Lata dzieciństwa
Urodził się w Warszawie, na Woli. To miejsce, a może wrodzone cechy charakteru spowodowały, że na zawsze pozostał „chłopakiem z Woli”– zaradny, uśmiechnięty, szarmancki w stosunku do pań, bawiący towarzystwo monologami zapamiętanymi z lat młodości, np. Na Wolskiej „Pod Kogutem”
– Tam była zabawa:
Tańczyła Helka klawa,
Wybrany świata cud!
Gibane kawalery,
łobuzy, sztajery,
To wszystko z wolskich stron.
Rodzice Stanisława, Wojciech (1900–1945) i Władysława (1900–1965) z Rzepkowskich prowadzili restaurację róg Chłodnej i Wroniej, przy tzw. „Kiercelaku”, największym targowisku przedwojennej Warszawy. Po sprzedaniu restauracji postanowili zamieszkać poza Warszawą, wybierając wówczas atrakcyjne miejsce do prowadzenia swej działalności z dala od wielkomiejskiego gwaru, w miejscowości letniskowej, jaką wtedy był Wołomin. Stanisław miał roczek, (1922) gdy Szewcowie zamieszkali przy ulicy Warszawskiej 9 (dawniej Pocztowej 7, po zmianie numeru Warszawskiej 11). Ich lokale przylegały do budynku szkoły dla dzieci żydowskich w domu Abrama Mandelberga przy ulicy Warszawskiej 9. Na parterze, od strony torów kolejowych, przy ulicy Warszawskiej 11, Wojciech Szewc otworzył cukiernię „Niespodzianka”, następnie przekształcił ją w restaurację o tej samej nazwie.
Lokalem reprezentacyjnym była duża weranda, której konstrukcja składała się z drewna i bardzo dużych okien. Nad wejściem znajdował się duży szyld z napisem „Niespodzianka” i nieco mniejszy „Detaliczna sprzedaż napojów alkoholowych”. Szyld przymocowany był do balkonu znajdującego się na pierwszym piętrze, które zajmowali właściciele (metalowe barierki balkonów pozostały do dzisiaj). W części rozrywkowej lokalu stały stoły bilardowe: dwa duże i jeden mniejszy, oraz scena, na której odbywały się np. pokazy hipnotyczne; w sali organizowane były też bale okazjonalne na zlecenie różnych instytucji. Gośćmi byli Niemcy, Żydzi, Polacy; każdy znalazł dla siebie odpowiednie menu. Czasami było to miejsce spotkań członków Armii Krajowej. Częstym gościem był Władysław Pawłowski-Pławski (1895–1969) ojciec pani Alicji Szelążek, który wspólnie z działaczami Izby Rzemieślniczej – Stanisławem Hoffem i Stanisławem Powałą prowadził w Wołominie Wytwórnię Form i Automatów do Przemysłu Szklarskiego. Często swoich interesantów zapraszali do restauracji Wojciecha Szewca.
Według wspomnień Alicji Szelążek „była to w ówczesnym czasie jedyna, duża restauracja w Wołominie, w której bywali goście przyjeżdżający w interesach do różnych zakładów. Lokal był w kształcie półokrągłym, konstrukcji drewnianej z metalowymi i wiklinowymi mebelkami. Bywałam tu często z rodziną na niedzielnych obiadach, szczególnie zapamiętałam smak pysznych lodów i ciasteczek. Rodzice Stasinka (tak pani Ala nazywała Stanisława Szewca) brali aktywny udział w różnych akcjach charytatywnych np. na rzecz biednych, uczestniczyli aktywnie podczas świąt państwowych jak np. 3-Maja”.
Gościem szczególnym restauracji „Niespodzianka”, acz incognito, był Michał Rola-Żymierski. Tu po babeczki z kremem przybiegała Krystyna Kwapiszewska, która kupowała je na tzw. kreskę, o fakcie tym wspomina do dziś. Do restauracji przez duże okna zaglądał Andrzej Wojakowski, w jego pamięci pozostał obraz bardzo czystego lokalu, w którym wzrok przyciągały śnieżnobiałe obrusy i fantazyjnie ustawione białe serwetki.
W pamięci pana Stanisława utrwaliły się obrazy z lat trzydziestych, jak piwnica zalana wodą, po której dzieci chętnie pływały blaszaną balią, a także strażacy, którzy pompowali wodę potrzebną do wyrabiania betonu na pomnik Bohaterom Ojczyzny 1920 roku, a zadaniem m.in. ośmioletniego Stanisława było kruszenie kamieni brukowych, jako dodatku do betonu.
W 1923 roku rodzina Szewców powiększyła się, urodziła się dziewczynka, której nadano imię Danuta (1923-2008), a przez rodzinę przez wiele lat nazywana była Maneczką.
Początki edukacji w Wołominie
Staś jako sześciolatek, wraz z pięcioletnią siostrą Danusią oraz z innymi dziećmi m.in. Krystyną Kwapiszewską, uczęszczał do przedszkola zwanego ochronką, która mieściła się w budynku 7-mio klasowych Publicznych Szkół Powszechnych w Wołominie. Dzieci przynosiły ze sobą drugie śniadanie zapakowane do skórzanych torebek z długim paskiem, który mama przekładała im przez ramię. W godzinach od 8 do 12 nauczycielki Helena Żylińska i Janina Zamojska przygotowywały dzieci do rozpoczęcia nauki w szkole. W 1928 roku Staś rozpoczął naukę w pierwszej klasie, na pierwszym piętrze, w 7-mio klasowej Publicznej Szkole Powszechnej Nr 1 (męskiej), której kierowniczką była Zofia Wanda Bublewska, później Stanisław Szubiński. W jego pamięci na długie lata pozostał Wołomin, ten przedwojenny z wybrukowanymi uliczkami, dobre kontakty między mieszkańcami narodowości polskiej i żydowskiej. Sam przyjaźnił się z Jerzym Lipmanem, kompanem na obozach harcerskich. Wspominał też nauczycieli: Jana Malika – wspaniałego matematyka, fizyka i oficera Wojska Polskiego; Piotra Rostkowskiego – rzutkiego, energicznego społecznika; Stanisława Balona – kochającego muzykę i śpiew, Stanisława Kuchnę – świetnego organizatora wycieczek; Tadeusza Płońskiego – wychowawcę klasy II „a” miłośnika skautingu i Teofila Kaczorowskiego – wychowawcę w klasach starszych.
Pierwszą uroczystością, którą bardzo przeżył, choć nie do końca rozumiał, był dzień 11 listopada 1928 roku. W Wołominie obchodzono Dziesięciolecie Niepodległości Polski. Na słupach rozwieszono biało-czerwone flagi. Dzieci z małymi, wykonanymi własnoręcznie chorągiewkami przeszły na uroczystą akademię do kinoteatru „Adria”, na Rynek Górnośląski, do Remizy Strażackiej. Treść wygłaszanych referatów, wierszy i pieśni patriotycznych wskazywała nową, lepszą drogę i pozostawiła w nim umiłowanie ojczyzny na wszystkie lata życia. Z lat trzydziestych zachował także w pamięci pochody pierwszomajowe oraz potyczki komunistów z socjalistami. Opowiadał: „Jak PPS spotkało się z PPR zawsze dochodziło do sprzeczki, kto bardziej oberwał – tego już nie wiem”.
Harcerskie doświadczenia dziesięciolatka
W grudniu 1931 roku za przyzwoleniem rodziców, zapisał się do 9. Mazowieckiej Drużyny Harcerskiej im. Władysława Łokietka. Harcówka mieściła się w Wołominie przy ulicy Wileńskiej 19, a jej organizatorem był hm. Mieczysław Cichecki, dla którego najmłodszy harcerz pozostał na zawsze Stasinkiem. Zdobywał doświadczenia w pracy zespołowej i sam stał się doskonałym organizatorem wielu wydarzeń w mieście np. w ramach rozrywki, wzorem starszego ciotecznego brata zorganizował scenkę walki Arabów z Anglikami. Chłopcy ubrani w charakterystyczne stroje, z odpowiednimi akcesoriami walczyli na piaskach Górek Mironowskich, w pobliżu domu Hornunga, gdzie rozciągały się pola przypominające pustynię Saharę.
Inny przykład. W kinie „Oaza” (później „Hel” ostatnio siedziba Biblioteki Pedagogicznej, róg Warszawskiej i Ogrodowej w Wołominie) grał główną rolę chłopca, wstępującego do harcerzy w sztuce „Kwiat paproci”, której scenariusz i dekorację wykonał Smirnow ojciec Jerzego, także harcerza. Stanisław z widowni w odpowiednim momencie wykrzyknął: „Ja chcę do harcerzy”. Obok siedział Telesfor Badetko, grający rolę ojca. Widownia nie zorientowana w scenariuszu, krzyknęła: „Niech pan uspokoi syna”. Już jako harcerz – aktor miał sen o nocy świętojańskiej i cudownym kwiecie paproci. W pamięci Stanisława pozostał wiersz, który był mottem przewodnim w Jego życiu:
Kwiat paproci kwitnie krótko,
kto dobroci słodycz zna,
ten mnie zerwie, w sercu schowa,
wtedy w życiu szczęście ma.
W lipcu 1932 roku, jako najmłodszy uczestnik, wyjechał na 25-dniowy obóz hufca radzymińskiego do Iwacewicz koło Baranowicz (dzisiaj w granicach Białorusi). Komendantem obozu był dh Maliński, a oboźnym dh Zenon Wiśniewski. Tam zdał egzamin na stopień „młodzika”, otrzymał Krzyż Harcerski, który był Jego pierwszym i bardzo cennym odznaczeniem.
Po ukończeniu szkoły powszechnej
Po ukończeniu sześciu oddziałów rozpoczął 20 czerwca 1934 roku naukę w Państwowej Szkole Rzemieślniczo-Przemysłowej przy ulicy Szerokiej w Warszawie na Pradze, którą ukończył w 1937 roku, zdobywając zawód ślusarza-mechanika. Następnie uczęszczał do II klasy Prywatnego Gimnazjum Męskiego Towarzystwa Wychowawczo–Oświatowego „Przyszłość” przy ulicy Śniadeckich w Warszawie. 21 czerwca 1939 roku otrzymał promocję do klasy IV, którą ukończył już na tajnych kompletach.
W 1939 roku wybuchła II wojna światowa i wszystkie szkoły średnie zostały przez Niemców zamknięte. Toteż skorzystał z możliwości kontynuowania nauki na kursach przygotowawczych do szkół zawodowych II st. w Warszawie. Zaświadczenie uprawniało do ubiegania się o przyjęcie do jednej ze szkół zawodowych II st. po odbyciu obowiązkowej praktyki. Wybrał Państwową Szkołę Techniczno-Mechaniczną w Warszawie przy ulicy Chmielnej 88 i 1 kwietnia 1940 roku z chwilą rozpoczęcia działalności szkoły podjął naukę. Po dwóch latach w roku szk. 1942/43 ukończył Wydział Kolejowy z prawem używania tytułu Technik Mechanik Kolejowy. Szkoła ta w czasie okupacji była zamknięta, dopiero po prowizorycznej odbudowie została oddana do użytku. Popularną „kolejówkę” znała cała warszawska młodzież, ponieważ uchodziła ona za jedną z najlepszych szkół średnich, przygotowywała kadry do pracy na kolei i w innych działach gospodarki.
Zdobyta wiedza i umiejętności ślusarza czy technika-mechanika przydały się w późniejszej Jego pracy zawodowej. Jednak chcąc kultywować tradycję rodzinną pierwszą pracę podjął jako kelner w restauracji swoich rodziców w wołomińskiej „Niespodziance”. Uczył się kunsztu noszenia trzech talerzy na jednej ręce, zapamiętywania zamówień i prowadzenia bacznej obserwacji sali.
Nowe doświadczenia życiowe osiemnastolatka
1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, a już 7 września Stanisław, jako starszy harcerz, drużynowy 9. Mazowieckiej Drużyny Harcerskiej im. Władysława Łokietka w Wołominie, postanowił wraz z innymi iść na ochotnika do wojska. Jego drużyna ze sztandarem na czele wyruszyła do Mińska Mazowieckiego, gdyż tam mieściła się Komenda Uzupełnień Wojska Polskiego. Ale po dotarciu na miejsce okazało się, że komenda została zlikwidowana. Postanowił w dalszą drogę, na wschód, wyruszyć na rowerze. Do niego przyłączyli się Stanisław Jaworski i Tadeusz Wójcik. Przemieszczali się przeważnie nocą, ścieżkami polnymi drogami i lasami. Dojechali do rzeki Prut, tu napotkali Ukraińców z UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii) i nie w głowie im była piosenka „Tam szum Prutu, Czeremoszu”, skierowali się w powrotną drogę. W Brześciu spotkali wojska sowieckie.
Przeprawa przez Bug była utrudniona ze względu na zburzony most. Po drugiej stronie rzeki spotkali Niemców. Do Wołomina przez Majdan dotarli 25 września 1939 roku. Stanisław zatrzymał się u siostry matki przy ulicy Wylot, skąd zawiadomił ją o szczęśliwym powrocie. Zadał kłam pogłosce jakoby już nie żył. Od tego czasu wiedział, że to wróży mu długie życie. Ojca w domu nie było, gdyż pojechał z prowiantem dla żołnierzy do Twierdzy Modlin. Było to na cztery dni przed kapitulacją. Wówczas stan załogi Modlina liczył ok. 35 tys. żołnierzy i ok. 4 tysiące rannych.
23 września 1939 roku harcerstwo przyjęło nazwę okupacyjną, kryptonim Szare Szeregi. Komendantem w Wołominie był Mieczysław Cichecki, drużynowym dh Henryk Rudziński. Zadaniem harcerzy było zdobywanie broni, amunicji, materiałów wojskowych, kolportowanie tajnej prasy, ukrywanie radioodbiorników, prowadzenie nasłuchów, a także rozpoznawanie miejsc przebywania okupanta. 11 listopada 1939 roku harcerze, składając biało-czerwone kwiaty pokłonili się bohaterom poległym w 1920 roku, pod pomnikiem Obrońcom Ojczyzny 1920. Przed laty, jako ośmioletni chłopiec, 15 sierpnia 1930 roku, obserwował z okna swojego mieszkania uroczyste odsłonięcie pomnika. Na Jego oczach rodziła się historia Polski i Wołomina, od niezrozumienia patriotyzmu z wczesnych lat dziecięcych po budowę trwałego związku z dziejami Polski na przestrzeni wielu lat.
Czas okupacji zachowany w pamięci…
1 stycznia 1940 r. w mieszkaniu dh Rudzińskiego przy ulicy Kościelnej, Stanisław składał pierwsze konspiracyjne przyrzeczenie harcerskie na sztandar drużyny im. Stefana Batorego. Później zbiórki odbywały się przy ulicy Średniej u Baranowskich, Ptasińskich przy ulicy Gdyńskiej oraz u rodziny nauczycielskiej Heleny i Michała Wawrzynowskich ps. „Znachor” w Małej Czarnej. W wigilię 3 maja 1940 r. w kilku widocznych miejscach Wołomina zawisły biało-czerwone flagi.
W 1942 r. Niemcy zażądali od kościołów części dzwonów na armaty. O tym powiedział mu ówczesny proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej przy ulicy Kościelnej, ks. Apoloniusz Kosiński. Wówczas zapadła decyzja o ratowaniu dwóch dzwonów z lewej wieży kościelnej. W listopadzie 1942 r., kilku chłopców przez parę dni odkuwało stalowe obejmy. Wreszcie z ekipą pracowników elektrowni dzwony zostały zdjęte na samochód ciężarowy i przewiezione na teren elektrowni przy ulicy Fabrycznej 3 (obecnie Daszyńskiego) w Wołominie. Tu zostały zakopane. W tej akcji Stanisław Szewc brał udział od początku do końca. Po godzinie policyjnej szczęśliwie wrócił do domu na ulicę Warszawską.
W 1942 r., któregoś wieczoru, od strony kuchni do restauracji „Niespodzianka” zapukało dwoje uciekinierów z wołomińskiego getta. Był to syn Adama Bursztyna, byłego dostawcy piwa do restauracji i jego partnerka, córka sklepikarza z ulicy Warszawskiej, Hersza Radzymińskiego zwanego „Grosiczkiem”. Wówczas Stanisław udostępnił im swój pokój, na I piętrze obok pokoju gościnnego, nad restauracją. Młodzi, rankiem niepostrzeżenie wyszli i udali się w drogę do Związku Radzieckiego. Skorzystali z krótkiego okresu przyjaźni niemiecko-sowieckiej. Po wojnie do Wołomina już nie wrócili.
W 1943 r. Stanisław został mianowany przez komendanta chorągwi mazowieckiej, dh Manfreda Śmigielskiego pseudonim „Szwed” komendantem grupy „Zawisza-Wawer” na ówczesny powiat radzymiński i wyszkowski. W Wyszkowie miał zastępcę druha Darka Rytla. Ponadto zorganizował grupę chłopców z Wołomina, którzy roznosili tajne biuletyny informacyjne oraz pełnili straż podczas zebrań konspiracyjnych.
W 1943 r. Stanisław uczęszczał na szkolenia w podchorążówce, gdzie komendantem był Mieczysław Cichecki (już jako porucznik Wojska Polskiego). Szkolenia przeprowadzali przedwojenni oficerowie, też będący w konspiracji. Odbywały się one u syna zastępcy komendanta policji Sosińskiego. Obstawę zapewniali Zawiszacy. Stanisław ukończył też kurs minerski, który prowadził w jego mieszkaniu kolega o pseudonimie „Góral” i kurs podharcmistrzowski.
W 1943 r. zorganizował drużynę sanitarną dziewcząt z konspiracji. Kurs prowadziła akuszerka Zofia Rozbieska (dziewczyna, którą darzył sympatią), natomiast praktykę w szpitalu przy ulicy Powstańców 3 prowadziła dr Wanda Prószyńska.
W maju 1944 r. dostał rozkaz dostarczenia na ulicę Pańską w Warszawie broni. Był to pistolet maszynowy Szmeisser, ciężki, w większości wykonany z metalu, ze składaną kolbą, kaliber 9 mm. Był wówczas piękny, słoneczny dzień, postanowił przenieść broń w… bukiecie bzów. Do Warszawy wyruszył ze Zbyszkiem Zalewskim, Zbyszkiem Jugo, Henią Brzezińską i Zosią Ziębicką. Droga nie była łatwa. Wszędzie można było spotkać Niemców. Na szczęście po spotkaniu patrolu żandarmerii niemieckiej przed dworcem, bez wzbudzania zainteresowania, szczęśliwie spotkali się z łącznikiem, który zaprowadził ich na ulicę Pańską. Tu zadanie zostało wykonane, broń oddana, a nieco zwiędłe, ale pachnące kwiaty wstawiono do wazonu.
Do lipca 1944 pracował jako ślusarz na kotlarni, a potem w dziale planowania w Wytwórni Parowozów Zakładów Ostrowieckich w Warszawie przy ulicy Kolejowej, tam otrzymał auzweis – kartę, która chroniła przed łapankami. Następnie pracował na odcinku Drogowym Wołomin, w charakterze technika i był uprawniony do swobodnego poruszania się na torach w obrębie stacji Warszawa – Tłuszcz.
W Artylerii Przeciwlotniczej – od troków do gwiazdek
„W 1944 r., kiedy Wołomin przechodził z rąk do rąk, schowaliśmy się u znajomych na Sławku. Niemcy się wycofują, to my wychodzimy, pod wieczór niemieckie czołgi wracają to my znowu się chowamy. Potem weszli Rosjanie i zaraz chcieli mnie z całą rodziną rozstrzelać na naszym własnym podwórku. Że niby restaurację dla okupanta prowadziliśmy. Kiedy zaczęło działać NKWD, już nawet w domu na mnie czekali, to pojechałem do Tłuszcza i wstąpiłem do wojska.”
W 1944 wstąpił do Wojska Polskiego razem ze Stefanem Kozłowskim, Olgierdem Bublewskim, Zenonem Prusatorem i Ryszardem Ciukiem. Został przydzielony do 81. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej, stacjonującej pod Siedlcami we wsi Śmiary k/Domanic. Po podróży, rozładunku i kąpieli otrzymał pierwszy mundur. Ponieważ miał ukończoną podchorążówkę i stopień kaprala, konieczna była zmiana epoletów, toteż naszywki na pagony zrobił z… troków od kalesonów. Po ukończeniu kursu podoficerskiego awansował na stopień starszego sierżanta. Został skierowany do sztabu dywizji w Przyworach na stanowisko sekretarza zastępcy dowódcy dywizji do spraw wychowawczych – kapitana Kałowskiego. Stąd sztab został przeniesiony do Siedlec. Zaczął się szlak bojowy. Wojsko ruszyło na Warszawę, potem Łódź, Poznań i dalej na Berlin.
Po zakończeniu wojny 8 maja 1945 r., Stanisław był w Poznaniu, stąd wspólnie z oddziałem przeszedł do Gniezna, gdzie nastąpiło rozwiązanie dywizji i został utworzony 88. Pułk Artylerii Przeciwlotniczej. Z Gniezna przeszedł
do Gdyni Orłowa, do byłych koszar marynarki wojennej. Już jako podporucznik, mianowany został zastępcą dowódcy Baterii Szkolnej, kapitana Józefa Franciszka Płodowskiego. Po odejściu radzieckich oficerów z Wojska Polskiego, dowódcą pułku został płk. Jan Zylber, a szefem sztabu major Płodowski. Stanisław został podporucznikiem (1945) – oficerem pułku do spraw kulturalno-oświatowych.
Powrót – szukanie nowych dróg życiowych
1 grudnia 1945 roku zmarł restaurator Wojciech Szewc – ojciec. Stanisławowi Rejonowa Komenda Uzupełnień w Gdyni wydała tymczasowe zaświadczenie nr 184 o demobilizacji z czynnej służby wojskowej z dniem 28 września 1946 roku. Szczęśliwie wrócił do zniszczonego działaniami wojennymi Wołomina.
„Niezadługo na ulicy aresztowało mnie UB. Przesłuchiwali przy ulicy Sienkiewicza dwie godziny, a znajomy porucznik mówił «Tylko go nie bijcie». Dali protokół do podpisania to poprawiłem błędy ortograficzne i podpisałem. Potem miałem już spokój.”
Do 1948 prowadził wraz z matką restaurację „Niespodzianka”. Następne dwa lata restaurację prowadziła ciotka Trzaskowa, a w latach 1950-1960 Janusz Zgorzelski przejął lokal i otworzył zakład krawiecki, przekształcony w Robotniczą Spółdzielnię Pracy „Pożyteczna”. W 1948 roku Stanisław Szewc rozpoczął pracę w Centrali Handlowo-Przemysłowej w Warszawie przy ulicy Emilii Plater, ożenił się z Alicją Kazor i zamieszkał w Warszawie. Pracował w Biurze Cen przy ulicy Flory, w Centralnym Zarządzie Budownictwa Mieszkaniowego w Alejach Ujazdowskich, w Biurze Projektów Inwestycyjnych Przemysłu Mięsnego i Mleczarskiego przy ulicy Jasnej. Kontynuował pracę jako kreślarz w Centralnym Biurze Konstrukcji Maszyn i Urządzeń Torfowych w Warszawie przy ulicy Smoczej 16 do 1981 roku, tj. do przejścia na emeryturę. W czerwcu 1982 roku zmarła żona Alicja. Na drugi dzień po śmierci żony, córka Małgosia urodziła Agatkę, która tego samego dnia zmarła. Więcej wnuków nie miał. W grudniu 1983 roku ożenił się z Wiesławą Dowgielewicz z domu Sygała (zm. 1999) i zamieszkał w Wołominie przy ulicy Moniuszki, gdzie mieszkał do śmierci.
Należał do ZBOWID-u w Warszawie przy ulicy Młynarskiej. Był przewodniczącym komisji weryfikacyjno-odznaczeniowej. Nawiązał kontakt z pułkownikiem Jerzym Strzałkowskim, działającym w organizacjach kombatanckich, objął opieką kolegów zamieszkałych w Wołominie. Zebrania odbywały się w hufcu harcerskim przy ulicy Długiej 34 pod nadzorem druha Jacka Wąsika, następnie w lokalu Szkoły Podstawowej nr 1 w Wołominie (za przyzwoleniem ówczesnej dyrektorki Haliny „Grażyny” Nowickiej) do czasu likwidacji placówki. Wstąpił do Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Koło „Rajski Ptak” Wołomin – pełnił funkcję skarbnika, następnie prezesa (2007). Przez długie lata sprawny fizycznie wraz z Wacławem Libichem i Stefanem Kamińskim pełnił wartę podczas uroczystości państwowych i samorządowych przy sztandarze Związku. Należał do Klubu Oficerów Rezerwy Szefostwa Wojsk Obrony Przeciwlotniczej w Warszawie, gdzie przez długie lata pełnił funkcję skarbnika. Był członkiem Związku Byłych Żołnierzy Zawodowych w Warszawie. Chętnie bywał na środowych spotkaniach w Klubie Seniora „Tramp” przy ulicy Prądzyńskiego 22, był członkiem Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów – Koło Powiatowe w Wołominie przy ulicy Chopina 1. Bywał na zebraniach organizacji pozarządowych, uroczystych spotkaniach Ligi Kobiet Polskich.
Życie niesie ze sobą radość i smutek, rozterkę i nadzieję, zwątpienie i wiarę – Stanisławowi z pewnością przypadła należna ich część. Mówił: „Zawsze starałem się ze wszystkich sił o to, by każdy życiowy problem traktować jak wyzwanie i nie tracić nadziei, starałem się wytrwale dążyć do wybranego celu, jestem optymistą zarówno ze świadomego wyboru, jak i z natury swego charakteru. Wiem, że istnieją poważne troski. Przeżyłem wiele lat i przetrwałem niejeden życiowy kryzys. Ale kiedy dokonuję bilansu mych słów i czynów, stwierdzam, że w moim życiu dobro zdecydowanie przeważa. Optymistyczne podejście do życia określało moje samopoczucie, sposób postępowania i jakość stosunków z innymi ludźmi. Nie wolno mi się nudzić, zawsze muszę działać. Humor też mnie jeszcze nie opuszcza, dlatego gdzie nie pójdę, potrafię się z ludźmi porozumieć. Często odwiedzała mnie i codziennie dzwoniła córka Małgorzata z mężem Wojtkiem Wiechowskim, po Jej śmierci (2011) wiele się we mnie zmieniło”. Mówił, że musi się trzymać, gdyż innego wyboru nie ma: „Niech mnie o…”- to powiedzenie powstrzymywało w Nim smutek i łzy.
Stanisław cieszył się z wizyt Anny Wojtkowskiej, Ani i Jacka Surynowiczów i ich dzieci Konrada, Martynki i Łukaszka, zięcia Wojciecha oraz innych członków rodziny. Przez wiele lat mógł liczyć na troskliwą pomoc sąsiadek, a szczególnie Leokadii Bareji i Hanny Andrzejewskiej (już nieżyjących), a ostatnio Heleny Podgórskiej. Wspaniałą, bezinteresowną, pełną poświęcenia pomoc okazała „Mojemu słoneczku” (jak zwykła mawiać o Stasiu), Jadwiga Sakierska z synem Arturem i Adamem Michalczakiem. Państwo Skrodzcy podczas świąt i uroczystości pomagali mu w przemieszczaniu się do kościoła, pod pomniki i do Ossowa. Odwiedzali go (już nieżyjący) koledzy i koleżanki np. Alicja Szelążek, Stanisław Świątkowski, Stefan Ryszkowski, Stefan Kamiński i Wacław Libich. Wtedy otwierał flaszeczkę i skórzaną skrzyneczkę z metalowymi okuciami – pamiątkę po swoim ojcu, przeglądał zdjęcia, dokumenty, wracały wspomnienia…
W uznaniu czynów waleczności dokonanych w obronie Ojczyzny podczas II Wojny Światowej Kapitan Stanisław Wojciech Szewc ps. „Zaorski” został odznaczony m.in.: Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1988), Krzyżem Walecznych 1939–1945, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem za Wolność i Niepodległość, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej, Brązowym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Harcerskim z Mieczami, Medalem za Udział w Walkach o Berlin, Medalem za Warszawę 1939–1945, Medalem Zwycięstwa i Wolności 1945, Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju, Medalem Pamiątkowym „W uznaniu zasług dla wojsk obrony przeciwlotniczej”, Odznaką „Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny”, Złotą Odznaką „Za Zasługi dla Hufca”, Pamiątkową Odznaką AK „Akcja Burza”, Odznaką Honorową „Za Zasługi dla byłych Żołnierzy Zawodowych”, Odznaką Brązową i Srebrną „Zasłużony Działacz LOK”.
Stanisław Wojciech Szewc zmarł 2 stycznia 2014 roku w Wołominie przy ulicy Moniuszki, w swoim mieszkaniu. Wybrał się w podróż nad wszystkie podróże w szarobłękitnym mundurze – mundurze lotniczym z czterema kapitańskimi gwiazdkami i baretkami orderów, krzyży i medali tworzących wstążki barw, z biało-czerwoną opaską na ramieniu, z napisem AK, ŚZŻAK (Armia Krajowa, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej) a pełnej gali dopełnił czarny beret z widocznym żołnierskim orłem i czterema gwiazdkami, oraz na wieku trumny czapka kapitana Wojska Polskiego i biało-czerwone kwiaty.
W kościele parafialnym pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Wołominie – 4 stycznia 2014 roku – podczas uroczystości pogrzebowych przy trumnie spowitej w biało–czerwoną flagę Armii Krajowej, posterunek honorowy sprawowali przedstawiciele Historycznej Grupy Rekonstrukcyjnej z Warszawy i poczet sztandarowy ze sztandarem Armii Krajowej Okręgu Warszawskiego. Mszę św. koncelebrował ks. Mateusz, który w homilii podkreślił, iż w życiu każdego człowieka ważne jest dobro, szacunek i miłość do bliźnich. Ważny jest sposób zagospodarowania życia pomiędzy narodzinami a śmiercią tak, aby nie zawstydzić się przed Bogiem w godzinie spotkania. Anna Wojtkowska (długoletnia znajoma zmarłego) przedstawiła krótko Jego biografię. Przy świetle zniczy i naftowych latarenek, w obecności rodziny, przyjaciół i znajomych Stanisław Wojciech Szewc spoczął na kobyłkowskim (starym) cmentarzu w jednej mogile z dziadkiem Wojciechem (1871–1945) kw. B.
Na podstawie wspomnień Stanisława Wojciecha Szewca i przedstawionych przez Niego dokumentów.
Tygodnik Wieści Podwarszawskie nr 1-6/2014
+ There are no comments
Add yours