Rocznica zwycięztwa pod Wawrem

Dzień 31 Marca, jest miłą pamiątką i wielką nauką. W dniu tym rycerstwo polskie rozbiło korpus Geizmera. Kilka tysięcy trupa, przeszło jedenaście tysięcy niewolnika, reszta Moskali w rosypce, oto owoce męstwa żołnierza, z którego korzystać nie umieli dowódcy nieufający w sprawę narodową. Ale kto się do tej walki i do tego zwycięstwa przyczynił, to dotąd było tylko wiadome małej liczbie zaufanych. Dziś wiele rzeczy zakrytych może i powinno być ogłoszone, aby Kraj, aby nowe pokolenie korzystało z błędów przeszłości.

Zaledwie Rząd Narodowy oddał dowództwo Skrzyneckiemu, ten w pierwszej odezwie do Kraju i wojska, wyrzekł te smutne i rozpaczające słowa: “Tylko wam męczeńskie laury obiecuje.” Jak te wyrazy należało rozumieć? Stają na czele najwaleczniejszego żołnierza, bronię najświętszej Sprawy, modlę się rano i wieczór, ale takie mam przekonanie o potędze Moskwy, że niczego nie dokażę, ja Kraju nie zbawię, ja was do tryumfu nie doprowadzę. Oto myśl jego duszy.

Po takiej odezwie, Skrzynecki nie powinien był zostać na czele wojska. Należało go zrzucić natychmiast i oddać ster innemu, coby się mniej modlił a więcej ufał w Boga i Jego Sprawiedliwość. Jakim był Wódz, takim był jego sztab, Prądzyński i inni Jenerałowie, co widzieli uciekającą koalicyą. Kolos moskiewski ciężył im na piersiach jak upiór. Stało nieczynne wojsko. Czekał Kraj niespokojny. Trwożono Warszawę, że co chwila stutysięczna armia szturm rozpocznie.

Dawny mieszczanin z Warszawy, później właściciel Kolonii pomiędzy Zombkami i Markami, ochotnik w roku 1809, żołnierz w roku 1813, biegły strzelec, ścisłym węzłem połączony z myśliwymi co broń i serce dla Ojczyzny zachowali, nie wierzył w niezliczone siły nieprzyjaciela. Dusza jego mu mówiła, że po bitwie Grochowskiej szeregi moskiewskie przedarte, zniszczone, nie łatwo mogły być zastąpione. Sądził, że szybkim pochodem, nieustannym napadem, można było męczeńskie na zwycięzkie laury zamienić. Ten, co tak czuł, co tak myślał, żyje w pamięci patryotów, jest to major Leon Drewnicki.

Zobaczmy, co może mocne przekonanie i patryotyczne poświecenie.

Długo rozmyślał co zrobić; wreście zwierzył się bliżej mu znajomemu jenerałowi Andrychiewiczowi. Postanowił się przedrzeć do obozu Geizmera i przynieść naczelnemu wodzowi najdokładniejszy wykaz sił nieprzyjacielskich. Musimy tu oddać sprawiedliwość Andrychiewiczowi: wystawił niebezpieczeństwo, trudność zamiaru, ale zarazem nie taił jak wielką przysługę może oddać to heroiczne poświęcenie.

Zrzuca Drewnicki swój strzelecki ubiór, przebiera się za ubogiego kmiotka i w łachmanach przybliża się do nieprzyjacielskiego obozu. W lasach napotyka tułających się włościan co wypędzeni z siedzib szukali grzybów, lub jakiejkolwiek bądź innej żywności. Czasem podchodzili pod obóz nieprzyjacielski, gdzie szlachetniejsi Rosyanie dawali zgłodniałym resztę pozostałego chleba. Przyłączył się do nich Drewnicki. Właściciel kolonii o 500 morgach, wyciągał rękę i żebrał, a zarazem obliczał szeregi, uważał stanowiska, obrachował piechotę, konnicę, artyleryą, działa. Zachował w pamięci ważniejsze punkta, i przekonał się, że ta olbrzymia siła, co jak widmo czarownicze przerażała dowódców sprawy narodowej, nie przechodziła 45,000 ludzi. Zapewnił się, że o trzy mile w koło nie było ani jednego moskiewskiego żołnierza, i bogaty temi wiadomościami jak szczęśliwie przybył, tak szczęśliwie wrócił. Widocznie niebo sprzyjało jego śmiałem u przedsięwzięciu. Przewiduje, że Polska ma w ręku wielkie zwycięztwo. Skarby swoje przedewszystkiem powierza dwom przyjaciołom, kapitanowi Zienteckiemu i majorowi Lelewelowi. Ci stosownie do jego objaśnień, skazówek, zrobili plan, i dotykalnie naznaczyli jak rozbić, zabrać i zniszczyć kolos moskiewski.

Z tym planem udaje się w towarzystwie jenerała Andrychiewicza, do Naczelnego Wodza. Skrzynecki słucha pilnie i przypatruje się planowi z rozwagą. Podziwia poświęcenie. Niechce wierzyć oczom co widzą, uszom co słyszą i posyła po Prądzyńskiego. Tu prosimy czytelników o szczególniejszą uwagę. Z pamiętników nam powierzonych wyjmujemy słowa, wobec pięciu świadków wyrzeczone, słowa, które doskonale malują, jakie były wyobrażenia i uczucia wojskowych, którym i się Skrzynecki otaczał. “Ten plan jest dobry. Widać, że to biegły myśliwy norę wyśledził, i podał środek do wypędzenia jednego niedźwiedzia z kniei. Ale czyliż to posłuży do pokonania ogromnej potęgi?”

Historya zapisze te wyrazy; przyszłe pokolenia nie zechcą uwierzyć temu zaślepieniu. Mówiono: po co gniewać najjaśniejszego pana, po co krew na darmo przelewać, mamy pewniejsze na drodze dyplomatycznej zapewnienia. Potrzeba było takiego przekonania, jakim Drewnicki był uzbrojony, ażeby zwalczyć zimny, zgubny, nieżyczliwy wpływ Prądzyńskiego.

Dał się ująć Skrzynecki. Dodał w pomoc Drewnickiemu i jego przyjaciołom majora Sztabu Klemensowskiego, kazał zachować sekret i rzekł do Drewnickiego: idź i prowadź szeregi. Widocznie niebo sprzyjało Drewnickiemu. Pobiegł na Pragę, tam z kapitanem Zienteckim, majorem Lelewelem, Klemensowskim z głównego sztabu, i myśliwymi co jego serce znali, podzielili się trudem, stanowiskami, rozrzucili się po polskich szeregach i zgodnie z planem podanym, a potwierdzonym przez Skrzyneckiego, przy łożyli się stanowczo do najświetniejszego zwycięztwa.

Dywizya jenerała Rybińskiego okryła się chwałą. On sam, zatrzymawszy przy sobie jednego z strzelców obeznanego z planem, dodawał ducha idącemu naprzód Drewnickiemu. W tym dniu pamiętnym wszyscy dopełnili obowiązku. Żołnierze i dowódcy. Niestety, wódz co tylko męczeńskie laury przyrzekał, co w sprawę narodową nie wierzył, co się oglądał na dyplomacyą i na gabinety, nie chciał gniewać Najjaśniejszego pana, poprzestał na wypędzeniu jednego niedźwiedzia. Zniszczył korpus Geizmera, a pozwolił zebrać się rozbitym, pozwolił innym korpusom przyjść im w pomoc. Czas drogi tracił na korespondecyach z dworami. Nie czuł tego, że zdradzał położone w nim zaufanie. Nie czuł, oszukany, że Moskwa odzyskała to dyplomacyą, co straciła na polu wojennem.

Dzień 31 Marca jest drogą dla Polski pamiątką. Czcili jego w spomnienie w ściśnionem kole patryoci, co bliżej znali poświęcenie Drewnickiego. Tego roku, kiedy prawdę wszyscy jego współpracownicy albo umarli, albo z pod władzy moskiewskiej się usunęli, tułacze w Paryżu postanowili poważniejszym obchodem, przystępnym dla wszystkich, oddać cześć waleczności żołnierza polskiego, oddać cześć poświęceniu obywatelskiemu.

Żyje na wygnaniu, obarczony 73 laty, Drewnicki. Miał wziąść udział w uroczystości, co przypomnęła świetne zwycięztwo, do którego on się tak świetnie przyłożył. Miał być także obecnym kapitan Strzyżowski, ciężko ranny w tym dniu pamiętnym.

Z żalem, dowiadujemy się, że rząd francuzki, potrzebnego upoważnienia odmówił. Liczne i świetne zebranie smutnie się rozeszło. Niech te słów kilka zastąpią wyraz wdzięczności dla wszystkich, co się w dniu tym pamiętnym do tryumfu przyłożyli.

Demokrata Polski
R.20, ark. 29 (5 kwietnia 1862)

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.