Pana Romualda i jego żonę Władysławę poznałam w latach sześćdziesiątych. Mieszkali przy ulicy Paplińskiego, obecnie Wileńskiej 21 m. 9, na drugim piętrze, nad Państwowym Przedszkolem nr 1, w którym odbywałam praktyki pedagogiczne. Lubił patrzeć na rozbrykaną gromadkę dzieci wychodzących na spacer. Uśmiechał się i śpiewnym, kresowym głosem upominał, aby były grzeczne. W latach osiemdziesiątych, już jako dyrektor Państwowego Przedszkola nr 10 przy ulicy Prądzyńskiego 3 w Wołominie, biegałam na ulicę Kościelną do introligatorni pana Romualda z różnymi czasopismami do oprawienia. Dziś nie ma zakładu i nie ma mistrza, który najpierw był nauczycielem…
Pracę zawodową rozpoczął w 1928 roku, bezpośrednio po ukończeniu Męskiego Seminarium Nauczycielskiego im. Stanisława Konarskiego w Święcianach. W 1933 roku zamieszkał w Wilnie, tu pracował i uczył się w Wyższej Szkole Nauk Polityczno-Społecznych na Wydziale Społeczno-Ekonomicznym (kierunek geografia-ekonomia polityczna). W Wilnie poznał pannę Władysławę Szkudlarek, która także była nauczycielką… w szkole w majątku Leonarda Bobińskiego w Popowie. W tej malowniczo usytuowanej wsi nad rzeką Bug mieszkali Polacy i Żydzi. Historia obu narodów splatała się tu od lat, Żydzi mieli swoją bożnicę i łaźnię. Ponadto posiadali dwa sklepy spożywcze, piwiarnię, piekarnię i karczmę. Mieszkało tu czterech szewców i dwóch krawców. Dzieci żydowskie chodziły do polskiej szkoły, opuszczając jedynie poranną modlitwę i lekcję religii. Od 1934 roku przy szkole działała spółdzielnia uczniowska i fryzjernia. Władysława polubiła to miejsce i miejscową ludność. Lubiła też odwiedzać Druskienniki i dom dziadków: Ewy i Tomasza Pawlaków. Korzystając z wizyty u nich, odwiedziła Wilno i tam poznała studenta Romualda Markiewicza.
21 sierpnia 1935 roku, w kościele św. Kazimierza w Druskiennikach, odbył się ich uroczysty ślub, mszę św. koncelebrowało trzech księży. Zamieszkali w Wilnie. W 1937 roku przeprowadzili się z ukochanym synkiem – Stasiem do wsi Szandubra pod Druskiennikami, nad rzekę Rotniczankę.
W 1938 roku Romuald ukończył studia i kierował tu litewską szkołą, a Władysława wychowywała syna. Ponieważ swobodnie posługiwała się językiem francuskim, niemieckim i rosyjskim, znała także litewski, bez trudu otrzymywała propozycje pracy. W niedługim czasie Markiewiczowie zamieszkali w Druskiennikach, na osiedlu Kłoniszki przy ulicy Kirowa. W szpitalu na Kłoniszkach urodziła się Basia – ukochana córka Romualda. W półtora roku później na świat spieszyła się Łucja. Dziś pani Łucja wspomina: „Mama zaczęła rodzić. Wezwano lekarza, ale on ze względu na godzinę policyjną odmówił pomocy. Ojciec bardzo się denerwował, mimo to musiał odebrać poród. Zapomniał o obowiązku zasłonięcia okien, a to groziło rozstrzelaniem. Weszli niemieccy żołnierze patrolujący miasto z pytaniem, co się dzieje. Ojciec wystraszony zaczął się tłumaczyć: „Meine Frau ist krank, ich habe kleine Kinder”. I tylko jego dobra znajomość języka niemieckiego uratowała nas przed niechybną śmiercią”.
Duża, pięciopokojowa hacjenda, przepiękna okolica, zalesiona działka u stóp, której Niemen dalej toczy swoje wody, niedługo była szczęśliwą przystanią pięcioosobowej rodziny. Trwała okupacja hitlerowska. Oddziały Wehrmachtu zajęły Druskienniki.
23 czerwca 1941 roku płonęły zagrody, niemieccy żołnierze plądrowali sklepy i konfiskowali zapasy żywności. Na początku 1942 roku Niemcy wyrzucali mieszkańców Druskiennik z ich własnych domów i zajmowali całe posiadłości. „Kiedy miałam pół roku – mówi pani Łucja – musieliśmy uciekać, ponieważ Niemcy wywozili i rozstrzeliwali lekarzy, nauczycieli i księży. Uciekaliśmy w pośpiechu, rodzice zapakowali tylko słoną słoninę, którą ssaliśmy i popijaliśmy wodą z leśnego jeziorka. Po leśnej tułaczce przedostaliśmy się do Grodna. Po nalocie, z domu, w którym mieszkaliśmy została tylko wyrwa w ziemi. Przez jakiś czas rodzina miejscowych chłopów, w swojej ziemiance, przechowywała nas oraz innych poszkodowanych. Cierpieliśmy z zimna i głodu. Pewnego razu ojciec przyniósł na kolację wiadro mleka, ale gdy zawyły katiusze 5-letni Staś ze strachu usiadł do tego wiadra… i już było po kolacji.” W Grodnie urodził się Adam.
Brak domu, ciężkie warunki życia zmusiły Markiewiczów do przedostania się w rodzinne strony Romualda, do wsi Mile. Na początku pomagali ojcu w gospodarstwie. Władysława po ukończeniu kursu języka rosyjskiego, rozpoczęła pracę. Razem z Romualdem codziennie chodziła trzy kilometry do rosyjskiej szkoły w Święcianach. Jednak ta względna stabilizacja nie trwała długo. Majątek w Milach został ograbiony, skonfiskowany i oddany pod kołchoz. Po długotrwałych staraniach zamieszkali w Święcianach. W każdą niedzielę chodzili do Łyntup, do kościoła pw. św. Anny, w którym m.in. Barbara i Łucja przyjęły pierwszą komunię świętą – ich sukieneczki były uszyte z lnu, który wyhodowała, utkała, wybieliła i uszyła ciocia Ancia. W 1950 roku władzom komunistycznym nie podobało się uczestnictwo Markiewiczów w życiu religijnym parafii, więc zostali dyscyplinarnie przeniesieni do Podbrodzia. 3 maja 1951 roku w Podbrodziu urodziła się najmłodsza – Marysia.
W 1952 roku wszyscy powrócili do Święcian, Romuald pracował jako dyrektor i nauczyciel języka rosyjskiego i niemieckiego w Szkole dla Młodzieży Pracującej w Święcianach, znajdujących się już na terenie Związku Radzieckiego. Władysława podjęła pracę w polskiej szkole. Romuald, mimo obowiązków rodzinnych i pracy zawodowej, kolejne cztery lata poświęcił na studiowanie w Oddziale Zaocznym V Kursu Geograficznego Wydziału Leningradzkiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego im. M. N. Pokrowskiego.
16 października 1952 roku władze radzieckie przyznały Władysławie Markiewicz medal macierzyństwa II stopnia – za urodzenie i wychowanie przynajmniej piątki dzieci. Władysława urodziła siedmioro: Stanisława, Barbarę, Łucję, Adama (oraz bliźnięta, które niedługo po urodzeniu zmarły) i Marię. Markiewiczowie mieszkali wówczas w Święcianach, wsi, która do 1939 roku znajdowała się na Ziemi Wileńskiej (obecnie na Litwie). Po wojnie cały obszar gminy Święciany wszedł w struktury administracyjne Związku Radzieckiego. Od tego czasu nie było już Ich Polski. Przeżywali wiele upokorzeń i prześladowań, przeciw którym zaczęły buntować się najpierw ich dzieci.
W 1957 roku pierwszy do Polski przyjechał Stanisław – najstarszy syn Markiewiczów, który rozpoczął studia na Wydziale Maszyn Rolniczych Politechniki Wrocławskiej. Już w maju 1959 roku pozostali przekroczyli granicę w Białej Podlaskiej. Przyjechali do Warszawy. Na Wspólnej 8 róg Poznańskiej nie było domu, w którym Władysława razem z rodzicami Stanisławem i Antoniną Szkudlarkami mieszkała przed wojną. Mimo to powrócił w jej pamięci wyidealizowany obraz Warszawy z roku 1923 – spokojny dom, niedzielne spacery i uroczyste msze św. w kościele pw. św. Barbary, nauka w Seminarium Nauczycielskim (Żeńskim) przy Smolnej i początki pracy w Popowie. Ale ta rzeczywistość, ta Polska była… inna, była Polską Rzeczpospolitą Ludową. Zatrzymali się na krótko u cioci Zosi Szweryn w Grodzisku Mazowieckim. W Kuratorium Okręgu Warszawskiego złożyli podanie z prośbą o zatrudnienie.
1 września 1959 roku otrzymali skierowanie do Szkoły Podstawowej w Urlach. Wśród sosnowych lasów, nad niewielką rzeczką Liwiec, w malowniczej miejscowości, do której na wypoczynek zjeżdżali mieszkańcy stolicy, nabierali nowych sił do życia i pracy. On został kierownikiem, ona nauczycielką, bardzo kochała dzieci, szczególnie te najmłodsze. Po roku Romuald rozpoczął pracę w Wołominie. Władysława po nim objęła stanowisko kierownika szkoły (1960). Jednocześnie uczyła dzieci w klasach pierwszych, uważała, że one najbardziej potrzebują dużo miłości, ciepła, cierpliwości, mówiła: „Szkoła na wszystkie lata życia musi kojarzyć się z radością i bezpieczeństwem”, tę dewizę wyznawała do końca swojej pracy zawodowej. Zmagała się też z rozbudową budynku szkolnego gdyż dzieci przybywało i dla 246 uczniów brakowało miejsca. Powstał plan, zgromadzono materiały budowlane, na placu szkolnym został wzniesiony do stropu drugi budynek, jednak prace budowlane ze względu na brak środków zostały wstrzymane. W 1964 roku Władysława Markiewicz przeszła na emeryturę, a kontynuacją rozpoczętych prac zajął się nowy kierownik Henryk Kołek. W pamięci współpracowników Władysława Markiewicz pozostała jako dobra, sumienna organizatorka pracy dydaktyczno-wychowawczej i opiekuńczej oraz doskonała instruktorka powiatu wołomińskiego w zakresie nauczania języka rosyjskiego.
W 1960 roku Romuald Markiewicz został powołany na stanowisko podinspektora w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Wołominie – zajmował się organizacją kolonii letnich i nadzorem nad przedszkolami oraz kierował Metodycznym Ośrodka Powiatowego przy Wydziale Oświaty i Kultury w Wołominie. 20 kwietnia 1966 roku dyrektor Technikum Ekonomicznego – inż. Halina Kieszkowska zatrudniła Romualda Markiewicza w charakterze kontraktowego nauczyciela geografii gospodarczej i języka rosyjskiego. Był wychowawcą klasy II po Zasadniczej Szkole Handlowej, przewodniczącym Rady Wychowawców, w ramach Koła Turystycznego prowadził obozy wędrowne np. na trasie: Kraków – Limanowa – Dobra. Na zakończenie jego pracy w 1969 roku, pani dyrektor napisała: „(…) Był pracownikiem bardzo aktywnym i chętnie włączał się do prac społecznych szkoły. Prowadził Koło Turystyczne, zorganizował i przeprowadził obozy wędrowne dla młodzieży szkolnej. Był obowiązkowy i z powierzonych prac wywiązywał się sumiennie”. Rozpoczął pracę w Szkole Podstawowej nr 5.
W 1969 roku Romuald Markiewicz przeszedł na rentę, jednocześnie wystąpił z prośbą o zatrudnienie w Szkole Podstawowej nr 1 i w Zespole Szkół Ekonomicznych. W 1975 roku dyrektor Feliks Szturo zatrudnił go w niepełnym wymiarze pracy jako nauczyciela języka rosyjskiego.
W 1976 roku ukończył kursy introligatorskie w Warszawie, na Podwalu i otrzymał tytuł mistrza introligatorstwa. Założył zakład przy ulicy Kościelnej w Wołominie. Był to wówczas punkt, do którego chętnie zaglądali mieszkańcy miasta i powiatu.
Władysława i Romuald Markiewiczowie przez długie lata mieszkali w lokalu kwaterunkowym przy ulicy Feliksa Paplińskiego 21 (obecnie Wileńskiej) w Wołominie. Władysława opiekowała się wnukami i mężem, a po jego śmierci w 1986 roku okres jesienno-zimowy spędzała u swoich dzieci. Kiedy jej zdrowie zaczęło szwankować, zamieszkała na stałe w Kobyłce u córki Łucji i Bolesława Białobrzeskich. Otoczona miłością, której w sercu najbliższych nigdy dla niej nie brakowało, zmarła 6 maja 2005 roku, w wieku 98 lat. Pochowana została w rodzinnym grobowcu na (starym) parafialnym cmentarzu w Kobyłce (kw. E rząd 7) obok męża Romualda i wnuków Piotra i Pawła Białobrzeskich. W styczniu 2008 roku, za tę bramę gdzie idzie wprost do nieba ból i rozpacz pozostających, dołączył ukochany zięć Bolesław Białobrzeski.
Tygodnik Wieści Podwarszawskie
nr 18-19/2012
+ There are no comments
Add yours