Rada Pedagogiczna i kl. I Liceum - rok 1945

Kronika Liceum Ogólnokształcącego w Wołominie – rok 1944/45

Dnia 6 września 1944 roku wczesnym rankiem wkroczyły do naszego miasta oddziały Armii Radzieckiej, które w zwycięskim marszu posuwały się na zachód, po drodze wyzwalając miasta, miasteczka i wsie z pod czarnej i ponurej nocy okupacji hitlerowskiej. Miasto nasze w tym okresie przedstawiało okropny widok: tory zniszczone, stacja, huty i poczta spalone, niektóre domy rozbite, słupy telegraficzne wraz z drutami porozrzucane, drogi i pola poryte gąsienicami czołgów, ludność w 60% popędzona uprzednio przez Niemców.

Dnia 12 i 13 września żołnierze radzieccy zajmują dalsze miejscowości jak Zielonka, Ząbki, Rembertów i Praga. Na ziemiach oswobodzonych zaczyna budzić się życie dzięki wysiłkom miejscowej, pozostałej ludności oraz przy pomocy władz radzieckich. Szkolnictwo również nie pozostało w tyle. Niewielka grupa nauczycieli szkół średnich, rzucona przez wojnę w okolice naszego miasta postanowiła zorganizować szkołę średnią w naszym mieście. Trzeba tu zaznaczyć, że nigdy przed tym zarówno w Wołominie, ja i w całym powiecie typu szkoły średniej ogólnokształcącej nie było. Na czele w/w grupy nauczycielskiej stanął jako główny inicjator nauczyciel języka polskiego byłego Gimnazjum i Liceum w Puławach, dziś już nie żyjący kol. Józef Czerniakowski – pierwszy dyrektor Liceum, w czasie okupacji wizytator tajnego nauczania na powiat wołomiński, mający pseudonim KOS (skrót Kuratorium Okręgu Szkolnego).

Już w drugiej połowie września rozpoczęto zapisy uczniów oraz angażowanie nauczycieli i pracowników. Zapisów dokonywano w prywatnym mieszkaniu Pani Markowskiej – kierowniczki Szkoły Podstawowej. Zaplanowanych terminów rozpoczęcia nauki było kilka, gdyż Wołomin w dalszym ciągu był nękany dalekonośną artylerią niemiecką. Ostatecznie jednak jeszcze pod obstrzałem nastąpiło otwarcie szkoły dnia 23 października 1944 r., dokładnie 15 lat temu.

W dniu tym szkoła nasza rozpoczęła naukę jako pierwsza w mieście, szkoły podstawowe były jeszcze nieczynne. Otrzymaliśmy do użytku jako lokal szkoły willę przy ul. Granicznej, gdzie uruchomiono 4 klasy gimnazjalne i 2 klasy licealne. Klasa druga Liceum liczyła 12 uczniów. Młodzież klas starszych rekrutowała się z byłych uczestników tajnych kompletów. Zapisano do wszystkich klas około 140 uczniów. Mieliśmy kompletny zespół nauczycielski. Wybitnie pomogła szkole Radziecka Komenda Miasta z komendantem – starszym lejtnantem na czele, dostarczając szkole jako opału na zimę 16 ton węgla, Zarząd Miejski z burmistrzem miasta Ob. Dymowskim oraz nowopowstała Milicja Obywatelska. Darem Milicji Obywatelskiej było pianino, które dotąd znajduje się w szkole. Otrzymano również pomoc w remoncie zdewastowanej willi ze strony rodziców, powstał równiez pierwszy komitet Rodzicielski, którego przewodniczącym był Ob. Karpiński – pracownik kolejowy. Część starych ławek otrzymaliśmy ze szkoły Nr 1 i Nr 4.

klasa II b gimnazjum Wołomin, 1944
klasa II b gimnazjum Wołomin, 1944

Trudno tu opisać nastrój, jaki panował w tym dniu wśród młodzieży, która wyszła z tajnych kompletów i mogła zacząć naukę w szkole polskiej oraz wśród nas – nauczycieli, którzy z wielkim zapałem i energią  i dużym poświęceniem przystąpili do pracy.

Już w czerwcu 1945 r. złożyło egzamin dojrzałości 12 pierwszych absolwentów tej szkoły, którzy dziś zajmują odpowiedzialne stanowiska jak np. Kubiak Stanisława – architekt, Grzybowska Jadwiga – dr medycyny, dwóch braci Borowskich – dwaj inżynierowie, dwie siostry Madejówny – dwie mgr farmacji i inni.

Na Radzie Pedagogicznej nadano nazwę nowej szkole: “Miejskie Gimnazjum i Liceum im. dr. med. Jana Sikorskiego”. Dr Jan Sikorski już wtedy nie żyjący, był wybitnym lekarzem i filantropem na terenie miasta Wołomina, a szczególnie w czasie okupacji. Jeden z jego synów – Andrzej Sikorski, mając stypendium imieniem swojego ojca, ukończył również nasze Gimnazjum i jest obecnie inżynierem. Szkoła była prywatna, nauczyciele otrzymywali pobory ze składek wpłacanych przez rodziców.

Rada Pedagogiczna i kl. I Liceum - rok 1945
Rada Pedagogiczna i kl. I Liceum – rok 1945. Siedzą od lewej: Mirosław Toporowski, Halina Cichowicz, Maria Dzwonkowska, dyr. Józef Czerniakowski, Władysława Miller. Jadwiga Kalinowska, ks. Stanisław Bott. W drugim rzędzie: Jan Kopcewicz, Sabina Drop, Janina Zieleniewska, Józef Piróg

A oto charakterystyki niektórych nauczycieli przez uczniów z r. 1945, przytaczam w cudzysłowie.

Dyrektor Liceum, Pan Józef Czerniakowski

Godzina 8 rano. Miejskie Gimnazjum i Liceum w Wołominie zaczyna tętnić życiem, młodzież szkolna zalega korytarze napełniając gmach szkolny gwarem i śmiechem. Wtem czyjeś kroki zwróciły uwagę wszystkich w stronę drzwi wyjściowych. Oto wchodzi mężczyzna w jasnym płaszczu, trzymając kapelusz i laskę w ręku, odpowiedział skinieniem głowy i lekkim uśmiechem na ukłony młodzieży i skierował się w stronę kancelarii, gdzie zastał już grono kolegów i koleżanek. Powitał ich serdecznie, przystąpił do pracy, którą traktuje poważnie i z zamiłowaniem. Przy pracy uśmiech nie schodzi z jego pogodnego oblicza, tylko w sprawach poważnych bywa bardziej zasępiony i chmurny. Czoło wysokie pokryte zmarszczkami  i blizną świadczą o jego pracy szlachetnej, dla której poświęcał dobro swe własne i narażając swe życie na różne niebezpieczeństwa z tą pracą związane. Nic dziwnego, że chociaż w młodym wieku głowę pokrywa mu już lekka siwizna, tylko jasne oczy nadają twarzy prawie młodzieńczy wygląd, a szybkie ruchy zdradzają w nim wielkie zasoby energii. Posiada niezwykły hart ducha i wielką siłę charakteru, która uwydatnia się w jego postępowaniu. Do młodzieży ustosunkowany jest bardzo przychylnie, pogodnie i po przyjacielsku, używając często słowa “no, i co chłopie”. To wyrażenie każdemu z nas wystarczy, stara się więcej tego nie czynić nie chcąc Mu robić przykrości. Oczywiście lubiany jest przez wszystkich i każdy odnosi się do niego z szacunkiem i uprzejmością. Jest wzrostu średniego, lat około 40, ubrany jest w czarny garnitur mocno dopasowany do figury. Cała postać tchnie powagą i szlachetnością, a uśmiech na jasnej twarzy nadaje wyraz pogody i dobroci.

Profesorka historii, Pani Drop Sabina

Osobę, którą mam zamiar opisać, cechuje wielka siła charakteru i rzadko spotykany hart ducha. W czynach swych jest bezwzględna, surowa, lecz sprawiedliwa. Pracę swą traktuje poważnie, z zamiłowaniem, z czego wypływa korzyść dla niej samej, dla nas i całego społeczeństwa, wyrabia w nas w ten sposób dobrych obywateli państwa. Nic też dziwnego, że lubiana jest przez wszystkich i każdy odnosi się do niej z wielkim szacunkiem i przychylnością. Do uczniów zwraca się zawsze serdecznie i grzecznie, lecz z pewnym chłodem i rezerwą, co na nas oddziaływa dodatnio. Jest wysoką, przystojną brunetką. Czoło wysokie świadczy o jej inteligencji i szlachetności wrodzonej. Policzki pomalowane nieco karminem dodają piękna i wytworności. Postać cała tchnie powagą, szczerością i dobrocią.

Profesorka jęz. polskiego, Pani Cichowicz Halina

Pani profesorka jest osobą średniego wzrostu, szczupła, lecz mająca zgrabną figurkę. Niewielka głowa okolona puszystymi włosami tu i ówdzie przyprószonymi siwizną. Na niewielkiej twarzy zarysowują się małe usteczka i duże oczy osadzone głęboko. Zgrabne nóżki dopełniają figurę. Jest bardzo miłą, sympatyczną profesorką. Uczy dokładnie i sumiennie. Poświęca się pracy społecznej w szkole, jest reżyserką wszelkich imprez.

Profesorka geografii, Pani Miller Władysława

Do klasy wchodzi starsza osoba. Jest ona szczupła, średniego wzrostu. Siwe włosy ma gładko zaczesane do tyłu i spięte w kok. Twarz ma pociągłą i szczupłą. Przednie zęby wysunięte są ku przodowi. Jako osoba starsza jest powolną. Mimo, że lekcje prowadzi dość zajmująco w klasie jest hałas. Ogólnie nazywana jest Babcią.

Profesorka biologii, Pani Dzwonkowska Maria

Zbliża się jedna z najprzyjemniejszych lekcji. W klasie jest cicho, wchodzi profesorka – bardzo miła, starsza osoba. Wykłada dość interesująco, uśmiechając się do nas miłym uśmiechem, który rozwesela serca nasze. Jest to osoba bardzo opanowana, nigdy nie mówiąca podniesionym głosem, gdyż nie potrzebuje nam zwracać uwagi. Nie boimy się Jej, gdyż mamy w Niej wielkiego przyjaciela i towarzysza młodzieży. Widać po Niej, że z zadowoleniem i poświęceniem wychowuje młodzież. Oczy Jej jasno niebieskie patrzą na nas z miłością i dobrocią. Ona nam się poświęca, my zaś oszczędzamy Jej przykrości i staramy się odpowiadać zadaną lekcję jak najlepiej, aby była z nas zadowolona. Jest wysoka, zgrabna, postawna, włosy przyprószone siwizną upina w koszyk. Twarz ma grubokościstą. Jest wielką patriotką. Wogóle jest osobą przez wszystkich lubianą i cenioną.

Profesor języka niemieckiego, Pan Kowalski Stanisław

Z dźwiękiem dzwonka do klasy wchodzi otyły i dość wysoki profesor pełen powagi i srogości. Na powitanie lekko skłania głowę. Lekcja z Nim to prawdziwa męka. Do odpowiedzi wywołuje na środek klasy, czego nie czyni żaden profesor. Profesor ten ma twarz owalną, dość pulchną. Włosy uczesane na bok są gęsto przyprószone siwizną. Jest dość surowy i bezwzględny. Najlepszą oceną u Niego są jedynki, najgorsza zaś piątki.

Profesorka robót ręcznych dziewcząt, Pani Kalinowska Jadwiga

Profesorka ma lat około 35. Jest wzrostu średniego. Ciemne z lekka falujące włosy otaczają twarz o jasno niebieskich oczach. Usposobienie ma dość pogodne. Lubimy Ją wszyscy, choć zawsze krzyczy na nas. Na lekcjach Jaj panuje zawsze swoboda i gwar, toteż należy ona do najprzyjemniejszych.

Profesorka jęz. francuskiego i rosyjskiego, Pani Bobkowska Stanisława

Jest to osoba około 50 lat, wysoka, tuszy średniej. Ciemne włosy lekko przyprószone siwizną, uczesane gładko, spięte z tyłu w kok. Rysy Jej wyraźne, małe piwne oczy i dość długi nos. Jest to osoba wykształcona, która zwiedziła dużo obcych państw. Pragnie pracować dla dobra ogółu, pełna jest poświęcenia dla ojczyzny. Dla nas jest dość dobra.

Profesor matematyki, Pan Piróg Józef

Profesor jest jeszcze młodym człowiekiem, blondynem, czesze się do góry, włosy układają mu się w fale, wzrostu jest średniego. Pragnie uchodzić za groźnego, lecz to mu się nie udaje – ile razy spróbuje głośniej krzyknąć, tyle razy uśmiechnie się. Śmiać się jednak długo nie lubi, choć daje się łatwo rozśmieszyć, zna jednak swoje granice, toteż pozwalać sobie zbytnio nie można. Pan profesor ma zwyczaj chodzenia z kąta w kąt, w czasie tej wędrówki tłumaczy lekcję. Polacy mają przysłowie “kto się ożeni, ten się odmieni”, a pa profesor jak w sam raz się ożenił, więc mam nadzieję, że więcej się będzie śmiał i w ogóle się odmieni ma się rozumieć z korzyścią dla nas. Pan profesor nosi kapelusz filcowy, marynarkę i spodnie koloru mi nieznanego, gdyż zapomniałem się przyjrzeć, buty jeśli się nie mylę są koloru brązowego, płaszcz tak jak i spodnie nie wiem jakiego są koloru. Poza tym pan profesor jest dobrym i bardzo go lubimy.

Profesor łaciny i śpiewu, Pan Kopcewicz Jan

Pan profesor jest wysokiego wzrostu, szczupłej budowy, cerę ma śniadą, włosy koloru ciemno-blond. Wysokie odsłonięte czoło świadczy o tym, że mamy przed sobą człowieka inteligentnego i pracującego umysłowo. Pan profesor chodzi obecnie w jasnym garniturze i czarnym płaszczu. Jest dobrym pedagogiem, uczy dokładnie i chce naszego dobra. Na lekcjach często powtarza, iż słowa Jego są “złotymi słowami” i powinniśmy je zapamiętać przez całe swe życie. Jest przyjacielem młodzieży, która w zamian za jego przyjazny stosunek bardzo go lubi i obdarza szacunkiem. Jest to typ prawdziwego profesora, spełniającego sumiennie i dokładnie swe obowiązki.

Wspomnienia

W owym roku nie zacząłem nauki we wrześniu. Ten wrzesień huczał jeszcze odgłosami niedalekich wystrzałów i ciepły był od tlejących pogorzelisk. Ale już w październiku rozpoczęły się zajęcia w nowopowstałym Gimnazjum i Liceum im. dr. med. Jana Sikorskiego w Wołominie. Mama zapisała mnie do pierwszej klasy i opłaciła czesne. Utworzenie średniej szkoły ogólnokształcącej było wielkim wydarzeniem dla miasteczka, które dotąd nie miało takiej placówki. Jeszcze większym wydarzeniem było dla mnie. Dziś, gdy porównuję tamte lekcje z lekcjami w prawdziwej szkole… ech, za się kręci!

Ławek nie było, były stoliki i stołeczki, a każdy inny. Niektórzy przynieśli z domu krzesełka, niektórzy po prostu stali. Tablicę, która była wielkością portretu, trzymało się rękami na ścianie, a raz, gdy jej zabrakło, p. Bobkowska pisała kredą na ścianie. Ogromnie się martwiłem, czy to da się zetrzeć, bo przecież prywatny właściciel budynku mógłby mieć pretensje? Ale starło się bez śladu.

Nie wszyscy mieli prawdziwe zeszyty, a papier tak zalewał jak gazetowy. Lecz rysować można było, a moim pierwszym rysunkiem w Gimnazjum była ameba. Tę lekcję biologii pamiętam dobrze, była to chyba moja pierwsza godzina w Gimnazjum. Lekcję prowadziła p. Dzwonkowska, zwana później “Ciocią”, profesorka, która zdobyła nasze serca – swoim sercem. Pamiętam, jak mówiła, że to grudka plazmy, i że ruch amebowaty, że nibynóżki i otoczka, co zabezpiecza przed szkodliwym wpływem otoczenia. Byłem wtedy podobny to tej ameby: 14-letni pierwotniak, wysuwałem swe nieśmiałe nibynóżki do świata, który upajał się wiosną wolności i chłonąłem całą swą powierzchnią blaski i cienie życia. Dopiero znacznie później, jak ameba, skryłem się pod otoczką, co zabezpiecza przed szkodliwym wpływem otoczenia.

Jakże ciekawe były lekcje fizyki p. Toporowskiego, drugiego dyrektora Gimnazjum! Pamiętam zwłaszcza jego poważną rozmowę z nami, gdy w klasie ujawniły się wyraźne tendencje antysemickie. Wiele dobrego jemu zawdzięczam, szkoda, że odszedł tak wcześnie.

Przy szkole powstała także drużyna harcerska, w niej przeżyłem niezapomniane chwile w tzw. terenie. Ot, szczęśliwe, zielone lata!

Wołomin, dn. 23 marca 1959

Karol Żmudzki
Lekarz weterenaryjny

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.