Jan Rytel-Kuc szedł drogą przez Wycinki, gdy w okolicy przejazdu kolejowego spostrzegł swojego syna. Śmiejącego się i rozmawiającego z niemieckimi wartownikami. Rytel, powszechnie szanowany nauczyciel ze szkoły w Klembowie poczuł nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Machnięciem ręki przywołał Władysława. Gdy podszedł, wyczuł od niego woń alkoholu. Ojciec trzasnął w pysk syna i obróciwszy się na pięcie powrócił do domu. Był gorący lipcowy wieczór 1944 roku. Jak pokazał dalszy bieg wydarzeń nic w tej historii nie było takie, jakim mogło wydawać się na początku…
Bracia Rytlowie: Stanisław i Jan
Jest sobotnie przedpołudnie. Ostatni dzień listopada 2019 roku. Pani Małgorzata Kogutowicz opowiada mi o swoim rodzinnym domu. O dziadku, Stanisławie Rytel-Kucu i mamie, Barbarze Łojkowej, zasłużonej wołomińskiej lekarce. – Dziadek Stanisław był nauczycielem w Sadownem, kierownikiem tamtejszej szkoły elementarnej od 1918 roku. Jeszcze przed wojną kupił mieszkanie w Warszawie, ale czas poprzedzający wybuch wojny i lata okupacji przeżył w Ostrówku na tak zwanych Wycinkach. Tu, nieopodal przejazdu kolejowego pobudował drewniany dom. Jego rodzony brat, Jan kupił ziemię obok, bliżej Klembowa. On również był nauczycielem. W rodzinie mówiono, że organizował pierwszą szkołę właśnie w Klembowie. Dziadek miał dwoje dzieci, Barbarę – moją mamę – i Janusza. Jan natomiast czworo, z których dwóch synów działało w ruchu oporu: Stanisław wstąpił do Armii Krajowej a Władysław do Batalionów Chłopskich – tłumaczy pani Kogutowicz. – Był rok 1974 kiedy zapytałam wujka Władysława, dlaczego nie wstąpili do jednej organizacji – kontynuuje moja rozmówczyni. – Wujek odpowiedział „To bardzo proste, żadna polityka. Koledzy szkolni Stanisława byli w AK a moi w Batalionach, gdzież więc mieliśmy pójść? Tym bardziej, że to nam nie przeszkadzało”.
Niemcy organizują posterunek
Układam w całość elementy tej historii. Dzięki opowieści Pani Kogutowicz dowiaduję się rzeczy kluczowej. Rytlów było kilku a „Rytlówek” czyli drewnianych willi doń należących, dwie. Ale od początku. Wycinki to nazwa części leśnego, letniskowego Ostrówka. Biegnąca tędy droga z Klembowa do Lipki przecina tory do Warszawy. Nieopodal przejazdu znajduje się wiadukt kolejowy wybudowany dla pokonania przeszkody, jaką stanowi w tym miejscu rzeka Rządza. W czasie II wojny światowej Niemcy zdawali sobie sprawę z wagi tego newralgicznego punktu na mapie okolicy. Dlatego też zorganizowali tu posterunek wartowniczy a jego siedzibę ulokowali w domu Stanisława Rytla, dziadka mojej rozmówczyni. – Podczas okupacji połowa domu była zajęta przez Niemców, w drugiej pozwolono zostać naszej rodzinie. Proszę sobie wyobrazić, że Dziadek pod nosem Niemców urządził punkt kontaktowy dla Armii Krajowej. Po „naszej stronie” działy się różne rzeczy: przynoszono ulotki, dokumenty, była nawet radiostacja. Ścianę dzielącą dom na dwie części wyłożono siennikami, by Niemcy nie słyszeli co się u nas dzieje. Opowiadano mi anegdotę – kontynuuje pani Kogutowicz – jak to pewnego dnia w bukietach kwiatów przynoszono do nas elementy radioodbiornika. Niemcy zainteresowali się poruszeniem i zapytali Dziadka co się dzieje. Ten wymyślił, że rodzina i okolica świętują imieniny babci. W takiej sytuacji Niemcy postanowili również ją odwiedzić, składając przy tym najlepsze życzenia. Jakiś czas później w miejsce dotychczasowych żołnierzy niemieckich pojawili się własowcy, Rosjanie i Ukraińcy sprzymierzeni z Hitlerem. Mama opowiadała mi, że była to prawdziwa swołocz. – konstatuje wnuczka Stanisława Rytla.
Ukraińcy i Rosjanie sprzymierzeni z Hitlerem
Istotnie, tak zwani własowcy odznaczali się wyjątkową brutalnością. Szczególnie stacjonujący w posterunku na Wycinkach dali się poznać okolicznej ludności z wyjątkowo złej strony. Grabieże i gwałty były na porządku dziennym. Kilkunastu przebywających w willi Stanisława Rytla Rosjan i Ukraińców było dowodzonych przez dwóch, trzech Niemców. Pod koniec lipca, gdy koniec wojny na naszym terenie zbliżał się nieuchronnie, żołnierze Polski Podziemnej zaplanowali na Niemcach i Własowcach spektakularną zemstę. Akcję przeprowadziły wspólnie lokalne siły Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej. Bataliony Chłopskie na terenie gminy Klembów były organizacją wyjątkowo silną na tle innych miejscowości w dawnym powiecie radzymińskim. Szczególny postrach u wroga wzbudzał Oddział Specjalny przeznaczony do zadań dywersyjnych a dowodzony przez ppor. Mariana Gotowca „Antka Szczura”. Jego zastępcą, a prywatnie szwagrem był Władysław Rytel-Kuc, syn klembowskiego nauczyciela i bratanek właściciela willi w której przebywali własowcy.
Śmiała akcja
Gdy późnym popołudniem 14 lipca, w okolicy przejazdu na Wycinkach, Jan Rytel zastał swojego syna pijącego z wartownikami nie miał pojęcia, że jest to część większego planu. Tej nocy Odział Specjalny „Antka Szczura”, wespół z Oddziałem Specjalnym Armii Krajowej pod dowództwem ogniomistrza Józefa Marcinkowskiego „Wyboja” z Ręczaj dokonali śmiałego napadu na posterunek własowców. Akcję poprzedziła wielotygodniowa obserwacja. Poznano zwyczaje własowców, datę otrzymania żołdu i rozmieszczenie nieprzyjacielskich wart w okolicach przejazdu i wiaduktu. To właśnie likwidacja dwóch wart, ich obsadzenie oraz zajęcie przejazdu były pierwszym celem Polaków. Później, żołnierze Batalionów i AK otoczyli willę Stanisława Rytla. Grupa uderzeniowa wparowała do budynku i sterroryzowała wroga. Wywiązała się strzelanina. Czterech obecnych Niemców, w tym jednego oficera zabito na miejscu. Kilkunastu (źródła mówią o 17) własowców pojmano i uprowadzono. Akcja zakończyła się pełnym sukcesem Polaków. Zdobyto trzy wozy broni, amunicji i wyposażenia. Wszystko przewieziono do odosobnionego gospodarstwa Franiszka Wytrykusa „Strugi” w Cygowie. Tam też ulotnili się partyzanci. Tymczasem w drugiej części domu przez cały ten czas przebywali właściciele gospodarstwa: Stanisław, jego małżonka, córka Barbara oraz złożony śmiertelną chorobą syn Janusz.
Dobić czy uratować?
– Z tego co wiem, podczas akcji rzeczywiście doszło do strzelaniny w środku – komentuje Małgorzata Kogutowicz. – Wybuchł też granat. To enigmatyczna historia. Mówiono, że jeden z Ukraińców zagarnął go pod siebie. I rzeczywiście w tamtym pomieszczeniu naszego domu podłoga była zawalona. Po akcji i uprowadzeniu własowców Dziadek dał znać na wieś, aby mieszkańcy uciekli przed zemstą Niemców. Sam zaprzągł konia i wsadził rodzinę na wóz z takim samym zamiarem. Gdy wyjeżdżali stało się coś nieprzewidzianego. Chwiejnym krokiem, z domu wyszedł ranny Niemiec. Oficer. Trzymał broń i celował w dziadka. Zmusił ich do pozostania na miejscu. Mama, która studiowała medycynę na tajnych kompletach miała wielki dylemat. Dobić go czy opatrzyć? Ostatecznie wybrała to drugie. Tymczasem na miejscu pojawili się zaalarmowani, wściekli Niemcy. Kolejno z posterunków żandarmerii w Tłuszczu, Wołominie i Radzyminie. Rozpoczęli obławę na Wycinkach i Lipce. – Dziadek tej nocy trzy razy żegnał się z życiem. Okazało się jednak, że ten niemiecki oficer opatrzony przez mamę, był bratankiem kogoś bardzo ważnego. Podczas gdy Dziadek myślał, że idzie na rozwałkę Niemcy dziękowali mu za uratowanie temu człowiekowi życia – kończy pani Kogutowicz.
UB kołacze w drzwi Rytlów
Ta historia ma ciekawy, powojenny epilog. Oto pewnej nocy, w innej już komunistycznej rzeczywistości, latem 1953 roku ubecy zapytali kogoś w Ostrówku o dom Rytla. – Pamiętam jak kolby biły w nasze okno. Gdy rodzice otworzyli drzwi i podali swoje nazwiska okazało się, że chodziło o inny dom. – opowiada moja rozmówczyni – Groza tamtej chwili jest nie do opisania. Po wyjściu ubeków Dziadek z mamą przypomnieli sobie o tajnych skrytkach z czasów okupacji. My, dzieci siedziałyśmy w swoim pokoju. Siostra podglądała przez dziurkę od klucza więc widziała co się dzieje. Mama szlafrokiem zasłoniła okno wychodzące na łąki i Rządzę. Dziadek w kuchni węglowej spalił wszystkie ulotki niepodległościowe i dokumenty z czasów okupacji. Radiostację i broń ojciec utopił w szambie.
Dalsze losy
Jakie były dalsze losy bohaterów tej opowieści? Stanisław Rytel pracował po wojnie w Polskim Radio. Zmarł w latach 50-tych. Jego córka, Barbara została lekarzem. Po sprzedaniu domu w Ostrówku-Wycinkach wspólnie z mężem Antonim i córkami zamieszkała w Wołominie. Zapisała się w historii miasta, jako jedna z najwybitniejszych jego obywatelek. Zmarła w 2000 roku. Jej rodzinny dom w Wycinkach po wielu przebudowach istnieje do dziś. Bracia stryjeczni Barbary, Stanisław i Władysław po przejściu frontu zgłosili się do Ludowego Wojska Polskiego. Gdy Stanisław, członek Armii Krajowej ujawnił swoją konspiracyjną działalność z wojska wyrzucono jego… brata. Dziś obaj już nie żyją, ale ich dom, druga willa Rytla wciąż stoi i jest w posiadaniu potomków rodziny.
Marian Gotowiec „Antek Szczur” wraz ze swoim oddziałem Batalionów Chłopskich uczestniczył w akcji „Burza”. Po przejściu frontu organizował w Klembowie posterunek Milicji Obywatelskiej, później wstąpił do wojska. Poległ 30 kwietnia 1945 roku jako żołnierz 10 dywizji piechoty w walce o Nysę Łużycką.
Józef Marcinkowski „Wybój” w 1946 roku zaangażował się w drugą konspirację. Działał w Ruchu Obrony Armii Krajowej i Samoobronie Ziemi Mazowieckiej. Aresztowany w 1950 roku, został skazany na śmierć i zamordowany. W roku 2007 został oczyszczony z zarzutu “wrogiej działalności wymierzonej w państwo polskie po roku 1944”. Jednak wyrok skazujący za działalność antyżydowską nie został anulowany
17 własowców pojmanych w nocy z 14 na 15 lipca w domu Rytla przewieziono w odosobnione miejsce. Zostali rozstrzelani w zasieku stodoły Wytrykusa w Cygowie. Ciała pochowano w pobliskim nasypie kolejowym.
+ There are no comments
Add yours