Mieszkańcy Starego Grabia darzyli ją szacunkiem i sympatią. Uczniowie cenili za umiejętność przekazywania wiedzy i cierpliwość. Toteż, w 1999 roku, w 21 rocznicę Jej śmierci Rada Sołecka pod przewodnictwem sołtys Heleny Maguzy, przy wsparciu mieszkańców, społeczności uczniowskiej i Rady Pedagogicznej szkoły na czele z dyrektorką Hanną Śniadałą, wystąpiła z wnioskiem do Rady Miejskiej w Wołominie o uhonorowanie pracy „Swojej Pani” i nadanie wiejskiej ulicy nazwy: Marii Magdaleny Cichorackiej.
Jest to ok. 200 metrowa ulica biegnąca przez wieś, przy której znajduje się Szkoła Podstawowa im. Fryderyka Chopina, czerwona, pocztowa skrzynka na listy, strażnica Ochotniczej Straży Pożarnej, sklep spożywczo – przemysłowy i gospodarstwa z zadbanymi ogródkami, a także z wybiegami dla koni. Ot, polska, wiejska uliczka, ale z imieniem dobrej, zasłużonej dla tej okolicy osoby, o której warto pamiętać.
Dziś szkoła przy ulicy Marii Magdaleny Cichorackiej 25 nosi imię zacnego Polaka – Fryderyka Chopina i zapewne to on jest bliższy obecnemu pokoleniu uczniów. Ale również warto pamiętać kim była patronka tej uliczki, o której więcej wiedzą zapewne starsi mieszkańcy i jej uczniowie.
Warszawianka, która pokochała polską wieś
Maria Magdalena urodziła się 29 marca 1900 roku w Warszawie w rodzinie warszawskiego restauratora – Andrzeja Kmiecińskiego i jego małżonki Salomei z Klaczyńskich. Była najstarszą ze swojego rodzeństwa. Opiekowała się Jasią, Joasią i Stefanem, szczególnie w okresie, gdy ojciec zachorował na płuca. Lekarze zalecili choremu zmianę klimatu, toteż wszyscy opuścili Warszawę i zamieszkali na wsi, w Ugoszczu w powiecie rypińskim, nad jeziorem Ugoskim. Śmierć ojca w 1920 roku była wielkim ciosem dla rodziny. Maria, dla najbliższych Marylka, miała wówczas 20 lat, plany i marzenia. A jednym z nich była kontynuacja nauki na studiach wyższych, na Akademii Medycznej, niestety musiała zająć się domem…
Nauka
W 1912 roku została przyjęta do pierwszej klasy 7. klasowej Szkoły Żeńskiej Wiktorii Jędryczkowskiej w Warszawie przy ulicy Elektoralnej, „uczęszczała do niej przez sześć lat, w roku 1918 ukończyła całkowity kurs nauk i złożyła egzamin ostateczny”. Ten „całkowity kurs nauk” obejmował religię, języki: polski, łaciński, niemiecki, francuski; historię Polski, historię powszechną, pedagogikę z psychologią, arytmetykę, algebrę, geometrię, trygonometrię, fizykę, kosmografię, botanikę, zoologię, geologię, chemię, higienę z anatomią, geografię Polski, geografię powszechną, kaligrafię, rysunki, roboty, gimnastykę, biologię, z których otrzymała oceny dobre i celujące (5). Przełożona szkoły Wiktoria Jędryczkowska i członkowie Rady Pedagogicznej m.in. dr
Teofil Kowalski, Al. Kochański, dr H. Czarkowski, A. Jankowski, St. Gremblicki, J. Paprocka, N. Granzow, J. Chabalewski, St. Bogdanowicz wydali Marii Kmiecińskiej świadectwo oraz Dyplom – Pochwałę w nagrodę za postępy w nauce i wzorowe sprawowanie.
Praca
W 1918 roku, bezpośrednio po ukończeniu gimnazjum rozpoczęła pracę w 2. klasowej Szkole Powszechnej w Ugoszczu i wstąpiła do Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych. Była jedyną żywicielką pięcioosobowej rodziny (matka, rodzeństwo i ona). Po latach m.in. szczyciła się, że Janka i Stefan zostali nauczycielami a Joasia zakonnicą. Przyszłego męża – Alfreda Cichorackiego poznała w Ugoszczu, szła wtedy z młodzieżą, a on wracał do domu z Wymyślna, ze szkoły, w której uczył. Skrzypce niósł w futerale, z którego wyjął smyczek i zaczął go używać jako batuty dyrygenckiej, czym wzbudził zainteresowanie przechodniów, a szczególnie nauczycielki – panny Marii Magdaleny. Było to pierwsze, szczęśliwe spotkanie, które miało swoją dalszą historię… (Potem często koncertował wspólnie z jej bratem Stefanem, który także grał na skrzypcach). Z uwagi na domowe obowiązki, Maria początkowo wzbraniała się przed bliższą znajomością, ale Alfred obiecał jej wszelką pomoc. Miał wprawę, był najstarszym ze swojego sześcioosobowego rodzeństwa. Już wówczas pomagał w wykształceniu i zdobyciu zawodu przez Kazię, Tadeusza, Klimka, Romka, Halinę i Jasia. Jednak pierwsza pomoc była dla niej miłym zaskoczeniem. 31 maja 1924 roku Maria otrzymała list następującej treści…
„Szanowna Pani! Bardzo przepraszam Panią za nową śmiałość. Otóż, ponieważ słyszałem o lekcji z przyrody, którą Pani musi przeprowadzić, więc postanowiłem konspekt z tejże lekcji opracować. Proszę nie myśleć, że przez to chcę Panią zobowiązać, albo poniżyć – nie! Opracowałem go, gdyż wiedziałem o zupełnym prawie braku podręczników, źródeł, z których mogłaby Pani czerpać materjał do lekcji – gdy tymczasem u nas, w bibliotece bez trudu da się znaleźć odpowiedni materjał. Konspekt opracowany jest według nowoczesnych wymagań. Proszę, więc bardzo Panią o zrobienie mi przyjemności przyjęcia elaboratu. Będę Pani za to bardzo wdzięczny. Przecież to Pani uwłaczać nie powinno. Z wysokim szacunkiem Alfred Cichoracki”.
Elaborat przez pannę Marię został przyjęty, a wysoka kultura w sposobie bycia kawalera, jego urok osobisty, opiekuńczość i to, co zwie się miłością, spowodowało zaręczyny. W rok później tj. w 1925 w kościółku parafialnym we wsi Żałe Maria Magdalena i Alfred stanęli na ślubnym kobiercu. Rozpoczął się w ich życiu nowy, szczęśliwy etap, mimo że nie było łatwo, opieka nad jej rodzeństwem, jego rodzeństwem i ich nauczycielskie pensje nie wystarczały na wszelkie wydatki. Maria, po złożeniu przysięgi służbowej stała się nauczycielką publicznych szkół powszechnych. Natomiast Alfred „dwoił się i troił”: był kierownikiem 2 – klasowej Szkoły Powszechnej w Ugoszczu, założył pasiekę, stadninę koni, w 1937 roku wydzierżawił 2,5 morga ziemi na 30 lat tj. do 3 września 1968 roku, nawet pisał wiersze do „Rycerza Niepokalanej”, by podołać obowiązkom głowy rodziny, wszak jego panie: żona i dwie córeczki Ada i Ola także potrzebowały pomocy.
„Dom Kaźni”
Cichoraccy nie przypuszczali, że rok 1939 przyniesie tragiczne zmiany w ich życiu. Nie zdążyli się sobą nacieszyć, nie zdążyli nacieszyć się dziewczynkami, które były jeszcze małe, Ada miała dwa latka, a Ola osiem. Dziś 74 – letnia pani Alfreda – Ada wspomina: „Już we wrześniu 1939 na Rypin spadły bomby, ale najgorsze wydarzyło się później, gdy setki mieszkańców miasta i powiatu poddano akcji eksterminacyjnej. Gestapowcy jeździli po Ugoszczu karetą i wyłapywali nauczycieli, wskazanych w większości przez Nikolaia i pozostałych członków Selbstschutzu. Michał Cezak, inspektor szkolny w Rypinie, został zmuszony na początku października 1939 roku do przekazania swoich obowiązków niemieckiemu inspektorowi Woywodowi. Polskich nauczycieli wydalono z zajmowanych przez nich dotychczas mieszkań służbowych, łudząc ich jednak, że będą mogli zachować pracę. 21 października pedagodzy zostali wezwani do budynku rypińskiego starostwa celem udziału w konferencji oświatowej, związanej jakoby z przygotowaniami do rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Rzekoma konferencja okazała się w rzeczywistości pułapką, gdyż kilkudziesięciu przybyłych nauczycieli zostało natychmiast uwięzionych przez Niemców.
Pomimo ostrzeżeń, Alfred stwierdził, że nic złego nikomu nie zrobił i nie ma powodu do obawy o swoje życie. Jednak on także ze swoją żoną znalazł się w „Domu Kaźni”, który stał się miejscem męczeńskiej śmierci nauczycieli, księży, urzędników, ziemian i Żydów. Widział sceny mrożące krew w żyłach, bezwzględnych oprawców i ich pomocników. Nauczył się odróżniać rodzaje bicia, kilka razów było karą doraźną, a bicie ciągłe, bez liczby, było karą śmierci. Przeżywał również fakt aresztowania żony – Marii i jej uwięzienia. Postanowił ją ratować, ukląkł więc przed Selbstschutzem i prosił o jej uwolnienie. W odpowiedzi został pobity kolbą karabinu do utraty przytomności. Temu zdarzeniu przyglądał się gestapowiec, wcześniej biedny mieszkaniec Ugoszcza, którego Maria Cichoracka nieraz wspierała drobnymi kwotami. Jego jedyne zdanie: „Jedno z Cichorackich musi być wolne” było przepustką do wolności Marii. Los jej męża pozostał w rękach oprawców”.
W niedługim czasie, wójt gminy Żałe – p. Wojciechowski wydał Marii Cichorackiej zaświadczenie „dla przedłożenia władzom, że prawdopodobnie jej mąż – Alfred został zamordowany, gdyż do chwili obecnej nie wrócił”. Mimo to czekała. Czekała z nadzieją, że zapuka, wejdzie… niestety, otrzymała wiadomość o Jego egzekucji, która odbyła się 2 listopada 1939 roku. Do dziś nie jest znane miejsce pochówku Alfreda Cichorackiego, przypuszcza się, że ciało zostało pochowane we wspólnym grobie w Skrwilnie.
Jej drugie życie…
Maria darowane życie postanowiła wypełnić nową treścią. Z córkami i swoją matką, przy pomocy szwagra, przyjechała do Pruszkowa, do siostry Janki, która szukała dla niej pracy. Niestety, Janka zmarła, a Maria z rodziną i z nominacją na stanowisko nauczycielki Szkoły Powszechnej w Poświętnem (w powiecie radzymińskim) przyjechała do nieznanej okolicy. Spotkała tu ludzi życzliwych, jednym z nich był kierownik Bolesław Badaczewski (ur. 1914 r.), który także przybył z Pomorza, także przeżył piekło i dramat czasu wojny. To on zorganizował tajny komplet klasy pierwszej, drugiej, potem trzeciej i pomagał w zorganizowaniu żywności.
W czasie II wojny światowej w szkole stacjonowały wojska niemieckie, które wycofując się zniszczyły budynek, akta szkolne i pomoce naukowe. Mimo okupacji nauka trwała dalej, w prywatnych domach działały tajne komplety w zakresie szkoły powszechnej, komplety gimnazjalne (I i II klasa) oraz przysposobienie rolnicze. Dzięki temu, Maria mogła zarobić na utrzymanie rodziny. Zapłatą przeważnie były płody rolne, mleko i jajka. Te datki i życzliwość ludzka pozwoliła jej przeżyć trudny czas.
Jan Gabryl wspominał: „W Szkole Powszechnej w Poświętnem, w okresie okupacji pracowało pięciu nauczycieli. Kierowniczką szkoły była kol. Maria Lech, która w kampanii wrześniowej straciła męża, przedwojennego kierownika i budowniczego szkoły. Statystycznie kadra nauczycielska przedstawiała się następująco: Maria Lech (ur. 1905 r.), Maria Cichoracka (ur. 1900 r.), Sabina Badaczewska (ur. 1908 r.), Bolesław Badaczewski (ur. 1914 r.) i Stefan Kmieciński (ur. 1914 r.). Wszyscy byli zatrudnieni w jawnym i tajnym nauczaniu. Najwięcej czasu i poświęcenia w tajne nauczanie włożyła Maria Cichoracka”.
Ponieważ Józef Czerniakowski, organizator Tajnej Organizacji Nauczycielskiej (TON) na terenie powiatu wołomińskiego, były dyrektor gimnazjum w Wołominie zmarł, Maria nie zdążyła odebrać zaświadczenia poświadczającego jej pracę w tajnym nauczaniu. Fakt ten poświadczały nauczycielki Maria Lech i Sabina Badaczewska oraz uczniowie. Jednym z nich był późniejszy dyrektor Technikum Szklarskiego w Wołominie – mgr Ryszard Ludwiniak oraz jego bracia: Henryk, Jan, Stanisław i Roman. Ich ojciec z zawodu był kołodziejem, dawniej zwany również stelmachem (z niem. Stellmacher). Raz, z litego drewna wytoczył na tokarni (napędzanej siłą mięśni nóg) globus, na którym Stefan Kmieciński naniósł lądy, oceany i korzystając z tej pomocy naukowej uczył geografii. Dzieci Ludwiniaków po wyzwoleniu kontynuowały naukę: Henryk uczył się krawiectwa w Wołominie i został mistrzem w tym fachu; Jan – kontynuował naukę w Wołominie i w Warszawie, został dyplomowanym płk Wojska Polskiego, magistrem ekonomii; Stanisław – został mistrzem cholewkarstwa, a Roman kontynuował naukę w Wołominie, Sopocie, Leningradzie i został komandorem Marynarki Wojennej, magistrem inżynierem – radiowcem.
Inni uczniowie tajnych kompletów jak np. Stanisław Wojdyna został działaczem i prezesem Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego w Wołominie; Stefan Wojdyna, kontynuował naukę w Liceum Pedagogicznym w Radzyminie i został nauczycielem oraz Janusz Ludwiniak, także absolwent Liceum Pedagogicznego w Radzyminie, został dyrektorem szkół w Krubkach i Ręczajach.
Marię Cichoracką z Poświętnego przeniesiono do szkoły w Kolnie, powiat wołomiński. W Kolnie, jak mówiła spotkała „inteligentną młodzież”, z którą organizowała nawet sztuki teatralne. Np. „Grube ryby” Michała Bałuckiego, gdzie młodzi odgrywali perypetie miłosne Wistowskiego i Pagatowicza, starych kawalerów tytułowych „Grubych ryb”, którym wydawało się, że są świetnymi partiami do małżeństwa i wszystkie panny tylko czyhają na to, by ich usidlić. Natomiast z młodszymi dziećmi z okazji Świąt Bożego Narodzenia wystawiała jasełka, uczyła ich wierszy i tańców ludowych. Wówczas całe jej mieszkanie zapełniało się różnokolorową krepiną, z której tworzyła suknie, korony, gwiazdki itp. Kolno nazywała „dobrym zaściankiem”, o którym często z radością wspominała.
Jednak w trosce o dalsze kształcenie córki Ady (Ola mieszkała już na stancji w Wołominie i pracowała w Hucie Szkła, w rachubie) w 1952 roku, na własną prośbę została przeniesiona do Starego Grabia. Stąd Ada codziennie chodziła do stacji kolejowej w Zagościńcu i pociągiem dojeżdżała do Wołomina, do Szkoły Podstawowej nr 2, gdzie ukończyła klasę siódmą. Maria Cichoracka pełniła funkcję kierowniczki szkoły do czasu przejścia na emeryturę, tj. do 5 września 1964 roku (do 1987 r. był to Punkt Filialny Szkoły Podstawowej w Duczkach mieszczący się w Starym Grabiu, w którym nauki pobierali uczniowie klas I-III, natomiast starsze uczęszczały do szkoły w Duczkach).
W dalszym ciągu, w szkole zajmowała mały pokój z kuchnią, na zdrowie nie narzekała, tylko od czasu do czasu dokuczał jej ból nogi „po wypadku”, do którego doszło feralnego dnia, gdy szła do kościoła, była zamyślona, nie zauważyła nadjeżdżającego wozu konnego, którym kierował pijany woźnica i potrącił ją. W szpitalu na Solcu w Warszawie przeżyła operację głowy i nogi. Opiekujący się nią lekarz stwierdził, że „ma serce jak dzwon, a skórę jak rzemień”. Rany zagoiły się i po krótkiej rekonwalescencji wróciła do pracy. W Grabiu uczyła do 1973 roku.
Ze względu na chorobę nie była w Ugoszczu na uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej ku czci jej męża, byłego kierownika i nauczyciela Alfreda Cichorackiego. Tablicę ufundował Komitet Rodzicielski szkoły „w celu złożenia hołdu bohaterowi, który został zamordowany przez hitlerowskiego okupanta”. Za pracę na rzecz dzieci i młodzieży otrzymywała pochwały i nagrody, pierwszym Medalem XX – lecia za Długoletnią Służbę, tym z 1938 roku cieszyła się najbardziej; została odznaczona także Medalem za Długoletnią Służbę (5.05.1958) i Brązowym Krzyżem Zasługi, Dyplomem uznania XXV – lecia PRL (1969) oraz Złotą Odznaką ZNP (24.06.1974).
Maria Magdalena Cichoracka, ta, która swoim życiem i swoją pracą zasłużyła na dobrą pamięć zmarła 2 lutego 1978 roku. Pochowana została na cmentarzu parafialnym w Poświętnem (wejście główne, pierwsza kwatera – po prawej stronie). Po 21 latach od jej śmierci Rada Miejska w Wołominie Uchwałą Nr IV-103/99 z dnia 29 kwietnia 1999 r. w sprawie nadania nazwy ulicy we wsi Stare Grabie podjęła decyzję (na podstawie art.18 ust.2 pkt.13 ustawy z dnia 8 marca 1999 r. o samorządzie gminnym tj. Dz. U. z 1996 r. Nr 13 poz. 74 z późniejszymi zmianami) dotyczącą uchwalenia „Ulicy stanowiącej działkę nr ew. 90/1, biegnącej od drogi przez wieś Stare Grabie do szosy Wołomin – Tłuszcz, nadającą jej nazwę „Marii Magdaleny Cichorackiej”.
Dziękuję pani Alfredzie Dobrzyńskiej – córce Marii Magdaleny Cichorackiej za udostępnienie dokumentów i zdjęć, które umożliwiły przybliżenie państwu historii życia nauczycielki – tej, która ma swoją ulicę.
Tygodnik Wieści Podwarszawskie
nr 12-14/2012
Moja rodzina bardzo dużo zawdzięcza śp. Marii Magdaleny Cichorackiej. Gdyby nie ona nie było by mojej rodziny.
Czy to ma związek z wątkiem, który opisałem poniżej?
Znałem ją osobiście, uczyła mnie w tej ostatniej szkole, gdzie mieszkała ze swoją wnuczką (chyba Blanka), którą z jakiegoś powodu sama wychowywała. Widziałem też ten nieszczęśliwy wypadek, który wydarzył się na skrzyżowaniu, tuż obok ulicy jej imienia.
Nie. Chodzi tu jeszcze o czasy II wojny światowej. W mojej rodzinie krąży opowieść, że pomogła uciekającym przed frontem mieszkańcom wsi. Napotkali oni Niemców, który chcieli ich rozstrzelać. Pani Maria znając niemiecki uspokoiła ich, ale sama ucierpiała.