. Jak Jadów Jadowem, nigdy nie było w nim okulisty. Po raz pierwszy w jego historii okulistę ściągnęła dr Gębicka.
Rewolucja
Każdy, komu dr Gębicka wspomniała o projekcie stworzenia poradni pytał: ale skąd pani weźmie na to pieniądze! Patrona wybrała bezbłędnie — GS. Zarząd GS (w osobach prezesa Ziółkowskiego i wiceprezesa Hawryluka) jest komitetem opiekuńczym jadowskiej szkoły, w której znalazło się dla poradni miejsce. To raz. Po drugie GS jest potęgą gospodarczą. Na skalę Jadowa. Obraca milionami (w ub. r. 76 mln zł), inwestuje, daje pracę. Zasięgiem swego działania obejmuje 3 gromadzkie rady narodowe: Jadów, Sulejów i Urle, teren pokrywający się z rejonem poradni. Ma 1800 członków. Prowadzi masarnię w Urlach, wytwórnię wód gazowych i rozlewnię piwa w Jadowie, betoniarnię w Zawiszynie (w tych 3 zakładach produkcyjnych zatrudnia 16 osób). Trzyma w swoich rękach cały handel, żywienie zbiorowe, skup, kontraktacje, usługi. Wybudowała magazyny w Jadowie, ma wybudować jeszcze jeden i piekarnię mechaniczną. No, i pawilony na placu Dreszera, którego śliczny plan zagospodarowania leży gotowy w prezydium.
Dzięki pomocy GS i uporowi lekarza w „ogonie powiatu” powstało coś, co pasuje ten ogon na czołówkę. Przesada? A czy kto kiedy dawniej widział wiejskie dzieci u kardiologa? Albo u psychiatry? Zabierał je do domów wczasów dziecięcych, albo na kolonie zdrowotne? Czy kto na wsi leczył takie „głupstwa”, jak wady wymowy? W opiece nad dzieckiem wiejskim to prawie rewolucja. No, powiedzmy, zwiastuny rewolucji. Nawet dojazd do Jadowa jest problemem, co dopiero do Wołomina czy Warszawy. Z 50 dzieci z wadami wymowy, na ćwiczenia do poradni w Domu Chłopa jeździ 6. Więc dr Gębicka uważa, że zorganizowanie punktu logopedycznego na miejscu w Jadowie jest niezbędne. I małego laboratorium, w którym można by robić badania podstawowe i z byle morfologią czy analizą moczu nie wysyłać małych pacjentów do miasta. I jeszcze przydało by się bardzo, żeby choć raz na kiedyś przyjechał do Jadowa psychiatra, może na zmianę z psychologiem.
Myślę, że przyjadą, że przyciągnie ich ta poradnia w Jadowie, który kiedyś był miastem, potem osadą, a teraz jest wsią.
Joanna Horodecka
Życie Radomskie
17 lutego 1967
nr 41
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours