Pogrzeb
Zwyczaje i obrzędy pogrzebowe zanikły jeszcze szybciej niż obrzędy weselne. W momencie, kiedy to ksiądz zaczął prowadzić orszak pogrzebowy i odmawiał modlitwy nad grobem, dawne pogańskie zwyczaje zaczęły ginąć lub w szczątkowej bądź przetworzonej formie utrzymywały się w ceremoniale kościelnym. Odwrót od kultywowania dawnych tradycji był spowodowany także wzrastającym dostępem do edukacji. Ludzie przestali bać się zmarłych, stąd też zanik tradycyjnych obrzędów, które przecież w głównej mierze miały pełnić funkcje obronną. Poza tym coraz mniej osób umiera w domu i wszelkie czynności przy zmarłym wykonywane są przez ludzi zajmujących się tym zawodowo. Rezultatem wszystkich wspominanych zmian jest zapominanie i odchodzenie od dawnych tradycji i obrzędów. Niemniej część informatorów zachowała w pamięci szczątkowe wiadomości dotyczące przebiegu dawnych uroczystości pogrzebowych.
Powszechnie pamiętane są znaki przepowiadające rychłą śmierć w rodzinie. Wszyscy rozmówcy zwracają uwagę na wycie psa i hukanie sowy „pójdźki”. Często dochodziło do tego również niespodziewane pęknięcie jakiegoś przedmiotu w domu – np. naczynia czy lustra, lub nieoczekiwany upadek czegoś na ziemię.
W czasie, o jakim mówią informatorzy, miejsca, w którym znajdował się zmarły nie traktowano już jako niebezpiecznego, dlatego też nie oznaczano specjalnie domu, w którym zmarły czekał na pochówek. Jedynymi symbolami były chorągiew żałobna i krzyż umieszczane przed domem. Czasem oparte o ścianę domu stało wieko trumny.
Bezpośrednio po śmierci konającego zatrzymywano w domu wszystkie zegary, jak również zasłaniano lustra, aby nie zobaczyć w nich ducha zmarłego. Nie ma już zwyczaju otwierania okien i drzwi i zrywania części dachu, aby ułatwić duszy opuszczenie domostwa. Jedna z informatorek wspomina jedynie o otwieraniu wierzei od budynków gospodarczych.
Osoby, które zajmowały się zmarłym, należały zazwyczaj do najbliższej rodziny. W dawniejszych czasach o umycie zmarłego proszono tzw. dziadów proszalnych, jednak informatorzy wspominają, że to zwykle żona lub dzieci wykonywały tę pracę. Powszechnie uważano, że zwracanie się do zmarłego po imieniu ułatwia ubranie go, ponieważ zwiotcza jego zesztywniałe mięśnie. Ponieważ wiara w umartwiającą siłę zwłok nie była już tak powszechna, nie zachował się przesąd izolujący osoby mające styczność ze zmarłym. Nie mniej jednak informatorzy wskazują, że słoma z łóżka na którym leżał nieboszczyk, jak również jego rzeczy osobiste były palone. Ciekawy wydaje się przesąd, który mówi o tym, że z dymu po palonej słomie można wróżyć o stanie duszy zmarłego. Jeśli dym szedł w górę, dusza miała być szczęśliwa. Jedna z informatorek zaznacza także, że woda, którą myto zmarłego wylewana była w takie miejsce, by jej nie deptać.
Dopóki trumna nie została przygotowana, zmarłego kładziono na płaskiej powierzchni, np. na deskach, na ławie lub na stole, czasami przykrywano go prześcieradłem. Wcześniej zamykano mu usta i oczy, aby „nie wypatrzył” ani „nie wywołał” nikogo z żywych na tamten świat. Jeżeli oczy nie chciały się zamknąć, kładziono na nie poduszkę. Do ręki dawano gromnicę.
Na całym obszarze, objętym badaniami, zachował się zwyczaj odwiedzania zmarłego i czuwania przy nim. Do późnych godzin nocnych modlono się i śpiewano.
„Żegnam Cię mój świecie wesoły
Już idę w śmiertelne popioły
Rwie się życia przędza
Czas mnie w grób zapędza
Bije pierwsza godzina”
W dawniejszych czasach kobieta ubierana była do trumny w czepiec, fartuch, koszulę, czasem gorset i chustkę na głowę. Mężczyznom zakładano koszulę, spodnie, kamizelkę, pas i buty, zaś sukmana pozostawała w domu. Z relacji wynikało, że zaraz po wojnie obowiązkowym elementem stroju grzebanej kobiety była tylko chustka na głowie, reszta zależała od aktualnej mody bądź stanu posiadania rodziny. Mężczyzn ubierano w koszule i garnitury. Czasem wkładano do trumny czapkę, grzebień, chusteczkę do nosa, zaś do ręki dawano obrazek święty i różaniec. Było to echo dawnych, jeszcze pogańskich zwyczajów wkładania do grobu różnych przedmiotów, do których zmarły był przywiązany. Z czasem przekształciły się one w dewocjonalia – obrazki, zioła święcone, książki do nabożeństwa. Z reguły zmarłe dzieci, młode mężatki i panny ubierano do trumny na biało; pannom czasem nakładano na głowy welony. Trumnę dziecka także malowano na biało.
W pomieszczeniu, gdzie znajdowała się trumna ze zmarłym paliła się gromnica, dookoła trumny leżały kwiaty i wieńce. Wszystko to musiało być wyniesione na cmentarz razem z trumną, także gromnica musiała dopalić się na cmentarzu. Zgodnie ze zwyczajem unikano, wynoszenia trumny przez rodziców zmarłego dziecka. Robiły to zawsze osoby obce – najczęściej inne dzieci niosły trumienkę na ręcznikach. Powszechnie wierzono, że jeśli rodzice wyniosą trumnę swego dziecka, wyniosą w ten sposób wszystkie swoje dzieci.
Nie zachowały się przekazy o zwyczajach i obrzędach pożegnalnych. Powszechnie pamięta się jedynie tradycję wynoszenia zmarłego nogami do przodu, co miało ustrzec duszę przed powrotem. Wspomina się także o zwyczaju przewracania stołków, ław i krzeseł, na których stała trumna. Nie zanotowano już jednak zwyczaju stukania trumną o próg na znak pożegnania, ani informowania inwentarza o śmierci gospodarza. Interesujące zdarzenie zanotowano jedynie w Rudzie. Tam jeden z informatorów wspomina, jak to w latach 70-tych po śmierci pszczelarza, nagle obudziły się pasiece jego pszczoły w. Dopiero kiedy zaraz po wyprowadzeniu trumnę zaniesiono do pasieki i uderzano nią trzykrotnie o każdy ul, pszczoły się uspokoiły.
W Kowalisze zachowała się pamięć o tym, że niegdyś kobiety w ciąży nie mogły brać udziału w pogrzebie bądź patrzeć na zwłoki. Związane to było z wiarą w ich umartwiającą moc. Z tego samego powodu na niektórych terenach nie wolno było zaprzęgać źrebnych klaczy do wozu ciągnącego trumnę. Unikano także patrzenia na wynoszoną trumnę z okna, gdyż groziło to wypadnięciem włosów.
Kondukt pogrzebowy otwierał krzyż przyniesiony z kościoła, którego nie wolno było nieść nikomu z rodziny, następnie niesiono chorągiew, potem trumnę, za którą szła rodzina i reszta orszaku pogrzebowego. Trumnę niesiono do pierwszego krzyża bądź kapliczki, gdzie kondukt się zatrzymywał, następnie ksiądz w imieniu nieboszczyka przepraszał za wszystkie zawinione bądź niezawinione winy. Następnie trumna wieziona była na wozie, często bez desek, aby było ją widać, i w taki sposób odprowadzana na cmentarz. Kondukt zatrzymywał się przy każdym krzyżu, by przy nim odmówić modlitwę.
Żałobę zaznaczano w stroju kolorem czarnym, czasem wystarczała czarna opaska na ramieniu. Na jednej z ilustracji widać jednak włościan ubranych na biało, co było echem dawnego zwyczaju zaznaczania żałoby właśnie tym kolorem. Nie angażowano również płaczek dla podkreślenia żalu, gdyż wierzono, że może to sprowadzić duszę z powrotem na ziemię. Pamięta się jednak płaczki na pogrzebach żydowskich.
Informatorzy nie przypominają sobie przypadków chowania ciał bez trumny. Jedynie w latach wojennych zdarzały się takie wypadki, wynikały one jednak ze specyficznych okoliczności, a nie z utartego zwyczaju. Do grobu nie wrzucano żadnych przedmiotów, czasem kwiaty, większe kamyki i zawsze garść piachu. Nagrobki były w kształcie wydłużonych kopców z ziemi, obsypanych piaskiem i obłożonych darnią lub jałowcem. Groby dzieci zdobiono na biało. Najczęściej stawiano drewniane krzyże, z rzadka metalowe; w przypadku bardzo biednych rodzin nie było żadnego krzyża. Nie zachował się zwyczaj pochówku głową na wschód. Nie zapamiętano również, aby istniał zakaz oglądania się za siebie w czasie powrotu z pogrzebu. Jedna z informatorek wspomina natomiast, że zaraz po pochówku nie wolno było palić świeczek przy grobie, gdyż mogło to sprowadzić śmierć na członka rodziny zmarłego.
Przedstawione powyżej wierzenia, obrzędy i zwyczaje stanowią tylko niewielki fragment bogactwa tradycji, jakie obowiazywały niegdyś na ziemiach Mazowsza Północnego. Wiele zwyczajów i obrzędów znanych jeszcze na początku XX w. zanikło zupełnie. Obrzędowa warstwa zarówno życia codziennego, jak i dni świątecznych z upływem czasu uległa ogromnemu spłyceniu. Nawet jeżeli w latach powojennych niektóre tradycje były dalej kultywowane, ich znaczenie i funkcja zostały zupełnie niemal zapomniane. Odwrót od dawnej obrzędowości jest procesem nieodwracalnym. Nie jesteśmy w stanie przywrócić dawnych tradycji ani spowodować powrotu do ich praktykowania; zabieg taki byłby zresztą niecelowy. Ważne jest jednak, by udokumentować i zapisać te, które pozostały w pamięci tutejszych mieszkańców. Stanowią one przecież o bogactwie i kolorycie naszej kultury regionalnej.
+ There are no comments
Add yours