Pierwsze lata Kazimierza Czechowskiego w Jasienicy
W roku 1931 lub 1932 do Jasienicy przybywa, aby objąć swą posadę nowy kierownik tutejszej Szkoły Powszechnej Kazimierz Czechowski. Człowiek wówczas dwudziestoośmioletni, absolwent Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Ursynowie, z ośmioletnim stażem w zawodzie nauczyciela i pierwszymi doświadczeniami na stanowisku kierownika szkoły. Na miejscu zastaje bardzo trudną sytuację i duże wyzwanie. W samym centrum wsi znajduje się zaledwie przed kilku laty wykończony budynek szkoły. Jest to w istocie drewniany, jednoizbowy, kryty strzechą dom przywieziony tutaj z Urli. Spełnione marzenie ówczesnego właściciela majątku ziemskiego w Jasienicy – prawdopodobnie Antoniego Czyżewskiego lub Józefa Leśniewskiego, które nie znalazło zrozumienia wśród lokalnej ludności.
Przez ostatnie lata w szkole pracowała dwójka nauczycieli – Bronisław Żuchowski i Michalina Jurczykowa. Ten pierwszy początkowo mocno zdeterminowany i pełen zapału, przy wsparciu lokalnego dziedzica oraz Dozoru Szkolnego dokończył budowę i otworzył nową szkołę. Mocno angażował się w sprawy tutejszej ludności, pomagał i pośredniczył w sprawach urzędowych. W końcu jednak uległ presji, popadł w liczne konflikty z mieszkańcami, swoją koleżanką i władzami. Skończyło się to jego zwolnieniem. Na posadzie pozostała sama Michalina Jurczykowa, która w ocenie Kazimierza Czechowskiego kompletnie sobie z tą sytuacją nie radziła.
Kiedy do Jasienicy przybywa Kazimierz Czechowski, zastaje szkołę zdemolowaną, ściany są wymazane. Codziennie odbywają się zaledwie dwie lub trzy lekcje przy bardzo małej frekwencji (kroniki podają 40%). Nauczycielka nie ma żadnego autorytetu, uczniowie robią właściwie co chcą. Rodzice nie rozumieją sytuacji. Nie ma żadnej tradycji kształcenia. Dzieci od najmłodszych lat wdrażane są do prac w gospodarstwie takich, jak wypas bydła. Jasieniczanie szkołę zgodnie uznają za zbędną. Z pierwszych kart kronik, zapisanych najprawdopodobniej ręką samego Kazimierza Czechowskiego wyłania się zatem dość ponury obraz początków edukacji w naszej miejscowości. Czytając łatwo sobie wyobrazić, jak staje pewnego dnia przed gromadką umorusanych, obdartych i rozdokazywanych dzieciaków, które starają się popisywać przed sobą nawzajem, grając na nosie młodemu nauczycielowi.
Sytuacja momentami wydaje się nawet komiczna, bo oto mamy kolejny obraz. Jest zebranie rodziców. Nauczyciel zwraca uwagę, że dzieci przychodzą do szkoły brudne i nieodpowiednio ubrane. Na to rodzice solennie przyrzekają pilnować czystości, a nawet obiecują przekazać płótno, z którego uczniowie mają uszyć sobie ubranka. Po czym zebranie kończy się i następnego dnia w szkole pojawiają się dzieci tak samo zaniedbane, jak uprzednio. Efekty przynosi dopiero decyzja kierownika szkoły o zakupie szczotki ryżowej i bezpośrednia akcja. Wielka determinacja i konsekwencja działań kierownika szkoły powoli zaczyna przynosić rezultaty. W ciągu miesiąca wszyscy chłopcy mają już płócienne koszulki, a dziewczynki bluzki. Również rodzice dostrzegają, że sytuacja zaczyna się zmieniać, że edukacja może oznaczać coś pozytywnego. Powoli zaczynają współpracować.
Kronika szkolna jest w tym miejscu nieprecyzyjna. Nie wiadomo dokładnie, czy chodzi o jeden rok, czy o dwa. Wszystko wskazuje na to, że podczas zakończenia roku szkolnego 1932/1933 w Szkole Powszechnej w Jasienicy dzieciom rozdano wykonywane przez nie przez cały rok prace. Każde z dzieci przygotowało kilka ramek na fotografie, popielniczkę, różne narzędzia kuchenne, chusteczkę do nosa i koszulę lub bluzkę. Wygląda na to, że Kazimierz Czechowski od samego początku swojej kariery postawił na prace ręczne i zajęcia techniczne. Takie praktyczne podejście do edukacji było chyba dobrą decyzją. Zjednywało mu to bardzo lokalną ludność. Wiadomo też, że w latach powojennych Jasienica słynęła z pracowni technicznej, a nawet studium nauczycielskiego o takiej specjalności.
Czerwiec 1933 roku to koniec pierwszego lub drugiego roku pracy kierownika Czechowskiego w jasienickiej szkole. Uczniowie z rozpasanego i umorusanego stadka przedzierzgnęli się w karną i schludną gromadkę. Na kartach kroniki czytamy, że młodzież dorastająca zorganizowana jest w grupę teatralną i czterogłosowy chór. Podczas występów i koncertów zbierane są pieniądze, które przeznaczone zostają na zakup szafy i utworzenie pierwszej w wiosce biblioteki.
Na zebraniu rodziców w roku szkolnym 1933/1934 udaje się wspólnie uchwalić pierwszy regulamin, który ma obowiązywać rodziców dzieci oraz szkołę. Ci pierwsi zobowiązują się opłacać prenumeratę czasopism Płomyk i Płomyczek, a także regularnie wspierać Towarzystwo Popierania Budowy Szkół Powszechnych, którego koło tworzy się wkrótce także w Jasienicy. Wstępuje do niego 18 osób z Kazimierzem Czechowskim i Józefem Leśniewskim na czele. Powoli pojawia się idea rozbudowy budynku szkolnego, która wkrótce przerodzi się w pomysł budowy nowej szkoły w Jasienicy. Warto zauważyć, że 11 listopada 1933 roku ma miejsce pierwsza odnotowana w historii akademia szkolna z przygotowanymi przez dzieci przemówieniami, przedstawieniami i śpiewami. Pod tą samą datą widnieje informacja o zwolnieniu z posady Michaliny Jurczykowej i zatrudnieniu na jej miejsce Leona Klaczyńskiego.
Szkoła rozwija się coraz bardziej dynamicznie. Pojawiają się dotkliwe problemy lokalowe. W istniejącym budynku szkolnym jest po prostu ciasno. Wynajęcie dodatkowej sali w prywatnym domu niewiele pomaga. Zapada decyzja o budowie nowej szkoły. Wioska postanawia się na ten cel opodatkować – po 5 zł od każdej rodziny, a także przeznaczyć część z czynszu gruntów pod polowania. Z terenów wspólnoty wydzielona zostaje działka pod budowę. Powstaje Komitet Budowy Szkoły w Jasienicy z Józefem Leśniewskim i Stanisławem Roguskim na czele.
W maju 1935 roku delegacja dzieci z Jasienicy udaje się do Belwederu w Warszawie, by złożyć hołd zmarłemu Marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu. Jest to pierwszy zorganizowany wyjazd ze szkoły, który wszystkim tak bardzo się podoba, że od razu zapada decyzja o kolejnej wycieczce, która wkrótce również dochodzi do skutku. Tym razem dzieci udają się do kina, zwiedzają Zamek Królewski, Sejm, Senat, Belweder, lotnisko oraz szereg kościołów.
Rok szkolny 1935/1936 zapisał się w historii jako przełomowy z kilku powodów. Po pierwsze to w tym roku pierwsi absolwenci jasienickiej Szkoły Powszechnej rozpoczynają naukę w szkołach wyżej zorganizowanych. Nasza szkoła w owym czasie ma cztery oddziały, a edukacja kończy się na czwartej klasie. Rodzice, którzy jeszcze niedawno zabraniali dzieciom uczęszczać na zajęcia i widzieli ich miejsce przy wypasie krów, posyłają tego roku swe pociechy do Tłuszcza lub Wołomina do klasy piątej i szóstej. We wrześniu 1935 roku dziewięcioro dzieci z Jasienicy rozpoczyna naukę w szkołach wyżej zorganizowanych.
Na zakończenie tego pamiętnego roku szkolnego otwarta zostaje doroczna wystawa prac ręcznych, która tym razem osiąga rangę lokalnego fenomenu. Na kartach kroniki odkrywamy pamiątkowe wpisy licznych gości, którzy wystawę z zachwytem zwiedzali. Są tam uczniowie i nauczyciele z Miąsego, Ołdaków, Postolisk, Franciszkowa, Szczepanka, Kozłów, Boruczy, Kątów Miąskich, Krusza, przedszkolaki z Tłuszcza, proboszcz Klembowa ks. Władysław Roguski, Koło Młodzieży z Kozłów, poseł Stanisław Kielak i wielu gości prywatnych. Jest również przedstawiciel prasy M. E. Kobus, którego artykuł z Gospodarza Polskiego widnieje na kolejnej stronie.
Kazimierz Czechowski w tej sytuacji przytomnie postanawia wykorzystać chwilę rozgłosu, by nadać dodatkowego rozpędu sprawie budowy nowej szkoły. W tym samym numerze Gospodarza Polskiego publikowany jest jego list, w którym przedstawia wszystkie wysiłki, które podejmują wspólnie z mieszkańcami Jasienicy, aby prace mogły się rozpocząć. Na efekty nie trzeba długo czekać. We wrześniu 1936 roku zostały uroczyście poświęcone fundamenty pod budowę nowego, murowanego budynku. Aktu tego dokonał ks. Władysław Roguski, proboszcz parafii Klembów w obecności licznych oficjalnych gości.
Następują lata pewnej stabilizacji. Życie szkolne biegnie swoim rytmem. Pracownia techniczna, znana w całej okolicy wizytówka naszej szkoły, powiększa się o warsztat stolarski. Uczniowie działają wciąż na wielu frontach artystycznych zbierając fundusze na budowę nowego budynku. Kontynuacja nauki w Tłuszczu lub Wołominie po ukończeniu czwartej klasy w Jasienicy powoli staje się zwyczajem, potwierdzając wysoki poziom tutejszego kształcenia.
Wpis do kroniki dotyczący roku szkolnego 1938/1939 kończy się niepokojąco. „Ojczyzna w potrzebie. Na wezwanie dzieci złożyły dary na pożyczkę lotniczą”. W końcu marca 1939, wkrótce po wkroczeniu wojsk niemieckich do Pragi władze Rzeczypospolitej zwróciły się do społeczeństwa z prośbą o pożyczkę wewnętrzną na „rozbudowę lotnictwa” – tzw. Pożyczkę Lotniczą. Apel ten spotkał się z dużym oddźwiękiem. Kierownik szkoły w Jasienicy podjął decyzję o przekazaniu na ten cel pieniędzy odkładanych od kilku lat na zakup nowej maszyny do pracowni.
Dnia 3 września 1939 roku nad Jasienicę nadleciały niemieckie samoloty.
Pamiętam opowieści osób które nauczał pan Czechowski w tamtych latach i po wojnie. Jego “metody” , sposób traktowania dzieci i rodziców spowodował że w czasie okupacji został aresztowany przez Niemców za znęcanie się nad dziećmi . Zresztą w późniejszych latach , kierownikiem szkoły był jego syn , Zygmunt Czechowski , który miał podobne metody wychowawcze i który też pozostawił po sobie bardzo złe wspomnienia.Do tej pory żyją mieszkańcy , którzy pamiętają ojca i syna Czechowskich.
Artykuł został napisany wyłącznie w oparciu o kroniki szkolne, siłą rzeczy jest więc dość jednostronny. Aresztowanie przez Niemców za znęcanie się nad polskimi dziećmi wydaje mi się jednak nieprawdopodobne. W kronice jest informacja, że pan Kazimierz Czechowski w 1940 roku zaangażował się w Robotniczą Spółdzielnię Spożywców “Przyszłość”, która zajmowała się handlem. Podobno na tyle sprawnie, że zaczęło to przeszkadzać prowadzącemu konkurencyjną działalność folksdojczowi, który dokonał donosu na prezesa spółdzielni, czyli pana Czechowskiego. Folksdojcz ten aż tak bardzo rozzuchwalił się w swoim donosicielstwie, że naskarżył na samych żandarmów, co skończyło się dla niego tragicznie. Tyle kroniki. Czy jest to prawda – nie wiem. Może kiedyś ktoś to sprawdzi?
Zygmunt Czechowski jeszcze zyje.. to za czasów jego dyrektorowania dzieci były bite w szkole.. zresztą przez niego tez.. i pewnie jeszcze do dzis na tej jego działce wiszą karmniki robione na zajęciach praktycznych które to “dobrowolnie” dzieci mu darowały .. . do tego musiały zasuwać przy rozbudowie szkoły/sali gimnastycznej – zamiast wfu .. i całe dekady ten dyrektor nie mógł sobie poradzic z zasr….kiblami dla uczniów – widoki/zapachy gorsze niż w 3cim świecie! (oczywiscie wc dla nauczycieli był zamkniety dla pozostalych) .. dodajmy do tego stale okradane szatnie dla uczniów i mierny poziom nauczania i jest pełny obraz jego dyrektorowania.. .. aha.. i oczywiscie ta partyjna nowomowa.. ciekawe czy ma jakies wyrzuty sumienia za to wszystko
Potwierdzam wszystko to, co zostało przypomniane.Dodam do tego presję psychiczną wywieraną na dzieciaki i ich rodziców.
I ciągłe wypominanie i wyciąganie spraw rodzinnych i osobistych uczniów. Naśmiewanie się z dzieci pochodzących z biedniejszych rodzin, krytykowanie ich wyglądu , ubioru ….
“został aresztowany przez Niemców za znęcanie się nad dziećmi” ???? serio?
Tak , dziwne i trudno w to uwierzyć, ale tak było. Ludzie poskarżyli się władzom niemieckim. Znam to z opowiadań rodzinnych.