Losy więźniów obozu NKWD w Ostrówku

NKWD nie rozpoczęło aresztowań wraz z otwarciem obozu, pierwsi ludzie którzy trafili w ich ręce więzieni byli w willi “Tatin” w Ostrówku, własności rodziny Dowbor-Muśnickich. Wielu więźniów chorowało na czerwonkę (krwawą dyzenterię). Jest to ostra choroba zakaźna, z willi Dowborów dotarła także do sąsiednich domostw, w wyniku czego zmarła mała Marysia Gołębiowska. Z dostępnych relacji wynika, że obóz nie był jedynym miejscem w którym przesłuchiwano i więziono ludzi. NKWD ulokowało swoje siedziby także w: mieszczącej się obok obozu willi p. Wesołowskich (pomiędzy przesłuchaniami więźniów trzymano w piwnicy, stłoczonych tak, że nie mogli nawet usiąść), domu p. Niedzielskiego, domu p. Jabłońskich (po więźniach pozostały napisy na ścianach), dworze p. Gołębiowskich i willi “Rozalia-Klementyna” przy ulicy Warszawskiej.

Wojenne wspomnienia mieszkanki Ostrówka – Stanisławy Sawickiej

“Dnia 18.08.1944 r. wjechała do Ostrówka Armia Radziecka. Tu miała przebiegać linia frontu i znowu zostaliśmy usunięci z naszych domów – do Tułu, gdzie przebywaliśmy kilka dni. Po powrocie 29 sierpnia 1944 r. zastaliśmy spenetrowane domy, puste stodoły, zryte kulami armatnimi pola, ale życie zaczynało się od nowa. W domach zakwaterowani byli żołnierze radzieccy z bazy remontowej samochodów i czołgów. W domu, gdzie obecnie jest stara plebania zakwaterowało się NKWD. W październiku 1944 r. w lesie pod stacją kolejową Klembów NKWD założyło obóz. Dużą część lasu ogrodzono drutami i na tym terenie wykopano „ziemianki”. Przetrzymywano tu partyzantów z Ostrówka i okolicznych miejscowości, między innymi z Szewnicy, Urli, Tłuszcza, Kozłów.”

Robić z gęby cholewę

Sekretarz PRN, Stanisław Kozakiewicz, czytał — jak się okazuje — artykuł w „Życiu Warszawy”. Nie widział jednak nic niewłaściwego w tym, ze Gmina dała Redakcji zobowiązanie bez pokrycia. Dowiedzieliśmy się, że „gazeta może sobie pisać, bo ma do tego prawo”, natomiast rada narodowa musi działać w ramach możliwości. A że w Klembowie nie istnieje publiczna gospodarka lokalami, więc i z możliwościami krucho. Sekretarz powiedział nam także, że owe możliwości skurczyły się jeszcze bardziej po… artykule „Życia Warszawy”m gdyż przyczyniliśmy się do ujawnienia jakimi to ludźmi są lokatorzy pani doktór…

Pani Doktor

W drewnianym domku doktor Koczorowskiej znajdowali schronienie różni ludzie. W czasie okupacji — wysiedleńcy, Żydzi, działacze konspiracji, czerwonoarmiejcy. Nie pytała kim są. Wystarczało, że szukali pomocy, że trzeba było ich ukryć. Znajdowali u niej przystań, kromkę chleba, ciepły piec kaflowy, opiekę lekarską. Zaraz po wojnie przewinęło się sporo różnych biedaków przez drewniany domek w Ostrówku — nauczyciel, który przybył z końca świata, emerytowana bibliotekarka. Pani doktor nie brała od swych lokatorów pieniędzy, podobnie, jak nie przyjmowała honorariów od pacjentów. Żyła skromnie, kontentowała się pensyjką z ośrodka zdrowia, którym kierowała aż do 1960 roku, do czasu, gdy stuknęło jej 77 lat i gdy w powiecie wołomińskim nie było już tak trudno o lekarza.