swiatowid

Bitwa pod Ossowem

Gdy w lipcu 1920 r. rozpoczął się masowy odwrót wojsk polskich na całej linji długiego frontu rosyjskiego, znajdowałem się na kolonji 14 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej w Kozienicach. Na wiadomość o dość szybko postępującej inwazji bolszewickiej i odezwie Rady Obrony Państwa, wzywającej naród do tworzenia Armji Ochotniczej, postanowiliśmy powrócić do Warszawy i co prędzej zaciągnąć się do formacyj ochotniczych. Dnia 17 lipca, po wielkim apelu i przeglądzie kilku tysięcy harcerzy, zgromadzonych w alei Szucha przy Gen. Insp. A. O. wstąpiłem wraz z kolegami – harcerzami z gimnazjum K. Kulwiecia i 14 Drużyny Harcerskiej w Warszawie do 221 pp.,  organizującego się pospiesznie w cytadeli z wesołej braci skautowej, która przybywała tłumnie z pieśnią na ustach i w przeciągu paru dni wypełniła przewidziany liczebnie stan kompanji.

Pułk ten miał być złożony tylko z harcerzy i z początku rzeczywiście tak było.

Ochotnicy zostali umundurowani, wyekwipowani i już odbywali ćwiczenia z bronią, gdy nagle w składzie pułku zaszła zmiana. Oto na skutek zarządzenia Dowództwa A. O. postanowiono rozdrobnić go na oddziały, które przeważnie przydzielono do innych, formujących się pułków ochotniczych.

W rezultacie dostałem się wraz ze swym oddziałem do 236 pp., który organizował się na Pradze, kwaterując w dużym gmachu szkolnym u zbiegu ulic Zygmuntowskiej i Targowej. Z oddziału naszego powstały zaczątki dwóch pierwszych kompanij, następne zaś organizowano z przybywających grupami i pojedyńczo ochotników. W ciągu tygodnia sformowano cały bataljon, złożony z czterech kompanij i liczący około 500 szeregowych i 9 oficerów. Bezwzględną większość ochotników stanowiła młodzież szkolna, począwszy od lat 17, choć byli również i młodsi, a obok nich także ludzie starsi, należący do różnych zawodów, jak np. rzemieślnicy, kupcy, nauczyciele itp., przeważnie jednak inteligencja. Wszyscy tworzyli zharmonizowaną całość, byli pełni wiary, zapału i sił do obrony zagrożonej Ojczyzny. To też ochoczo codziennie spieszyli na ćwiczenia bojowe, a wolne od zajęć wieczory poświęcali na naukę pieśni wojskowych i patrjotycznych, któremi zagrzewali się do przyszłych walk z wrogiem. Dzięki dobrym i zgranym głosom powstał wkrótce znakomity chór, którego reprodukcjom wokalnym przysłuchiwały się rzesze ludzi, a w szczególności krewni i przyjaciele ochotników, gromadzący się stale pod oknami domu koszarowego. Po pewnym czasie do pułku naszego przydzielono kapelana, który również zgłosił się jako ochotnik. Był to ks. Ignacy Skorupka, liczący lat 26, wzrostu średniego, o ciemnych włosach i oczach oraz regularnych, inteligentnych rysach twarzy.

Piękna a skromna postać kapłana odrazu pociągnęła młodzież potęgą ducha i blaskiem majestatu, jaki bił z jego wysokiego czoła. Po przybyciu do pułku zaraz zatroszczył się o nasze potrzeby duchowe. Przychodził często do koszar, wdawał się w rozmowy zbiorowe i pojedyńcze, rozwiewał zwątpienia, pocieszał, szerzył dobry wesoły nastrój. Bliżej poznaliśmy swego kochanego kapelana podczas spowiedzi, do której przystąpiliśmy na kilka dni przed wymarszem na front. Wtedy to, wśród długich pouczeń i rad przekonywaliśmy się o jego nieskalanej duszy i charakterze, o głębokiej miłości Boga i Ojczyzny, jaką mocarnemi słowami wlewał w serca nasze, krzepiąc je do czynu i wzbudzając w nich wiarę i patriotyzm. Toteż zaskarbił sobie w nas miłość, wdzięczność i cześć. Odtąd widzieliśmy w nim zwiastuna Opatrzności i jako do pocieszyciela strapionych – zwracaliśmy się do niego ze wszystkiemi bolączkami i rozterkami duchowemi, i rzeczywiście doznawalśmy pociechy i ulgi.

Szybko minęły trzy tygodnie ćwiczeń, a nieprzyjaciel coraz bardziej zbliżał się do wrót Warszawy. Przygotowani przez naszego przewodnika duchowego do złożenia życia na ołtarzu Ojczyzny, z upragnieniem oczekiwaliśmy rozkazu wymarszu na front.

Wreszcie dnia 12 sierpnia zostało zarządzone w baonie ostre pogotowie, a następnego dnia wymaszerowaliśmy z Pragi w kierunku Rembertowa, odprowadzeni za miasto przez orkiestrę, rodziców, krewnych i przyjaciół. którzy, nie mogąc już iść dalej, żegnali nas, niejednego poraz ostatni, z rzewnemi łzami w oczach.

Po drodze zatrzymaliśmy się na dłuższy postój w Ząbkach, gdzie ks. Skorupka odprawił w tamtejszym kościółku swe ostatnie nabożeństwo, w czasie którego wygłosił płomienne, natchnione kazanie. Mówił, że we śnie objawiła mu się Matka Boska i kazała nas pocieszyć i pokrzepić wiarą w zwycięstwo, jakie po krwawych walkach 13-go i 14-go, odniesie oręż polski 15-go i 16-go sierpnia. Należy tu podkreślić, że daty te ks. Skorupka dokładnie oznaczył i w natchnieniu zapewnił nas, Że Bóg ześle zwycięstwo, jeżeli tylko przetrwamy ten pierwszy chrzest bojowy, który zarazem będzie dla nas triumfem. Po nabożeństwie wyszliśmy z kościoła przejęci nową wiarą i zapałem męstwa, które zdecydować miało o naszej przyszłości.

Następnie odmaszerowaliśmy w kierunku Ossowa. W drodze towarzyszyły nam już odgłosy armat i terkotanie maszynek na pobliskich pozycjach.

W Ossowie, po posiłku, przygotowaliśmy sobie nocleg na słomie, rozścielonej pod wsią na polanie. Wkrótce sen opanował znużone uciążliwym marszem członki. Jednakże wypoczynek trwał nie długo, gdyż o godzinie 4-ej nad ranem zbudził nas bliski trzask karabinów maszynowych i świst kul, które tu i ówdzie padając, raniły zrywających się ze snu żołnierzy. Natychmiast kazano nam włożyć na siebie płaszcze i plecaki, wziąć karabiny i rozrzucono nas w tyraljerkę po obu stronach wsi; 1-szą i 2-gą kompanję na lewą flankę od wsi do lasu, a 3-cią i 4-tą – na prawą – od pól i łąk do wsi. Staraliśmy się dobrze ukryć w rowach i głębokich bruzdach na polu między wysoko rosnącemi kartoflami lub w wysokiej trawie na łąkach, za pagórkami i krzakami.

Po kilkunastu minutach strzelanina ucichła i ujrzeliśmy cofających się w nieładzie żołnierzy polskich, napieranych przez przeważające siły nieprzyjaciela. Bolszewicy szli śmiało całemi falangami z dzikiem i okrzykami radości i klątwami, nie spodziewając się zapewne większego oporu.

Tymczasem nagle natknęli się na naszą, ukrytą w terenie tyraljerę, która w mgnieniu oka wyrosła im z pod stóp, porwana z ziemi komendą “do ataku!” – “na bagnety”. Runęliśmy na nieprzyjaciela z gromkiem okrzykiem “hurra!”, wydobytym z pół tysiąca piersi. Rozpoczęła się bezprzykładna, krwawa walka.

Pamiętam, jak wówczas ks. Skorupka, który szedł w tyraljerze opodal mnie, zaintonował “Serdeczna Matko” i wysunął się naprzód. Spostrzegli to bolszewicy. Poznali księdza po stule i krucyfiksie, który niósł w ręku. Jeden z nich wystrzelił i zbrodnicza kula trafiła księdza w czoło…

Nasz wódz duchowy padł na wznak z ręką wyciągniętą ku niebu, trzymając w zaciśniętej dłoni krąż. Ci, którzy byli świadkami tej tragicznej chwili, z krzykiem rzucili się w kierunku księdza i mordercy, którego położył trupem J. S., uczeń Gimnazjum K. Kulwiecia w Warszawie. A ci, którzy nie widzieli, jak konał ich świątobliwy kapelan, dowiedzieli się natychmiast.

Wieść o śmierci księdza Skorupki rozniosła się po palu walki lotem błyskawicy i jak huragan – porwała mścicieli od zaciętej bitwy z wrogiem, na śmierć lub życie i – zwycięstwa.

Wśród niesłychanego zapału i krzyku, strzałów i szczęku broni, dały się słyszeć jęki rannych i konających. Wytworzył się okropny zgiełk, który przygłuszała nasza artylerja.

Po niedługiej walce zdołaliśmy wyprzeć bolszewików ze wsi, biorąc jeńców. Jednakże działanie lewego skrzydła nie było uzgadniane z prawą flanką, która, walcząc pa drugiej stronie drogi, wiodącej do Leśniakowizny, pozostawała z baku, za nami, wskutek czego groziło nam zajście nieprzyjaciela z tyłu.

Zachodziła więc konieczność wyrównania linji i dlatego musieliśmy się zaraz cofnąć, pozostawiając wieś bolszewikom.

Zajęliśmy drugą pozycję, gdzie wyrównawszy front i nawiązawszy łączność pomiędzy kompanjami, przygotowano się szybko do następnego przeciwnatarcia, gdyż bolszewicy, podtrzymywani silnym ogniem kulomiotowym, znowu zaczęli nas atakować, zbliżając się do naszej tyraljery na odległość kilkudziesięciu kroków. I znów ruszyli chłopcy w bój. Wywiązała się zażarta i długa walka a nierównych siłach, tak, iż nieraz jeden nasz żołnierz miał przeciwka w osobie trzech bolszewików. Tu każdy z nas działał już na własną rękę.

Kilkakrotnie następowaliśmy, to znowu nas cofano i znów szliśmy naprzód. Zabrakło bowiem jednolitej komendy, dowódców – oficerów i podoficerów, którzy przeważnie polegli lub byli ranni. Między innymi padł kapitan Natarewicz, żona jednego z oficerów, który poprzednio został zabity, i sanitarjuszka, która w krytycznej chwili chwyciła karabin i przybiegła z ambulansu na pole bitwy, aby dopomóc walczącym braciom. Poległo również wielu szeregowych, a tych, którzy jeszcze ucierali się z wrogiem, nieraz chwytała rozpacz z powodu niedomagań w funkcjonowaniu karabinów i braku tzw. “łódek”, tj. magazynów z nabojami.

Trzeba bowiem zaznaczyć, że przed wymarszem z Warszawy umundurowano nas i wyekwipowano kompletnie, ale widocznie zapomniano o należytem uzbrojeniu. Dostaliśmy wprawdzie nowe karabiny francuskie i po 200 nabojów w paczkach, ale po jednej tylko łódce z 5 nabojami. W czasie walki po wystrzeleniu owych 5 nabojów łódka taka automatycznie wypadała z karabinu i ginęła. Żołnierz zaś zamiast zapasowych, gotowych magazynów z nabojami, musiał wkładać po jednym naboju do rozgrzanej lufy, co opóźniało szybkość i skuteczność strzału oraz często powodowało niedomykanie lub zacinanie się zamku wskutek zasypania piaskiem. Pozatem w bataljonie brakowało karabinów maszyn.owych, bez których nie można była skutecznie .operować na dwukilometrowym odcinku przeciwko przeważającym siłom sowieckim z licznemi kulomiotami. Te dwa niedopatrzenia w uzbrojeniu przyczyniły się do wielkich strat w ludziach, którzy, nie mając odpowiednio zabezpieczonej obrony, zmuszeni byli walczyć nieraz o każdą piędź ziemi i bezużytecznie przelewać krew.

Dlatego też bój w Ossowie trwał z przerwami cały dzień i dopiero wieczorem, po sześciu krwawych kontratakach, i z wielkim ubytkiem sił, zdołaliśmy wypędzić bolszewików z Ossowa i Leśniakowizny, wsparci przez baon 13 pp., który nas zastąpił na odzyskanych pozycjach. My zaś następnego dnia 15-g o sierpnia, wróciliśmy na pobojowisko, aby obliczyć straty i pogrzebać zabitych.

Okazało się, że z kompanij, liczących około 130 ludzi, zostało po 30-70 zdrowych i do walki jeszcze zdolnych żołnierzy. Resztę stanowili zabici, ranni i zaginieni lub nieużyteczni z jakichkolwiekbądź innych przyczyn.

Pole bitwy przedstawiało okropny obraz, zwłaszcza na prawem skrzydle, gdzie walczyły trzecia i czwarta kompanje. Odsłonięta duża przestrzeń od najbliższych pól i łąk do wsi była pokryta trupami, strasznie zmasakrowanemi i w dodatku obdartemi z mundurów i butów, które bolszewicy zdążyli już przywdziać, aby potem niby polscy żołnierze z polskiemi odznakami  wprowadzać nas w błąd. Należy tu dodać, że owe odznaki, jak np. harcerskie “lilijki” i “krzyże” oraz ochotnicze, białoamarantowe “rozetki” i “orzełki”, zostawialiśmy na mundurach i furażerkach, a bojaźliwych, przewidujących następstwa kolegów, upominaliśmy, by ich nie zdejmowali. Jednakże pozostawienie tych odznak na sobie wielu odważnych przepłaciło później życiem, gdyż bolszewicy z takimi “polskimi łycariami”, w razie wzięcia do niewoli, rozprawiali się na miejscu, często jeszcze męcząc ich przed śmiercią.

Pochowawszy poległych w ogromnej, wspólnej mogile, wyruszyliśmy celem reorganizacji w kierunku stacji Miłosna. Tam z niedobitków jednego baonu 23 6 pp. został utworzony bataljon “śmierci” 36 pp., który w dniu 16 sierpnia znów wziął udział w boju i wraz z oddziałami 8 dywizji pędził nieprzyjaciela przez Wyszków aż do Zgorzelisk i pod Kolno na granicy pruskiej, a potem przetransportowany z całą dywizją na front południowy, maszerował przez Małopolskę Wschodnią do Połonnego nad Słuczem, gdzie zaskoczyło go zawieszenie broni.

Niedługo potem nastąpiło zwolnienie bohaterskiej młodzieży szkolnej z wojska, prócz tej, która w liczbie 327 poległych – odeszła na wieczną wartę. Taką w krótkości jest historja działań wojennych 23 6 pp. i jego kapelana śp. ks. L Skorupki, o czem osobną monografję przygotowuje podpisany.

Stefan Szarecki,
ochotnik 236 pp. A. O.
Poznań

Przeszłość: czasopismo historyczne dla wszystkich
1930 październik R.2 Nr 10

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.