scaled e

Schronisko w Zielonce

Istnieje w Zielonce pod Warszawą instytucja cicha, o której rzadko się słyszy, która jednak oddaje wielkie usługi… Jest to schronisko dla nauczycielek, powołane ongi do życia przez zmarłego niedawno ks. prałata Zygmunta Chełmickiego. Ściślej, jest to schronisko dla nauczycielek staruszek, steranych wiekiem po długiej pracy nad nauczaniem młodych pokoleń. Tam, w Zielonce, w ciszy wiejskiej, z dala od gwaru i walk wielkiego miasta, weteranki zawodu nauczycielskiego znajdują spokój i byt bardzo skromny.

Przeciętny wiek mieszkanek Zielonki to 70 do 90 lat życia. Schronisko dopiero wówczas daje swą opiekę kandydatce, gdy staje się ona zupełnie niezdolną do pracy zarobkowej. Kilka urywków z własnych opisów życia mieszkanek Zielonki wymownie objaśni, komu zakład ten daje opiekę. Oto pani Ludwika K. Liczy lat 83. Przez 20 lat za czasów rosyjskich prowadziła szkołę ukrytą, a prócz tego dawała lekcje prywatne od lat dziewczęcych do późnej starości. Od r. 1903 przebywa w Zielonce. 85-letnia p. Antonina M. Gdy ojciec jej stracił majątek po powstaniu r. 1831, p. Antonina M. od 16 roku życia pracowała jako nauczycielka i wytrwała na tem stanowisku przez 52 lat. Ale jeszcze w Zielonce udzielała lekcji przez lat 13, tak, iż ma za sobą pracy zawodowej lat 65. Dopiero gdy wzrok i słuch zaczęły nie dopisywać, weteranka zasłużona znalazła wypoczynek na ostatnie lata życia.

Pani Władysława R., licząca lat 78, od 17 roku życia była nauczycielką w Lublinie i Zamościu. Ewakuowana w r. 1915 do Rosji, dalej prowadziła swe prace w szkołach polskich. Po powrocie do kraju, mimo późnego wieku i braku sił, jeszcze przez 2 lata uczyła muzyki i francuskiego w gimnazjum Urszulanek w Lublinie. Dopiero zły stan zdrowia zmusił ją do szukania schronienia w Zielonce.

Pani Kamila W. liczy lat 82. Do schroniska dostała się po blizko 60-letniej pracy nauczycielskiej w domach prywatnych na Wołyniu i w Warszawie, gdy straciła wzrok i dotknął ją bezwład ręki. P. Anastazja L., licząca lat 72, pochodzi z Pomorza, gdzie prowadziła nauczanie w ciężkich czasach niewoli pruskiej. Po zamknięciu przez władze jej szkoły w Kościerzynie p. Anastazja L. przybyła do Warszawy i tu była nauczycielką na pensjach pań hr. Platerowej i T.Sikorskiej do r. 1917. Po operacji stan zdrowia nie pozwolił jej dalej pracy prowadzić.

P. Ludwika S. z Poznania liczy lat 74. Dopiero przed półtora rokiem, gdy przejechała ją dorożka, co ją uczyniło kaleką, zmuszona była przerwać pracę i po kuracji szpitalnej znalazła się w Zielonce. P. Antonina P. ma lat 74, a pracy pedagogicznej za sobą lat 58. Jeszcze w Zielonce dotychczas udziela lekcji. „Męczy mnie to fizycznie — mówi — ale daje moralne zadowolenie.“

Pani Daniela M. ma już lat 90, pochodzi z Solca. Od lat 8 jest w schronisku — po pracy do 82-go roku życia. Również 90 lat liczy pani Grazylda M., uczennica Moniuszki i Sturma. Przeszła ciężkie koleje życia wskutek prześladowań po r. 1863, gdy ją schwytano jako delegatkę do rządu narodowego w Warszawie z pow. dziśnieńskiego. Podczas wojny światowej przeszła przez piekło bolszewickie i ledwie uciekła z życiem, gdy rozbestwione chłopstwo zaczęło palić dwory i mordować ich mieszkańców. Od r. 1920-go jest w Zielonce.

Pani Zofja S., wdowa po adwokacie, liczy lat 74. Skarży się bardzo na swój los. „Jestem najuboższa w całym pensjonacie — mówi — nie nan ubrania i obuwia ani pomocy od nikogo”. Możnaby mnożyć te przykłady, ale to chyba wystarczy. Po walkach życiowych z górą 30 staruszek znalazło dach w Zielonce, w tem „prawdziwem schronisku ducha“ — jak mówi jedna z weteranek, pani Kornelja. Ale zarząd schronienia w dzisiejszych czasach chciwości i rozszalałego ździerstwa coraz trudniej sobie daje radę. Więcej osób do schroniska przyjąć nie może, bo i dla obecnego składu brak często chleba. Zapomniano o tych weterankach-nauczycielkach, które dziesiątki lat życia włożyły w kształcenie wczorajszych i dzisiejszych pokoleń. Może te słowa przypomną ciężką niedolę tych zupełnie niezdolnych do pracy staruszek. Dziesiątki tysięcy uczennic, z których wiele jest dziś w dobrych materjalnych warunkach, może sobie przypomną lata dziecięce, gdy pobierały naukę od tych staruszek, którym niewiele już z życia zostało. Niechajże na schyłku wędrówki życiowej nie zaznają nędzy i głodu. Ofiary z wdzięcznością przyjmuje biuro Tow. ochrony kobiet przy ul. Czackiego nr. 10 (w gotowiźnie i w naturze), oraz wydział ofiar naszego pisma,

Kurjer Warszawski
R.102, nr 274 (6 października 1922) – wyd. poranne

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.