Prot Lelewel — Przeniesienie zwłok z dworu w Woli Cygowskiej 

Za chwilę już ani jednego nie stanie — starzy ludzie jeden po drugim kładą się do mogiły, a za nimi żywo świadectwa wielkich dziejów idą do archiwów i muzeów. Przed dwoma coś laty trumnie weterana towarzyszyło na Powązki siedmiu jego kolegów staruszków, w roku zeszłym przy innej znalazło się tylko czterech, a w tym roku na pogrzeb ś. p. Prota Lelewela, jednego z najczcigodniejszych żołnierzy obywateli, nie przybył ani jeden — bo już dla tych, co na skrzydłach młodości przebiegali wszerz i wzdłuż całą Europę i inne kawały świata, podróż kilkomilowa byłaby marszem termopilskim.

Tylko modlitwa dawnych kolegów towarzyszyła zwłokom ś. p. Ignacego Wiśniewskiego b. oficera b. w. p., zmarłego w Konińskiem; zwłokom ś. p. Ludwika Grzelaka b. wachmistrza ułanów ks. Józefa Poniatowskiego, zmarłego w domu swych opiekunów i przyjaciół, dziedziców Koćmierza wołyńskiego, marszałkowstwa Z.; ś. p. Romana Grzybowskiego b. oficera b. w. p., zmarłego w Kaliskiem; ś. p. Adama Skarbek Malczewskiego b. pułkownika b. w. p., który przed kilku laty wróciwszy do kraju, otrzymał to czego pragnął — umarł na ojczystej grzędzie, i zwłokom kilku innych, których nazwiska i stopnie dzienniki nasze z usprawiedliwionym pietyzmem zapisują. Trumnę ś. p. Prota Lelewela otoczyli koledzy innej broni: rolnicy szlachta i wieśniacy, którzy dla swego sąsiada i byłego p ana żywili cześć i miłość, ja k a zwykle łączy żołnierzy z ich wodzem.

Kto chciał poznać typ doskonały, nienaruszony żołnierza z czasów Napoleońskich, ten zbliżał się do ś. p. Prota Lelewela i w nim jednym widział całą generacyą rycerzy, którym ani rubaszność obozowa, ani poniewierka wojenna, ani zwycięztwa, ani niewola nie odjęły rycerskiej szlachetności, nie starły z czoła skromności, nie zaczerniły honoru. Ś. p. Prot, o którego urzędach obywatelskich już wspomnieliśmy na innem miejscu w „Biesiadzie”, do ostatniej chwili życia swego był żołnierzem-panienką, co po pieszczotach z orężem, dalej z piórem, a w końcu z pługiem, zakochał się w kwiatach, w poezyi, muzyce i pożółkłych listkach pamiątek.

Pod wiejskim dachem Lelewela gromadziło się muzeum starych ksiąg, map, rękopismów brata jego, Joachima; na każdym stole, na starym fortepianie co zamilkł po zgonie żony gospodarza, w każdym kącie, bo nawet w byłej kolebce dziecinnej spoczywały cenne materyały dziejowe, a na dębowym stole w kancelaryi ś. p. Prota karty pamiętnika, przez starca własnoręcznie zapisywane… Pod strzechą mieszkała cicha, posiwiała, z połamanemi skrzydłami przeszłość — za to w ogrodzie co dwór otaczał kipiało życie, rosły najpiękniejsze kwiaty, zieleniły się młode szczepy, śpiewała młodość na tysiące lat obliczająca prace swoje. Do ostatniej chwili weteran 90-cio letni spisywał pamiętniki i pielęgnował kwiaty; wspomnienia pełne chwały i balsamy niw duszę jego zaniosły w światy nieznane — a, jak on utrzymywał, nie piękniejsze od naszej ziem i ojczystej.

Przyjaciel i częsty gość ś. p. Prota, nasz zacny kolega W. Korotyński, najpiękniej odmalował dworek weterana i jego postać; odmalował go tak wiernie, tak żywo, jakby nie piórem a pędzlem wodził po papierze. Powtarzamy słowa pomieszczone przy portrecie w „Tygodniku Illustrowanym ”:

„Za dawnych czasów, w mundurze i przy szablicy, umiał pan Lelewel trzy dni i trzy noce przetańczyć bez wytchnienia, a co gorsza, bez urlopu, i rumienić się jak wiśnia przed uśmiechniętym pułkownikiem przy odczytywaniu na głos raportu „po służbie”, że był chory i dlatego tylko zaniedbał ćwiczeń. Odbłysk ten niezamąconej czystości duszy, nie jednokrotnie przez nas widziany na obliczu starych żołnierzy napoleońskich, towarzyszył Lelewelowi aż do trumny. Ani uciążliwe troski gospodarskie, spowodowane przesileniem ekonomicznem, kiedy wiek sędziwy już nie pozwalał doświadczać dróg nowych, ani żarliwość nieustanna około ocalenia i przekazania prac kilku pokoleń Lelewelów, ani najdotkliwsze cierpienia fizyczne ostatnich lat kilku życia pana Prota, nie miały dosyć potęgi, by zetrzeć z jego twarzy owę nieśmiertelną pogodę. Widziano po nim ciężką pracę skupienia myśli, kiedy spisywał swe wielotomowe pamiętniki, lub gotował do druku pozostałości po bracie; widziano jeszcze cięższą, kiedy z młodzieńczem zajęciem, a zupełnie praw ie zagasłym wzrokiem, czytał przy pomocy lupy cokolwiek się rozgłośniejszego pojawiło w literaturze; widziano prawdziwe tortury, kiedy duch w całej pełni życia i zapału łamał się z ciałem, odmawiającem do reszty posłuszeństwa. A le to wszystko było tylko przemijającym obłokiem na wiekuistym lazurze tego szlachetnego oblicza, nawet na chwilę przed zgonem; takiem też pogodnem, szlachetnem, przyjacielskiem, serdecznem pozostanie to oblicze w pamięci wszystkich, którzy znali pana Pr ta, i takiem przejść powinno do potom ności.”

Prot Lelewel – wyprowadzenie zwłok ze starego dworu w Woli Cygowskiej

Gdyby tylko taki żal spadał na trumnę weteranów, byłoby nam smutno, ciężko przez chwilę ale w końcu trzeba by się było zgodzić z przeznaczeniom i dalej siać na roli, przez nich podoranej; ale o trumnę starca odbił się echem wyrzut uczyniony naszym możnym, którzy weteranowi nie chcieli przedłużyć życia, choć uczynić to łatwo mogli. Pisarz gorąco czujący, a śmiało wypowiadający swe żale, obciążył sumienie jakiegoś magnata, do którego pan Prot, przyciśnięty niepowodzeniem gospodarskiem, udał się z propozycyą kupienia biblioteki i rękopismów, za cenę marną, bo coś około tysiąca rubli. M agnat tłumaczył się ciężkiemi czasami i niepewnością chwili, która zbieraniu pamiątek nie sprzyja. Prot Lelewel, złamany tą odmową, już nie miał odwagi udać się do kogo innego, nie wiedział jak i u kogo szukać pożyczki, zresztą bał się wszelkich interesów pieniężnych. I strapienie o potrzeby gospodarskie podkopało zdrowie tego silnie zbudowanego człowieka: najprzód pochyliły się plecy, potem opadła głowa — naciśnięta kłopotami bez wyjścia.

„Czy to prawda coście napisali w „Tygodniku Powszechnym” o odmowie owego m agnata?” zapytałem Korotyńskiego. — „Prawda co do słowa, znam go — nic nie zmyśliłem!” odpowiedział kolega oburzony, żywo czujący krzywdę wyrządzoną Lelewelowi. Więc uwierzyć trzeba, że u nas są magnaci herbowi, dla których chwila obecna nie sprzyja gromadzeniu pamiątek ojczystych!

Z pewnością sąsiedzi Lelewela dopomogli by mu, ale starzec nie chciał od nikogo pomocy, nie będąc pewnym czy się z niej wypłaci na termin; proponowanie zaś kupna pamiątek ludziom, którzy na takie szlachetne zbytki nie mają, uważał za żart lub nadużycie. I tak gasł powoli trawiony robakiem zawodu; słońcem dla niego była miłość i cześć sąsiadów, którzy szczycili się patryarchą swoim; jak za życia nawiedzali dwór pana Prota aby ucieszyć serce, tak samo na pogrzeb zgromadzili się wszyscy i na barkach ponieśli czcigodne zwłoki. Nie grzmiały salwy nad grobem b. żołnierza, zastąpiły je westchnienia z tysiąca piersi szlachetnych, umiejących kochać co nam przeszłość zostawiła najlepszego.

Biesiada Literacka
pismo literacko-polityczne illustrowane
1884, t.17, nr 21 (23 maja) = nr 438

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.