Wczoraj na moście kolejowym przy Cytadeli pełniący tam służbę posterunkowy komisarjatu rzecznego znalazł starą zniszczoną czarną marynarkę, leżącą na jednej z żelaznych barjer mostu. W marynarce tej znaleziono pięć zapieczętowanych listów, adresowanych do: 1) władz policyjnych, 2) żandarmerji, 3) składu Brandera (Bagno 6), 4) firmy Kejlin (Elektoralna 34), oraz do 5) jubilera B. Gutgolda (Krucza 32). Poza listami — w marynarce znajdowało się kilka gazet, oraz monogram srebrny z literami „B. C.” Jak wskazywał adres, umieszczony na odwrotnej stronie kopert, nadawcą listów był Konstanty Dyskut, zamieszkały w Kobyłce.
Znalezienie tajemniczej marynarki, oraz listów, które będą dziś zbadane przez władze, nasuwa dwa przypuszczenia: że Dyskut popełnił samobójstwo przez rzucenie się do Wisły, zostawiając ślad dla władz policyjnych w postaci listów, pozostawionych w marynarce; że Dyskut chcąc sprowadzić śledztwo na fałszywe tory, symuluje samobójstwo. Za słusznością tej drugiej ewentualności przemawia cały szereg faktów.
Dyskut gdyby chciał zawiadomić policję i załatwić swoje rachunki z firmami, z któremi pozostawał w stosunkach handlowych, mógłby przecież wysłać listy pocztą, a nie pozostawiać je w marynarce, będącej zresztą, jak to już ustalono – nie jego własnością. Symulacja zamachu samobójczego ma związek ze śledztwem, wytoczonem Dyskutowi przez żandarmerję wojskową. Kilka tygodni temu w Centralnej Szkole Zbrojmistrzów w Cytadeli wykryto olbrzymie nadużycia, sięgające sumy kilkuset tysięcy złotych, a polegające na t. zw. systemie „martwych dusz”. Dyskut, który był urzędnikiem Centralnej Szkoły Zbrojmistrzów od szeregu lat, prowadził ewidencję i załatwiał sprawy wypłaty poborów podoficerom, odkomenderowanym na przeszkolenie do Szkoły Zbrojmistrzów. Nadużycia jego polegały na tem, że wstawiał do spisów i ksiąg fikcyjne nazwiska i przydziały podoficerów, rzekomo przydzielonych do szkoły i otrzymując dla nich pobory z kasy państwowej wysyłał je pocztą do poszczególnych oddziałów. W mieszkaniu swem, w domu własnym w Kobyłce, nabytym za skradzione pieniądze Dyskut posiadał własny urząd pocztowy, w którym kwitował przekazy pieniężne i stemplował blankiety sfałszowaną pieczątką urzędu pocztowego „Warszawa 17″.
Nadużycia trwały kilka lat, a na trop ich natrafiono zupełnie przypadkowo. Według obliczeń już dokonanych Dyskut okradł skarb Państwa na sumę przeszło 300,000 złotych. Na pierwszą wiadomość o wykryciu defraudacji Dyskut został aresztowany przez władze policyjne, jednak zdołał zmylić czujność eskortujących go policjantów i zbiegł w niewiadomym kierunku, dotychczas się ukrywając. Za zbiegiem rozesłane zostały listy gończe i zarówno policja, jak i żandarmerja rozpoczęła poszukiwania. Prawdopodobnie władze bezpieczeństwa były już na tropie złodzieja, skoro ten uciekł się do fortelu symulacji samobójstwa.
Śledztwo, prowadzone przez I dywizjon żandarmerji i urząd śledczy m. st. Warszawy, trwa w dalszym ciągu. Dla sprawdzenia władze zarządziły dokładne przeszukiwania obydwóch brzegów Wisły w dół rzeki. Dziś od wczesnych motorówki policyjne i żaglówki w liczbie kilkunastu w dalszym ciągu poszukują śladów lub ewent. zwłok Dyskuta, gdyż można również przypuścić, iż złodziej, trapiony wyrzutami sumienia, popełnił samobójstwo.
Przegląd Wieczorny
1930, no 229
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours