W tamtym czasie strumienie uchodźców z Ukrainy i centralnej Rosji płynęły w kierunku Polski. Największy strumień płynął do Warszawy, ale to miasto było dla nich zamknięte. Rada miejska miała prawo wyrzucić żydowskich uchodźców, choćby byli oni tylko tranzytem i jechali dalej, do USA lub Ameryki Południowej.
I w Warszawie i w mniejszych miasteczkach nie można było przełamać niechęci endeków do przyjmowania takich tłumów ludzi. Moi znajomi działacze społeczni z Warszawy zwrócili się do mnie, abym podczas posiedzenia w ratuszu wołomińskim poparł sprawę przyjęcia uchodźców do miasta. Wystąpiłem, licząc się z niechęcia endeków. Najpierw podszedłem do Markowskiego, bo wiedziałem, że ma on duży wpływ na swoich kolegów. Ten mi odparł:
– Co? Jeszcze nam tu brakuje żydokomuny z Rosji!
Był to mur antysemickiej niechęci, mur nie do przełamania. Był moment, kiedy chciałem zrezygnować z tego pomysłu i szukać poparcia u innych radnych. Poruszyłem temat gościnności polskiej ziemi, która zawsze przygarniała strudzonych wędrowców. Mówiłem mu, że nie można tych ludzi okrzykiwać komunistami, skoro uciekli od komunistycznego despoty. Oni przecież byliby najlepszymi sprzymierzeńcami w walce przeciwko komunistycznemu niebezpieczeństwu i nie szukają niczego, jak tylko miejsca, aby odpocząć po ucieczce z ukraińskiego piekła. Szukają brzegu, gdzie mogą się zatrzymać i zbudować dom na pustych polach.
Zauważyłem, że na żołnierskiej twarzy mojego rozmówcy drga mięsień. Zdecydowałem się apelować do jego zmysłu praktycznego. Wtedy w Wołominie otworzyło się trochę chrześcijańskich firm z żywnością i różnymi innymi artykułami. Endecy na różne sposoby chcieli wykorzenić żydowskich kupców i handlarzy, ale polscy klienci chętniej kupowali po tańszej cenie u Żyda. Wnioskowałem, że tak wielu uchodźców stworzy popyt na artykuły spożywcze i rozwinie gospodarkę miejską.
Po długiej dyskusji mój wniosek został poddany pod głosowanie, ale ku wielkiemu zdziwieniu zaprotestował przedstawiciel PPS–u. Powiedział, że większa liczba rąk do pracy obniży wynagrodzenia i odbierze pracę miejscowej ludności. Jednak większością głosów rada miejska przegłosowała wniosek o przyjęciu uchodźców do miasta.
Wnieśli oni do Wołomina zupełnie nowe życie. Kilka tysięcy ludzi zostało przyjętych z największą serdecznością. Większość z nich wprowadziła się do domów opuszczonych podczas wojny. Innych, wołomińscy Żydzi przyjęli pod swój dach dzieląc się z nimi mieszkaniami. Było jasne, że taki stan potrwa tygodnie a nawet miesiące, zanim uchodźcy dostaną dokumenty i będą mogli pojechać dalej. Mnie się zdawało, że atmosfera jest sprzyjająca.
Wśród uchodźców, którzy przybyli do Wołomina, było kilku ciekawych ludzi, którzy mieli za sobą wieloletni staż pracy społecznej. Wśród nich byli tacy, którzy walczyli o równouprawnienie Żydów w carskiej Rosji, potem u bolszewików. Przez te kilka lat, które spędzili w Wołominie, uczyli się dawać sobie radę kołacząc do różnych drzwi. Poza kilkoma rozmowami nic nie pozostaje w mojej pamięci. Do dziś pamiętam sylwetki osób, które opowiadały o swojej działalności społecznej. Nauczyłem się od nich trochę, podobnie jak i inni ludzie z Wołomina. Jeden z syjonistów z dawnej Rosji carskiej opowiadał nam scenę, której był świadkiem. Gdy pierwszy demokratyczny rząd ogłosił zniesienie carskich szykan wobec Żydów, wydawało się, że dla ludności żydowskiej nastały spokojne czasy i wiele możliwości, że otwarły się nowe perspektywy. Nastrój był radosny, ludzie się gromadzili, no i na wiecu ktoś zawołał:
– Nasza praca się skończyła!
Na co odkrzyknął mu jakiś rosyjski syjonista:
– To dla nas teraz macie pracować!
Działacze społeczni w Wołominie wiedzieli, jak dalej potoczyły się sprawy. Syjoniści byli pierwszymi ofiarami rozwoju Związku Radzieckiego. Bolszewicy zdecydowali, że syjonizm to żydowska kontrrewolucja i ataki na syjonistów przedsięwzięto w całej Rosji, wszędzie tam, gdzie mieszkali Żydzi. Największe problemy mieli syjoniści w Moskwie i w Kijowie. Komisariat do spraw narodowości, który później prowadził Stalin wydał okólnik, w którym hebrajski został orzeczony językiem kontrrewolucjonistów. Zakazano nauki hebrajskiego wśród dzieci i młodzieży. Syjonistów systematycznie tępiono jako szpiegów i szeroko pojmowanych kontrrewolucjonistów. Uważano, że są szpiegami Anglii, rewidowano ich i aresztowano. W guberni kijowskiej zlikwidowano wszystkie organizacje syjonistyczne. Działaczom syjonistycznym wytaczano procesy i skazywano ich na długie lata więzienia.
Fragment Księgi Pamięci Żydów Wołomina
tłumaczenie: Katarzyna Brodacka i Mirjam Boehm
redakcja tekstu: Marzena Kubacz i Agata Sobczak
+ There are no comments
Add yours